PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=92227}

Komisarz

Komissar
440
chce zobaczyć
7,7 3
oceny krytyków
Komisarz
powrót do forum filmu Komisarz

[opinia]

użytkownik usunięty

Niniejszy komentarz zdradza istotne części fabuły!

Bardzo nierówny film. Nudne i męczące sekwencje przerywane są nieomal genialnymi rozwiązaniami reżyserskimi. Najbardziej wryła mi się w pamięć scena, w której pani komisarz nuci dziecku kołysankę. Kamera wędruje bardzo powoli od świeczki tlącej się na parapecie przez pomieszczenie, w którym kobieta usypia dziecko, do sąsiedniego pokoju. Po drodze obserwujemy piątkę śpiących malców, a do uszu dociera nucenie pani komisarz. Po dotarciu do drugiej izby kamera wraca z powrotem. Dociera do świeczki na parapecie i ponownie rusza w tę samą trasę, tym razem jednak nieco szybciej. Po odbyciu szlaku w obie strony, kamera rusza po raz kolejny tą samą drogą, jeszcze bardziej przyspieszając. Piękna scena, choć oczekiwałem na końcu wstrząsu, sądziłem, iż reżyser zaskoczy widza suspensem.

Drugi fragment wart wspomnienia to ukrywanie się rodziny i pani komisarz z dzieckiem w piwnicy. Kiedy na zewnątrz rozpoczął się koncert haubic, przestraszone dzieci jęły płakać. Aby je uspokoić, ojciec porwał je do tańca wokół stołu. Wymyślił melodię i zaczął wywijać nogami oraz rękoma, a widzom dodatkowo przygrywał fortepian (albo pianino, kto by to tam rozróżnił, hi, hi). Maestria ujawnia się, kiedy kamera filmuje każde dziecko z osobna. Zaczyna się czarnym ekranem, po momencie widać już dłonie wyciągnięte ku górze, potem buzię, a na końcu tułów. Później kamera wraca z powrotem, a wszystko kończy się tak, jak się zaczęło, czyli czarnym ekranem. Następnie w ten sam sposób ukazywany jest każdy z tańczących.

Takich niezwykłych scen było jeszcze kilka, ale te dwie zapamiętałem najmocniej. Naturalnie, za pomocą słów nie jestem w stanie oddać tego, co stworzył Askoldov. Mam jednakże nadzieję, że choć nieco przybliżyłem kunsztowność tych scen...

Film rozpoczyna się od widoku przydrożnej kapliczki. Kamera obraca się w bok i pokazuje maszerujące wojsko. Wydaje się, iż zaczyna się kolejny rasowy radziecki dramat wojenny. Mylne przypuszczenie. Niby o wojnie dużo się tu mówi, niby da się ją wyczuć, ale to film przede wszystkim o dylemacie kobiety - jakkolwiek kochającej służbę w armii - zmuszonej z powodu ciąży do zrezygnowania z aktywnego uczestnictwa w walce. Pani komisarz zostaje przydzielony pokój w domu zamieszkałym przez liczną rodzinę. Nie wszystkim domownikom podoba się ten pomysł, ale ostatecznie nowa lokatorka zostaje zaakceptowana. Potem jesteśmy świadkami ciężkiego porodu, od którego to zaczynają się nudy. Rzeczywistość miesza się z majakami i tworami wyobraźni pani komisarz. W jej głowie ustawicznie rozgrywają się sceny z pola bitwy, czasem ciężko zinterpretować to, co widać na ekranie (np. żołnierze "koszący" pustynię). Być może jest w tym coś wartego uwagi czy głębszej analizy, ale mnie to zwyczajnie znudziło. Tylko jedna scena wyrwała mnie ze stanu znużenia: wspomniany już fragment w piwnicy. Wtedy to właśnie Yefim, głowa rodziny, rozmyśla głośno nad życiem, władzą, sytuacją, w której się znaleźli. Lubię takie egzystencjalne roztrząsanie. Ale to była tylko ta jedna scena.

Końcówka zawodzi na całej linii. Pani komisarz zostawia dziecko ludziom, u których zamieszkała, a sama wraca do wojska. Nie pojmuję jej wyboru. Przez cały film tęskni za armią, zgoda. Ale przez ten czas zmienia się przecież jej stosunek do fąfla. Najpierw była niechętna ciąży, chciała ją nawet usunąć (lekarz się nie zgodził, ponieważ ciąża była już w zaawansowanym stadium), po porodzie jednak czule opiekowała się dzieckiem. W rodzinie, u której zamieszkała, ujrzała obraz szczęśliwego domu z gromadką dzieci. I nagle widok przemaszerującego wojska skłania ją do podjęcia tak niezrozumiałej dla mnie decyzji. Głupia kobieta. Od początku mi się nie podobała (z wyglądu babochłop). To tylko fikcja, ale finał mocno mnie rozsierdził.

Film demitologizuje rzeczywistość, z którą musieli się zmagać ludzie pod flagą sierpa i młota. Obraz Askoldova w żadnym razie nie jest propagandowym manifestem. Tym bardziej żal zmarnowanej końcówki, z której wyczytałem, iż służba w Armii Czerwonej ponętniejsza jest od wychowywania swego dziecka.

