Katedra to życie, słońce- śmierć. Laska pielgrzyma była jego dobrem materialnym, którego kurczowo się trzymał, a które w chwili śmierci przestało mieć najmniejsze znaczenie (w filmie laska rozsypuje się w proch). Przesłaniem tego filmu może być fakt, że żyjąc na tej ziemi zostawiamy na niej trwały ślad, każde istnienie ma dla świata znaczenie (pędy owijające budynek). Trupy w katedrze to właśnie ślady istnień, duchy przeszłości. Pamiętacie, jak ten facet ręką wywołuje z ziemi jakąś roślinkę, ale tylko na króciutka chwilę? Być może oznacza to, że nie ma w życiu człowieka nic trwałego. A kiedy nasz bohater staje nad przepaścią i patrzy na te rozległe widoki- to jest tajemnica życia i śmierci, wiedza, której człowiek nie potrafi ogarnąć.
Mnie ten film skłonił do refleksji na temat tego, ile istnień pochłonęła ta katedra by stać się czymś tak potężnym i okazałym. Czy to miała być alegoria tego, że w życiu nie cofniemy się przed niczym by osiągnąć swój cel?
A wg mnie to jest tak:
Człowiek staje się częścią kultury, a kultura częścią człowieka
Kultura w sensie architektury, sztuki itp.
niezłe, i tak może być, ja myślałam że to coś do wiary, męzczyzna znalazł się w katedrze ale ma początku rozgląda się to z kąd się on tam znalazł? myslę że wierzący stał się częścią kościoła tak jak reszta..
katedra powiększa się o jeden słup.. stoi nad przepaścią, jest symbolem mostu, przejścia do czegoś... moim zdaniem... a lektura Dukaja na pewno pomogła by w interpretacji...
uwielbiam czytać nadinterpretacje. Można się pośmiać. Mam dla was nowe zadanie. Obejrzyjcie Transformersów i tam wykażcie się swoimi zdolnościami interpretacji!
Katedra, moim zdaniem jest to życie po śmierci a nawet, życie piekielne. Zauważmy, że każda struktura, była przytwierdzona, nierozłączna od innych części "Katedry". Być może autor widział w niej, alegorię piekła ? Nie zastanawiałem się jedynie nad tym, czemu pielgrzym natknął się za życia na to piekło ? Być może ma to związek z tym, że za życia myślimy o piekle ? Stwarzamy wyobrażenia.
Laska moim zdaniem, jest ideałami życiowymi. Tym, czym człowiek kieruje się przez całe życie w głowie. Przekonaniami, bez których nie jesteśmy w stanie funkcjonować. Gdy jednak człowiek umiera, przekonania upadają i stajemy się właśnie, częścią "Katedry".
Ja to mniej więcej, tak to zrozumiałem.
Uważam że interpretacja założycielki tematu jest słuszna, ale odniosę to do wiary.
Ta wielka dopalająca się kula to gasnące słońce, wizja rychłego końca świata, zmierzch życia. Człowiek zdaje sobie z niej sprawę i kieruje swoje kroki ku w katedrze. Laska rzeczywiście jest związana z dobrem doczesnym, celami na ziemi. Człowiek tan kieruje się do Boga, do katedry, jak najbliżej ołtarza. Gdy odkrywa że ołtarza nie ma, uznaje że wypełnił swój cel. Nie rozumie że ołtarz jest jedynie tworem ludzi, a modlić mógł się wszędzie, że nie potrzebował wogóle wchodzić do katedry. Gdy nastaje koniec, jest zaskoczony i przerażony. Swiatło symbolizuje Boga, śmierć i prawdę ostateczną. Człowiek ten zostaje potępiony ponieważ szukał nie tego czego trzeba. Twarze innych potępionych, wcześniej zwracające się ku złudnem światłu bijącemu z laski, wykrzywiają się od prawdziwego światła.
Dla mnie ta roślinka to zapowiedź, ostrzerzenie co go może spotkać, przy takim celu, ale on do końca stoi przyciskając do siebie laskę.
potepiony? a moze sie po prostu poswiecil? poszedl na spotkanie i poswiecil zycie by stac sie czescia czegos majestatycznego
zauwazcie, ze jedna z twarzy, ktora juz jest czescia katedry sie usmiecha, a nie jest przerazona, smutna, zmartwiona, a reakcja na blask jest po prostu ludzka, normalna
Bohaterem jest ksiądz zarażony żywokrystem (z którego również jest wykonana Katedra), który udał się do Katedry by odnaleźć jednego wariata, ale żywokryst ostarecznie się rozrósł. Ot tyle, jeśli chodzi o tę scenę ;).
Jeśli chodzi o samo opowiadanie - ja odbieram to tak, że autor pod koniec pyta, czy perfekcyjna struktura Wszechświata jest tworem przypadku, czy Boga.