I tak po bardzo dobrym "Zimowym Żołnierzu" dostaliśmy film na poziomie "Pierwszego Starcia". Film o prostolinijnej fabule z mnóstwem nielogicznych zdarzeń wydaje się nawet gorszy od początków Kapitana na dużym ekranie. Już nie wspomnę o tym, że chłopaki mogli sobie chwile pogadać a nie bez sensu skakać sobie do gardeł. Stark jest tutaj swoim własnym przeciwieństwem, kieruje się nielogicznościami w swoich działaniach. Powiało nudą i brakiem dramaturgi jak na bratobójczą walkę.
1. CAP - 6
2. CAP - 8
3. CAP - 5
Teraz pozostaje jedynie czekać na 2 część strażników..
Winter Soldier jest bardzo dobry ale Civil War to film co najmniej rewelacyjny, w kategorii film na podstawie komiksu/blockbuster. Fabuła jest o wiele ciekawsza i po prostu lepsza ze świetnym plot twistem, również aktorstwo na wyższym poziomie. Dodatkowo ciekawsi bohaterowie, o wiele lepsze sceny walki i idealnie wyważony humor.
W niby jakim elemencie fabuła CW jest lepsza od WS? W filmie brak jest dynamiki, walki wcale nie są ciekawsze ani lepsze.. brak jest porządnego czarnego charakteru, brak motywacji do walki i dramaturgi, pierwszy przykład z brzegu, kiedy Roods spada z nieba, jest to zupełnie obojętne dla widzę.. tak samo finałowa walka między CAPem i Starkiem, o zakończeniu już nie wspomnę. Mam nadzieje, że nowi X-Meni nie rozczarują jak CW.
Nie no tu akurat się zgadzam , że WS ma najlepszy i najlepiej dopracowany scenariusz.
Jednak CW to również dobrze skomponowany film, pod względem konfliktu postaci.
Czarny charakter aka Zemo - jego ludzka charakteryzacja ma uzasadnienie i domniemam , że w kolejnych odsłonach poznamy go już jako Barona.
Fabuła jest lepsza chociażby pod tym względem, że na początku mamy tu dwie równorzędne opcje reprezentowane przez Capa i IM. Widz naprzemiennie przekonuje się raz do argumentacji jednego raz drugiego. Nie wiadomo tak naprawdę, który ma rację i już to sprawia wrażenie problemu lepiej zarysowanego i ciekawszego po prostu. Druga sprawa czyli plot twisty: pierwszy gdy dowiadujemy się, że to jednak nie Buck odpowiada za zamach na szczycie ONZ i drugi wiadomo który pod koniec filmu. W WS mamy po pierwsze jeden konkretny pt a po drugie moim zdaniem o wiele gorszy niż oba z CV.
Następna sprawa co do scenariusza i fabuły- nieścisłości, na których w pewnej mierze opiera się akcja WS. Na przykład w jaki sposób Hydrze udało się zinfiltrować Shield? Mając do dyspozycji agentów typu Black Widow, superszpieg Nick Fury o wszystkim dowiaduje się w momencie zamachu na jego życie?:)
Czarny charakter moim zdaniem jest o wiele lepszy niż w WS. Po pierwsze osiąga on finalnie znacznie więcej, po drugie jest właśnie zwykłym człowiekiem świadomym, że osobiście nie jest w stanie zrobić nic żadnemu z Avengers. Jedyny jego mankament to motyw zemsty mocno przewijający się w tym filmie.
Dla mnie scena ze spadającym Rhodes'em była mocno oddziałująca- widać mamy nieco inny stosunek do bohaterów/bohatera tegoż.
Sceny walki, cóż... Po pierwsze są o wiele ciekawsze ze względu na uczestników, po drugie zatrudniono lepszych speców od choreografii, po trzecie jest w nich marvelowski humor ale w idealnych proporcjach i momentach. Po trzecie w WS mamy jednego Villaina, w CV mamy jednego tego samego, CrossBonesa, walkę na lotnisku i walkę finałową...
Walka na lotnisku to chyba największa porażka tego filmu :P Do tego Crossbones dalej jest tylko ponadprzeciętnym ale jednak randomem. Zemo jako czarny charakter finalnie nic nie osiąga, bo sprzymierza ze sobą wszystkich Avengersów łącznie z Czarną Panterą i Starkiem na sam koniec po liście od Capa.
Raz jeszcze napisze Civil War bez ofiary CAPa to nie Civil War.
