Szkoda, że jej tak mało :(

Trochę tak.. Poza tym jej relacje ze Stevem, Visionem i Hawkeyem były bardzo ciekawe! :D
A potem Stark nazwał ją: "Bronią masowego rażenia". Dobrze my wtedy Steve odpowiedział ale już nie będę pisał co ;p

Postawa Kapitana w tym filmie była wzorowa (według mnie). :D

Oczywiście, że wzorowa. Powinien, jako dawny przyjaciel Buckego, zachowywać się najmniej racjonalnie, a to on rozwiązał całą zagadkę. Rząd nie dałby mu na to pozwolenia.

W końcu ktoś się ze mną zgadza w tej kwestii. :)

Sorry ale, cała motywacja Capa jest cholernie emocjonalna.

Ale jako jedyny wiedział, że coś nie pasuje. Może i był emocjonalnie związany z całą sprawą, mimo to działał trzeźwo i nie pozwolił aby niesprawiedliwość zwyciężyła.
Stark za to działał na koniec pochłonięty chęcią zemsty, mimo że biedny Bucky zrobił to, co zrobił wbrew swej woli.

Biedny Bucky, gdyby miał jaja sam by się oddał w ręce chociażby Capa po odzyskaniu świadomości. Wolał się zachowywać jak gdyby nic się nie stało. Zabiłem niewinnych ludzi, phi, pójdę kupić pomidory.

Jakby Cap działał trzeźwo, nie pisałby listu do Starka.

Swoją drogą, mam wrażenie, że cały team Capa brał to wszystko zbyt poważnie. Momentami śmigali drugą stroną jak workami z piaskiem. Przecież to co zrobiła Wanda Vision'owi (biernemu) było zwyczajnie chamskie. W jednej minucie są przyjaciółmi, gadki szmatki, a w drugiej jeb z mocy pod wpływem stetryczałego Robin Hooda w kryzysie wieku średniego. Jak nożem w plecy.

W końcu ktoś, kto jak ja nie uważa zachowanie Kapitana za cudowne i wspaniałe. A już zachowanie Wandy wobec Visiona było poniżej jakiejkolwiek krytyki i to na skutek "działań" idealnego Capa...
Czy tylko ja uważam, że gdyby Kapitan zamiast strzelać focha na Starka, razem z nim poszukał zimowego żołnierza, to nie doszłoby do podziału, całej tej awantury i walki, a tym samym nie udałoby się rozbić Avengersów?

Ale właśnie nie... Rozkaz był jeden: zabić Zimowego Żołnierza. Cap tego by nie zrobił.

Jak dla mnie Wanda była najbardziej irytującą postacią tego filmu,wiecznie jedna minka zbitego psa,biedna dziewczynka,zabójcza broń a taka nijaka była,że jak tylko patrzyłam na sceny walki to jedyne co mi po głowie chodziło to " walnijcie ją w łeb,żebym nie musiała już na nią patrzeć". Ogółem film wielkie rozczarowanie,brak wgl. jakiejś logiki,napieprzali się bez powodu,typowy skok na kase. Wanda niby taka zajebiście silna poteżna jedna z najsilniejszych osób a zwykłego wybuchu nie potrafiła ogarnąć,ale jak walczyła przeciwko swoim to jakoś napieprzała wszystkich i dawała radę z mocami innych? Serio? Zamiast pomóc to cały czas coś psuła,tak mnie irytowała w tym filmie,że naprawdę aż mi się gorąco robiło jak tylko na ekranie była. Cały film był dziwny. Drużyna Iron Mana teoretycznie dużo silniejsza, Tony w Avengersach razem z Hulkiem był najlepszy,najwiecej zrobili,a Ameryka ledwo dawał sobie rade,gdyby nie Tony to byłoby po nich a tutaj? Tony z lepszym sprzętem,lepszą drużyną dostał takie manto,że aż się przykro robiło. Po prostu w filmie pokazali wyłącznie jedną stronę,z Ameryki zrobili kogoś zajebistego,a Tonego tak zeszmacili,że aż brak słów. Nawet nie wyrównali tej walki,widać było,że widza od początku na jedną stronę chcieli przeciągnać. A w nastepnym filmie znowu Iron Man będzie niepokonany?