....podobne zażenowanie odczuwałem oglądając "100 Jahre Adolf Hitler" Schlingensiefa, "Niebieski" Kieślowskiego, czy może późnego Greenawaya lub Lecha Majewskiego. "Kosmos" Gombrowicza to oczywiście powieść wybitna. Kocham też niektóre filmy Żuławskiego. Ale takiego natężenia artystowskiego manieryzmu, bełkotu, grandilokwencji, cytatomanii, erudycyjnych ejakuacji nie jestem w stanie znieść....proszę mi wybaczyć! ja rozumiem, poetyka snu, barokowość, rozbuchanie i rozpasanie - ok, ale wszystko musi mieć styl i smak... nie jestem nawet w stanie wytłumaczyć tego na płaszczyźnie dyskursywnej, to się powinno czuć - dajmy na to, że napięta twarz Jonathana Geneta, jego szarże, monologi, po jakimś czasie już nie są znośne...wielka Sabine Azema tutaj jest jakąś karykaturą, nie da się jej oglądać.... zdaję sobie sprawę, że Żuławski jest autoironiczny, patos doprawadza do histerii i wpada w groteskę, jest to zamierzone, ale to nie ratuje filmu.... klęski dopełnia muzyka Korzyńskiego, swoją drogą świetnego kompozytora, która brzmi tu jak podkład do telenoweli, nawet nie chodzi mi o motyw muzyczny, tylko o samo brzmienie (np. solo na gitarze elektrycznej). Największy ból sprawiło mi to, że mówi się w tym filmie dużo o ukochanym Pasolinim, ale od samego dyskutowania o wielkich poziom się nie podnosi... i pomyśleć, że ten gość zrobił kiedyś "Diabła", po którym nie mogłem się przez tydzień otrząsnąć...
Dokładnie, lepiej bym tego nie ujęła + ja też nie mogłam znieść muzyki, która miejscami brzmiała jak z taniej, brazylijskiej telenoweli.
Z drobnymi wyjątkami przekonuje mnie to co mówisz. Ale jak Ty widziałbyś tę ekranizację? Pomijając muzykę, która nie dała rady to moim zdaniem obraz i aktorzy napracowali się, żeby nie była to 2. Chociaż nie wiem jak można odebrać ten film bez znajomości książki.
Może bez takiej szarży, bliżej jeszcze oryginału, bez uwspółcześniania, bez przenoszenia za granicę, bardziej siermiężnie. Jest już taka adaptacja, voila: http://filmpolski.pl/fp/index.php?film=522268
Aaaa... to myślałem jednak, że masz jakiś pomysł. Moim zdaniem "odgrywanie" tej książki nie ma sensu. To co podajesz w linku (masz jakieś źródło, żeby to obejrzeć?) to spektakl - Żuławski zrobił jednak film i miał na niego pomysł, którym go nie pogrążył.
no cóż, jest to jeden z tych filmów, których szczególnie nienawidzę... mam prawo!
Wow, nie dość że zgadzam się z oceną Kosmosu, to wtóruję w kwestii oceny nadętego Niebieskiego (jak i całej późnej kieślowszczyzny).