Wątpię czy sprzymierza. Ponad połowa bohaterów po wydarzeniach z tego filmu to kryminaliści, którzy nie mogą liczyć na czyjąkolwiek pomoc i zrozumienie jeśli spróbują ratować świat. Co z tego, że sprzymierzył Kapitana i Panterę? To akurat bardziej wynika z faktu, że nie przewidział udziału T'Chali w tym wszystkim. W budynku Avengers zostało tylko dwóch kompetentnych herosów, zdolnych do walki. A list kapitana nie świadczy o tym, że Stark mu wybaczył i po prostu dalej będą ramię w ramię współpracować. Powiedz mi, w jakim innym filmie o superbohaterach można wskazać tak dobre studium nad ich psychiką? Bo ja mogę wymienić co najwyżej 5. I Kapitan jest równie dobry jak one.
T'Chali zapewnił im schronienie i nieograniczone fundusze więc będą mogli działać bez problemu wtedy, kiedy będą potrzebni, a co do Starka to widać w ostatniej scenie jak zbył generała. Co do rozprawy nad psychiką to według mnie wszystko jest tu spłycone do minimum, poza motywacjami CAPa, bo on jako postać może dla większości być sucharowy, to jednak jego motywacje są prawdziwe. A reszta?
Stark mimo wszystko jako postać mocno się rozwija. Twórcy zauważyli, że jego przeszłość na rynku zbrojeniowym, syndrom pola walki po Avengers, a także budowa Ultrona mocno go zmieniły. Z kompletnego playboya, zmienił się w gościa który naprawdę martwi się o konsekwencje swoich czynów. Stał się jednym z najbardziej odpowiedzialnych Avengers, który nie cofnie się przed niczym by zapewnić bezpieczeństwo.
Sam-prawdziwy kumpel. Działa z Kapitanem, bo się o niego martwi. On nawet nie lubi Buckiego, a mimo to zostaje i poświęca się dla przyjaciela (no decyduje się trafić za kratki).
Zemo- normalny człowiek, nie superbohater. Stracił rodzinę, twierdzi, że bohaterowie wyrządzają więcej szkód niż naprawiają. Czy jakby mi zabili rodzinę, czy nie próbował by się zemścić? To ludzka reakcja.
Vision- ledwie liźnięty wątek uczłowieczenia, ale czuć jego ból i tęsknotę za normalnością.
T'chala- tu widać kompletny splot zemsty, tradycji i szlachectwa (nie wiem jak inaczej to nazwać). Jest to człowiek honoru, nowoczesny, który jednocześnie szanuje swoją kulturę. Być może nie próbowałby się mścić, gdyby nie fakt, że może. Tytuł czarnej pantery był dziedziczny, a przyjmując go zgodził się bronić swojego ludu. Widać to w jednej z ostatnich scen, kiedy odpuszcza zemstę osobistą, bo widzi, że pojmanie Zemo żywcem będzie o wiele lepsze dla interesów Wakandy i całego świata.
Jeśli żadna z tych postaci nie była dla Ciebie interesująca, to przykro mi. Jest to jeden z najlepszych filmów o superbohaterach ever. Potwierdzają to recenzje widzów i krytyków z całego świata. Widać masz inny gust, i to szanuję.
Stark się rozwija, ok, ale robi to w irracjonalny sposób, popada ze skrajności w skrajność. Co on nie wiedział, że w walkach zginęły tysiące osób? Wiedział, i wiedział, że większość tych ofiar to działania ich wrogów Hydry, kosmitów, Ultrona.. jedna randomowa kobieta nie powinna na niego tak wpłynąć żeby rozbił cała grupę, której był tak oddany, bo w końcu stwierdził, że uwielbia to robić.
Sam zawsze stał po stronie CAPa więc nic nowego.
Zemo jako czarny charakter jest zupełnie nijaki, nie wywołuje żadnych odczuć u widza. Marvel cierpi na brak porządnego czarnego charakteru..
Vision akurat w tym filmie jest zupełnie zbędny, widać, że twórcy nie wiedzieli co z tą postacią zrobić. Istota stworzona przez Ultrona mająca w sobie kamień nieskończoności jest zupełnie nie wykorzystana, a sory jest wykorzystana jako niańka dla Wondy.
T'chala jest jak najbardziej pozytywną postacią, obok Kapitana jedna z lepszych w filmie.
To nie jest tak, że film jest zły, on jest po prostu średni, zrobiony tak jak cała reszta filmów Marvela a to już zaczyna męczyć, bo idąc na seans nic Cię już nie zaskoczy.
I nie nazwałbym go jednym z najlepszych filmów o superbohaterach, bo daleko mu do Watchman, Dredda, 1,2 Blada, Hellboya, Batmanów Burtona i Nolana, Deadpolla, nowych X-Manów, Strażników Galaktyki, i zapewne daleko będzie mu do reżyserki BvS. W zasadzie to można jeszcze dodać "Na skraju jutra", bo film jest na podstawie mangi "All You Need Is Kill" i już wspomnianym wcześniej CA - WS.