Mimo wszystko film polecam... Mam wobec niego ambiwalentne odczucia: z jednej strony wynudziłem się, z drugiej - nie mogłem wyjść z podziwu nad artyzmem paru scen. Toteż ostatecznie radzę zapoznać się z tym dziełem osobiście. A nuż uzna to ktoś za nieco już przykurzoną i zapomnianą perełkę radzieckiej kinematografii.

ocenił(a) film na 7

bardzo się cieszę, że poświęciłeś czas na dłuuugą wypowiedź, ponieważ widać mało osób miało okazję widzieć ten film. zgadzam się co do niezwykłości tych momentów. przybliżyłeś kunsztowność tych scen... ;-)
Nie zgadzam się z końcem Twojej wypowiedzi (oprócz stwierdzenia "babochłop" - absolutnie tak). Myślę, że Grossman tym samym pokazuje niszczący dla człowieka wpływ ideologii. Tak musiało się skończyć.To nie ku pokrzepieniu serc, a ku ponownemu namysłowi nad wielkimi wizjami i ich przenikaniem życia jednostek.
Pozdrawiam bardzo serdecznie!

Polecam legendarną powieść Wasilija Grossmana pt. "Życie i los". To dzieło z pogranicza reportażu, autor był korespondentem wojennym w okresie II Wojny Światowej czy inaczej - Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Bardzo wiarygodnie przedstawia on tam, jak bardzo skomplikowane były losy ludzi w tych czasach, jak niepojętych - przynajmniej dla nas - dokonywali niejednokrotnie wyborów. Zatem jego dzieła to nie "tylko fikcja".

Grossman to wybitna postać. To on napisał nowelę, na podstawie której powstał niniejszy film, ale to już zostało odnotowane. Ja w zasadzie obejrzałem go przede wszystkim z tego powodu. Teraz zamierzam ponowić seans, bo znów nadarza się okazja.

Według mnie film z wielu względów wyjątkowy. Ty oceniłeś 4/10. Nie o ocenę tu chodzi, ta kwestia jest mi obojętna, ale o to, co ona oznacza. A oznacza: "poniżej oczekiwań". Tak sobie myślę, że to dzieło z niejednymi "oczekiwaniami" się rozminęło. Sam fakt, iż tak jak "Życie i los" zostało skazane na zapomnienie, a nawet zniszczenie, wiele tu mówi. A przecież ten problem powinien Ci być bliski - wszak oba filmy SF, w których tematem jest palenie wytworów kultury, oceniasz dość wysoko, zdecydowanie wyżej niż ten. Nie zamierzam ponownie wdawać się z Tobą w przepychankę, które dzieła lepsze, ale tak mi się wydaje, że w przypadku "Komisarza" jesteśmy zdecydowanie bliżej rzeczywistości niż w przypadku "Equilibrium" czy "Fahrenheit 451". Tam jakoś definitywnie nieprawdopodobne wybory głównych bohaterów Ci nie przeszkadzały.

marscorpio

Ponowiłem seans. Dziś na TVP KULTURA. I muszę stwierdzić, że napisałeś b. dobry tekst. Ale co do końcówki wciąż się nie zgadzam - mnie wydaje się jak najbardziej wiarygodna i prawdopodobna.

użytkownik usunięty
marscorpio

Marscorpio, ja specjalnie nic o ocenach nie mówiłem, bo one są dla mnie, nie dla innych. Komentarz o wiele lepiej prezentuje moje stanowisko, niż jakakolwiek cyferka, która jest jedna, a stosuje się ją do setek filmów. Sam mówiłeś, że to całe ocenianie to "popkultura". Zachowałem twoje słowa w pamięci i od pewnego czasu na forum nic o swoich ocenach nie piszę (nie jest moją winą, że teraz filmweb pokazuje noty zaraz pod nickiem).

Dawniej 4/10 oznaczało "poniżej oczekiwań", obecnie - "ujdzie". Nie ma to dla mnie znaczenia, ponieważ mam własną interpretację skali ocen.

Skoro - jak sam piszesz - tamte czasy były skomplikowane, a wybory żyjących wówczas ludzi są dla nas "niepojęte", nic dziwnego że główną figurę filmu nazwałem "głupią kobietą", a jej wybór "niezrozumiałą decyzją". Można, rzec jasna, usprawiedliwiać tę kobietę, bo to, jacy jesteśmy i jak postępujemy, uwarunkowane jest środowiskiem i czasami, w których żyjemy. Pewno gdybym się urodził w Iraku, a mój ojciec byłby Talibem, miałbym już za sobą egzekucję jakiegoś "niewiernego". I pewnie uważałbym to, co robię, za chwalebne. Na szczęście nie jestem Talibem, a mój kraj nie prowadzi Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, dlatego mój ogląd sytuacji jest OBIEKTYWNY ;)

Hahaha, rozłożyłeś mnie tym fragmentem: "mój ogląd sytuacji jest OBIEKTYWNY ;)". Zwłaszcza ten uśmieszek zrobił swoje. Oj, pamiętam, pamiętam. Nadyskutowaliśmy się.

Amerrozzo - to była jedna z trzech najważniejszych moich dyskusji tu, na FW. Ale NIGDY więcej powtórki. Napisałem wprawdzie następny bardzo obszerny kawałek, jednak postanowiłem zrezygnować z zamieszczania go. Niechaj wszystko pozostanie tak, jak jest. Z tym, że zawsze dotrzymuję słowa: jeżeli będziesz chciał, dołączę Ci tutaj krótką informację o owej "trzeciej drodze".

Pozdrawiam!

Dobra jest tez wypowiedz Zyda-krawca kiedy zabijaja okna dechami, a dotyczy wladzy, zupelnie aktualna:)

ocenił(a) film na 10

Może dlatego wybrała powrót do Armii Czerwonej, że owo maszerujące wojsko to byli "biali", czyli wrogowie? Zobaczyła wroga i postanowiła jednak z nim aktywnie walczyć - zrozumiałe to dla mnie całkowicie, choć smutne bardzo...

ocenił(a) film na 9
Sqrchybyk

Też tak myślę.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones