Hej! Jak widzicie, opublikowałem kolejne opowiadanie :-) Tym razem jest to crossover HTTYD i Frozen. Na samym początku chciałem podziękować Filmomance za poparawianie moich błędów (literówki, błędy gramatyczne itp.) oraz dołożenie niektórych pomysłów. Jeszcze raz serdecznie dziękuję :) Jeśli podczas czytania jakiś akt będzie się wam wydawał nudny, to na pewno ostatni. Tylko dla tych, którzy potrafią się wczuć w myśli autora i - najważniejsze - w opowiadanie ;-)
Arendelle było pięknym państwem położonym na północy w górach. Od ponad połowy roku było znane jako szczyt potęgi handlowej. Sławne były też piękne widoki, które można było tam ujrzeć. Dzięki setkom reform przygotowanych przez rodziców Elsy i samej królowej - życie mieszkańców Arendelle znacznie się poprawiło. Czas mijał bardzo szybko. Wydawało się, jakby to wczoraj królowa odmroziła ponownie centrum. A minął już prawie rok. Kolejne lato nadeszło. Było naprawde pięknie. Przed południem Elsa cały czas siedziała w swoim gabinecie i cały czas uzupełniała dokumenty. Odpowiadała na pytania większości ludzi. Lato było czasem, gdzie do zamku dochodziły setki propozycji, które były związane z wymianą handlową. Zarówno jeśli chodzi o państwa niezależne, jak i o prywatne przedsiębiorstwa w Arendelle. Niektórzy obywatele mieli do zaoferowania produkty o lepszej jakości i tańsze, niż monarchowie większych państw. Mimo, że listów było sporo, to jednak królowa każdy oglądała uważnie. Męczyły ją niektóre banalne prośby mieszkańców. Czasem było to coś nie do pomyślenia, innym razem jakaś błahostka, z którą nie powinno się iść do tak wysokiego organu państwa, jakim jest królowa. No niestety, tacy ludzie zdarzali się praktycznie wszędzie, nawet w tak cudownym, małym państewku, jakim jest Arendelle. Elsa czasami zazdrościła Annie. Miała tyle wolnego czasu. Co prawda królowa zabierała ją często na spotkania z doradcami, ale księżniczka mimo wszystko nie mogła się przystosować do takich klimatów. Prawie codziennie wybierała się z Kristoffem w góry, by obserwować, jak pracuje. Cóż… w okresie letnim było tam całkiem ciepło (-5 stopni), więc nie było źle. Elsa westchnęła. Wyszła ze swojego gabinetu i poszła do komnaty królewskiej. Kładąc rękę na klamce uśmiechnęła się - przypomniał jej się fakt, że nie musiała już dłużej siedzieć za zamkniętymi drzwiami. Mogła kiedy chce otworzyć je, czuć się wolna. Jeśli jej by się zachciało, mogłaby pójść do Anny - po kilkunastu latach izolacji cięgle nie mogła uwierzyć, że ma aż takie szczęście. Oczywiście bycie królową elity gospodarczej i jednocześnie bycie kochającą siostrą pochłaniało bardzo, ale to naprawdę dużo czasu. Niedługo odbyć się miał pierwszy rejs Elsy jako królowej do innego państwa - po roku bycia w jednym miejscu postanowiła przepłynąć granice swojego państwa, przekroczyć limity. Po takim czasie wreszcie uznała, że koniec z tym. Wszyscy monarchowie przybijali do portu Arendelle, jeśli chcieli robić interesy - teraz jednak to Elsa miała przypłynąć. Do Nasturii.
Jednak nawet przekroczenie granicy nie było proste. Musiała załatwić sporo spraw. Przygotowanie statku, prowiantu na drogę, doświadczonej załogi lub samej trasy zajęło sporo czasu. Ale Elsa w końcu postanowiła o tym nie rozmyślać, przecież… to będzie później. Skupiła się na tym, co jest tu i teraz. Pracowała do wieczora. Anna doskonale wiedziała, że jej siostrze nie należy przeszkadzać. To była chyba jedyna rzecz, która jej się nie podobała - zwykle, gdy Anna wraca do zamku Elsa już kończy papierkową robotę. Czeka na nią w jej pokoju z kubkiem gorącej czekolady. pudełkiem pysznych ciasteczek. Ciepłą atmosferą. Ciepłymi uśmiechami. Szczerymi rozmowami - na samą myśl Anka się uśmiechnęła. Niestety, teraz, gdy siostry miały wypłynąć do Nasturii, by podpisać umowę, która ma im pomóc - było tych listów jeszcze więcej. Elsa sama musiała trochę ich wysłać. W końcu… nie będzie władczyni przez długi czas w państwie. Musiała zorganizować specjalną radę, w której było 20 najlepszych doradców w państwie. Mieli przedstawiać sobie propozycje i głosować - tak lub nie. Większość głosów wygrywała. Mogli też wprowadzać poprawki do projektu. Takie rozwiązanie wydawało się królowej najlepsze. W końcu Elsa wyszła ze swojego gabinetu, by spotkać Annę czekającą za drzwiami.
- Witaj Elso! - powiedziała księżniczka z ciepłym uśmiechem. Elsa go odwzajemniła.
- Witaj Anno. - odrzekła.
- Mam dla ciebie małą niespodziankę. To znaczy… nie taka mała. Trochę nad nią pracowałam… och! Jakie trochę, dużo! Nie, dużo?! Długo, wybacz! Mój błą…
- Anno. Po prostu pokaż - powiedziała, jakby było to coś oczywistego. Bo było… prawda?
- No tak… to chyba najlepsze wyjście. - Obie zachichotały. Czas spędzany z Elsą był naprawdę przyjemny. Jej mogła wszystko powiedzieć - wiedziała, że nikomu nic nie wyjawi. Zawsze może na nią liczyć. Co prawda tak było i z Kristoffem. Ale fakt, że Elsa była członkiem rodziny sprawiał, że rozmawiało się z nią… wygodniej? Przyjemniej? Sama nie wiedziała…
W każdym razie dostawała ADHD, gdy pomyślała nad prezentem, który chciała dać Elsie. Gdy siostry szły korytarzem, nagle Anna skręciła w prawo, odcinając drogę królowej.
- To tutaj - powiedziała oddychając głęboko.
- To pracownia - powiedziała Elsa cichutko sama do siebie. Tak cicho, że nikt dookoła nie był w stanie usłyszeć. ‘A więc Anna przyprowadziła mnie tu mając… lekkie ADHD, mówiąc delikatnie. Tu stoimy. Przed pracownią. A siła jej ekscytacji wskazuje, że musiała się naprawdę napracować.’ pomyślała królowa. I rzeczywiście, tak było… miała się o tym właśnie dowiedzieć. Anna ekscytując się coraz bardziej otworzyła drzwi i Elsę spotkał… mały szok, to ostatnie, co można by powiedzieć.
Na ścianie był powieszony wielki obraz. Skala to 16:9. Był spory. Jakieś 2 metry wysokości. Jeśli nie więcej… a co było przedstawione na obrazie? Właśnie Elsa. Anna pokazała tu najcieplejszy uśmiech, jaki widziała kiedykolwiek w swoim życiu. Obraz był dopracowany. Może nie aż tak dopracowany, jak dzieła wybitnych malarzy… ale jak na początkującego malarza, Anna zasłużyła na szóstkę z plusem (o ile coś takiego da się dostać. Jak nie da, to i tak zasłużyła). Każdy detal. Pięknie uwieczniona twarz. Kremowa cera, piękne włosy… to wszystko na jednym obrazie. Elsie poleciały łzy z oczu. ‘Czy naprawdę zasłużyłam na taką siostrę?’ Wtedy poczuła, lewa dłoń jej siostry obejmuje jej lewe ramię.
- Jasne, że zasługujesz! - powiedziała księżniczka. Elsa mrugnęła. Anna natomiast tylko zachochitała.
- Zaczynasz już mówić co myślisz, co siostro? - spytała z figlarnym uśmiechem. Elsa zaś odwróciła się w jej stronę i uśmiechnęła się. Złapała ją za ręce.
- Dziękuję. Piękne, naprawdę piękne. Piękniejsze od jakiegokolwiek innego obrazu. Nawet, jeśli jest gdzieś lepiej dopracowany, to i tak nie jest lepszy.
- Bo przedstawia ciebie? - Na twarzy Anny pojawił się jeszcze bardziej figlarny uśmiech. Oparła się jednym ramieniem o otwarte drzwi. - Ale z ciebie samolub! - powiedziała. Oczywiście tylko żartowała. Królowa zaś mimikując jej postawę zrobiła to samo. Figlarny uśmiech na jej twarzy był dość… rzadki.
- Czyżby? - odrzekła. Annie w sercu zrobiło się ciepło. Czuła, że Elsa naprawdę jest sobą. Jej figlarny uśmiech bezwzględnie zmienił się w ciepły - nie mogła nic na to poradzić. Czując się zmieszana postanowiła powiedzieć:
- No to co, idziemy do mojego pokoju? Tyle czasu z tobą mi nie wystarcza. Muszę cały czas z kimś być. Najlepiej z tobą, albo Kristoffem.
- No to… chodźmy! - siostry ruszyły więc w stronę komnaty Anny. Po krótkiej wędrówce Anna nagle odwróciła się zaczynając iść tyłem i w końcu spytała Elsy:
- A może tym razem przeszłybyśmy do twojego pokoju?
- Anno, lepiej uważaj gdzie idziesz - uśmiechnęła się - oczywiście, że możemy, ale - wzięła swoją dłoń w drugą. - on ma bardzo, ale to bardzo zimne kolory. Wszystko jest niebieskie. Chciałam kazać go przemalować, ale…
- ...ale ci nie pozwoliłam! - wtrąciła się Anna. Królowa spojrzała jej się głęboko w oczy z poważnym spojrzeniem.
- Dokładnie… - odrzekła. Księżniczka z jakiegoś powodu uwielbiała swobodnie rozmawiać z Elsą.
- A wiesz, czemu, moja droga - powiedziała Anna.
- Nie mam pojęcia, moja droga….
- Chciałam ci zaproponować swoje usługi… oczywiście za pozwoleniem Waszej Wysokości.
- Tak? - Elsa uniosła powieki. Anna przewróciła oczyma i przestała się zgrywać.
- Oczywiście! To będzie kolejny prezent! Uwielbiam takie robić! Poza tym ja włożę w to serce! Całe swoje serce, malując ten pokój!
- Och, Anno - odrzekła Elsa ze smutnym spojrzeniem.
- Coś się stało? - odparła księżniczka.
- Po prostu… ty mi dajesz te wszystkie prezenty… a ja tobie nic… - odrzekła. Anna się do niej uśmiechnęła.
- A łyżwy? To najlepszy prezent, jaki mogłabym sobie wymarzyć! Przypomina mi o dniu, w którym wszystko zaczęło układać się po mojej... naszej myśli! I ta pyszna czekolada… - oblizała się na samą myśl - według królewskich przepisów. Ten smak…! Muoah! I Ty uważasz, że nie dałaś mi wystarczająco? - Spytała kpiąco Anna.
- Może i masz rację… ale ty za to dajesz mi prezenty cały czas…
- Oj, przestań! To nie prawda! Przecież do tej pory nie dałam ci żadnego konkretnego prezentu! Różnica polega na tym, że ty mi je dałaś rok temu, a ja tobie teraz.
- Masz na myśli, że jesteśmy kwita? - Anna zarumieniła się
- Będziesz mnie teraz tym męczyć?
- TAK! - odrzekła, gdy w końcu dotarły do pokoju.
- Eeee… napomniałyśmy chyba o czekoladzie…
- Spokojnie mam tutaj, w schowku.
- W schowku?! Ładnie to tak, królowo Elso?
- Nie wiem - odparła. Po chwili siostry rozmawiały. Anna opowiedziała jej swój calutki dzień. O tym, jak wygląda praca Kristoffa. O tym, że nawet w upalne lato w górach jest skrajna temperatura. Tak niska, że utrzymuje się tam z łatwością lód.
- A dodatkowo namówiłam Kristoffa, że po tym, jak wrócimy, to pójdziemy na Lodowy Wierch! - Elsa otworzyła szeroko usta.
- Pie...pieszo? Jesienią?! Na taką wysokość?! Anno, czy ty wiesz, jaka tam jest temperatura?!
- Cóż… biorąc pod uwagę, że byłam tam rok temu - wiem! - Elsa przewróciła oczyma.
- Ale to było w lato! Ja… - przełknęła ślinę - ...zamroziłam Arendelle, ale tamto miejsce pozostało niezmienione! No… może prócz tego pałacu…
- Właśnie! On cały czas tam stoi! - odrzekła Anna. - No więc słuchaj… zrób sobie dzień wolnego!
- Królowa i dzień wolny? - Elsa zrobiła minę w stylu “Are you serious?”.
- No… tak! Myślisz, że czemu namawiałam Kristoffa przez cały dzień, byśmy tam się udali! Właśnie po to, żebyś jechała z nami! - Elsa była zmieszana.
- Nie rozumiem…
- Spodziewałam się, że gdy usłyszysz mnie mówiącą o tym, jak jest zimno w lato w górach… i jeszcze wiedząc o tym, że Lodowy Wierch jest jeszcze wyżej… ja… cóż… - podrapała się w głowę - ...spodziewałam się, że zaproponujesz pójście z nami.
- Och, Anno, Anno… - powiedziała z lekkim uśmiechem Elsa.
- To twoja kreacja! Jest piękna! Masz świetną wyobraźnię! Bez ciebie nie idę… - Elsa westchnęła. ‘Mam wybór?’.
- No dobrze, skoro tak chcesz…
- Zobaczysz, jak jest fajnie! Wreszcie będziesz miała chociaż jeden dzień wolnego! Podczas gdy inni mają go dzień w tygodniu, ale to szczegół... - odrzekła Anna kpiąco. Elsa przegryzła wargę.
- Administracja to skomplikowana rzecz… jest trudna do okiełznania jak ogar. Ale kiedy to zrobisz - uśmiechnęła się - masz w rydzach solidne państwo.
- Jak okiełznam ogiera?
- EJ! Przestań mnie ciągle łapać za słówka.
- Wiem, tylko tak się przekomarzam…
- A więc to jest jedna z rzeczy, które lubią robić siostry?
- Nie wiem, jak inne siostry, ale ja uwielbiam.
- Szczególnie, jeśli to ty jesteś tą, która… - poczuła szturchnięcie w ramię - Tak, ja też to lubię. - odparła Elsa. - Ale zeszłam z tematu! Chodziło mi o to, że ja przez calutki ten rok polepszałam administracje… pod 1 względem. Żeby wszystko działało sprawnie, szybko i tak, jak musi działać. Nie brałam pod uwagę tego, że będę miał nadmiar pracy. Nigdy bym się nie spodziewała, że ilość mojej pracy zwiększy się na tyle, by, nie miała czasu przez cały dzień.
- Jesteś szczera do bólu - powiedziała Anna. - Zero fałszywej skromności. Nie przy mnie. To lubię. - Elsa nie zważając na to, kontnuowała.
- Ale… przez ostatnie dni zajmuje się też ustawami, który mają częściową zastąpić moje decyzje - powiedziała - banalne listy będą przesyłane do mniej ważnych organów, prawo poradzi sobie samo z wieloma rzeczami… bla, bla, bla! Mało cię to interesuje, prawda?
- Najważniejsze, że będziesz miała więcej czasu dla siebie. Tylko to powinno cię teraz martwić. - Rozmowę przerwało bicie zegara - była 22.
- Ej, no tak szybko czas leci? - powiedziała podniesionym głosem Anna.
- Nawet nie zauważyłaś, kiedy się ściemniło.
- Przy zapalonych świecach?
- A. Dają mało światła. B. Okno jest po twojej prawej i po mojej lewej. Ja jakoś to zauważyłam, a ty nie.
- Ech… masz podzielność uwagi, której mi brak.
- Być może masz rację.
- Raczej na pewno.
- No to… - powiedziała Elsa wstając - ...nie pozostaje nam nic, jak tylko położyć się do łóżek i zasnąć…
- O której jutro wypływamy?
- Siódma rano - Annie opadły ręce
- No way! W życiu! O tej godzinie to ja się budzę! A jeśli mam tam być o tej godzinie, to… musiałabym wstać… o szóstej!
- O szóstej budzę się w niedzielę, Anno - powiedziała królowa z uśmiechem.
- Ale…
- Nie zapomniajmy, że dziś został przygotowany statek. Jednak niektóre rzeczy muszą być przygotowane bezpośrednio przed rejsem. Czyli marynarze muszą wstać… - Elsa podrapała się po podbródku - ...powiedzmy… o czwartej rano.
- Dobrze, już dobrze… jeśli tak ma być…
- Swoją drogą nigdy nie płynęłam statkiem. Ciekaw jestem, czy będę miała chorobę morską…
- Nawet mi o tym nie mów! Jeszcze zapeszysz.
- Nie wierzę w szczęście…
- Nie ma przeszkody, by nie wierzyć w pecha.
- Okej, rozumiem.
- To ja już… już pójdę. Dobranoc, Elso!
- Dobrej nocy, Anno. - ‘Zawsze musisz być oryginalna, co?’ - pomyślała księżniczka, ale nie powiedziała tego na głos.
- Zmieniła się… jest bardziej luźna - mówiła sobie pod prysznicem. Potem przebrała się w szlafrok. - Bardziej… bardziej sobą. - położyła się do łóżka. - lubi się ze mną bawić… założę się, że specjalnie nie mówiła mi o godzinie, żebym poszła późno spać… - odwróciła się do obrazu, na którym był rycerz Arendelle sprzed 200 lat. - ...dobranoc, Edgarze - zamknęła oczy i po chwili już chrapała.
Ciemność. Wszędzie ciemność. Aż nagle strasznie niewyraźny głos. Który stawał się coraz wyraźniejszy.
