Od pierwszych minut już ma się ochotę wyłączyć ten film i słusznie.

Tytułowy kierowca odbiera od mechanika furę przygotowaną do napadu. Klapa bagażnika jest czerwona, a wóz miał się nie rzucać w oczy. Mimo to ją bierze, chociaż można to było w pięć minut załatwić, ale po co. I jak już tą furę bierze, to wszystko maca rękami bez rękawiczek. A jak już rusza, to z kopyta tnie przez miasto, a kamera pokazuje jego nogi na pedałach, dźwignię zmiany biegów, a to felgę z logiem BMW (najpewniej sponsorem)... Nie ma to, jak dobrze oddać dynamizm niebezpiecznej jazdy autem, które miało się nie rzucać w oczy, więc nasz kierowca jest najwyraźniej kompletnym idiotą.
Chwilę później okazuje się, że już siedział, więc na pewno jego odciski znajdują się w bazie, podobnie jak facjata, ale co tam.
Po napadzie, kiedy zostawia swoich kumpli i ucieka jakiś tajemniczy jegomość każe mu przeliczać kasę, której jest dwieście trzydzieści tysięcy dolarów. Najwyraźniej nasz kierowca ma w tyłku maszynkę do liczenia, albo jest jakimś głupim geniuszem, ale przeliczył szybciutko.


Ogólnie rzecz biorąc - szkoda czasu.