Z samego pomysłu to na prawdę niezły thriller. Delon gra podrywacza, który naraża się szefowi organizacji przestępczej. Dlatego też musi uciekać, a trafia do domu gdzie staje się elementem specyficznego czworokąta.
Niby jest nieźle- szybkie tempo, przekonujące aktorstwo, sceny dramatyczne inteligentnie przemieszano z typowymi dla kryminału. Czuć też klaustrofobiczny klimat willi na uboczu, oraz bez słów można odczytać kto tutaj kogo pożąda na prawdę. Więc co jest nie tak? W zasadzie psychologia postaci staje się po pewnym czasie przewidywalna, a większość zwrotów akcji jest do odgadnięcia (z zakończeniem włącznie). Do tego niektóre "efekciarskie" fragmenty jakoś mi zepsuły wrażenie- na przykład pościgi samochodowe gdy niektóre auta jeździły na dwóch kołach, albo częstotliwość przypadkowych spotkań Marca z gangsterami.
Ogółem to niezła intryga, ale w połowie już przestaje tak porywać, bo zdajemy sobie sprawę kto od kogo, co chce. Jane Fonda- jedna z moich ulubionych aktorek- nie zaskoczyła mnie w ogóle. Zagrała zaledwie poprawnie i na ekranie królują raczej Alain Delon i Lola Albright.
Zobaczyć można, ale to pozycja nieobowiązkowa.
Może byłeś w zbyt dobrym humorze w dniu seansu :D Typowy film, któremu daję 6/10- teraz już niewiele z niego pamiętam prócz kilku scen, które przypomniał mi komentarz. Zróbmy eksperyment i wpisz się tu za równe dwa lata, by potwierdzić czy ty też cokolwiek zapamiętałeś ;)