- Księżniczko, trzeba wstawać! - w końcu głos był już czysty. No… prawie. Byłby, gdyby nie drzwi.
- Kai… co się stało… dopiero… - wytrzeszczyła oczy na zegar. - nawet nie wiem, która - krzyknęła padając na łoże.
- Królowa Elsa czeka na ciebie w kuchni. - Anna wytrzeszczyła oczy.
- CO?!
- Eeeee… z tego, co się orientuję, dzisiaj miałyście wypłynąć z Arendelle. - Anna zaczęła sobie wszystko przypominać - zobaczyła, że na zegarze jest szósta.
- Specjalnie wstała wcześniej, żeby mnie torturować…
- Co proszę? - spytał Kai.
- Powiedz jej, że za 15 minut będę… albo nie. Za poł godziny. Ewentualnie 40 minut. - Po niecałej godzinie Anna zeszła już na dół.
- Cięgle zaspana? - spytała Elsa, gdy Anna do niej podeszła.
- Nawet nie wiesz, jak! - odrzekła wsiadając do powozu. Podczas podróży Anna zaczęła:
- Ty to specjalnie robisz?
- Co?
- Torturujesz mnie tym wszystkim… najpierw trzymasz u siebie w pokoju do 22, a potem każesz mi wstawać tak wcześnie.
- Ja… no co ty! - Elsa nie mogła zatrzymać uśmiechu wskakującego na jej twarz. - nie wiem, o czym ty mówisz!
- Zmieniłaś się - powiedziała księżniczka z ciepłym uśmiechem. - na lepsze.
- Tak myślisz? Ja sądzę, że robienie ci takich żarcików nie jest…
- Jest Elso, jest. W każdym razie mi się to podoba. Nie jesteś już taka… - Anna podrapała się po głowie szukając odpowiedniego słowa - nienaturalna. Zauważyłam to już jakieś 10 miesięcy temu… i nie spodziewałam się, że tak to w tobie polubię.
- Też nie wiem, jak to się stało… jeśli o to pytasz.
- Jesteśmy na miejscu! - woźnica krzyknął. Wtedy siostry wyszły z powozu.
- Tak więc… tym będziemy płynąć? - powiedziała Anna wskazując na duży statek.
- Nie. Tym - Elsa złapała rękę Anny i pokazała na jeszcze większy statek.
- Naprawdę?
- Tak.
- Taki statek?
- Tak.
- Z powodu 2 osób?
- Tak.
- Nie dało się innego.
- Tak.
- Elso! - Elsa zachichotała.
- Dało się, oczywiście… ale miałam wczoraj więcej pracy niż zwykle, więc zostawiłam to doradcom. Szczerze mówiąc, to też jestem zaskoczona wielkością tego wieloryba! - Królowa odwróciła się do kapitana, który właśnie zszedł. Zanim cokolwiek powiedziała, kapitan zaczął:
- Jestem kapitan Bard Nils. Bardzo miło mnie i całej załodze, że wybrała nas pani na załogę tego wspaniałego statku. - powiedział. Był starszym człowiekiem. Miał poważną twarz, siwą brodę, był umięśniony i miał gruby głos. On i jego załoga byli najsolidnijeszymi marynarzami w całym Arendelle. Przynajmniej tak było napisane w aktach. Jak było naprawdę… to się okaże.
- Proszę bardzo kapitanie. Czy wasza załoga zapoznała się już ze statkiem?
- Jest spory, ale chłopaki poradzili sobie. Wie pani, to doskonali marynarze.
- Wiem, słyszałam.
- Czy mamy już rozpocząć podróż.
- Tak będzie najlepiej. Chcemy być w Nasturii najszybciej, jak to możliwe.
- Oczywiście. W takim razie zapraszam na statek. Gdy Elsa przechodziła obok jakiegokolwiek marynarza, on uświadamiając sobie, kto nadchodzi od razu porzucali swoją aktualną pracę oraz stawali prosto z skamieniałą twarzą.
- Doprawdy, dziwni ludzi… jak by byli stworzeni do obsługi statku. Tak jakoś… bez uczuć… - tak, zauważyłam… ale ich kapitan taki nie jest - mówiła Elsa, gdy siostry weszły do swojej kajuty i zaczęły się rozpakowywać. - O nim czytałam sporo. Jest najstarszym kapitanem. Z opisów wynika, że jest od czuły i potrafi zachować trzeźwość. To taki… kapitan z bajki. - Anna się zaśmiała.
- Tak, wiem, o co ci chodzi. Które łóżko wybierasz, tak przy okazji. - Elsa popatrzyła się na oba. Po chwili usiadła na nim kilka razy lekko się odbijając. Potem na drugim.
- Biorę to - Elsa wskazała na to, które na którym przed chwilą siedziała. Anna zaciekawiła się tym wyborem. Podczas, gdy królowa kontynuowała rozpakowywanie walizki, Anna również sprawdziła łóżka. Różnica była minimalna, ale zauważyła, że Elsa wybrała mniej sprężyste łóżko.
- To fałszywa skromność? - spytała się wskakując chwilowo na łóżko?
- Co proszę? - Elsa odwróciła się i zobaczyła Anną na łóżku. Uśmiechnęła się.
- Nie, nic z tych rzeczy… chcę, żebyś miała wygodnie.
- A czy to nie królowa powinna mieć wygodne posłanie?
- A czy to nie księżniczka powinna mieć wygodne spanie? - Zaśmiały się obje.
- No tak… pewnie masz rację.
- Wiesz… powiem ci, że nie jest tak źle - powiedziała Elsa, gdy się rozpakowały
- Z czym?
- Z bujaniem. Co prawda jeszcze nie wypłynęliśmy, ale prawie w ogóle nie buj…
- Wypłynęliśmy, czy Wypłynęłyśmy.
- A marynarze - powiedziała Elsa z uśmiechem i do połowy zamkniętymi oczyma. Anna się zarumieniła.
- Dobra, tym razem wygrałaś… ale pozwól, że się spytam. Czemu do tej pory nie pływaliśmy.
- Bałam się, żeby cię nie obudzić o szóstej rano i ujrzeć wściekłą.
- A tak na poważnie? - spytała Anna. Elsa westchnęła i uśmiech chwilowo znikł z jej twarzy. Widząc to, Anna też posmutniała. - Czy powiedziałam coś nie tak?
- Nie, skąd, tylko… - Elsa usiadła. Anna poczuła, że powinna usiąść obok niej. Tak też zrobiła. - po prostu w ten sposób zginęli nasi rodzice… płynąc statkiem. - mówiła. Anna sobie o tym teraz przypomniała. Właśnie, czemu dopiero teraz? Przecież to takie oczywiste… może próbowała wymazać ten moment z jej życia tak mocno, że nie wzięła tego pod uwagę? - Wiesz, o co mi chodzi, prawda, Anno?
- Tak… niestety. - odrzekła.
- Przepraszam, jeśli ci o tym przypomniałam… - Anna machnęła ręką.
- To ja powinnam cię za to przepraszać, w końcu to ja ci o tym przypomniałam - powiedziała - Więc… boisz się, że utoniemy?
- Zawsze jest jakieś ryzyko - odpowiedziała królowa.
- Ale myślę, że po roku powinnam się przełamać… zrobić to, czego unikałam przez cały rok. z doświadczenia, wiem, że unikanie… nie działa zbyt dobrze. - Faktycznie, Elsa dostała nauczkę. Zrobiła już prawie wszystko, jeśli chodzi o przeszłość. Powiedziała Annie, co się naprawdę stało, jak były dziećmi, była z nią na grobie rodziców… wszystko. Prócz jakiegoś rejsu. Usłyszały pukanie do drzwi.
- Witam królową - odezwał się mężczyzna delikatnym głosem. - chciałem was zaprosić na ciepłą strawę górniczą. - Elsa mrugnęła. - Strawa górnicza? Na statku?
- Tak. Słynna strawa górnicza. Akurat płynie z nami górnik, który miał składniki by ową przyrządzić, więc postanowiliśmy, że zjemy coś dla odmiany.
- Anno, idziemy jeść? - odwróciła się w stronę Anny.
- Myślisz, że się najadłam tym szybkim śniadaniem? No jasne, że idzemy! - wyskoczyła z łóżka. Po chwili kończący prace marynarze zobaczyli księżniczkę na przedzie ciągnącą królową do stołu niedaleko mostku kapitańskiego.
- Tylko zachwoujcie się naturalnie - mówił kapitan, gdy załoga przygotowywała stół. Widziałem jej minę, gdy na was patrzyła. Wyglądaliście jak jakieś roboty. Pamiętajcie: Naturalnie, jak gdyby królowa była jednym z członków załogi. I rzeczywiście, tak zrobili. Na samym początku było trochę nerwowo… ale gdy potem siostry zaczęły zachowywać się niej jak władczynie, a bardziej, jak dobre koleżanki, atmosfera była bardzo przyjemna. Nikt nie stronił od żartów, ogólnie swobodnej rozmowy. Nawet po tym, jak wszystko zostało zjedzone (oczywiście strawa górnicza - miodzio) siostry zostały dłużej, ponieważ atmosfera nie pozwalała im się oderwać. Kapitan wrócił na mostek i zdjął marynarza ze służby, który teraz do nich dołączył. Siostry wyszły z jadalnie dopiero pod wieczór, akurat, gdy zachodziło słońce. Siostry wyszły ciągle się śmiejąc. Zatrzymały się przy barierkach zachwycone pięknem morza. Nie było one oczywiście piękniejsze niż góry, ale miało tę moc…
- Spójrz - powiedziała Elsa. Dookoła pustka…wszędzie tylko fale. Niczego na horyzoncie. Tylko my, statek, niesamowite delfiny słońce i jego odbicia na falującej wodzie…
- Masz racje. Idealne miejsce, by poderwać faceta.
- Ach, zawsze zepsujesz nastrój, prawda?
- Taki już mój styl. - Siostry po skończonym zachodu słońca poszły się położyć do swojej kajuty. Oczywiście nie były w stanie wziąć prysznica, nie było na statku aż tyle wody. Ale przebrały się, rozwiązały włosy i poszły spać. Elsa w lodowym szlafroku, Anna w jasnozielonym. W końcu spały słodko.
Coś je obudziło w środku nocy. Przeraziły się, gdy sobie uświadomiły, że to woda wdziera się do statku.
- Szybko, wychodzić! - marynarz popychał siostry. Statek zaczął się powoli przechylać, cała jego dolna część była już pod wodą. Siostry oszołomione biegły tam, gdzie prowadził marynarz. Niedługo byli w przy szalupach.
- Starczy dla wszystkich szalup?! - spytał zaniepokojony marynarz w stronę kapitana, który był przy szalupach.
- To statek zaprojektowany na większą ilość osób. Oczywiście, że starczy. - Marynarz się uśmiechnął i przybił piątkę z innym marynarzem.
- Znaczy… przeżyjemy?! - krzyknęła Anna
- Najprawdopodobniej tak! 10 kilometrów stąd jest ląd, dokłądnie tam! - kapitan wskazał na swoją prawą stronę. - Tam będziemy płynąć! - Siostry brał głębokie oddechy. - Dobrze! Wy wchodzicie do tej szalupy! Potem Mark, Karen i Paul, którzy będą płynęli z wami! - krzyczał kapitan podczas ulewy. Dookoła szalały pioruny. Siostry weszły do szalupy jako pierwsze. Już miał tam wchodzić jeden z marynarzy, gdy coś się popsuło. Liny puściły i szalupa spadła z wysokości 5 metrów w dół. Gdy uderzyła o tafle wody, siostry mocno uderzyły się w głowi. I stała się ciemność…
Czkawka spacerował po nowo odkrytym lądzie. Z lekkim uśmiechem na ustach przyglądał się okolicznej przyrodzie. Minął już miejsce, gdzie rosły niewyobrażalnie wielkie drzewa. Niektóre mogły sięgać nawet do 300 metrów, a średnica pieni dochodziła nawet do 50 metrów. Na górnych gałęziach spokojnie bezpiecznie mógł osiąść bez problemu Koszmar Ponocnik, albo jeszcze większy smok. W każdym razie ten obszar zniknął kilometry za nimi. Tak, nimi, gdyż Czkawce towarzyszył zawsze Szczerbatek. Najlepszy przyjaciel, oddany kompan… a może raczaj na odwrót? W każdym razie szli sobie szeroką na 5 metrów dróżką. Nie wiedzieli, kto ją tu zostawił, czy też wyrzeźbiła je natura. W każdym razie przed wyprawą na te tereny byli przekonani, że nikogo tu wcześniej nie było. Wokół nich porastały piękne drzewa wydające nieznane owoce, były wielkości jabłoni. Słońce oświetlało je w piękny sposób. Był ranek i widok naprawdę był niesamowity. Dwójka dochodziła już do brzegu. Z cichego spokoju Czkawkę wyrwał Szczerbatek. Czkawka usłyszał charakterystyczny dźwięk. Przewrócił oczami, zatrzymał się i odwrócił do smoka.
- No… przykro mi, ryby się skończyły. - po minie Szczerbatka było widać, że nie był zachwycony tą wiadomością. Czkawka zaś tylko uśmiechnął się szerzej. - no już, mordko… kilka… albo kilkanaście kilometrów na północ stąd jest ocean, są tam same dobre ryby. Jeśli chcesz, możesz się przelecieć, ja na ciebie poczekam - powiedział. Szczerbatek zaś okazał swój entuzjazm, po czym odleciał. Czkawce udało się wdrapać na drzewo i ujrzał, jak sylwetka smoka znika w oddali. Zszedł i oparł się o drzewo kosztując owocu. Okazał się bardzo dobry.
- Dokładnie… a ja sobie tutaj przy brzegu poczekam… - rzekł przegryzając owoc. Fale delikatni obijały się o brzeg, Czkawka rozkoszował się w tej ciszy. W końcu postanowił, że pójdzie bliżej brzegu. Nagle zobaczył w oddali, że jakaś łódka osiadła na plaży. A przynajmniej z tej odległości tak to wyglądało. Przyśpieszył kroku, gdy zobaczył, że w środku są jacyś ludzie. Po kilku sekundach sprintował naprzód. Zatrzymał się tuż przy wodzie… i zatkało go. W środku leżały dwie, piękne kobiety, każda pod innym względem piękniejsza od drugiej. Czkawkę to trochę zatkało… ale zaraz otrząsnął się i przybliżył swoje ucho do piersi obu kobiet. Okazało się, że kobiety nie są martwe. Ani nawet nie opiły się wody. Po prostu straciły przytomność. Zmieszany wstał i zaczął szukać czegoś, w czym byłby w stanie przynieść wodę. W końcu znalazł coś na kształt miski. Był to kawałek jakiegoś owocu lub kora drzewa. Nalał w to morskiej wody i… wylał na kobiety, gdy do nich dotarł. ‘Niezbyt to subtelny pomysł na ocucenie dam...’ - pomyślał i podrapał się po głowie. Kiedy woda uderzyła o twarz sióstr, te nagle wyrwały się z ciemności. Biorąc gwałtowny wdech poczuły, że lekko opiły się wody i zaczęły kasłać. Kiedy skończył popatrzyły się w górę. Był to dopiero ranek, więc słońce nie było silne. Gdy oczy zaczynały się skupiać na otaczającym świecie, obraz stawał się coraz bardziej rozpoznawalny. W końcu obie ujrzały przed sobą młodzieńca. Widać było, że jest zmieszany. Siostry popatrzyły się na siebie - włosy miały przemoczone, mimo to ciągle były ułożone w warkocze. Ich oczy były głęboko otwarte, a one same brały spore wdechy i wydechy. Popatrzyły się znów na Czkawkę. Ten nie wiedział, co powiedzieć.
- Cóż… witam… - klasnął w dłonie nerwowo się śmiejąc. Niestety nie miał pomysłu, co by dalej powiedzieć. Siostry nie zmieniły sposobu, w jaki na niego patrzyły. - Nazywam się Czkawka… tak wiem, głupie imię… ale podziękujcie moim rodzicom… - tutaj znów przerwał. Reakcja sióst pozostała ta sama. - Rozumiecie, co do was mówię - tym razem reakcja była. Obje spojrzały w dół i kasnęły kilka razy. Elsa przemówiła pierwsza.
- Prze...przepraszam pana… - znów nagły napad kaszlu. - czy… czy mógłby nam pan pomóc.
- Oczywiście, że tak - uśmiechnął się lekko - ...a...w czym mogę pomóc? - Odsunął się, gdy Elsa wstała i pomogła to samo zrobić Annie.
- Przepraszam, nie przedstawiłam się… mam na imię Elsa. To jest moja siostra, Anna.
- Cóż… ja już powiedziałem, mam na imię Czkawka. - znów się uśmiechnął.
- H...hej… - Anna zaśmiała się nerwowo. Starała się też lekko pomachać, ale wyszło niezręcznie.
- Tak więc… czego panie poszukują?
- Zna pan takie państwo, jak Arendelle. - Czkawka spojrzał się na horyzont oceanu. PO chwili zamknął oczy, delikatnie potrząsnął głową i znów spojrzał się na siostry.
- Niestety nie, nic mi ta nazwa nie mówi - opuścił ręce z rezygnacją. Siostry westchnęły.
- A jakiś przyczułek? Gdzieś pan musi stacjonować, prawda?
- Proszę mówić mi po imieniu… nie znoszę, jak ktoś mnie inaczej nazywa. Uśmiechnął się. Po raz pierwszy Elsa zrobiła to samo. Prawie niezauważalnie, ale Czkawka to wyłapał.
- Dobrze… Czkawko, tak? Mógłby pan nas poprowadzić do najbliższego przyczółku?
- Cóż… - podrapał się po głowie. - najbliższy jest ponad 100 kilometrów stąd… - Elsa otworzyła szeroko oczy.
- Ale gdzieś pan tu blisko stacjonuje, prawda? - wyrwała się Anna.
- Nie… nie, jestem tu pierwszy raz… lubie odkrywać nowe ziemie, wypełniać puste miejsca na mapie, rozumiecie?
- Robi pan to zupełnie sam? - Anna znów zapytała.
- Ekhem… Anno, on nie lubi, jak się mu mówi per pan - powiedziała Elsa szeptem do ucha.
- A, tak, jasne…
- Nie do końca sam… - powiedział - ...ale powoli schodzimy z tematu… mogę was doprowadzić do miejsca, gdzie będziecie mogli przepłynąć statkiem do mojej rodzimej wyspy, a może nawet do waszego państwa… o ile jest gdzieś blisko.
- Dziękujemy - powiedziały razem. Czkawka dał im trochę czasu. Był całe mokre i musiały coś z tym zrobić. Po chwili spacerowały dróżką wśród drzew. Siostry powoli rozluźniały się. Ostatnie wydarzenia wpłynęły na nie w silny sposób. Jednak tutaj, wśród natury wszystko wydawało się… idealne. ‘Cóż… ekspansję pewnie trzeba będzie przełożyć...’ - pomyślał Czkawka. Chciał być przykładnym człowiekiem, wzorem do naśladowania. Niestety wiązało się to z poświęceniami. Nagle cała trójka usłyszała jakiś cichy dźwięk zza drzew. Siostry pomyślały, że może być to jakiś dziki zwierz… ale Czkawka wiedział już, kto nadchodzi. Zupełnie o nim zapomniał…
- Powinnyśmy się bać? - spytała Anna.
- Nie, spokojnie… nie powinnyście! Zaraz przyjdę, sprawdzę o co chodzi! - powiedział wchodząc w las niskich drzew.
- Ale…
- Spokojnie! NIedługo wrócę - powiedział z uśmiechem, odwrócił się i zaczął biec do lasu. Siostry stanęły na środku dróżki chcąc być jak najdalej od przestrzeni, która jest niewidoczna.
Tymczasem Czkawka natrafił na Szczerbatego.
- Uff! Całe szczęście, że nie poszedłeś dalej… - powiedział. Spojrzał w miejsce, z którego przyszedł. A potem z powrotem na Szczerbatka. ‘No dobra… spokojnie, zastanów się...’. Tutaj Czkawka miał… mały problem. Spotkał 2 kobiety, które potrzebowały wsparcia. Chciał im jakoś pomóc… ale jak? Smoki były największą tajemnicą Berk. Nie mógł im przecież jej wyjawić. Okolice Berk nie są często odwiedzane. Ludzie boją się wikingów. Ale jeśli już ktoś przepływa, rozpoczynają się procedury i chowanie sposób w taki sposób, by nie zauważono ich z daleka. Jeśli ktoś się zbliża - udają prawdziwych wikingów i grożą bronią. Tak więc można było ukryć smoki tak, żeby nikt ich nie widział z dystansu… ale co, jeśli dwie kobiety potrzebują pomocy i chwilowego postoju na wyspie? Ukrycie takiej ilości smoków jest NIEMOŻLIWE. Chociaż… może by się udało? Ostatnią opcją było to, że Arendelle okaże się tak blisko, że statek z tej wyspy da radę przepłynąć tam i z powrotem. Ale to było małoprawdopodobne. Nikt nie zakładał osady w okolicach Normanów, było to na granicy samobójstwa. Czkawka westchnął. Jedyną opcją zdawało mu się zostać w tym miejscu z kobietami i grać na zwłokę, podczas, gdy cała reszta będzie przygotowywać Berk do przyjęcia tych kobiet. Tak, by smoki nie zostały zauważone. Czkawka usłyszał mruknięcie. Spojrzał się na Szczerbatka.
- Hmm… Mógłbyś odbyć jeszcze jeden kurs? - Smok nie wykazał się entuzjazmem, ale był dosyć zdziwiony. Czkawka wziął z torby kartkę papieru i zaczął pisać. O dwóch kobietach, które spotkał, gdzie są, i czy możliwe by było przyprowadzenie ich na Berk, by im pomóc? Przymocował kartkę do ekwipunku smoka i poklepał go po głowie.
- No, leć! - uśmiechnął się mówiąc trochę bardziej żywo. Smok ciągle zdziwiony przybliżył się do Czkawki. Miał on uniesioną rękę, tak więc łatwo się nachylił i ustawił swoją głowę tuż pod jego ręką.
- Nie martw się, nic mi nie będzie. - Powiedział biorąc głowę Szczerbatka między dłonie. W końcu smok wystartował, a Czkawka westchnął i skierował się w stronę sióstr.
- Wiesz… ja bym mu powiedziała…
- Anno, proszę cię… nie mam korony, on nie zna Arendelle… i co mi da powiedzenie mu, że jestem królową?
- Cóż… może przyśpieszy procedury. - Anna uśmiechnęła się, królowa zaraz po niej. Potem Elsa przybliżyłą się do siostry i złapała jej dłonie swoimi.
- Anno… jest jeszcze jedna sprawa…
- Tak?
- Wolałabym, żeby on nie wiedział o nas nic… o tym, kim jesteśmy, o tym, co przeżyliśmy, o tym, co potrafię… na prawdę nic z tych rzeczy. - Anna westchnęła. - Tak będzie lepiej! Skoro nie słyszał o Arendelle, nie słyszał też o mnie. Jak zobaczy, że… ekhem…. strzelam lodem z palców, to chyba go wystarczy. - Anna zachichotała.
- Dobrze… mamy po prostu wrócić do domu, tak?
- Dokładnie. Tylko tyle… - konwersację przerwał Czkawka wychodząc zza drzew.
- Wie pan… w-wiesz, co to było? - spytała Anna.
- Tak… nic groźnego… - ‘A może jednak?’ - w każdym razie już tego nie ma.
- Jesteś pewien? Na sto procent?
- Na 101! Nic wam nie grozi.
- A właśnie… mówiłeś, że najbliższy przyczółek jest około 100 kilometrów stąd, czy to oznacza, że będziemy musieli przejść tyle pieszo?
- Nie… nie do końca… - powiedział. Miał mini plan. Napisał w liście o wysłanie statku na wschodni brzeg tej wyspy. Nie mógł wysłać go na zachód, gdyż… cóż… to jest raptem kilkaset metrów stąd. - …we wschodniej części jest mój statek, którym tu przypłynąłem. - kłamał, było mu z tym ciężka, ale kontynuował. - Jest on około 30 kilometrów stąd. Przejdziemy się tam, a następnie wsiądziemy na statek i do mojej rodzinnej wyspy.
- 30 kilometrów pieszo?! - Anna się załamała. Elsa lekko się uśmiechnęła i uznała drzewo po jej lewej stronie za dziwnie interesujący przedmiot. - przecież… moje nogi tego nie przetwają.
- Anno, chodziłaś po górach bez żadnego zabezpieczenia w skrajnych temperaturach… poradzisz sobie i tu.
- Taaaa… ale wiesz, to nu było cała wędrówka pieszo.
- Oj, nieważne! Nawet się nie przeziębiłaś. Zobaczysz, poradzisz sobie! - Czkawka z uśmiechem na twarzy przyglądał się rozmowie sióstr. W końcu skończyły i spytały się:
- To co, idzmey?
- A, tak, oczywiście…ekhem… dzisiaj przejdziemy 10 kilometrów.
- Tylko tyle? - spytała się Elsa. I nalge poczuła na sobie wzrok Anny.
- Ten teren jest łatwy do przemierzania… Uwierzcie mi, później będziecie klnąć, że tutaj wylądowałyście. - siostry się zarumieniły. Ten człowiek używał zupełnie innego języka, które one znały.
- No to... w drogę! - Czkawka szedł na przedzie, a za nimi siostry. Wódz znów się poczuł, jakby był na czyimś czele.
Tymczasem Szczebratek leciał wysoko nad wodami oceanu. Jedyne dźwięki, to podmuch wiatru wpadający mu do uszu. Spokojnie wyrównywał lot. Od czasu, gdzy Czkawka sprawił mu nowy ogon, dzięki któremu może latać sam - czuł się jak kiedyś, gdy był młody, przed tym, jak stracił ogon. Mimo, że miał lecieć prosto na Berk, często wykonywał różne skomplikowane rzeczy w powietrzu. Nie umiał lecieć prosto przez dłuższy czas. Wcześniej był uzależniony od Czkawki. Wtedy, gdy te uzależnienie się skończyło mógł wreszcie poćwiczyć w powietrzu samemu. On chciał żyć. Lot prosto był zbyt sztywny. W każdym razie na horyzoncie zaczęła się pojawiać wyspa. Smok powoli zniżał prędkość, w końcu wylądował koło domu Czkawki. Valka usłyszała smoka i poszła mu otworzyć. Spodziewała się zobaczyć czkawkę, ale gdy otworzyła drzwi, zobaczyła przed sobą samego Sczerbatka. Na początku trochę się zaniepokoiła, ale Szczerbatek nie wyglądał na zaniepokojonego. Smok ukazał część swojego ekwipunku, gdzie był przywiązany kawałek papieru. Valka odwiązała go. Po tym Szczerbatek odskoczył i wleciał na wyższy punkt. Valka bez słowa przeczytała wiadomość od Czkawki. Westchnęła. ‘Stawiasz mnie w trudnej sytuacji, synu...’ - usłyszała pukanie do drzwi.
- Tu Astrid! Mogłaby mnie pani wpuścić? - usłyszała głos zniekształcony zza drzwi. Valka wstała i podszedła do drzwi. Czkawka znów udał się na większą wyprawę. W takim wypadku obowiązki wodza przejmowała Valka. Było to dziwne, w tamtych czasach kobieta będąca wodzem było to coś… nadzwyczajnego. Ale Berk wyróżnia się wieloma rzeczami spośród innych osad. Valka otworzyła drzwi, a Astrid od razu przeszła do rzeczy:
- Mogłabym jakoś pani pomóc? Czkawka często korzysta z mojej pomocy. - Valka się uśmiechnęła.
- Nie, dziękuję… nie mam wielu zajęć. Właściwie to trochę mnie to martwi…
- Brak pracy?
- Nie chodzi mi o sam fakt. Czkawka dostaje wiele spraw do ręki, gdy pełni rolę wodza. A gdy ja ją pełnię, nie dostaje prawie nic… jakbym była jakaś gorsza... - zapadła niezręczna cisza. - przepraszam, nie powinnam się użalać…
- Nie, nic nie szkodzi! Zastanawiałam się tylko, co miałam powiedzieć.
- Nic, zupełnie nic.
- A czy są może jakieś wieści od Czkawki. - Valka spojrzała się na list.
- Tak, są… ale nie takie, jak się spodziewałam. - Astrid wzięła kartkę od Valki i zaczęła czytać.
- Chwileczkę…. - powiedziała na głos.
- Coś się stało?
- Nie, nic… mogę na chwilę wyjść? - spytała się Astrid.
- Ależ oczywiście! - Astrid wybiegła z domu Czkawki, biegnąc do Barda.
- Bard! - krzyknęła z daleka.
- Słucham?
- Mógłbyś mi jeszcze raz powiedzieć o tej katastrofie morskiej?
- Znowu dokłądne relacje? - spytał się z uśmiechem.
- Nie, same konkrety. - Astrid słuchała uważnie każdego słowa jednocześnie próbując to połączyć z faktami przedstawianymi przez Czkawkę. Wkrótce doszła do dosyć… zaskakujących refleksji.
- Dzięki - krzyknęła biegnąc znów w górę, co domu Czkawki. Wleciała do domu zdyszana, co zaskoczyło Valkę. Astrid zauważyła też Sączysmarka, który dopiero co przyszedł.
- Cześć! - przywitał się
- Coś się stało? - jako tymczasowy władca Berk musiała wiedzieć o wszystkim.
- Usiądźmy przy tym stole. - powiedziała. Po chwili zaczęła Valce wszystko tłumaczyć. Bard przyniósł aktualne wiadomości. Mówił o katastrofie królewskiego statku Arendelle, na którym płynęły władczynie. Potem o tym o relacjach kapitana z załogą, o tym, że wszyscy się uratowali, ale trwają poszukiwania królowej.
- Yyyyy… no dobra… ale co z tego? Od kiedy się interesujemy innymi państwami, katastrofami itd.? - spytał Sączysmark.
- Popatrz na miejsce, w którym zatonął statek - wskazała Valka na mapie. Było to puste, nieodkrytw miejsce.
- No już.
- A teraz powiedz mi, gdzie się wybrał Czkawka? - Sączysmark otworzył oczy szeroko… podobnie jak Valka.
- Czy on… znalazł takie ważne osoby?!
- Mało tego! Nawet nie wie, kim one są… pisze tylko o dwóch kobietach, które znalazł w jakiejś łódce.
- Przecież to królowe!
- Rządzące elitą handlową znaną na całym świecie. W tym Arendelle średnia życia wynosi 60 lat, a w innych państwach - nie więcej niż 40. - Valka i Sączysmark słuchali z niedowierzaniem. W końcu Valka przerwała ciszę.
- Jak… jak się ta dwójka nazywa?
- Elsa i Anna - odpowiedziała Astrid.
- Dobrze… nie podejmujmy pochopnych kroków. Zapytam się Czkawkę o imiona tych kobiet, które tutaj prowadzi. Chociaż najprawdopodobniej odpowiedź jest oczywista… - wzięła z szafki czystą kartkę i zaczęła pisać.
- Czy możemy jeszcze w czymś pomóc - spytał się Sączysmark.
- Nie, dziękuję.
- Choć! Pokażę ci, co wykombinowałem! - powiedział szturchając Astrid o ramię. Ta tylko przewróciła oczyma i niechętnie poszła za nim. Gdy Valka skończyła pisać, wyszła na zewnątrz. Od razu zleciał Szczerbatek niecierpliwie czekając na coś, co mógłby zrobić. Valka przywiązała list i powiedziała:
- Leć do Czkawki - i pogłaskała go po głowie. Po chwili smok wyskoczył z ziemi i wzleciał ku niebu. Oddalając się odwrócił się na siebie spoglądając na wyspę. Potem znów wyrównał głowę, a w jego głowie pojawiło się pytanie: czy zniżył się do poziomu gołębia pocztowego?
- Nie, no nie żartuj! - krzyknęła Anna. - to jakieś 300 metrów!
- Tak, ale spokojnie! Mam sprzęt do wspinaczki… - ‘zresztą nie tylko do wspinaczki...’ - ... są zabezpieczenia, nic się wam nie stanie, obiecuję! - powiedział wuciągając z torby linę i kilka innych przyżądów. Westchnął.
- To… trochę potrwa. Skomplikowane urządzenie.
- Dobrze… możemy się przejść?
- Tak, jasne… ale nie oddalajcie się za daleko. Nie chcę potem was szukać po nocach. Siostry zaczęły się oddalać. Po chwili spojrzały się na siebie lekko spocony. Nie przewywając ruchu spojrzały się w górę, lekko na tył - to pierwsze tak wielkie drzewo, jakie widziały… mogłyby przysiądz, że ma z 500 metrów. Otrząsnęły się - wolały nie myśleć, jak będzie wyglądać wspinaczka. Poszły głębiej w las i uspokoiły się.
Tymczasem Szczerbatek wylądował. Nie wiedział, jak dużą odległość pokonują ludzie w taki odstęp czasu, więc wylądował w miejscu, gdzie byli około 5 minut temu. Jego wrażliwe uszy wyłapały dźwięki rozmowy dochodzące z głebszej części lasu. Zainteresowany zaczął się skradać.
- To chyba wariat! - powiedziała Anna.
- Świetnie podsumowanie - powiedziała iroicznie Elsa.
- Myślisz, że on nas jakoś z tego wyciągnie?
- Na razie to jedyna osoba, na której możemy polegać.
- Tak… masz rację. Same pewnie byśmy zginęły.
- No i wspinaczka na takie odległości… żeby schować się przed zwierzętami nocnymi. Już wolałabym kopać dziurę w drewnie, czy ziemi przez cały dzień - powiedziała Elsa.
- A ja wolałabym lodowy pałac Elsy - odrzekła Anna z uśmiechem kierując się dalej.
- Ej, chwilka! Miałyśmy nie odchodzić za dale… - nagle ich rozmowę przerwał pomruk. Dosyć głośny pomruk. Przez chwilę stały jak słup soli. Anna sztywno odwórciła się do siostry. Ta tylko podniosła rękę i położyła palec na ustach. Powoli ruszyły w stronę źródła dźwięku. Nagle dźwięk ustał mimo to, w absolutnej ciszy siostry ruszyły dalej, Anna za Elsą… i to dobry metr. Po chwili szły koło siebie. Weszły w jakiś mały teren otwartej powierzchni. Przed wyjściem z gęstwiny obejrzały się w prawo i ruszyły. Już miał się obejrzeć w lewo, gdy usłyszały ponowny pomruk - był blisko. Bez wątpienia był to duży zwierz. Bez wątpienia ich widział. Bez wątpienia nie był daleko… a nawet bardzo blisko. Powoli odwróciły swoją głowę w lewo. Ujrzały tam coś, co było uważane za mistyczne. Ujrzały SMOKA. Cała trójka stała w bezruchu spoglądając się na siebie. W końcu, po kilku minutach Szczerbatek wykonał ostrożny krok do przodu - nikt iny się nie ruszył. Potem kolejny. Kobiety zadrżały. Po chwili zawahania kolejny krok. Tym razem dziewczyny gwałtownie ruszyły w tył. Elsa, która stała po lewej od Anny - potknęła się i już zmierzała ku upadkowi, ale nagle poczuła szybki ruch po swojej lewej stronie. Ku jej zdziwieniu nie upadła na ziemie, którą jeszcze sekunde temu widziała. Usłyszała mruknięcie zza jej głowy, otworzyła szeroko oczy. Podtrzymywał królową swoją głową. Po chwili skierował swoje oczy ku Annie, która stała w bezruchu. Chciała jakoś pomóc siostrze… ale smok przed chwilą zamortyzował jej upadek. I jego oczy wyglądały tak niewinnie... Szczerbatek odwrócił od niej wzrok i powoli zaczął podnosić swoją głowę, a wraz z nią - Elsę. Królowa była sparaliżowana strachem, jednak, gdy stała już w pozycji pionowej, ożyła, od razu podleciał do Anny. I znowu to samo… obie strony się na siebie spoglądały. Siostry były praktycznie na granicy pustej przestrzeni, a lasem. Nagle zza smoka usłyszały znajomy głos.
- Halo! Gdzie jesteście?! - był to Czkawka, który trochę się zaniepokoił. Smok odwrócił się i zobaczył Czkawkę.
- O, to ty! - powiedział Czkawka widocznie nie zauważając sióstr. - no, posłuchaj, pomożesz mi… - nie zdążył dokończyć zdania, gdyż Szczerbatek się na niego rzucił i zaczął go lizać
- Nie! Szczerbaty!... o matko! - wreszcie wykonał przewrót i wstał. Spojrzał się na swój strój. Westchnął. - Nigdy się nie nauczysz, co? - powiedział kiwając głową i zaczął “strzepywać” z siebie resztki śliny smoka. Siostry patrzyły się na to z niedowierzaniem. Czy TEN człowiek przyjaźnił się ze smokiem? Elsa na prawdę nie mogła uwierzyć. W życiu czytała wiele ksiąg religijnych. Smoki były przedstawiane jako złe bestie, zupełnie bez litości. Anna zaś jeszcze pamiętała bajki z dzieciństwa, kiedy to w niektórych smoki były przedstawiane jak dobre duchy. Mimo to fakt, że smoki w ogóle istnieją zamurował ją tak, jak Elsę. Kiedy Czkawka skończył, zwrócił się do smoka.
- No, i co ja teraz powiem tym kobietom? Że wpadłem do jeziora? W tym miejscu? A może, że zaatakował mnie smok? - zaśmiał się. Zobaczył wtedy, że Szczerbatek przyleciał z listem zwrotnym. - No, co my tutaj ma… - sięgał ręką po kartkę, gdy nagle Szczerbaty mu przeszkodził
- Ej, no co jest? - spytał Czkawka. Smok natomiast skierował swój wzrok na siostry. Czkawka zrozumiał i spojrzał się tam. No i proszę - zupełnie go to zaskoczyło.
- Eeeee… - zaczął - wy tutaj… tak od poaczątku… tak sobie… - chciał ułożyć jakieś sensowne zdanie, ale nie był w stanie. Teraz już z jego ust nie było w stanie wydostać się żadne słowo. Tylko od jakiegoś czasu coś pomrukiwał i pokazywał różne gesty, to wskazywał na smoka, to odwracał wzrok do sióstr. Te patrzyły się na zmianę na niego i na smoka. Szczerbatek był już tym znudzony, więc przewrócił oczyma i spuścił się na ziemie. Czkawka w jednej chwili spojrzał się na smoka, który pomruknął i spojrzał na niego kocim wzrokiem. On zaś popatrzył się znowu na siostry, jego twarz cała czerwona. Siostry delikatnie wyszły i zbliżały się do Czkawki.- Czy to jest… - Elsa wskazała na smoka leżącego potulnie.
- Tak, to smok… - zakłopotany podrapał się z tyłu głowy - ...ale nie bójcie się, nikogo nie skrzywdzi, zapewniam! - powiedział machając rękoma w dziwny sposób. Siostry nerwowo przytaknęły. Anna ruszyła ostrożnie w stronę smoka. Ten się podniósł nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego. Anna zobaczyła, jak wysoko mierzy z bliska.
- Niesamowite! - powiedziała. czkawka się uśmiechnął.
- Chcesz go dotknąć?
- O nie, nie, nic z tych rzeczy! - powiedziała Elsa delikatnie odciągając Annę od Szczerbatka. - Nie będziesz niczego dotykać! - spojrzała się w oczy smokowi, który teraz spokojnie śledził wzrokiem ją.
- Spokojnie! Znam go od ponad 5 lat, nic wam nie zrobi! - odrzekł.
- Nie możesz być pewien! Smoki zaskakują swoimi zachowaniami. - Czkawka odwrócił się w stronę smoka.
- I za to go kocham - powiedział. Słysząc to smok ożył. Jego uczy uniosły się , powieki rozdzieliły, a głowa zbliżyła się do niego. Smok lekko mruknął, a Czkawka uśmiechnął się szeroko i położył mu delikatnie dłoń nieco wyżej nosa. Potem wiking odwrócił się so sióstr.
- Wiecie, jaką odległość potrafi przebyć ten smok bez lądowania? - spytał.
- O nie… - odpowiedziała Elsa - ...nie powiesz mi, że miałeś zamiar zabrać nas w podróż na tym smoku!
- Właściwie, to skoro już wiecie…
- Nie ma mowy! Nie wsiądziemy na tę bestię! Jest jak na razie potulna, ale co, jeśli się zdenerwuje? - Czkawka posmutniał. Zrobił kilka kroków w stronę Elsy.
- Nic nie wiesz o smokach, to się nie wypowiadaj - Elsa otworzyła oczy szerzej. Zabrzmiało to jak… groźba. Anna chciała jakoś uratować sytuację.
- Więc… ile potrafi przelecieć?
- Ano właśnie! - spojrzał się na rudowłosą i uśmiechnął się. - Jeśli na początku będzie najedzony i napojony, to bez postoju może z jakiegokolwiek miejsca na ziemi polecieć… w inne dowolne miejsce na ziemi. - Czkawka odparł opierając się o drzewo.
- Słyszałyście kiedyś o określeniu “serce smoka”? - Obie odpowiedziały przecząco. - Te określenie wspaniale oddaje to, czym te zwierzęta są. - Czkawce przerwał Sczerbatek, upominając się o list, który ze sobą tu zabrał.
- Później, mordko…. teraz trzeba się schować na górze drzewa. W nocy są tutaj niebezpieczne zwierzęta… - odwrócił się do sióstr - To jak? Chcecie wspinaczkę, czy jednak wolicie lot na smoku? - uśmiechnął się figlarnie. Elsa westchnęła.
- Chyba łatwiej i szybciej będzie na smoku…
- I to jest odpowiedź! - przyznał jej Czkawka. Lecicie we dwójkę? Czy może mam lecieć z każdą po kolei? - siostry popatrzyły się na siebie.
- Jeśli mnie zapewnisz, że nic się nie stanie…
- Absolutnie nic! No… chyba, że dotknięcie sprzętu sterującego ogonem Szczerbatka.
- Szczer...batka? - Czkawka uśmiechnął się
- Tak go nazwałem.
- Ale… zaraz… smok potrzebuje sprzętu?
- Nie do końca… ten został strącony podczas lotu i odcięło mu kawałek tylnego ogona. Nie może sterować bez tego lotem.
- Czyli jednak są gdzieś jacyś wrogowie smoków… - Czkawka westchnął - Dobrze, nieważne. Wsiadajcie. - Siostry popatrzyły się na siebie. Smok nie chciał czekać na ich ruch. Sam podszedł do nich. Elsa zadrżała, ale się nie ruszyła. Smok osiadł bokiem przed siostrami. Elsa wzięła głęboki oddech i ostrożnie usiadła na siodle.
- Niestety nie uniesie więcej niż 2 osoby. Nie zależy to od jego siły, ale od miejsca, które jest dostępne. - Po Elsie dosiadła się Anna. Smok wstał, siostry przeszył dreszcz. ‘Zaczyna się...’ - pomyślały - Czkawka podszedł do Szczerbatka i powiedział mu szeptem:
- Wiem, że star pionowy nigdy nie należał do przyjemnych… ale po wystartowaniu staraj się manewrować delikatnie, dobrze? - Szczerbatek kiwnął głową przekonującą. Czkawka się odsunął, a smok napiął mięśnie. Siostry zacisnęły oczy. Szczerbatek gwałtownie podskoczył do góry wywołując u kobiet chwilowy krzyk. Po chwili otworzył oczy. Szczerbatek nie chciał po prostu podlecieć kilkaset metrów w dół i kilkadziesiąt naprzód. Chciał, by siostry przekonały się, jak przyjemnie jest w powietrzu. Dlatego postanowił, że przeleci na drugą stronę drzewa i powoli, by dać siostrom najwięcej czasu w powietrzu. Te ciągle oddychały głęboko, a to z pewnością nie przekona ich do niego.... Gdy Szczerbaty okrążał drzewo, Anna i Elsa spojrzały w dół. Ku zdziwieniu widok ich nie przestraszył. Był przepiękny. I te wielkie drzewo, które okrążał Szczerbatek… widok był niesamowity. Uścisk Elsy na Szczerbatku powoli stawał się luźniejszy, tak jak Anny na Elsie. Po chwili siosry oddychały zupełnie normalnie i spokojnie trzymały się smoka. Żadna z nich tego nie zauważyła, ale… wciągnęły się. Obje. Kiedy smok podchodził do lądowania na drzewie, siostry obudziły się. Lądowanie było bardzo łagodne, Szczerbatek bardzo się przy tym starał. Siostry ostrożnie zeszły ze smoka. Nie chciały go rozjuszyć, ani nic w tym stylu. Oddaliły się stąpając po gigantycznej gałęzi niedaleko środka drzewa. Przez chwilę smok patrzył się na nie, a one na niego. Aż tu nagle wystartował i poleciał zupełnie innym, królewskim, szybkim, dynamicznym lotem w dół, po Czkawkę. Siostry popatrzyły się na siebie.
- No… - Anna usiadła - ...musisz przyznać, że to definitywnie było coś.
- Anno….
- Przyznaj! - powiedziała całkiem szczerze księżniczka. Elsa zachowała powagę. Jednak po chwili jej serce wzięło górę i zachichotała.
- Dobrze, masz rację… podobało mi się.
- No! I to jest Elsa, którą znam!
- Trudno być “Elsą, którą znasz” po katastrofie, którą przeżyłyśmy… cudem w ogóle trafiłyśmy na tą wyspę
- I to w dodatku nieodkrytą! - powiedziała, gdy Elsa usiadła obok.
- Jesteś pewna, że to zaleta?
- No pewnie! Może nieznane czasami jest groźne… ale w końcu mamy… nazwijmy go przewodnikiem. - Anna uśmiechnęła się szerzej. - Zapewniał nas, że nic nam nie grozi! No i teraz siedzimy sobie tutaj, wysoko, wysoko, spoglądając na wielki, ale jednocześnie mały las, a hem daleko, we mgle widać inne, olbrzymie drzewa.
- Powinnać opisywać obrazy…
- A czemu jego tak długo nie ma? Powinien już tu być.
- Musi pewnie zabrać linę, po której mieliśmy się tu wspinać.
- Tak.... a zamiast wspinania przeleciałyśmy się na mitycznych stworzeniach! No po prostu lepiej już być nie może! - Tutaj Elsa straciła humor. Anna to zauważyła.
- Co się stało? Przypomniał ci się ten cytat z książki? Że “skoro lepiej być nie może, będzie gorzej”?
- Nie… nie o to chodzi…
- Tak więc…? - Elsa spojrzała się Annie w oczy.
- Anno… te smoki to nic dobrego. - Anna nie wiedziałą przez chwilę, jak odpowiedzieć.
- Czemu? - w końcu odpowiedziała.
- Nic nie wiemy o tych smokach.
- Ale ten… Czkawka, tak? Swoją drogą dziwne imię…
- Co sobie myśleli jego rodzice?
- W każdym razie… ten Czkawka sporo wie o smokach, więc skoro mówi, że nic nam nie zrobią, to czemu mamy myśleć, że jednak coś nam zrobią?
- Skąd wiesz, że możemy mu ufać?
- Jeszcze tu stoimy. W tym miejscu, gdzie miałyśmy stać.
- Nie nauczyłaś się o nieznajomych wyjątkowo dużo? - spytała Elsa. Anna szeroko otworzyła oczy. - O mój Boże… przepraszam!
- Nie, nie… masz rację. Nie powinnam być taka ufna. MIałam już nauczkę z Hansem, ale widocznie nic mi nie dała.
- Jesteś pewna, że cię nie uraziłam?
- Na początku trochę… ale tylko mnie uświadomiłaś, jak duża siostrzyczka - uśmiechnęła się - Nie mogę mieć tego tobie za złe. Elsa też się uśmichnęła. Tą chwilę przerwał ryk. Siostry gwałtownie odwróciły się spoglądając na niebo. Zauważyły Szczerbatka okrążającego drzewo. Jego grzbiet był w całości skierowany ku sióstr. Na smoku siedział Czkawka, który miał teraz założoną maskę. Szczerbatek powoli wyrównywał lot i podchodził do lądowania na gałęzi. Jednak w pewnej chwili zniżył lot. Czkawka wyskoczył z siodła, wylądował na gałęz,i zrobił 2 fikołki, a na końcu przebiegł kilka metrów. Zdjął maskę i poprawił sobie włosy. Po chwili spod gałęzi wyleciał Szczerbatek i z głośnym dźwiękiem wylądował.
- Wow… - skomentowała Anna. - ...długo to ćwiczyłeś?
- Już nie pamiętam… może z miesiąc.
- I to jeszcze z taką nogą… - pokiwała głową Anna
- Nogą?
- Nie zauważyłaś? - spytała się Anna - Przecież… cały czas szłyśmy za nim - powiedziała wskazując na protezę. Elsa zasłoniła swoje usta dłonią.
- Przepraszam… nie wiedziałam…
- Nic nie szkodzi… i tak już się do niej przyzwyczaiłem. No to co, zbieramy drewno? - siostry wytrzeszczył oczy
- Drewno?!
- Chyba nie chcecie siedzieć tu wieczorem w ciemności? - Czkawka pokazał na zachodzące słońce. - zachody w tym miejscu są piękne… ale po nich następuje sroga noc.
- Ale… gdzie w tym miejscu znajdziemy suche drewno?
- E tam. Po co komu suche drewno? Szczerbatek zieje ogniem, który jest w stanie zapalić i wysuszyć praktycznie wszystko. - ‘Szczerbatek… kolejne dziwne imię...’ - pomyślały siostry. Słyszały je już wcześniej, ale dopiero teraz miały czas, by zastanowić się nad rzeczami mniej ważnymi.
- Skąd twój smok wiedział, że akurat gałąź z tyłu nie będzie na tyle… okrągła, by móc tutaj się zatrzymać?
- Smok kieruje się instyktem i uczuciami. Te zwierzęta niektóre rzeczy po prostu czują. Trudno powiedzieć, skąd to wiedział. - powiedział rozglądając się.
Nie wyglądasz, jakbyś podziwiał widoki...
- Tak, szukam kamieni.
- Kamieni?
- Tak, zrobimy standardowe, okrągłe ognisko.
- Oddzielimy czymś je od gałęzi, na której stoimy?
- Nie ma takiej potrzeby. Podejrzewam, że każdy kawałek drewna trzeba będzie podpalić oddzielnie, gdyż nie ma tu suchego drewna. Możemy jedynie oderwać kawałki z tego olbrzyma. Ale na pewno ta gałąź nie podpali się. Ta roślina wciąż żyje, nie jest sucha.
- Ale te drewno, które będzie rozpalane cały czas nie będzie suche.
- Jeśli będzie odpowiedniej wielkości, nie będzie to problem - powiedział Czkawka w końcu odwracając się do sióstr. - Dobrze, znalazłem coś. Poczekajcie tutaj na mnie. - zaczął wsiadać na Szczerbatka.
- A gdzie miałybyśmy iść? - spytała się Anna.
- Też się nad tym zastanawiałem. - odrzekł i wystartował.
- Z tego miejsca racze nie dosięgniemy drobnego drewna. Zanim byśmy tam doszły, to gałęzie, po których byśmy stąpały złamałby się pod naszym ciężarem.
- Od czego mamy smoka? - odpowiedziała Anna.
- A, tak, faktycznie…
- No już, nie zachowuj się tak. Ja zaczynam coraz bardziej lubić Czkawkę i jego smoka. Szczerbatka. Wiesz dobrze, że mam bujną wyobraźnię.
- Tak, kilka razy wdała mi się we znaki. - Elsa uśmiehcnęła się lekko w stronę siostry.
- Nie wyobrażasz sobie, ile mam pomysłów, co z takimi smokami można byłoby zrobić! - mówiła Anna.
- Tak? A co byś zrobiła?
- Jak to co! Podróże na czymś takim trwałyby znacznie mniej! To mogłyby też być nasze pupile. Możnaby się z nimi bawić, mogą służyć do obrony… masa możliwości!
- Tak… ale nie wszystko zawsze wychodzi tak, jak chcemy.
- Cóż… na razie wszystko idzie jak po maśle.
- Prócz tego, że nasz statek zatonął?
- Elso, posłuchaj. Niewielu marynarzy ratuje się z takiej katastrofy. Jeśli już trafiają do szalupy, to nie wiedzą, gdzie płynąć. W dodatku prąd ich spycha z kursu. Ale spójrz na nas! Trafiliśmy do szalupy, byłyśmy nieprzytomne przez długi czas… ale mimo to wciąż żyjemy! Nic się nie starałyśmy, ale ciągle tu jesteśmy! To jakiś znak! Świat chce, żebyśmy żyły!
- Dobrze, ale… czemu mi to mówisz? To zupełnie odbiega od tematu.
- Bo widzę twoją minę, gdy zawsze mówię o dobrej sytuacji, w jakiej jesteśmy. Szukasz dziury w całym… nawet tu, gdzie jest to mało prawdopodobne.
- Anno, nie możesz wiedzieć, czy ta dwójka nie wplątuje nas w jakąś pułapkę! Jesteśmy władczyniami Arendelle. Przez nasze państwo zachodzi aktywna wymiana handlowa… wiele osób chce nas zabić?
- Ale niby PO CO?! Nie rozumiem.
