Film "Jutro, jak wybuchnie wojna" oczarował mnie. To pierwszy film, który tak mnie zaciekawił i wciągnął, że zdecydowałem się przeczytać powieść Johna Marsdena. Od tamtej pory pokochałem książki.
Tą produkcje można podzielić na dwie części: Pierwszą, którą można określić, jako dobre kino przygodowe, a drugą wzruszającą wojenną historię.
Początkowo film dostarcza dawkę dobrego humoru. Spięcia między Homerem a Ellie są naprawdę zabawne, jednak mnie "rozwalały" miny Caitlin Stasey (Ellie). Aktorka wzbudziła we mnie niesamowitą sympatię. Jej charakterystyczna i piękna modulacja głosu oraz rewelacyjna mimika są jednymi z zalet tej produkcji. Phoebe Tonkin dorównała kroku Caitlin. Obie wykreowały świetne postacie i były naturalne.
Szczerze powiedziawszy każdy z bohaterów pierwszoplanowych pokazał swój charakter, za co należą się oklaski dla aktorów oraz scenarzystę, będącego także reżyserem, który dobrze zarysował postacie. Prawdę mówiąc to twórca tego filmu miał ułatwione zadanie w realizacji tego hitu, gdyż opiera się on na rewelacyjnej książce australijskiego autora - Johna Marsdena.
Genialny pisarz świetnie rozegrał akcje w książce oraz stworzył charakterystyczne i barwne postacie, których śledzenie losów było ogromną przyjemnością.
Po przeczytaniu cyklu "Jutro" liczącego 7 części, zastanawiam się dlaczego Stuart nie zdecydował się jeszcze na realizacje kontynuacji tego filmu. Nie dość, że historia jest bardzo ciekawa to do tego "Jutro, jak wybuchnie wojna" zyskało sympatie widzów, pozytywne opinie od krytyków oraz kilka nagród.
Nie ukrywam, że jestem niesamowicie zawiedziony, iż adaptacje liczy zaledwie jedną część. Choć kto wie? Może w końcu ktoś zdecyduje się "wskrzesić" historię bohaterów.
Film mnie oczarował i mimo, iż oglądam go po raz setny, nie dłużył mi się, a co więcej miałem ciarki na plecach. Ponadto spodobała mi się muzyka.
Film oceniam na 10/10 oraz serduszko. Polecam gorąco!