Wybitna filmowa epopeja. Odyseja głównego bohatera jest tu jeno subtelną alegorią transcendentalnego pożądania rzeczy najwyższej, nadludzkiej; wiecznego, nieubłaganego, obłędnego wręcz dążenia ku doskonałości. Reprezentowanej pozornie jako prosty artefakt w rękach jeszcze prostego protagonisty; jednak tylko pozornie, bo za tą fasadą kryje się skomplikowany i nieoczywisty charakter. Homo superior, którego ludzkość potrzebuje, lecz na którego ludzkość nie zasługuje, gdyż zasługiwać nie może. Mistrzowskie zabiegi formalne, jak konfrontacja najlepszych tradycji groteskowego theatrum absurdum z bezlitosną, substancjalnie niepoznawalną i obojętną na losy protagonisty pustką przestrzeni czy otwarte, oniryczne zakończenie sprawiają, że żaden fan ambitnego kina nie może przejść obok tego arcydzieła obojętnie.
Kinematograficzne wyżyny, gorąco Polecam.
No lepszej recenzji tego arcydzieła nie widziałem. Kurtko i na temat ale idealnie w punkt
Trochę mi ostatecznie szkoda takiego zakończenia. To była ostatnia produkcja z Kapitanem i mógł pozostać martwy również w swojej zniszczonej, obsianej rdestem galaktyce. Motyw snu na końcu jest dla mnie nietrafiony. Walaszek zostawił sobie otwartą furtkę do powrotu, tylko po co, skoro z nigdy jej nie użył.