- Nie mamy żadnego dziedzica. Jeśli byśmy zginęły, to są dwie opcje. Albo będzie rządził ktoś z Arendelle, albo ktoś z państw, z którymi dobrze nam się układa. Spiski są wszędzie, Anno… - rudowłosa westchnęła. - Miałam poprawić to wszystko… że w razie braku dziedzica władzę przejmują moi najbardziej zaufani doradcy. Żądzą razem, a większość głosów wygrywa. Jeśli ktoś szykował jakiś zamach, czy Bóg wie, co… i jeśli się tego dowiedział… najprawdopodobniej przyśpieszyłby działania…
- Chcesz powiedzieć, że ktoś majstrował przy naszym statku?
- To bardzo możliwe… jednocześnie smoki mogą należeć do państwa, które ukrywa je. Werbują je do armii, czy coś takiego. Teraz mamy czas, kiedy ludzie badają różne rzeczy… mogli wiedzieć, jakie są prądy na oceanie w tym okresie i obliczyć, gdzie osiądziemy, jeśli przeżyjemy - Anna się zaśmiała.
- Czarne scenariusze… i prawie niemożliwe zresztą. Wolę zostać przy myśli, że to jednak los nas oszczędził, i że ma ku temu jakiś cel. I że jednak ten Czkawka nie chce nas zaciągnąć w pułapkę.
- No, tyle powinno wystarczyć! - nadleciał Czkawka z Szczerbatkiem i zostawił kamienie. - Lecę po jakieś gałązki! - i odleciał
- Tak… też tak wolę... - odpowiedziała Elsa kładąc rękę na ramieniu Anny. - Niedługo będziemy w domu…
- Gałązki… dobra opcja! Takie da się podpalić bez mitycznego ognia - zaśmiała się Anna.
- To fakt.
- Elso… jesteś pewna, że nie możemy polecieć na tym smoku do Arendelle?
- Absolutnie! Wyobrażasz sobie, jak zareagowaliby poddani? No i Czkawka powiedział, że nie może na nim zasiadać więcej niż 2 osoby, a ja cię w życiu samej nie puszczę.
- Kiedy ja chcę ci udowodnić, że nie jestem dzieckiem. Chcę być tak samodzielna, jak ty.
- Anno. Udowodniłaś mi to dawno temu, wiesz o tym dobrze. Ale ty byś mnie samej nie puściła z tą dwójką, prawda?
- No… raczej nie….
- No widzisz! Mamy lecieć same na tym smoku? Jeszcze dostaniemy lęku wysokości…
- A na statku nie ma zagrożenia choroby morskiej?
- Przeleć ze smokiem taki szmat drogi patrząc się w dół na ocean, a dostaniesz jedne i drugie - zachichotała Elsa.
- Tak…. pewnie masz rację. Oho! Czyżby już skończyli? - Szczerbatek osiadł na gałęzi. Czkawka zsiadł trzymając w rękach sporą ilość patyków.
- Mam nadzieję, że tyle starczy.
- To może my poukładamy kamienie w okrąg… wreszcie się na coś przydamy. - powiedziała Elsa
- Nie obraźcie się, ale będzie to dziwnie wyglądało…
- Dziwnie to wyglądałeś ty, oferując nam wspinaczkę na taką wysokość.
- Wyobrażam sobie - powiedział. Szczebatek usiadł, by trochę odpocząć. Zaraz obok Czkawka zrobił to samo.
- No to co, mordko? Wygląda na to, że nie wrócimy do domu tak szybko. - Szczerbaty coś tam mruknął cichutko. Czkawka pstryknął palcami. - Właśnie, list. Ciekawi mnie, co odpowiedzieli - zaczął odwiązywać kartkę. Rozłożył ją i zaczął czytać. W miarę zagłębiania się w pismo jego oczy stawały się coraz szersze. W końcu zakrył sobie usta dłonią. Anna na chwilę oderwała się od pracy, by spojrzeć na Czkawkę… i ten widok trochę ją zaniepokoił.
- Coż się stało? - Spytała się. Czkawka otrząsnął się.
- Nie, nic takiego… mam małe pytanie. Wy macie na imię Elsa i Anna, prawda?
- Tak, dokładnie… ale co to ma do rzeczy.
- Nic, po prostu… zapomnijcie, mam czasami takie dziwny myśli w głowie… - siostry popatrzył się na siebie/
- I co, nie mówiłam? Tu coś nie gra. Jakieś latające gady, dziwne imiona, a teraz jeszcze jakieś zwidy czy też dziwne miny. Z tą dwójką jest coś nie tak. - powiedziała Elsa.
- Cóż! Są najbardziej oryginalną dwójką przyjaciół, jaką kiedykolwiek widziałam. Ten Czkawka ma poczucie humoru, widać, że do wielu spraw podchodzi “na luźno”.
- Tak ty to nazywasz?
- No ba! - odpowiedziała.
- No, to chyba tyle. Mamy idealny okrąg - powiedziała Elsa.
- Nie aż taki idealny! Czekaj, poprawmy kilka detali....
- Och, Anno! Bez przesady!
- No już! - Czkawka siedział sobie obok ze Szczerbatkiem przyglądał się siostrą. Cały czas miał poważną minę.
- Więc… to są królowe tak? - spoglądał to na list, to na władczynie. - elity gospodarczej. Jedne z najbardziej wybitnych władczyń. - nie było temu wątpliwości. W liście było wyraźne pytanie, jak się nazywają te kobiety. Czkawka westchnął i położył się na plecach spoglądając w niebo, które stawało się coraz ciemniejsze.
- Kolejna przygoda. I też nie mogła się obyć bez żadnych komplikacji. Miałem wiele takich, ale tego, że natrafię na takie osoby… tego bym się nie spodziewał. - Szczerbatek zasłonił mu swoją głową widok na niebo. Czkawka wrócił znów do pozycji siedzącej.
- No, to tyle! Kamienie rozłożone prawidłowo! - krzyknęła Anna.
- Okej, dziękuję. Teraz poczekajcie, ja ze Szczerbatym to rozpalę. - powiedział i ruszył w stronę kamieni.
- Czemu jesteś taki ponury? - spytała Elsa.
- Właśnie dowiedziałem się czegoś, co mnie trochę zaskoczyło.
- Mogę spytać, czego? - Czkawka spojrzał się Elsie w oczy, a potem Annie. W jego oczach widać było iskrę.
- Jesteście władczyniami Arendelle, prawda? - spytał się. Siostry popatrzyły się na siebie wytrzeszczając głęboko swoje gałki oczne. Uspokoiły się i Elsa delikatnie się spytała:
- A… po czym to wnioskujesz. - Czkawka wywnioskował rzecz oczywistą z ich zachowania.
- Czyli jesteście… - powiedział. Stali tak przez kilkanaście sekund. - Nie, przepraszam… nie chciałem was martwić, czy coś… po prostu… jest to dla mnie spore zaskoczenie.
- Ale… jak się dowiedziałeś?! - wtrąciła się Anna.
- Z tego listu - odpowiedział Czkawka pokazując na list, który trzymał w ręku.
- Mogę przeczytać? - spytała się Elsa. Czkawka po chwili zawahania oddał kartkę królowej. Siostry zaczęły czytać. Ale nic nie rozumiały. Czkawka się zaśmiał.
- No tak, przepraszam… to są runy, pewnie nic nie rozumiecie.
- Och… - zabrzmiało to tak, jakby Elsa została ośmieszona. - Bardzo śmieszne. - Czkawka chichotał.
- Przepraszam… naprawdę nie myślałem o tym w takiej chwili. - odpowiedział i odebrał kartkę. - Nie zamierzam wam tego tłumaczyć… ale w sumie i tak się cieszę, że nic nie rozumiecie… było tam kilka… dosyć prywatnych spraw. - ruszył w kierunku ogniska. Po tym spojrzał się na siostry, które wciąż nie wiedziały, co powiedzieć.
- No już, co jest? Mam nadzieję, że żadne z nas nie będzie traktowało innych inaczej, prawda? Nie lubię osób, które się wywyższają.
- O, nie, nic z tych rzeczy! - powiedziała Elsa. - Ja się nigdy nie wywyższam. Jestem zbyt skromna... - otworzyła szeroko oczy i zarumieniła się.
- Czyżby? - na twarzach Anny i Czkawki pojawił się uśmiech. - Dobrze, teraz muszę odpisać… nie zostało mi wiele kartek, ale jednak muszę mieć bliski kontakt z moją matką. Zastępuje mnie w wiosce.
- O, a czym się zajmujesz?
- Jestem… - zarumienił się. - Jestem… kowalem, tak, dokładnie! Wykonuję różne sprzęty potrzebne smokom.
- Więc tych smoków jest wiele, tak?
- Eeeee… tego też wam nie mówiłem?
- Nie sądze - uśmiechnęła się lekko Elsa. Anna oderwała się od rozmowy zauważając piękny krajobraz nocny. Ruszyła bliżej końcówki gałęzi i zaczęła podziwiać widoki. Księżyc był piękny. Teraz, gdy na to wszystko patrzyła, wydawało jej się to piękniejsze od krajobrazu górskiego. Może dlatego, że widzi go na żywo? A może dlatego, że tamten jej się przejadł? A może nawet naprawdę był on piękniejszy…
Elsa podeszła do siostry i stanęła z boku.
- Pięknie tu, co? - Anna przerwała nocną ciszę.
- Tak, rzeczywiście. - z tyłu było słychać, jak Szczerbatek zieje ogniem, by wzniecić ogień… ale siostry były teraz zajęte podziwianiem widoków. Nie to ich teraz interesowało.
Czkawka po rozpaleniu ogniska zaczął odpisywać na list. Nie był dobrym podwójnym agentem. Wygadał się, że smoków jest wiele i że robią na wyspie różne rzeczy to pomocy smokom lub jeźdźcom. A był wodzem - musiał chronić tajemnicy. Teraz pytanie, co z tym zrobić? Przytrzymać je na wyspie? To by było okrutne. W stylu wikingów, ale nie w stylu wikingów z Berk. Spojrzał się na siostry, które wracały i położyły się.
- Jesteś pewien, że nie spadniemy?
- Jasne, że nie… musielibyście mieć 200 koszmarów na minutę - uśmiechnął się. - teren jest zbyt wypukły, abyście spadły.
A może by tak zaufać im? Sprawiają wrażenie porządnych ludzi. Słyszał straszliwe fakty o ludziach południa, o Europejczykach. Dla wikinga straszną rzeczą była zdrada spisek, a nie zabijanie… oczywiście dla standardowego. Takich ludzi na Berk już nie ma, od ponad 5 lat. Miał szczerą nadzieję, że te 2 kobiety nie będą powodem, dla którego państwa katolickie zaatakują ich, “bo tak chce Bóg/papież/ktokolwiek”. Westchnął i położył się spać.
- Dobranoc, mordko - uśmiechnął się. Szczerbatek zaś położył się obok niego. Po chwili cała czwórka spała głęboko.
Otworzył oczy. Zobaczył tylko ciemne niebo nad sobą. Podniósł się i poczuł ból w plecach. Oddychał głęboko i na tyle głośno, by Szczerbatek to wyczuł. Smok otworzył oczy i spojrzał się na Czkawkę pytająco.
- Nie, to nic takiego… po prostu… chyba źle się położyłem - powiedział. Wstał i postanowił trochę pochodzić tu i tam, by się rozruszać. Po kilku minutach usiadł obok swojego smoka. Spojrzał się na siostry, które wciąż spały.
- Słuchaj, może uda mi się namówić je na to, by poleciały z nami co? Nie będę ci kazał lecieć z całą naszą trójką - uśmiechnął się. - Chcę wysłać cię na Berk już ostatni raz z listem. Niech przyślą z tobą jakiegoś smoka. Co ty na to? - Szczerbatek nie wyraził jakiś szczególnych emocji, ale po jego minie widać było, że uważa, iż Czkawka mówi z sensem. Wódz dopisał kilka rzeczy do listu, po czym przywiązał go do ekwipunku Szczerbatka.
- Nie martw się, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już ostatni raz - uśmiechnął się. Smok przytaknął i delikatnie oderwał się od ziemi. W ten sposób, by nie obudzić sióstr. Położył się i sam spróbował zasnąć.
Astrid chodziła po wiosce. Nie miała przy tym żadnego celu, po prostu nie mogła spać. OD czasu do czasu kopnęła kamień. Nie wiedziała nawet, o czym teraz rozmyśla, albo o czym przed chwilą rozmyślała. Usłyszała ryk zwierzęcia, dochodził z góry. Spojrzała się wyżej, jednak nic nie zobaczyła. Dopiero, gdy wytężyła wzrok zauważyła, jak niektóre gwiazdy znikają się i pojawiają. Wiedziała już, kto leci. Astrid wsadziła palce do ust i cicho zagwizdała. Za cicho, by obudzić kogokolwiek, ale dość głośno, by Szczerbatek to usłyszał. I obraz smoka stawał się wyraźny, coraz bardziej było widać kontrast między nocnym niebem, a ciałem Szczebatka. Wylądował tuż obok Astrid.
- Witaj. Masz jakieś dobre wieści? - spytała się podchodząc do smoka. Zauważyła liścik przywiązany do ekwipunku Szczerbatka. - Mogę rzucić okiem? - Jednak smok kiwnął głową przecząco i wskazał na dom Czkawki. - Dobrze, rozumiem. Podrzucisz mnie tam? - uśmiechnęła się. Smok od razu ustawił się bokiem do Astrid, a ta wskoczyła na jego grzbiet. Przelecieli kawałek, po czym wylądowali przy drzwiach. Astrid zapukała. Po dłuższej chwili przyszła Valka, otworzyła drzwi i ziewnęła.
- Na Odyna… o co chodzi? W dzień nikt się do mnie nie zgłasza, a tu się pojawiasz ty w nocy…
- Chodzi o Czkawkę. Nowa wiadomość. - Valka rozszerzyła oczy.
- Ile leciałeś? - spytała dopiero zauważając Szczerbatka obok niej. On mruknął coś, czego Astrid nie była w stanie zrozumieć, ale Valka najwyraźniej rozumiała.
- Czyżby mój syn cierpiał na bezsenność? Wejdźcie - otworzyła szeroko drzwi, by Szczerbatek też mógł dołączyć. Kobiety usiadły na krzesłach. Valka zaczęła czytać. Gdy przeczytała odłożyła list.
- I co, jakie wieści? - Valka westchnęła.
- Czkawka się wygadał… te 2 kobiety wiedzą o smokach. Wiedzą o Szczerbatku… wiedzą o tym, że żyje tu mnóstwo smoków. - zapadła niezręczna siła.
- Ale jakoś to odkręcimy, prawda? Nikt się nie dowie?
- Nie ma pojęcia. Ale Czkawka nie napisał nic więcej w tym liście, nic o tym, że się niepokoi. Musi mieć jakiś plan. Prosi też o jednego smoka. - Szczerbatek podniósł uszy. Podszedł do Valki i ponownie mruknął coś niezrozumiale. Astrid westchnęła. - Dobrze, damy jakiegoś szybkiego - powiedziała z uśmiechem Valka. Po 10 minutach smok był przygotowany do lotu. Szczerbatek i Ścigacz Szybki wznieśli się wysoko. Lecieli spokojnie. Szczerbatek w końcu podniósł uszy, otworzył szeroko oczy i patrząc się na drugiego smoka mruknął coś w jego stronę. Ten zaś w połowie zamknął oczy i uśmiechnął się lekko. Nagle wystartował jak z procy. Szczerbatek zareagował błyskawicznie i zrobił to samo. jednak ciągle był z tyłu. Na smoczych wyścigach nie był od ponad tygodnia. Teraz miał okazję się wykazać, urządzając wyścig z jednym z najszybszych, znanych smoków świata.
Królowe mają w zwyczaju wstawać wcześnie. Zmusza je do tego otoczenie. Elsa zwykle wstawała rano, by załatwić wszystkie swoje obowiązki, co dawało jej popołudnie i wieczór wolny. Ten czas zwykle spędzała z Anną, choć Olaf i Kristoff też się czasami przewijali. Tym razem Elsa też obudziła się pierwsza. Powoli wstała i przecierając oczy spojrzała się dookoła - wszyscy spali. A jednak coś się tutaj nie zgadzało - nie było smoka. Elsa popatrzyła się na Annę. Uśmiechnęła się i usiadła obok niej. Po jakimś czasie usłyszała ziewnięcie. Spojrzała się w stronę jego źródła i ujrzała przeciągającego się Czkawkę.
- Witam… - powiedział wstając. - jak się spało?
- Nie najgorzej. Lepiej, niż sądziłam. Gdzie się podział smok?
- Wysłałem go na wyspę.
- Z jakiego to powodu?
- Chciałem, żeby poleciał po drugiego smoka.
- Drugiego? - spytała się Elsa.
- Dzień dobry! - Powiedziała Anna.
- A tobie jak się spało? - spytał Czkawka.
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęła się wstając.
- Tak więc… po co nam drugi smok? - spytała Elsa?
- Drugi?
- Tak, Anno. Czkawka ściąga tu jeszcze jednego smoka. Właśnie miałam się go zapytać, dlaczego?
- Jeśli dacie mi dojść do głosu, to wszystko powiem. - chwila ciszy. - Dobrze. Tak więc… plan był taki, że mam was przekonać, byście poleciały na smoku. Według mnie wróciłyścieby do domu szybciej i sprawniej.
- Ale przecież powiedziałam, że nigdzie nie lecimy! Nie wytrzymałabym tak długiego lotu.
- Mam wrażenie, że to tylko wymówki…
- Przecież… Arendelle jest otoczone górami. Musielibyście nas w nich odstawić, żeby nas nie zauważyli, a to z pewnością nie jest proste. Okolice miasta są patrolowane. Widząc smoka na pewno staraliby się nas zatrzymać.
- Sam lotna moją wyspę zaoszczędziłby mnóstwo czasu.
