... na duńskim dworze królewskim. Jakim trzeba być naiwniakiem, żeby iść do władzy z najpiękniejszymi
ideami, planami i marzeniami, bez porządnego zaplecza nawet, nie politycznego ale z kilkoma silnymi,
niekoniecznie mądrymi kolesiami (których się obdarzy jakimiś przywilejami itp.), a którzy w trudnych
chwilach staną za tobą lub przed tobą. Zrobił bym z nich Kopenhaską Przyboczną Straż Miejską. Jak
się zabiera przywileje Kościołowi, dworowi, arystokracji a nawet gwardii królewskiej (armii) a potem jest
się zdziwiony, że ci sami gwardziści prowadza cię na szafot, to w tym miejscu wyczerpuję się gatunek
producenta czy dystrybutora (historyczny, melodramat) a zaczyna kostiumowa komedia. Komedia
historycznych pomyłek. Johann Friedrich Struensee jest za głupi, żeby przekazać cechy genetyczne
spadkobiercom tronu. Już schizofreniczny Christian VII ma lepszy materiał genetyczny, bo
przynajmniej nie ma uprzedzeń do czarnych. Daję 7/10 za komedię.
Masz rację i nie masz :P W sumie to stał za nim król, to chyba największe zaplecze jakie mógł mieć.Wydaje mi się, że błędem taktycznym Struensee było po prostu tempo wydawanych dekretów i słaby PR. Wszystkie działania można uzasadnić, ale on tego nie robił. Co więcej , król prawie w ogóle zniknął z przestrzeni publicznej. Mógł się pojawić na tym cholernym balkonie. Wydaje mi się, że nie przemyślał metody wprowadzania zmian. Także dałam 7/10, ale film bardzo mi się podobał, choć idealizował oświecenie.
Oparcie w chorym królu to fatalny wybór. Idealizowanie oświecenia mi się osobiście bardzo podobało tak jak podoba mi się odrodzenie i pozytywizm, czyli wszystkie Wielkie Epoki, które przychodzą po Mrocznych Czasach Rządów Kościoła. To Kościół jest wielkim hamulcowym wszelkiego rozwoju i zmian.
Ale mimo wszystko opierał się na KRÓLU, który jest wykonawcą prawa. Od niego wszystko zależało. Co do drugiej części wypowiedzi to nie chce mi się szczerze mówiąc jej komentować. Normalnie także bym się zgodziła, ale ostatnim czasy (nie ukrywam, że w związku ze studiami) przekonuję się, że nie wszystko jest czarno białe. Mroczny, zacofany barok lub intelektualny, jasny renesans potem oświecenie to tylko szkolne schematy. Poznawanie epok, ich charakteru, głębsze wpatrywanie się w nie powoduje, że nagle okazuje się, że nie jest tak jak w szkole nauczyciele uczą. Dlatego uważam, że w filmie oświecenie jest pokazanie w idealistyczny sposób. Pewnie Struensee wierzył w te idee, wierzył że ludzie mogą być wolni etc., ale paradoksalnie oświecenie to nie wnosiło. AAAA i jeszcze jedno, nie gloryfikuję w żadnej sposób kościoła. Od razu stawiam sprawę jasno. Religia staje się tylko przedmiotem np. pamiętasz rozmowę Wdowy ze służącymi? Argumenty jakich użyła obrazują to o czym mówię : "Skazujecie się na potęp[ienie, piękło etc" [parafrazując oczywiście]. Chodziło tylko o to, aby wyciągnąć informacje. Pozdrawiam.
Również pamiętam te piękne czasy, kiedy okazało się, że pani z polskiego, tatuś i ksiądz wikary cały czas mijali i mijają się z prawdą. Struensee wprowadzając oświeceniowe zmiany w państwie duńskim(w którym jak wiemy, źle się dzieje) zachował się jak dziecko, bo:1.Zawierzył choremu królowi, na którego wystarczy krzyknąć a podpisze sam na siebie wyrok śmierci. 2. Miał niedyskretne stosunki pozamałżeńskie z królową. 3. Nie stosował z wyżej wymienioną środków antykoncepcyjnych. A w ogóle mając w nicku twarz Rity Hayworth, jak mogłaś tak nisko ocenić „Misję” Rolanda Joffe’go i dać tylko 7/10. Mam do Ciebie żal.
