W Irlandii polski "Pitbull: nowe porządki" jest wyświetlany pod oryginalnym tytułem. I nikt z "tubylców" nie potrafi go przeczytać w całości mimo, że literę "ą" zamieniono ze zrozumiałych względów na "a". A "Kapitan Ameryka..." jest naprawdę godny polecenia, choć "ideologicznie" trochę przypomina "B v S". Nasza kilkumiliardowa społeczność nie chce pogodzić się z faktem, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą...
Ludzie spinają się o tytuł, jakby to było diametralnie fabułę zmieniało. Jest wojna bohaterów, to jest i tytuł adekwatny do filmu, tyle.
To prawda ale nieraz dystrybutor na taki pomysł wpadnie, że tylko usiąść i płakać. Jego zdaniem im tytuł bardziej wymyślny, tym bardziej "chwytliwy" i tym więcej ludzi pójdzie do kina. A on przytuli więcej siana, ma się rozumieć.