- Co nie zmienia…
- Elso… - królowa usłyszała Annę - Całe królestwo nas szuka! W każdej chwili obce państwa mogą upomnieć się o tron, albo nawet już to zrobili! No i Kristoff… oni wszyscy powoli tracą jakąkolwiek nadzieję… proszę! - Elsa była zakłopotana. Spojrzała się na Czkawkę, który teraz wyglądał na zamyślonego. Potem na Annę. Jej widok zmiękczył jej serce.
- No dobrze… niech będzie.
- TAK! - Anna wyskoczyła i wzięła dłonie Elsy w swoje. - Dzięki!
- Nie mam pojęcia, czemu tego wcześniej nie zrobiłam. - umiechnęła się lekko.
- Ani ja! - odwróciła się do Czkawki, który próbował uśmiech i zainteresowanie ukryć swoją dłonią. - To co, lecimy? Ale… zaraz! Gdzie Szczerbatek?
- Poleciał po smoka.
- Będziemy lecieć na innym smoku?
- Nie, raczej nie… nie wiem, jakiego smoka nam przyślą, ale na pewno nie będzie się słuchał waszej dwójki. Nie macie pojęcia, jak się z tymi zwierzętami obchodzić. Dlatego smoka dosiąść muszę ja. Wy będziecie lecieć na moim, może być?
- Cóż… zdążyłam się już przyzwyczaić do twojego smoka. Może inaczej. Zdążyłam go… poznać. - powiedziała Elsa.
- O, moja droga! Nie znasz go nawet w połowie. - uśmiechnął się. - ‘Nawet ja go tak nie znam’.
- Długo będą lecieć? - przerwała Anna.
- Mój smok dolatuje tam w jakąś godzinę… ale większość innych potrzebuje kilku, by tu dotrzeć. Jeśli dali nam jakiegoś szybkiego, takiego jak Zębacza Agresywnego lub Ścigacza szybkiego - będą tu lada moment - spojrzał się w na horyzont. - ale teraz ich nie widać.
- W sumie, to może dobrze, że tam polecimy - uśmiechnęła się Anna do Elsy. - ostatni statek zatonął.
- Tak… zatonął co najmniej 10 kiliometrów od brzegu. Naprawdę, miałyście szczęście, że w ogóle przeżyłyście. - Elsa posmutniała.
- Nie cieszycie się?
- Nie.. to co innego.
- A co takiego?
- Nie, po prostu… nasi rodzice zginęli płynąc statkiem - Czkawka posmutniał.
- Bardzo mi przykro…
- Nawet ich nie znałeś.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że…
- Tak, wiem! - krzyknęła Elsa. Była bardzo zdenerwowana, i to było widać.
- Spokonie…
- Przepraszam… po prostu może już nie powinnyśmy płynąć statkiem? Pierwszy raz nim płynęliśmy. Nasi rodzice zginęli na morzu. Mamy chyba jakiegoś pecha co do tego miejsca. - Anna usiadła obok Elsy.
- Przepraszam, że tak się nad tobą użalam…
- Nie, nic nie szkodzi!
- Kiedy próbuję myśleć, czy to jakieś przekleństwo, to moje myśli schodzą do moich rodziców… a to nie są miłe wspomnienia… - Czkawka westchnął.
- Niestety… doskonale was rozumiem. Wiem, jaki to ból…
- Twoi rodzice też nie żyją?
- Nie… tylko ojciec. Umarł zabity przez smoka. - nastała cisza.
- Myślałyśmy, że przyjaźnicie się ze smokami.
- Bo tak jest. Jednak ten smok, który go zabił… nie był sobą. On… on po prostu… można powiedzieć, że był zahipnotyzowany. Smoki są z natury dobre.
- Pewnie strasznie go znienawidziłeś. - Czkawka popatrzał się na Elsę pytająco. - Tego smoka.
- Nie, nie, nie… - wytarł sobie nos ręką. - nie mogę go winić za to, co zrobił bez świadomości… nawet nie chcę tego robić…
- Ten smok jest na wolności?
- O, to mało powiedziane! Jest wolny jak ptak! - Uśmiechnął się.
- Cieszy to cię?
- To… to mój najlepszy przyjaciel.
- Ten… Szczerbatek go zabił?! - Czkawka westchnął.
- Naprawdę, nie ma strachu. Nic wam nie zrobi. - Elsa miała przed oczyma widok tego czarnego smoka w furii. Mocno zdenerwowany. Mimowolnie jej dłoń zakryła usta. - Mówię poważnie! Nic nikomu nie zrobi.
- Latasz z zabójcą swojego ojca! Nie rusza cię to?!
- Na samym początku rzeczywiście coś mnie poruszyło… ale potem zrozumiałem, że to nie jego wina. Sam nigdy nikogo by nie skrzywdził, przysięgam!
- Dobrze… spokojnie. - przerwała Anna. - nic nam nie zrobi, teraz jest przyjazny… prawda?
- Oczywiście - uśmiechnął się. Rozmowę przerwał im świst, dobrze znany Czkawce.
- Oho! Kto tutaj się zbliża! - odwrócił się i zobaczył Szczerbatka lecącego z wielką prędkością. - Przyznajcie, że to wygląda przecudnie, gdy tak szybko leci. - Smok zahamował tuż przed gałęzią i wylądował.
- Hej, mordko! - po chwili popatrzył się na horyzont. - Ej, a gdzie drugi smok? - już zaraz zobaczył innego smoka, miał ciało barwy czerwonej i zbliżał się do drzewa z prędkością równej Szczerbatemu, ale zaczął hamować znacznie wcześniej. Wylądował, cały zdyszany.
- Nie mogłeś się oprzeć, co mordko? Nie martw się… niedługo kolejne wyścigi. Jasne, że się załapiemy. - Popatrzył się na innego smoka - Byliście coś złowić? Ja niczego nie mam, a tamten nie wygląda zbyt dobrze.... - siostry się wszystkiemu przypatrywały.
- Tak… z pewnością nie chciałabym lecieć na TYM smoku.
- Widocznie nie jest wysportowany - uśmiechnęła się Anna. Elsa zaś spojrzała na Szczerbatka podejrzliwym wzrokiem. Coraz wyraźniej wyobrażała sobie tego smoka poirytowanego. Ale wyrzuciła myśli z jej głowy.
- Dobrze, lecimy? - spytała się.
- Chętnie. Ale nic dzisiaj nie jecie?
- Wczoraj najadłyśmy się owoców z drzew. Teraz jakoś nie czuję głodu. - Wtrąciła się Anna.
- To tak jak ja… - uśmiechnął się Czkawka wskakując na czerwonego smoka. Szczerbatek zniżył się zachęcając siostry do wejścia na grzbiet. Znów niepewnie siostry wygodnie usiadły w siodle.
- No to startujemy! - krzyknął Czkawka. Smoki wystartowały. Po kilku minutach lotu Czkawka znów się odezwał - Wygląda na to, że mój smok potrzebuje porządnego śniadania - uśmiechnął się. - oddzielimy się na jakiś czas. Polecimy coś złowić. Szczerbatek, pilnuj ich, jasne? - Widząc reakcję Szczerbatka uśmiech Czkawki stał się jeszcze szerszy. - Nie róbcie żadnych głupstw, jasne? - Siostry się zarumieniły. Nie chciały zostać same z tym smokiem, Elsę przyprawiał on o dreszcze. W każdym razie amyślone nawet nie zauważyły, że Czkawka już odleciał.
- Hej! - krzyknęła Elsa. - Naprawdę tak długo się zastanawiałam? - Cisza. Królowa westchnęła. Obje próbowały się zrelaksować. Tu, w górze były piękne widoki. Anna czuła lekki chłód, ale większość wiatru padała na Elsę siedzącą z przodu, więc było jej wręcz przyjemnie. A Elsa? Na Elsę wiatr cały wiatr, ale jednak nie czuła sie źle. Czuła się w siódmym niebie. Piękne widoki, cisza i wiatr. Zimno nigdy jej nie przeszkadzało. Siostry po prostu się rozluźniły.
- Już mi lepiej - powiedziała kojącym głosem Anna.
- Tak bardzo tu przyjemnie - uśmiechnęła się Elsa. Szczerbatek poczuł się z siebie dumny i zamruknął przyjaźnie. Jednak mruknięcie przypomniało Elsie o tym, że siedzą na smoku.
- Spokojnie… nic nie zrobiłam - powiedziałą oddychając głębiej.
- Wydaje mi się, że te mruknięcie nie miało sygnalizować niezadowolenia - wyszeptała cichutko Anna.
- Nie wiem, nie słyszałam dokładnie. Ale przecież lecimy na czymś, co w ksiązkach jest opisywane jako bestia! - Elsa odszepnęła najciszej, jak mogła.
- Elso, to tylko wyobrażenia autora, ten smok jest inny!
- Nie możesz tego wiedzieć! - Szczerbatek patrzył się przed siebie, głowa prosto. Minę miał dosyć poważną. Siostry szeptały najcieszej, jak potrafiły, ale niw wiedziały, jak dobry słuch ma ten smok. Dźwięki dochodzące do jego uszu były tak wyraźne, że nie był w stanie ich zignorować. W pewnym momencie usłyszał kolejny szept Anny skierowany do Elsy:
- Hej, spójrz! - Szczerbatek odchylił się ciągle mając tą samą minę.
- Czy on… - Elsa spojrzała się na niego. - Czy on rozumie, co mówimy? Albo… czy słyszał, co teraz mówiłyśmy? - Smok przewrócił oczyma i skierował swoją głowę przed siebie. Po chwili poczuł jakąś delikatną rękę na swym ciele.
- Hej… Elsa nie chciała cię obrazić, wiesz o tym? - Anna trochę była zmieszana. Właśnie próbowała rozmawiać ze smokiem. Z boku musiało to dziwnie wyglądać. W każdym razie Szczerbatek odrwócił na chwilę głowę i mając już bardziej przyjacielską minę znowu popatrzył się przed siebie.
- No już! Przeproś go! - znów szept dotarł do uszu Szczerbatka. Nie okazywał tego, ale z zapałem czekał na odpowiedź Elsy. Czy to do niego, czy to do Anny. Elsa natomiwast chciała odpowiedzieć coś Annie… ale uświadomiła sobie, że ten smok cały czas ich słyszy. Więc odrzuciła tą myśl i delikatnie odpowiedziała Szczerbatkowi:
- Przepraszam. - Smok teraz okazał więcej entuzjazmu. Znów mruknął przyjaźnie. Jego źrenice się powiększyły, oczy rozszerzyły, a uszy podniosły. Elsa się uśmiechnęła lekko. Wtedy Szczerbaty ruszył głowę i delikatnie starał się ją umieścić pod ręką Elsy. Anna też się uśmiechnęła. Nagle cała trójka usłyszała jakieś dźwięki z dołu. Szczerbatek zniżył lot i zobaczył Czkawkę na smoku. Ryknął głośno na tyle, by Czkawka go zobaczył. Czerwony smok zaczął lecieć wyżej. Po chwili oba smoki leciały na tej samej wysokości.
- Kurczę! Myślałem, że będziesz leciał troszkę wolniej! - Odpowiedział Czkawką lekko zipiąc. - I jak, nic się nie stało? Wszystko w porządku?
- Nic, a nic! Właściwie to tu w górze jest bosko! - Odpowiedziała Anna.
- Wiedziałem, że wam się spodoba - uśmiechnął się. - Ciągle się ich trochę boicie, prawda?
- Cóż… ja zaczynam je odbierać coraz przyjaźniej - uśmiechnęła się księżniczka.
- A ty Elso?
- Ja… ja się staram jakoś… jakoś polubić tego smoka…
- Co ty gadasz! Świetnie ci idzie! - wtrąciła Anna. Czkawce po chwili zszedł uśmiech.
- Coś się stało? - spytała Elsa, która pierwsza to zauważyła.
- Nie, nic… tylko przyszedł mi do głowy pewien czarny scenariusz…
- Tak? Coś naprawdę złego?
- Tak… niestety - kontynuował Czkawka.
- O co chodzi?
- Słyszałem wiele opowieści o Europejczykach, których wy reprezentujecie. - 'Ale co to ma do rzeczy?' - pomyślały siostry. - Podobno wasze wierzenia sprawiają, że robicie rzeczy szalone. Zabijacie wrogów politycznych odwołując się do religii. Arystokracja robi wszystko wykorzystując wierzenia całej reszty. I... boję się... co by było, gdyby ci z południa dowiedzieliby się o smokach... - Czkawka przełknął ślinę. - Mamy takiego jednego na wyspie z Europy. Porządny człowiek. - Czkawka lekko się uśmiechnął. - Zna kulturę kilku państw na wylot. I obawia się, że gdyby informacje o smokach wyszły poza wyspę, to... to po jakimś czasie wplątalibyśmy się w kolejną wojnę... - siostry popatrzyły się na siebie. Potem na Czkawkę.
- Hej... nie martw się, żadna z nas nikomu nie powie! - powiedziała Anna.
- Muszę wam zaufać, nie mam innego wyjścia.
- Och... naprawdę...? Bo... ja słyszałam, że... że wikingowie... - zamieniła się lekko. Czkawka tylko się zaśmiał.
- To nie te czasy... albo nie te miejsce.
- No tak, pewnie masz rację... w końcu gdybyście byli przeciętnymi wikingami, to już pozabijalibyście się nawzajem - zaśmiała się.
- Tak... dokładnie…
W Arendelle trwała panika. Doradcy, którzy mieli zająć się dbaniem o państwo, teraz organizowali liczne wyprawy w celu znalezienia królowej. Niestety, ich nadzieja powoli zanikała. Podczas, gdy dyskutowali, do sali wpadł Kristoff.
- Znaleźliście je?!
- Niech pan się uspokoi, codziennie wchodzi pan tu z taką furią…
- Ale znaleźliście je, prawda? - Jeden z doradców westchnął.
- Niestety nie… przykro mi to mówić, ale szanse, że przeżyły są nikłe…
- I pan tak po prostu to mówi?!
- Organizujemy tyle wypraw ratunkowych, ile jesteśmy w stanie wysłać, by państwo nie zbankrutowało.
- A rezerwy, to co?
- Do rezerw ma dostęp tylko ten, kto rządzi państwem na stałe…
- Ach! - Kristoff krzyknął na całą salę. Doradca podszedł do niego powoli i położył mu dłoń na ramieniu.
- Wszyscy chcemy tego samego… niech mi pan uwierzy, gdybyśmy mieli dostęp do większej ilości funduszy, wysłalibyśmy więcej statków. Ale nie mamy…
- Tylko szkoda, że mnie tu trzymacie! Powinienem być na jednym z tych statków, jednym z ochotników!
- Proszę pana, ochotników jest wielu.
- Ale nie wystarczająco! - Doradca westchnął.
- Proszę pana… Był pan mocno związany z księżniczką, prawda? - Kristoff poczuł się zmieszany.
- Słu… słucham?
- Jeśli potwierdzą się nasze najgorsze obawy, to sąsiednie państwa zaczną się tu masowo zjeżdżać i ubiegać o tron. Jeśli pana by wtedy nie było, to któremuś z nich w końcu by się to udało… królowa chciała, by Arendelle zachowało swoją niezależność. My jesteśmy w stanie temu zapobiec, ale tylko, jeśli pan zostanie.
- Mam być królem?!
- Czyż to nie kusząca propozycja?
- Każdy z was dobrze wie, że robicie źle… byłbym FATALNYM królem, a ochotników mimo wszystko potrzeba więcej.
- Jeden ochotnik nie wystarczy na zorganizowanie kolejnej wyprawy. Szanse na znalezienie sióstr nie wzrastają. Porównując to do tego, że królest…
- Pogadaj z twoimi koleżkami. - odparł Kristoff kierując się w stronę drzwi.
- Gdzie pan idzie?
- Idę robić to, co potrafię najlepiej… jeśli ktoś chce mnie spotkać, będę w górach… - zatrzasnął za sobą drzwi. Doradcy pozostali w milczeniu przez dłuższą chwilę. Zdenerwowany Kristoff wyszedł na zewnątrz i skierował się w stronę swoich sań. Oparł się o nie i westchnął głęboko. Sven podszedł do niego i coś głośno ryknął.
- Nie… nic z tego, Sven… nie znaleźli ich… - Renifer upadł na ziemie z jeszcze głośniejszym rykiem. - Mówią, że szanse są nikłe, żeby przeżyły… - już miał uronić łzę, gdy usłyszał znajomy głos.
- No, nie smuć się… nie lubię widzieć was tak smutnych - Kristoff odwrócił się i zobaczył Olafa.
- Łatwo ci powiedzieć… one najprawdopodobniej nie żyją…
- O, o to chodzi? Nie ma strachu, na pewno żyją! - krzyknął z radością bałwanek, co… trochę zdziwiło Kristoffa.
- Skąd to niby wiesz? - spytał z nadzieją.
- Wciąż tu stoję! - odparł z uśmiechem.
- To jakaś zależność? Między
Między tobą a Elsą? - Bałwanek podrapał się po głowie. - Jeśli ona umrze, to ty się rozpuścisz?
- Nie potrafię tego powiedzieć… ale ja po prostu czuję, że one gdzieś tam są… i wracają - uśmiechnął się szeroko patrząc w niebo.
- Na...naprawdę?
- Tak, no jasne! A ty tego nie czujesz?
- Ja… ja nie jestem częścią Elsy, jak ty…
- A skąd wiesz, że ja jestem? Nikt nie wie, jak to działa! Ale skoro tak, to ty jesteś częścią Anny - odparł z uśmiechem. Kristoff po chwili odwrócił się i uśmiechnął leciutko.
- Masz rację… one gdzieś tam są… na pewno. - po chwili uśmiech zszedł z jego twarzy. - ale… to nie zmienia faktu, że ciągle ich nie znaleźli…
- Oj, same wrócą! To pewne!
- Tak sądzisz?
- No jasne! Jeśli żyją, to po co akcja ratunkowa? - zaśmiał się. - tylko strata!