"i zapewne daleko będzie mu do reżyserki BvS"
Skąd wiesz? 30 min w przypadku tego filmu tak naprawdę niewiele zmieni.
Musieliby całkiem przemodelować postać Luthora, generalnie powywalać masę wątków, które są zbędne- śledztwo Lois, ograniczyć samą jej postać do minimum, bo niczemu nie służy jak ratowaniu przez Supermana.
Facet na wózku, miał swój sens, ale też jakoś tak długość jego wątku, sprawia wrażenie, że był na siłę. Lepiej było skupić się na masowych ofiarach, pokazać generalne działanie Supermana w większej skali- jak na początku filmu z punktu widzenia Bruce'a aniżeli robić takie krótkie wstawki z gościem na wózku.
Film za bardzo ma wywalone na postaci, a za mocno przywiązuje się do strony wizualnej i efekciarstwa.
Batman ma jako taką motywację. Superman walczy, bo matka- co już jest absurdem, bo Lois jakoś nie miał problemu ratować, nawet kiedy była na drugim krańcu globu.
Do tego zmarnowali ideologiczne podstawy konfliktu tych dwóch ikon.
Wonder Woman walczy, bo scenariusz każe zareklamować ją, by ludzie byli chętni na jej solówkę.
Filmy Marvela pod kątem najważniejszego- czyli postaci, ich relacji, dynamiki rozwoju są dużo lepiej zrobione.
Dlaczego? Bo dano im czas na rozwój i są ludzkie.
Iron Man ma problemy z ego, alkoholem.
Cap też stał się mniej posągowy bardziej ludzki dzięki wątkowi Bucka.
Ant-man- wątek z córką i przestępcza przeszłość.
Scarlet Witch- śmierć brat etc.
Wszystko bez popadania w przestylizowany mrok, bez zatracania ducha postaci.
I tylko tyle przeczytałeś z mojego postu? Wzmianke o BvS? Odnieś się do reszty wątków CACW, bo ten film się nie broni w zestawieniu z CAWS.
Ok, jak chcesz.. 30 minut jeśli chodzi o film to bardzo dużo, jest to średnio 1/3 większości filmów. Dodatkowo zapene będą gładsze przejścia pomiędzy wątkami.
Motywacje Batmana są jasne i tu się zgadzamy.. Superman dalej od MoS ma swoje dylematy, które nieustannie podsyca Lex. Jeśli chodzi o WW to walczy, by znów stanąć po stronie ludzi, bo jak już wiemy wycofała się dekady wcześniej, więc nie uważam, że została wprowadzona, bo scenariusz miał ją zaprezentować na solowym filmie.
Wracając do tematu czekam na odpowiedź dotyczącą Capa.
Nie mam obecnie czasu pisać, aż tyle.
Poza tym, czy muszę? Nie.
Może się zgadzam, co do tego, że część z tych filmów jest zwyczajnie lepsza od CW, a do każdego osobnego przypadku nie mam czasu się obecnie odnieść.
Batman Nolana jest totalnie wyprany z estetyki komiksowej także, nie wiem w sumie czy jest sens go tu wstawiać.
Trylogia Nolana jest dobra, po prostu jako filmy, ale niekoniecznie jako widowiska komiksowe. Jest totalnie wyprany z tej komiksowej chemii.
"Trylogia Nolana jest dobra, po prostu jako filmy, ale niekoniecznie jako widowiska komiksowe"- gdzie pisze, że jest zła?
To dobre filmy, ale totalnie niekomiksowe.
Dla mnie film czerpiący z komiksów, bez komiksowości, to jak gra akcji bez akcji, obiad bez mięsa, relacja damsko-męska bez chemii, deszczowe wakacje.
Nie o to chodzi.
Batman jest taką podtacią, że bez problemu odnajduje się w takiej stylistyce. Nolan nakręcił filmy na zasadzie Detectiv Comics, więc nie wiem czemu chcesz je pominąć akurat w tym zestawieniu. Wystarczy spojrzeć w zeszyty z Batmanem. Nolan swoją stylistyką nie zabiera postaci jej komiksowości.
No to widzisz ogarniam stare komiksy z Gackiem i jako tako łapię estetykę.
Batman to nie tylko gość goniący ulicznych przestępców, mafiozów- vide Carmine Falcone- ale też wątki sci-fi.
Clayface, Poison Ivy, Mr. Freeze etc.
Do tego Nolan odebrał czynniki nadprzyrodzone i sci-fi tym postaciom, które wykorzystał w filmach.
Z nieśmiertelności Rasa nic nie zostało, Bane nie ma venomu.