Pomysł na film jest przedni, niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Tyle się nasłuchałem od kolegów i naczytałem, że film jest bardzo dobrym horrorem/slasherem, a tu niestety zawód na prawie całej linii.
Zacznijmy od aktorstwa, które jest - no właśnie - totalnie nijakie, nawet Jennifer Love Hewitt, moja ulubiona aktorka niczym specjalnie się nie popisała... Podstawowym zadaniem aktora jest przekonanie widza do granej przez siebie postaci, tymczasem w "I know..." większość scen jest sztuczna i zakrawa na autoparodię... (dla porównania wystarczy zobaczyć chociażby remake "Teksańskiej masakry piłą łańcuchową")...
Jak powyżej napisałem - pomysł filmu jest ciekawy - co z tego, skoro za scenariusz wzięła się osoba wyjątkowo niekompetentna i niechlujna - dialogi momentami wręcz irytują, miast podkreślać poczucie zagrożenia, w jakim znaleźli się bohaterowie.
Reżyseria też jest nijaka - kilka scen zostało wykonanych przyzwoicie, ale ogólnie film sprawiał wrażenie zrobionego "na kolanie", przez co napięcie szwankuje...
Typowo "slasherowe" sceny wykonane zostały poprawnie i w kilku miejscach mogą nawet zainteresować, ale same "sceny" to przecież nie wszystko.
Teraz o plusach, nie będzie ich wiele. Całkowicie subiektywną sprawą dla mnie jest obecność mojej ulubionej aktorki, na którą zawsze z przyjemnością patrzę (mimo że tutaj niczego szczególnego nie pokazała). Pozostałe zalety to - przyzwoita oprawa muzyczna, ciekawa (i jako jedyna chyba nieźle zagrana) postać mordercy i ciekawy wątek poboczny próbujący zwieść widza z właściwego tropu. Również bardzo dobrze wypada końcówka.
Ogólnie jednak rzecz biorąc, bardzo się na tym filmie rozczarowałem. Z tego filmu mógł powstać naprawdę znakomity, "nowoczesny" slasher na miarę końca XX wieku, ale tak się jednak nie stało...