- Jeśli im o tym powiem, to nie uwierzą…
- To nie mów! Niech to będzie nasz mały sekret… mój, twój i Svena! - odparł spoglądając na renifera. Kristoff kiwnął głową z nijakim wyrazem twarzy.
- Dobrze… nie ma sprawy. To my wybieramy się w góry! - ‘Potrzebuję trochę relaksu’ - Wieczorem będziemy.
- Tak późno?! Ale ja chcę mieć więcej czasu z wami… trochę smutno, gdy sióstr nie ma… - Bałwanek westchnął.
- No dobrze… będziemy popołudniu - uśmiechnął się lekko.
- JEJ! Będę czekał.
- Taaaa… poczekasz sobie. - powiedział cicho i dał znak Svenowi na start.
Tymczasem smoki powoli zbliżały się do Berk
- Tam jest moja wyspa. Sporo jej miejsca zajmuje osada. Powiększyliśmy ją trochę, odkąd zaczęliśmy tresować smoki. Wyspa nazywa się Berk. Piękna, prawda?
- Na razie prezentuje się wspaniale - powiedziała Anna z uśmiechem. - co nie, Elso?
- Tak, rzeczywiście… ale… widzę sporo smoków latających nad wyspą.
- No… to u nas normalka! Nie widziałaś jeszcze godzin szczytu! Tu zawsze jest ruch w powietrzu. Tu ktoś chce wypróbować nowe sztuczki, ktoś chce się zintegrować ze swoim smokiem, a ktoś jeszcze inny trenuje przed wyścigami.
- Macie tu wyścigi?! Wow! Będziemy mogły zobaczyć jakiś? - spytała Anna z entuzjazmem.
- Wiesz… może kiedyś… następny odbywa się za niecały miesiąc.
- Może sami sobie wytresujemy smoka!
- No co ty nie powiesz… - powiedziała cichutko Elsa. Czkawka tylko się zaśmiał.
- Może i tak… dobra, trzeba lądować! - smoki zaczęły zniżać swój lot.
- Hej! Psssst! Szczerbaty! - Smok odwrócił się do Czkawki. Wiking wskazał palcem na swój do górujący nad wioską. Potem kiwnął głową na smoka, na którym leciał. Szczerbaty zamruknął i czerwony smok zwrócił na niego uwagę. Po chwili Ścigacz miał również obrany cel. Smoki w końcu wylądowały. Valka usłyszała to i wstała krzesła. Przez drzwi usłyszała zniekształcony głos.
- No dobra… dajcie mi się czegoś dowiedzieć i zaraz wracam. ‘Czkawka!’ - pomyślała Valka. Kiedy tylko wszedł do domu, uścisnęła go. Czkawka się trochę zdziwił, ale również ją przytulił. Siostry i smoki przyglądały się temu, jako, że nikt nie zamknął drzwi… albo raczej nie zdążył ich zamknąć. Po uwolnieniu się z uścisku Valki, Czkawka powiedział:
- Wow, wow… aż tak długo mnie nie było.
- Sprawa z tymi władczyniami budowała napięcie, i… trochę się o ciebie bałam, więc tak, dla mnie nie było cię dłuższy czas, niż zwykle - uśmiechnęła się. Czkawka odwzajemnił uśmiech. Ale już po chwili przypomniał sobie, z kim tu przyleciał. Odwrócił się do sióstr i powiedział:
- Mamo, to są te władczynie, o których jest mowa. Valka zaczynała już klękać, gdy zatrzymał ją Czkawka. - Nie, spokojnie… to nie są władczynie z tej Europy, którą znamy…
- Nie? - wyszeptała Valka.
- Nie do końca… właściwie… oj choć, wszystko ci zaraz wytłumaczę! Poczekacie tu chwilę? - tym razem zwrócił się do sióstr.
- Jasne, czemu nie! - powiedziała z uśmiechem.
- Zdecydowanie jest tu inaczej, niż sobie wyobrażałam - odezwała się Elsa, gdy zostały same. - Nie jest to na pewno standardowa wioska wikingów.
- Przecież tu jest pięknie! A te smoki w górze… wow, świetnie to wszystko wygląda!
- Tak… muszę ci przyznać rację - uśmiechnęła się Elsa. Po chwili Czkawka z Valką wyszli z domu.
- To może jeszcze raz… mam na imię Valka, jestem matką Czkawki - uśmiechnęła się i podała rękę Elsie. Królowa natomiast zrobiła to samo. Miała okazje pokazać, że nie jest taka, jak inne władczynie… jeśli Valka miałaby jeszcze jakieś wątpliwości.
- Ja mam na imię Elsa. Królowa Arendelle. A to jest Anna, moja siostra.
- Miło mi! - powiedziała podając rękę Valce. Cała grupa usłyszała kogoś, kto zbliżał się do chatki. Wszyscy odwrócili się i zobaczyli Astrid. Gdy ta zobaczyła Czkawkę, od razu wpadła mu w ramona.
- Hej! Co to za efektowne powitania! Już któreś z kolei! - zaśmiał się Czkawka. - Zasłużyłeś - uśmiechnęła się. Kiedy już Astrid odpuściła, młody wiking postanowił, że przedstawi władczynie również jej.
- Astrid, to jest Anna i Elsa, rządzące Arendelle - Astrid zarumieniła się. ‘Ojć, zapomniałam...’ - odwróciła się do władczyń. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Nie denerwuj się, nie gryziemy - uśmiechnęła się lekko. Astrid ciągle stała. Obie kobiety były piękne. I przez chwilę przeszła jej przez głowę myśl, że Czkawka… nie, nie ma opcji… powiedziałby jej. Królowa nie zauważyła żadnej reakcji od strony Astrid, więc sama wyciągnęła do niej rękę i uśmiechnęła się. - Jestem Elsa. - Astrid w końcu zareagowała. Również podała rękę i postarała się o uśmiech. - A ja Astrid. Miło mi was poznać - nie do końca to miała na myśli, ale musiała powiedzieć coś w tym stylu.
- To moja siostra Anna.
- Również miło mi cię poznać - Czkawka przyglądał się wszystkiemu z boku. Widać było, że Astrid zachowuje się zupełnie inaczej przy tych kobietach. Wpadł na pomysł, że być może jakoś udałoby się mu zapoznać tą trójkę kobiet. Ale niestety nie było na to czasu… siostry musiały wracać do Arendelle.
- Jak jest z tym statkiem? - spytał Czkawka Valki.
- Wysłałam go, ale dosyć szybko wrócił. Okazało się, że niedaleko pływają statki z Arendelle.
- Z Arendelle? - spytały się siostry.
- Tak, z Arendelle.
- Czyli nas szukają!
- Tak, szukają was. I to nie jeden statek. Bard mi powiedział, że na morzu są ich dziesiątki… ale żaden jeszcze nie wpłynął na teren wikingów. - wtrąciła się Astrid.
- Więc… jak to rozegramy? - powiedziała Anna. - nie ma szans, byście odstawili nas na oceanie, kilkanaście kilometów od brzegu Arendelle, na statku.
- Niekoniecznie… - odrzekła Elsa. Standardowe procedury polegają na przeszukiwaniu tylko miejsc w pobliżu katastrofy. Ale…
- Ale?
- Ale jeśli w tych miejscach nie znajdą nikogo, to w takim wypadku poszerzają pole poszukiwania. Tak to u nas wygląda.
- Czyli musimy działać, zanim, powiększy się za bardzo. - wywnioskowała Anna.
- Na to wygląda… ale obawiam się, że skoro szuka nas cała flota, to tez obszar szybko się powiększa… - Czkawka westchnął.
- No i co gorsza nie będą wchodzić na nasz teren - w końcu przerwał ciszę. - to da im odhaczenie kolejnych obszarów.
- Ale statek zatonął nawet daleko od Arendelle - powiedziała Elsa.
- Nie ma szns, by przeszukiwali obszar blisko Arendelle.
- Więc?
- Jeśli twój smok wzleciałby wysoko, to… - ‘nie wierzę, że to mówię...’ - ...to będziemy w stanie przlecieć nad statkami i zniżyć lot blisko Arendelle.
- Ale to nie zmienia faktu, że statek musiałby płynąć okrężną drogą.
- Może jednak uda nam się dolecieć z tyłu Arendelle? - spytała Anna.
- Przecież same mówiłyście, że są tam góry. Mój smok nie wytrzyma takiej temperatury ani takich wiatrów.
- O, Elsa nam pomoże prawda? - uśmiechnęła się Anna.
- Niby jak?
- Zatrzyma sztrom! - nastała cisza.
- Co proszę.
- Nie mówiłaś im o tym? - spytała Anna Elsy szeptem. Ta natomiast westchnęła.
- Jest coś, co chciałam zachować w tajemnicy… coś, czego chciałam nam nie mówić.
- Dysponujecie sprzętem do zatrzymywania sztormów, czy co? - zaśmiał się Czkawka.
- Możemy… porozmawiać na osobności? - wódz spoważniał. Dobrze, skoro chcecie… - Astrid popatrzyła się podejrzliwie na całą trójkę wchodzącą do domu. Gdy ich nie było, szturchnęła Barda nie odrywając wzroku od drzwi.
- Co jest?
- Czy według ciebie te kobiety są ładniejsze ode mnie?
- WIesz… jakoś… trudno mi w to uwierzyć… - Elsa spojrzała się w tył, by zobaczyć, czy ktoś nie patrzy. Potem na Annę. Księżniczka przytaknęła. Królowa wyciągnęła lekko rękę do Czkawki i wyczrowała śnieżkę. Ten otworzył szeroko oczy. - Wow… hej… wy tak na poważnie?
- Poważniej już się nie da. - odpowiedziała Elsa.
- Hmmm… mogę już chyba wyrzucić wszystkie podejrzenia… i odetchnąć!
- Podejkrzenia?
- Tak! Wiecie… cały czas zastanawiałem się, czy dobrze robię tak po prostu was puszczając. Zawsze istnieje jakieś ryzyko, że coś powiecie… ale widzę, że to mało możliwe - uśmiechnął się lekko. - władasz lodem… od razu uznaliby cię za wiedźmę. Jesteś dla Europejczyków po części tym, co smok. Potworem… - Elsa uświadomiła sobie, że coś w tym jest. Od czasu wielkiego odwilżu wiele państw zerwało kontakty z Arendelle. Zostały tylko najbliższe z nich. I to do tego te państwa nie były jakoś głęboko powiązane w religię. Dlatego Arendelle zaczęło się usamodzielniać. Kiedy stało się elitą gospodarczą, kraje wciąż podchodziły do Arendelle z dystansem - nie było między nimi żadnej ugody, jedynie wymiana handlowa. - ...ale nie chcę cię obrażać. po prostu sądzę, że rozumiesz smoki. Dlatego nic nie powiesz. - Elsa uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję… chyba masz rację.
- No, statram się ją mieć. A teraz na smoki! Trzeba lecieć, zanim Arendelle pomyśli, że na 100% nie żyjecie.
- Idziemy! - Anna wzięła Elsę za rękę i pociągnęła ją za sobą.
- No dobra, gotowe możemy lecieć. Wszystko ustalone! - Astrid zatrzymała na chwilę Czkawkę.
- Tak szybko? Mogę się spytać, co tam robiłeś?
- Później ci powiem, skrabie - odpowiedział i pocałował ją. Astrid się zarumieniła. ‘Jak on… na oczach krówej?!’ - Siostry stałyt z boku. Kiedy usłyszałyt Astrid odwróciły się, by zobaczyć, o co chodziła. Anna nie mogła powstrzymać chichotu, a Elsa małego uśmiechu. Kiedy Czkawka wreszcie odpuścił, Astrid popatrzyła się na wszystkich dookoła. Jej policzki całe czerwone. Odsunęła się. Czkawka się zaśmiał, po czym pomachał jej ręką i krzyknął:
- Wracam niedługo! - Gdy Czkawka i siostry pobiegli do Szczerbatka, Brad szepnął do Astrid:
- Widzisz? Mówiłem, że Czkawka za nic by od ciebie nie odstąpił. Nawet dla tych pięknych kobiet. - Astrid uśmiechnęła się lekko.
- Tak… chyba masz rację.
Wódz spotkał smoka akurat, gdy ten bawił się z Wichurą. Na widok tego Szczerbatek odstąpił, a po nim Wichura. Siostry zostały w miejscu, a Czkawka podbiegł do swojego smok i wyszeptał.
- Gdzie mi uciekłeś, co? - uśmiechnął się - jeszcze jeden lot i masz wolne przez cały miesiąc. - oddalił się trochę od Szczerbatka. - Ej, a gdzie Ścigacz? - czerwony smok niezdarnie wyszedł ze swojej kryjówki. - No tak… gracja w górze, niezdolność na dole - zaśmiał się i wskoczył na smoka. - Jak tylko będziemy okrążymy Arendelle i zaczniemy kierować się w góry, zacznij nas bronić przed sztormem, dobra?
- Spokojnie, będę wiedziała, kiedy zacząć. Gdy siostry weszły na Szczerbatka, smoki wystartowały.Czkawka myślał o tym, że siostry nie wiedzą, że to ON jest wodzem tej wioski. Podczas, gdy Elsa zdradziła mu coś, czego próbowała nie zdradzać. Czuł się trochę winny, że to nie w porządku… ale na razie chciał się odprężyć lecąc na smoku. Nie na swoim, co prawda, ale czuł się na nim prawie jak na Szczerbatku. Miał zamiar powiedzieć to siostrom w drodze.
- A, właśnie… jest taki mały problem…
- Słucham?
- Skoro wylądujemy w górach, to co powiem mieszkańcom Arendelle? Że uratowałyśmy się na wodzie, poszłyśmy na wycieczkę w góry i wróciłyśmy? - Czkawka przez chwilę był zamyślony.
- Nie możecie zejść na brzeg i od strony brzegu wejść do Arendelle?
- Gdyby to było takie proste, to poprosiłybyśmy cię o odstawieniu na brzeg. - Szczerbatek ryknął głośniej. - przepraszam… was.
- Okrążyć Arendelle mieliśmy tylko dlatego, że smok nie może zostać zauważony. Nie wiem tylko, czemu tego nie zrobimy pod osłoną nocy… - spojrzał się w niebo - powoli nastawał wieczór.
- Nie będziemy czekać na noc! Jesteśmy tak blisko… każdy się o nas martwi!
- Hmmm… to czemu nie zrobimy tak: same się uratowałyście. Korzystając z kompasu dopłynęłyście na brzeg. Ale przez fale i brak umiejętności dopłynęłyście do brzegu będącego poza zasięgiem Arendelle. A ja was tam odstawię. Zajmie to trochę dłużej niż zejście z gór… ale nikt nie będzie was o nic podejrzewał. - siostry popatrzyły się na siebie.
- A to, że jesteśmy wygłodniałe?
- Cóż… zjadłyście owoce na brzegu.
- A przedtem?
- No dobra! Wymyślcie coś! - uśmiechnął się.
- W sumie… może masz rację. To będzie najlepsze alibi.
Smoki już zbliżały się do swojego celu. Czkawka się trochę wahał, by powiedzieć siostrom o swojej roli na wyspie. Jednak przyrzekł sobie, że im to powie, a byli już tak blisko, że innej okazji nie będzie. Wziął głęboki wdech i zaczął:
- Słuchajcie… muszę wam o czymś powiedzieć.
- Tak?
- Chodzi mi o moją rolę w wisce.
- Przecież nam mówiłeś - jesteś kowalem.
- Tak, to też… ale mam na myśi trochę ważniejszą funkcję w osadzie.
- Hmmm… skoro nie zaprzeczasz, że jesteś kowalem, to może jakimś… dobrym kowalem? Albo projektantem broni, tudzież ekwipunku dla smoków?
- Nie do końca. Kowalstwo to moja pasja, tak samo jak smoki. Ale oprócz tego pełnię zaszczytną funkcję w wiosce.
- Zaszczytną? Jak bardzo?
- Bardzo zaszczytną.
- Nie mów, że jesteś…
- Tak! Jestem wodzem - pstryknął palcami. Zapadła chwilowa cisza.
- Właściwie chodziło mi o coś innego… ale to jeszcze wyższa ranga od tamtej. A więc o to w tym wszystkim chodzi?
- Jestem wodzem, a więc starałem się utrzymać sekret wyspy z dala od was. To była pierwsza taka sytuacja w moim życiu… i jak widać nie udało mi się uchować jakichkolwiek informacji. Znalazłyście Szczerbatka, wygadałem się o reszcie smoków. Raczej już nieważne, czy będziecie wiedzieli, kto jest wodzem, a kto nie - powiedział.
- Aha… cóż… - zaczęła Elsa.
- Ha! No proszę! Jakie mamy szczęście! - przerwała Anna.
- Przeżyłyśmy zatopienie statku na oceanie, poznałyśmy niesamowite zwierzęta, a do tego człowieka, który tym wszystkim steruje! Powiedz mi jeszcze, jak to wszystko się stało… jeśli oczywiście możesz! Nie chcę ci nic narzucać, czy coś takiego! Nie myśl sobie…
- Nie myślę! Spokojnie, księżniczko. - uśmiechnął się - Ale może kiedy indziej opowiem… teraz nie jest czas na takie rzeczy. To długa historia, w pewnych miejscach sprawia mi ból… no i już lądujemy. - powiedział, gdy smoki zaczęły zniżać swój lot.
- Och! Faktycznie. - po lądowaniu siostry zeszły ze smoka.
- Cóż… to chyba koniec naszej wspólnej historii - uśmiechnęła się lekko Elsa.
- Oj, to zależy… możemy się jeszcze spotkać - Czkawka odwzajemnił uśmiech. - Kto wie, co zdecydował los. Zawsze możemy znaleźć jakiś sposób na kontakt.
- Nie odlatuj! Jeśli mamy się kiedyś jeszcze spotkać, to trzeba wymyślić sposób na kontakt. Już! Teraz! - powiedziała Anna.
