Już choćby sama gra Carrey'a, który do grania ról komediowych otrzymał niewątpliwie wyjątkowy dar. Śmieszne są także te wszystkie sceny, gdzie rasowy kłamca traci swój dar do kłamania w żywe oczy i musi uciekać się do najdzikszych metod by wyjść z twarzą z całej tej sytuacji. Jedną z moich ulubionych scen jest, gdy sędzie pyta się głównego bohatera, czy ten na pewno musi iść do toalety.
Dla mnie najlepsza (jestem w 100% pewien że autorstwa samego Carreya) scena z wąchaniem choinki zapachowej w zakładzie mechanicznym - taka rekompesata za wygórowany rachunek za holowanie. Boskie.
Tylko że tutaj on nie tyle przestaje kłamać i mówi prawdę, tylko po prostu zaczyna być brutalnie szczery - do bólu szczery. I często mówi dużo więcej niż by wystarczyło. Choć przecież życzeniem jego syna było tylko, żeby on po prostu nie kłamał. Zamiast walić prosto z mostu, mógł odpowiadać na niewygodne pytania np. "Wolę nie mówić", "Wolę nie odpowiadać", "Nie chcę o tym mówić", "To dla mnie zbyt ciężki temat" itd.
A zamiast tego mamy zupełną groteskę u Jima.
Gdyby syn zażyczył sobie, żeby jego tata zawsze był ze wszystkimi szczery do końca, to byłaby inna sprawa.
A skoro już o synu mowa: tutaj Max wygląda na 8 czy nawet 9 lat. Nijak nie wygląda na 5 lat. Więc dlaczego wg filmu ma 5? Dlaczego w filmie nie obchodził ósmych urodzin? To byłoby bardziej wiarygodne.
Wiem, że jest wiele filmów, w których aktorzy byli zbyt starzy do swoich ról, no ale bez przesady. U dziecięcych aktorów to jest szczególnie mocno widoczne.
Ogólnie, mam mieszane uczucia odnośnie tego filmu, i trudno jest mi go ocenić. Momentami śmieszy, momentami żenuje, momentami irytuje, momentami troszeczkę wzrusza. Jest nierówny - przynajmniej tak to odebrałem.