Sorry,ale nie widzę związku między moim nickiem, oceną Misji i Twoim żalem, więc poproszę o wytłumaczenie.
Co do filmu. Oglądałam ją dosłownie nie dawno i rzeczywiście bardzo mi się podobał pod wieloma względami. Jak rzadko, który film pozostawił u mnie wiele refleksji. Oprócz tego bardzo podobał mi się Jeremy Irons. Jednak kilka czynników o których sorry, ale nie napiszę na forum zadecydowało, że uważam, że jest to film dobry. Może kiedyś zmienię zdanie -tak jak to rzadko, ale jednak robię- i dam mu 10. Po prostu na chwilę obecną jest to 7.
AAAA właśnie! Co do "Kochanka". To z ciężkim sercem, bo jednak jakoś tak lubiłam tę postać, to przyznaję Ci racje. Może go lubię, bo był idealistą? Naiwnym,ale idealistą i szkoda jak tacy kończą bez głowy. No na własne w końcu życzenie, ale jednak takich mi szkoda.
Heh, nie mogę się zamknąć w jednym poście:P.
Przyszło mi doi głowy coś jeszcze a propos punktu nr 2 i 3. W sensie, że taka była maniera i szczerze to nie ma nic w tym dziwnego, że mieli romans. Każdy na dworze miał jakiś romans i wszyscy o tym wiedzieli. Zdziwiłam się nawet,że tak dyskutowano nad ojcostwem, skoro powinno być wiadomo, że to dzieciak Struensee. Jeśli chodzi o antykoncepcje, to w sumie był lekarzem, więc powinien się znać na takich rzeczach....ale chyba zaryzykuję tezę ,że świadomość własnego ciała, higiena czy ogólnie medycyna była na baaaardzo niskim, wręcz zerowym poziomie. Fakt, że udawało się mu kogoś uleczyć raczej mogło być na zasadzie,że po prostu miał farta i nikogo nie zabił. To jest tylko teza, bo moja wiedza jest ograniczona jeśli chodzi o historię medycyny.
1. Co do związku ze związkiem: naiwnie myślałem, że ozdabiając swój Nick zdjęciem aktorki, która w roli Gildy wprawiała w ekstazę więźniów Shawshank (nie tylko więźniów, bo byłem przecież na wolności) nie możesz tak nisko ocenić, stąd mój żal. A tak poważnie nieumiejętnie chciałem zagaić rozmowę. ,,Misja” jest dla mnie świecką świętością choć jak w Kochanku Królowej pokazuję naiwność (tego słowa nadużywam) jezuitów, którzy w starciu z Watykanem musieli ponieść klęskę.
2. Co oglądania filmu, to oglądałem go pierwszy raz w czasie kinowej premiery. Wiesz co to znaczy? (łatwo określić mój wiek. A wszedłem na seans legalnie, czyli już jako pełnoletni - film był od lat 18-stu).
3. Co do postaci Struensee’ego to grał go Mads Mikkelsen, który bardziej pasuje mi do roli Arcyłotrów goniących za Bondem, mrocznych wojowników niż do czułego i inteligentnego kochanka w rajtuzach. W oczach tego brzydala tętni zło a nie naiwność (tego słowa nadużywam). To źle obsadzona rola, chodź wiem, że jako Duńczyk miał do tej roli pierwszeństwo, tak jak Olbrychski miał pierwszeństwo do roli Kmicica a nie znany Rusek Gerard Depardieu.
4. Co do romansów na dworach. Współczułem królowej, bo taki zwierzak jak Christian VII może odebrać chęć do życia. Ja na jej miejscu zrobiłbym to samo, tylko zachowałbym się bardziej dyskretnie i mniej naiwnie(tego słowa nadużywam).
