z wielu względów, ale przede wszystkim za lepsze aktorstwo. Love Hewitt nie dorasta Neve Campbell do pięt, nie mówiąc już o Prinze'u Jr. który w tym filmie jest tak drewniany i pozbawiony jakichkolwiek emocji, że aż momentami śmieszny. A i ten morderca o twarzy Muse'a Watsona jakiś taki niestraszny - nie to co genialne kreacje Lillarda i Ulricha w Krzyku. KML ratuje jedynie Sarah Michelle Gellar, była naprawdę super, ona jedna umiała wzbudzić we mnie jakieś emocje, napięcie. Ryan Phillippe ujdzie, ale bez rewelacji.
W jaki sposób Sarah Michelle Gellar wzbudziła w Tobie emocje???????
Tym zabawnym machaniem rączkami może?
zabawnego machania rączkami jakoś nie zauważyłem :D miałem na myśli, ze SMG zagrała najlepiej z całej obsady, co nie jest równoznaczne, że zagrała rewelacyjnie (dla porównania - lepsza była w Krzyku 2, grała w sumie podobną rolę ;p) dla mnie ona jedna była przekonująca, Love Hewitt nawet krzyczała jakoś tak sztucznie
Machanie rączkami w momencie gdy zaczynała krzyczeć;]
Generalnie film nie spełnił w moim przypadku swojego zadania - tzn. nie przestraszył mnie, ale przyjemnie się go oglądało więc mimo śmiesznego aktorstwa, amerykańskich schematów (rozdzielmy się, krzyczmy jak najgłośniej, żeby morderca trafił do nas za głosem, piękna blondynka ginie pierwsza, brunetka jest jedyną osobą, która potrafi uciec przed idącym spacerkiem mordercą...itp.) to nie znudziłam się, a to ważne w tego typu filmach.
"Krzyk" oglądałem o wiele wcześniej niż "Koszmar..." , ale wydaje mi się, że oba filmy były na podobnym poziomie. Co do filmu to według mnie dobry. Początkowo, gdy nie wiemy kto ściga głównych bohaterów fajnie budowane jest napięcie. Była kilka dobrych scen. Im dłużej jednak film trwał, tym mniej mi się podobał, trochę zawiodłem się, gdy dowiedziałem się kto jest tym rybakiem. Jakaś taka mało straszna była ta postać po zobaczeniu jej twarzy.