A tak dostajemy jeden kiepski.
Film ma potencjał na bycie dobrą ekranizacją opowiadania Clive'a Barkera: dobre lokacje, świetna (i
pasująca) muzyka, dobre aktorstwo, momentami świetny klimat, no i oczywiście sama historia jest
świetna (polecam książkę).
Ale wszystkie te zalety trafia szlag gdy pojawia się tytułowe monstrum: groteskowy wygląd,
śmieszne zachowanie; zabijanie ofiar to w jego wykonaniu tarmoszenie kukiełek i zdzieranie
naskórka z towarzyszeniem gejzerów krwi (serio :D
Do tego jeszcze żałosne efekty świetlne.
Gdyby te atrakcje wykorzystano w filmie kręconym z przymrużeniem oka (coś w stylu "Zabójczych
klaunów z kosmosu") byłyby super, bo monstrum ma mocno ekscentryczny i odjechany wygląd, a
sceny z jego udziałem są autentycznie zabawne.
Niestety cała ta porcja radości nie pasuje do opowiadania Barkera, które nie jest "śmiechowym
horrorem"