5. Co do środków antykoncepcyjnych, gdybym chodził co noc do królowej o wyglądzie aktorki Alicji Vikander, to brałbym ze sobą wiaderko prezerwatyw i żadnych konsekwencji by nie było:P. Jak widzisz moja wiedza jeśli chodzi o historię medycyny jest ograniczona jeszcze bardziej niż Twoja. Jest wręcz naiwna(tego słowa nadużywam).
Trudno się zorientować, czy Twoja wypowiedź to konstatacja, dezolacja, inwokacja czy może interpretacja - oraz czy odnosi się do faktów historycznych, opatrzności czy też producentów filmu...
Moja wypowiedź jest intymną pauperyzacją, osobistą asymilacją i prywatną inseminacją a odnoszą się do opatrzności ludzkiej, bełkotu historiograficznego oraz producentów bananów-to całkiem proste!
"Prywatna inseminacja"... Wow... No, podejrzewałem od początku, że się zapłodniłeś własnoręcznie... Aż strach pomyśleć czy była to czynność waginalna czy śródczaszkowa...
(Bełkot - to trafna konkluzja - gratuluję).
Mówiąc prostym, nie oświeconym językiem - uczysz się historii z filmów czy raczej odwrotnie? Masz pretensje do "producentów i dystrybutorów" za fakty, które miały miejsce w rzeczywistości? Zanim ktoś zacznie strzelać fochy wobec twórców może warto się zorientować jak było naprawdę? Wiadomo, że na potrzeby filmu trzeba tę opowieść nieco ubarwić ale ja jakoś nie widzę wielkiej dychotomii... (Ups, przepraszam) rozbieżności z faktami historycznymi...
Raczej odwrotnie, to historia kina światowego czerpie z mojego życia pełnymi garściami. Mam pretensje do faktów, że są faktami, mam pretensje do rzeczywistości, że jest rzeczywistością. Do producentów mam żal że nie są dystrybutorami a do dystrybutorów, że nie są producentami. Strzelam fochy do twórców, bo nie chcę żeby fochy strzelały do mnie z broni palnej. Wybieram mniejsze zło jak Jaruzelski w 1981 roku. Faktów autentycznych nie mogę sprawdzić z dwóch powodów: 1. Wikipedia mi nie działa, bo mam w gniazdkach za rzadki prąd, 2. a w encyklopedii nie chce mi się szukać. Jeżeli tak bardzo twórcy ubarwiali tą opowieść, to dlaczego dali tak mało trupów, seksu i pościgów dyliżansami? No jak wiesz, to odpowiedz. A za dychotomię to ja dziękuję, miałem jedną w akwarium, to mi zdechła! Może trzeba było bardziej ją karmić?
"On był Ekstra Frajerem, ja bym zrobił to lepiej - np. Kopenhaską Przyboczną Straż Miejską" - faktycznie chcesz, żeby to właśnie z Ciebie historia (nie tylko kina) brała przykład...
Po tej "prywatnej inseminacji" myślałem, że to wypadek przy pracy ale po "faktach autentycznych" - to już nie mam wątpliwości. Ale fajnie się z Tobą marudziło...
P.S. (A jak nie masz prądu w gniazdkach - to sobie kup kabel bezprzewodowy :)
Nie traktujesz chyba zbyt poważnie tego co napisałem. Tam gdzie powaga tam powaga a gdzie żart tam żart. Chyba że jesteś nauczycielem i z kagankiem oświaty idziesz w trudzie i znoju w ten ciemny lud i w nie głowie Ci fakty autentyczne. Droga młodzieży, żarty na bok, zbrodnie na narodzie wyrządził bez_imienny na poważnym portalu społecznościowym a choć Święty Regulamin Filmweb'a tego nie zabrania, to droga młodzieży tak nie można! No dobra, teraz poważnie. Żaląc się na nietwórczą krytykę z Twojej strony opowiedz: jak Ty byś rządził na duńskim dworze w dobie oświecenia ale zarazem nie dał się zaprowadzić jak biedny Friedrich Struensee na szafot. Odpowiedz a ja obiecuję rzetelnie, poważnie i kulturalnie z Tobą podyskutować.