Film o czarnym holokauście w USA. Występuje nawet dosłowne porównanie miałkości narodowo-
socjalistycznych obozów koncentracyjnych do monumentalnej dwustuletniej zagłady czarnych.
Końcówka nie pozostawia złudzeń co do politycznego przesłania. Występuje nawet aktualny
prezydent USA, który jak wiadomo propaguje i wprowadza w życie czerwoną politykę
sprawiedliwości społecznej. Jeśli ktoś lubi polityczną, obrzydliwą propagandę to polubi i ten film.
Panie Placzku, tak krótko - Holocaust stanowił bezprecedensową próbę zagłady całego narodu przy użyciu metod przemysłowych, która nigdy wcześniej i później nie była przeprowadzona w takiej skali. Więc porównywanie pracy czarnych na plantacjach do Holokaustu to banalnie całkowite niezrozumienie pojęcia, które ono oznacza. Jeśli rozumiesz co znaczy celowe unicestwienie ludzi poprzez masowe gazowanie oraz późniejsze spalenie ciał w krematoriach to nie będziesz się błaźnił porównywaniem bicia, torturowania i zabijania poszczególnych czarnych do Holokaustu. Zrozum idioto, że czarni dostawali w czarne cztery litery w celu przywołania do porządku a nie w celu unicestwienia. Bo kto normalny będzie niszczył swój "park maszynowy"!? Czarni mieli pracować a nie byli przytargani z Afryki po to, żeby ich w Ameryce zatłuc. Widzisz już bezsens swojego toku rozumowania w kwestii Holokaustu?
Jasne, że propaganda, bo w gruncie rzeczy każdy amerykański film jest propagandowy (Ameryka to kraj niekończących się możliwości, najlepsza demokracja świata itd. itp... Kreują ten mit niezmiennie od jakichś 100 lat). I na każdą ich produkcję o tematyce społeczno-ekonomicznej trzeba patrzeć "przez palce".
Ale pewne fakty są niezaprzeczalne. To, że niewolnicy harowali na plantacjach bawełny, że niewolnik mógł być sprzedany jak rzecz, zabity jak pies, że się ich izolowało w miastach wydzielając strefy dla "kolorowych", że czarna służąca nierzadko była prawdziwą matką dla dziecka, ale nie wolno jej było sikać w toalecie białych. Można wymieniać jeszcze długo. I tak sobie myślę, że z perspektywy Cecila te wszystkie zmiany jakie za jego życia zaszły w życiu społeczno-politycznym USA to było naprawdę coś. Wiem, że film jest podkoloryzowany i nie trzyma się wiernie wydarzeń, na podstawie których powstał scenariusz, a pewne historyczne wątki potraktowano mocno pobieżnie. To celowy zabieg, po to aby uwypuklić przekrój zdarzeń niemal rewolucyjnych.
Chcę też zwrócić uwagę na ważną scenę, w której Martin Luther King rozmawia z synem Cecila i mówi o czarnych służących obalających stereotyp Murzyna i robiących wywrotową robotę od środka. Myślę, że to bardzo ważne, żeby Murzyni w Ameryce zaczęli w końcu patrzeć na siebie, na białych, na kraj w którym żyją nie tylko przez pryzmat zniewolenia, hańby i nienawiści. Ale właśnie przez pryzmat pewnych wartości, które sami mogą wnieść do kultury i gospodarki. Są normalnymi i pełnowartościowymi ludźmi. Jak chcą potrafią uczciwie pracować i są perfekcyjni w tym co robią (i to wcale nie jest podtekst, że nadają się tylko na służących). Jasne, że mają pewne predyspozycje - jak każda nacja - i zawsze jakaś część będzie na marginesie, jako wyrzutki. Ale powinni robić swoje, jeśli chcą być obywatelami Ameryki, to niech zachowują się, jak na porządnych obywateli przystało. Niech walczą o swoje prawa, ale też niech dają od siebie.
^ Zgadzam się z powyższym. Niemniej jednak, końcówka filmu (wątek Obamy) sporo "zabiera" z przesłania, bo refleksję o sytuacji Afroamerykanów, państwowości USA i kolonializmie zaraz zastępuje myśl, że dobry film stał się laurką dla Obamy.
@Janekkowalski2011 : czy kolejne sceny z prezydentami USA i z ich poglądami na "czarną część społeczeństwa" służą propagowaniu jakiejkolwiek ideologii politycznej ? Wg mnie film pokazuje powolny i mozolny proces wprowadzania regulacji prawnych, które miały zapewnić poszanowanie społeczności afroamerykańskiej. Faktem jest, że końcową scenę można interpretować tak że Obama to wielki sukces czarnej społeczności ; ostatnia reakcja w łańcuchu, zapoczątkowanym przez ucieczkę głównego bohatera z plantacji...
Sam film natomiast jest efektem rozpoczętego "rachunku sumienia" Amerykanów ze szczególnym uwzględnieniem kwestii poszanowania Afroamerykanów, a ów rachunek rozpoczął Django (sam Tarantino przyznał, że chciał skłonić do dyskusji na ten temat) a później Lincoln.
Kurczę, wszyscy tak jadą na ten wątek z Obamą, a przecież to jest właśnie taka logicznie spinająca całość klamra. Przecież Cecil nie po to zwolnił się z pracy, nie po to trafił do aresztu, żeby przed śmiercią zobaczyć kolejnego białego prezydenta ;)