Film jako zjawisko nie tylko estetyczno-wizualne ale również intelektualne, artystyczne czy nawet jakiekolwiek inne, zaskakuje mnie niejednokrotnie. Nie warzy to na brak uprzedniej gotowości do zobaczenia czegoś, owego zobaczenia wartego ale na pytania po obejrzeniu pozostawione. Zazwyczaj jedno, dwa ale zazwyczaj szczegółowe, odnoszące się do czegoś czego jeżeli nie można zobaczyć to przynajmniej można nazwać. Co jednak jeżeli film pyta mnie o wszystko? Co jeśli pyta o mnie a co gorsza, co jeśli pyta o nas? Co nas łączy i co dla mnie znaczy. Wie już bardzo dobrze, że ostatni kadr zasklepił wyciętą przy napisach początkowych ranę a to co "nienazwane" jątrzy się teraz we mnie, targane wyraźną chęcią wyjścia na powierzchnię. Traktuje moje ciało jak kokon w nadziejii na to że pozwolę mu narodzić się na nowo.
W tym miejscu zapytuję; Po co to wszystko?! Jestem bezbronny wobec tego co film ten ze mną zrobił. Wszedł we mnie niczym najpiękniejsza Rusałka a wyjdzie jako późnonocna rosa…