"Kochanek królowej" to kolejny film kostiumowy oparty na faktach tym razem zaczerpniętych z historii Dani. Faktach dość tragicznych i jak wiemy dość powszechnych wśród arystokracji i rodów królewskich, czyli romanse, romanse i polityka.
Biorąc pod uwagę, iż reżyserem był Nikolaj Arcel, oraz fakt iż jego poprzedni film "Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" podobał mi się dużo bardziej niż amerykańska wersja, spodziewałam się dobrego kina.
I w sumie się nie zawiodłam, dobra gra aktorska, piękne plenery i kostiumy, miłośnicy filmów
kostiumowych powinni to docenić.
Na prawdę ciekawa historia o miłości, intrygach, władzy i szaleństwie.. nie powinna nudzić.
Jednak czegoś w tym obrazie brakowało. Spodziewałam się chyba większej dynamiki i dramaturgii.
Tutaj ta historia podana jest w bardzo łagodnym wydaniu. Wydarzenia ukazane w filmie,
powinny być naładowane emocjami, powinny bombardować widza intensywnością, tutaj niestety wszystko było po prostu poprawne. Najbardziej emocjonalną sceną jak dla mnie była scena stracenia doktora Struensee, a to na prawie 2,5 h film to trochę za mało.
To fakt, śmierć, czy raczej egzekucja, doktora Struensee była poruszająca. Nic dodać, nic ująć.
egzekucja to klucz do zrozumienia tej historii .. laska ludu jest chwiejna a nic tak bardzo ludu nie wkurza jak awans jednego z nich i nic tak nie cieszy jak jego upadek... chocby wypruwał sobie żyły dla jego dobra, wazne bylo to ze mial romans z krolowa a nie to jakie reformy przeprowadzal ... i jak widze komentujacy tez glownie na to zwrocili uwage, na aspekt kochanka a nie reformatora
Masz rację, w zupełności. A w tym przypadku to szczególnie "boli" bo on naprawdę chciał dobra ludzi. Bardzo się starał, a zazwyczaj jest tak, że nawet ci z ludu, kiedy już dojdą do władzy, szybko zapominają o biedzie i płyną z nurtem.
myślę, że najgorsza-najsmutniejsza scena i jednocześnie najważniejsza w całej historii była gdy doktor uświadomił sobie, że nie będzie ułaskawienia... Mikkelsen zagrał tę rolę obłędnie i widać było to w jego oczach, więc jak najbardziej zgadzam się z tym, że jego śmierć była poruszająca, a to wyczyn gdyż zwykle nie rusza mnie zbyt wiele na filmach :)
Wg mnie dramaturgia była odpowiednia, a ja nie jestem fanem zbyt epickiego kina. Może sama historia - zapominając, że prawdziwa, bo to akurat niewiele dla mnie zmienia - do najoryginalniejszych nie należało, bo to klasyczny wręcz przykład tragicznej historii miłosnej z polityką w tle. Jednak nadal bardzo ładnie, klimatycznie zobrazowana i wyraziście zagrana.