- Hmmm… - Czkawka zaczął rozmyślać. - zawsze mogę wysłać jakiegoś smoka w to miejsce - Szczerbatek ożył. Dziwnie mruknął i spojrzał się na Czkawkę - spokojnie mordko… niekoniecznie musisz to być ty. - uśmiechnął się.
- Ale jak MY będziemy się z tobą kontaktować?
- Na to już nie mam pojęcia.
- Zaraz! - wtrąciła Elsa. - jak mamy to robić… zawsze towarzyszą naszej dwójce żołnierze. Smok się do nas nie zbliży.
- Niekoniecznie, Elso - uśmiechnęła się Anna. - Przecież Teodor jest bardzo, ale to bardzo daleki od religii. Jest prawieże ateistą.
- Teodor? - Zdziwił się Czkawka.
- Tak. To kapitan oddziału wojska, który kieruje naszą ochroną - odpowiedziała Anna. - zatrudnia ludzi, którzy również nie są zaślepienie przez religię.
- Kaj i Gerda… wątpię, by oni też przywiązali do tego jakąkolwiek uwagę. - powiedziała Elsa. - ufam im. Przez lata się mną opiekowali, gdy byłam w izolacji - westchnęła.
- Nie zapominajmy jeszcze o tym, że ci wszyscy ludzie nie traktują cię jak potwora. Oni cię traktują jak koleżankę.
- No proszę… ciekawych rzeczy się dowiaduję - wtrącił się Czkawka. - zdecydowanie wasze państwo nie jest takie, jak te, o których opowiadał Bard. Próbujecie powiedzieć, że skoro cię zaakceptowali, to smoki też zaakceptują?
- To nie jest takie proste… Arendelle nie jest sielanką - odpowiedziała Elsa. - Ale jak teraz przypominam sobie, co się dzieje codziennie na zamku - otworzyła szerzej oczy i uśmiechnęła się szeroko. - Nie… niemożliwe, żeby coś poszło nie tak.
‘Pewna siebie… taką ją lubię’ - pomyślała sobie Anna. Nie zauważyła tego, ale mimowolnie uśmiechnęła się.
- Mogę wam ufać, prawda? Mam wasze słowo?
- Przyrzekamy! - powiedziały poważnie siostry. - Przyrzekłabym na Boga… ale to nie wasza religia - zachichotała Anna. Czkawka odwzajemnił uśmiech.
- Swoją drogą pierwszy raz rozmawiam z kimś otwarcie o religii. I ten ktoś jest zupełnie innego wyznania.
- Rozgadałeś się - zauważyła Anna.
- à propos… muszę już się zbierać. Dzięki, że mi przypomniałaś.
- Zawsze do usług. - Czkawka miał już wchodzić na smoka, ale zawahał się przez chwilę. Odwrócił się do sióstr i mocno przytulił Annę. Ta na samym początku nie wiedziała, co zarobić. Ale uśmiechnęła się i również się do niego przytuliła. Po chwili spojrzała się na siostrę. Elsa stała jak słup soli nie wiedząc, co powiedzieć. Czkawka po uścisku z Anną rozłożył ręcę w stronę Elsy. Ta westchnęła… ale się uśmiechnęła. Powoli do niego podeszła i delikatnie przytuliła. Po serdecznym pożegnaniu Czkawka wskoczył na smoka (tym razem na Szczerbatka) i krzyknął. - Za tydzień będzie można spokojnie lądować obok zamku?
- Naturalnie. - odpowiedziała Elsa.
- No to do zobaczenia wkrótce! - gwizdnął na Ścigacza. Szczerbaty poderwał się do lotu, a za nim drugi smok. Siostry patrzyły się teraz na odlatujące smoki. Anna położyła swoją prawą dłoń na prawym ramieniu Elsy. Po raz kolejny oszukały przeznaczenie.
- Anno.
- Tak?
- Wiem, co czujesz. Właściwie czuję to samo… ale musimy wracać do Arendelle.
- Oj, jeszcze chwilka! To taki magiczny moment… zachód słońca, odlatujące smoki, słychać fale… poczekajmy, aż smoki znikną za horyzontem.
- No dobrze, skoro tak bardzo tego chcesz, to poczekamy. - jeszcze przez chwilę władczynie przyglądały się odlatującym smokom. Gdy te znikły im z oczu, ruszyły w kierunku miasta. Po kilku kilomentrach Anna powiedziała:
- Kurczę… to tylko kilkanaście kilometrów, a jednak taki wysiłek…
- Może smoka? - Elsa uśmiechnęła się.
- Nie, dzięki. Hej, a właściwie… TAK! Poznaję to miejsce! Po tej stronie jest dom Kristoffa! Myślisz, że wejdziemy tam niezauważalnie.
- Jasne, możemy wejść… tylko nie mam pojęcia, czy ktoś nas nie zauważy.
- A on tam siedzi… co on musiał przeżyć dowiadując się, że nasz statek zatonął.
- Nie martw się. Olaf na pewno nie dał mu się martwić - uśmiechnęła się Elsa.
- Skąd ta pewność?
- Znam go dobrze. Ty też powinnaś.
- Czyżby królowa Elsa przekazywała mu na stałe jakieś sygnały?
- Przeceniasz mnie Anno… nie mam aż takiej mocy.
- A jednak panujesz nimi z dnia na dzień coraz lepiej.
- Tak… muszę ci przyznać rację. - stanęły niedaleko granicy miasta.
- Byłam tu setki razy. Jest tu mało ludzi, łatwo będzie się tam dostać. Szczególnie, że dom Kriffa jest tuż przy granicy.
- Kriffa, powiadasz?
- Tak... - zarumieniła się, ale nie dała po sobie tego poznać. - No to chodź, idziemy! - wychyliła się lekko - nikogo nie było widać.
- Czemu chcesz, żeby to on był pierwszą osobą, która nas zobaczy? - Anna popatrzyłą się na Elsę.
- Really? - Elsa uśmiechnęła się.
- Wybacz… głupie pytanie. Zatem kontynuujmy. - siostry cichutko i niezauważalnie weszły do miasta. Dostały się do domu Kristoffa przez okno, dzięki mocy Elsy. Po wejściu do domku Elsa zaczęła się rozglądać.
- Przyjemnie tu.
- Prawda? Udekorowane według mojej myśli?
- Czyżby? Masz dobry gust. Kristoffowi też musiało się to spodobać. Inaczej by tego nie robił.
- HA! Nie znasz go.
- Tak… niestety.
- Spokojnie!
- A skąd wiesz, że on tu w ogóle jest?
- Nie ma go. Będzie za chwilkę. Niedługo kończy pracę - uśmiechnęła się Anna.
- Cała reszta ludzi w Arendelle się martwi o nas. Podczas gdy my wesoło sobie siedzimy w małym…
- Acz przytulnym.
- ...domku.
- Wiesz, że to nie tak. - uśmiechnęła się Anna siadając na kanapie. - Prawda?
- Tak, wiem… po prostu się martwię.
Siostry czekały dosyć sporo czasu.
- Cóż… trochę tu już czekamy. Robi się coraz ciemniej.
- Elsa, niedługo przestanie się robić coraz ciemniej.
- Ha…. ha… ha.... ubaw jak nie ma co. - nagle usłyszały, jak ktoś zbliża się do drzwi. Trochę je to zaniepokoiło. Wstały z kanapy, ale nim zdążyły coś zrobić do środka wszedł Kristoff. Widząc siostry otworzył oczy szeroko. Aż upuścił marchewki, które trzymał w ręce. Rozłożył szeroko ramiona. Język nie współpracował z nim na samym początku, ale potem z entuzjazmem wydusił słowa:
- Elsa… Anna! - uścisnął je mocno jednocześnie. I to naprawdę mocno.
- Aj… bo nas jeszcze udusisz! - powiedziała Anna dusząc się.
- Oj… przepraszam. - Anna uwolniła się z uścisku i kasnęła kilka razy. Potem sama skoczyła mu w ramiona.
- Nawet nie wiesz, jak tęskniłam!
- Uch… twój uścisk mówi… mówi wszystko. - Anna puściła go wreszcie. Potem Kristoff podszedł do Elsy i również ją uściskał. Był szczęśliwy, że widzi je żywe. - A więc jednak żyjecie! Olaf się nie mylił!
- Nie inaczej! - odpowiedziała Anna z uśmiechem.
- Martwiłeś się o nas?
- Nawet urządziłem awanturę tym waszym doradcom… byłem załamany… ale Olaf mnie pocieszył - uśmiechnął się.
- Tak właśnie myślałam - wtrąciła Elsa.
- To twoja sprawka.
- Nie, w żadnym wypadku. Po prostu… tak coś czułam. Może za dobrze go znam.
- Nie ma czegoś takiego jak “za dobrze”. Ale no nie ważne! Wróciłyście! Jak?!
- To dosyć… długa historia. Nie uwierzysz! Tyle ci na razie powiem! - powiedziała Anna.
- Tak… teraz pewnie musicie ujawnić światu, że żyjecie. - odrzekł Kristoff.
- Dokładnie. Choć, Anno. Idziesz z nami Kristoff?
- Trochę się zawiodłem… myślałem, że zostaniecie dłużej… ale rozumiem wszystko - uśmiechnął się. - No już! Leccie! - ‘Leccie...’ - pomyślała Elsa. Skojarzyło się jej to ze smokami.
W zamku panowała cisza. Kaj i Gerda siedzieli obok doradców. Przewodniczący przeczytał kolejny list. Westchnął.
- Niech to szlag… kolejny nic nie znalazł!
- Zaczynam tracić nadzieje… - powiedział jeden z nich.
- Nie! Szukajmy dalej - przewodniczący wstał z krzesła.
- Rozumiem pana, ale… szanse są nikłe.
- Ale są! Jeżeli gdzieś tam są i konają z głodu… potrzebują wody… sami pomyślcie!
- Ale…
- Anna to najbardziej żywa księżniczka… osoba, jaką widziałem. Elsa to najlepsza władczyni, o jakiejkolwiek słyszałem. Dzięki nim Arendelle jest dziś tym, czym jest. - zapadła cisza. Kaj wstał
- Nasza dwójka opiekowała się Elsą przez kilkanaście lat - wskazał na Gerdę. - Jesteśmy do niej bardzo przywiązani. Nie możemy pozwolić, żeby owoc naszej pracy tak po prostu przepadł!
- Nie jest pan radnym, senatorem. Jest pan służącym. Nie ma pan nic do powiedzenia.
- Oj, nie przesadzajmy! - wtrącił się jeden z doradców.
- Ta dwójka zna siostry bardziej, niż którykolwiek z nas!
- Ale prawo mówi, że mają nie wpychać nosa w nieswoje sprawy!
- CISZA! - krzyknął przewodniczący. - Jesteśmy królewskimi doradcami! A zaczynamy wariować zamiast skupić się na problemie! Uspokójcie się! Zaczynacie wariować jak polska szlachta! Dla nas wszystkich królowa i księżniczka to wyjątkowe osoby! Niektórzy tylko źle je stawiają w systemie wartości... Tylko nie wiadomo, którzy z nas - zapadła cisza.
- Wydajemy kolejne fundusze na wyprawy?
- Panie przewodniczący… - zabrał głos jeden z doradców. - nie możemy wydawać całych rezerw na poszukiwania królowej. - kolejny doradca chciał wybuchnąć. Ale powstrzymał się. - Nie zostanie nam nic! Królowa Elsa zbierała to wszystko przez miesiące. A my? Mamy to wydać w kilka dni?! - przewodniczący spojrzał się na doradcę. - Nie ty o tym decydujesz. Nawet nie ja. Decydują o tym wszyscy tu zebrani.
- Prócz tej dwójki.
- Prócz tej dwójki… - nastała cisza.
- To co? Robimy kolejną wyprawę? Niech pan zarządzi głosowanie! - przewodniczący wstał i powoli podszedł do okna. Popatrzył się przez szybę. Miał słoneczne niebo Arendelle przed sobą.
- To piękne państwo… nie możemy go zmarnować. - przewodniczący przytaknął. Jeszcze przez chwilę patrzył się przez okno. Już miał się oderwać od tego widoku, gdy nagle usłyszał wiwaty.
- Mamy dziś jakieś święto? - spytał.
- Nawet jeśli, to nie byłoby obchodzone z powodu ostatnich wydarzeń. - przewodniczący zmarszczył brwi. Wyciągnął rękę do klamki. Otworzył okno - wiwaty stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze.
- Co się dzieje? - spytał jeden z doradców. Gdy przewodniczący nie odpowiedział, doradca spojrzał się na niego. Ujrzał, jak ten wpatruje się z wytrzeszczonymi oczyma przed siebie. - Proszę pana…? - nie oderwał się. Po chwili każdy z doradców zaczął powoli podchodzić do okna. Kaj i Gerda również do niego podeszli. Za oknem było widać świętujących ludzi. Wchodzili na dziedziniec. W środku tłumu ludzie nieśli Elsę i Annę. One były mocno zaskoczone - nie mogły nic zrobić - jasne, cieszyły się z radości poddanych, ale pierwszy raz były w tak skrępowanej sytuacji. Drzwi od zamku otworzyły się i wybiegli doradcy z Kajem i Gerdą, a za nimi kilku strażników. Ludzie stopniowo rozchodzili się na boki. W końcu nadeszli ci, którzy trzymali władczynie. Kiedy siostry w końcu stały na nogach, były trochę rozkojarzone i zawstydzone. Ale zmieniło im się to, gdy zobaczyli Kaja i Gerdę.
- Kaj! Gerda! - krzyknęły obie naraz. Elsa mocno przytuliła Kaja, a Anka - Gerdę. Potem było na odwrót.
- To tak… nie wypada…
- Później będziemy się martwić o to, co wypada, a co nie. - uśmiechnęły się. Elsa zauważyła przewodniczącego.
- Valter! No proszę, dawno cię nie widziałam.
- Niecały tydzień, królowo… - odpowiedział, ciągle wszystkim zaskoczony. Ale z uśmiechem na ustach.
- Już ci mówiłam - mów mi po imieniu - uśmiechnęła się lekko. Po przywitaniu ze znajomymi strażnikami i doradcami siostry w końcu weszły do zamku.
- Dobrze… dopilnuję, żeby do całego świata jak najszybciej dotarła wieść o waszym powrocie. Zrzednie im mina, jak się dowiedzą, że żaden z nich nie dostanie korony Arendelle - powiedział ze szczerą radością Valter.
- Dzięki. A ja w zamian poszperam w prawie. Tym razem w takich wypadkach przejmiecie władzę. - uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję. Dziękuję w imieniu wszystkich królewskich doradców - odparł i oddalił się. Po chwili siostry zostały same idąc do woich pokoji.
- Kazałam zaprosić Kristoffa. Chcę jemu pierwszemu powiedzieć o tym, co się stało - powiedziała Anna.
- Będzie miał szczęście, jeśli przebije się przez ten tłum - odrzekła Elsa. Podeszła do okna. - Piękna noc. Nie wierzę, że ci wszyscy ludzie tam stoją o tej porze i się nie rozchodzą.
- Widzisz, jak wiele dla nich znaczysz? Nie stoją tu z przymusu, to pewne. - Elsa uśmiechnęła się.
- Cieszę się z tego. Ale nie zapominaj o sobie.
- Ja? Ja nic dla tego kraju jeszcze nie zrobiłam.
- Uratowałaś mnie. - odpowiedziała Elsa. - to już się nie liczy?
- Oj, liczy się, liczy… ale nie zrobiłam nic, żeby polepszyć życie tych ludzi.
- Masz rację. Lepiej by się im żyło w wiecznej zimie…
- Oj, przestań. - Elsa zachichotała.
- Dobrze wiesz, za co ludzie tobie wiwatowali - odpowiedziała królowa i ponownie skierowała się do swojej komnaty.
- Masz rację, wiem. A skoro Kristoff do mnie przychodzi… to może posiedzisz z nami?
- Dobry pomysł. Oczywiście o ile nie będę przeszkadzać.
- Jesteś moją siostrą, zawsze możesz ze mną przebywać - księżniczka uśmiechnęła się.
- No dobrze… wejdźmy więc. - odrzekła Elsa, gdy siostry dotarły do komnaty Anny. Siostry przez pierwsze kilka minut rozmawiały o tym, co się ostatnio wydarzyło.
- To jak, wrócimy tam kiedyś?
- Na tą wyspę? O ile nas dobrze przyjmą.
- Za tydzień ma do nas przylecieć jakiś smok z wiadomością. Moglibyśmy ich poinformować, że przypłyniemy.
- Hola, hola! Nie tak szybko! Dopiero wróciłyśmy. Poza tym taka informacja uśpiłaby ich czujność. Gdyby europejski statek płynął do nich - nie mówię tu teraz o nas - pomyśleliby, że to my… i nie byłoby ciekawie.
- Statki Arendelle łatwo rozpoznać - uśmiechnęła się Anna - możemy też ustalić konkretny dzień i godzinę, o której mogą się nas spodziewać.
- Z godziną będzie gorzej… nie wiadomo, jaka pogoda będzie podczas podróży.
- A, właśnie… co z tą twoją teorią o spiskach? - nastała grobowa cisza. - Elso?
- Niedługo wyłowią nasz statek. Po badaniach powinno wszystko się wyjaśnić.
- Trudno mi znieść myśl, że ktoś nas aż tak nienawidzi…
- I kto tu teraz jest samolubny? - uśmiechnęła się Elsa.
- Ooooo… ja bym tego tak nie nazwała. - Nagle siostry usłyszały pukanie do drzwi.
- Tak, słucham?
- To ja, Kaj. Wybacz, że przeszkadzam, ale przyszedł sir Kristoff.
- Nie wpuściliście go?! Był zaproszony!
- Wpuściliśmy! Pamiętamy o zaproszeniu, księżniczko. Chcieliśmy się upewnić. - powiedział otwierając drzwi. Po chwili do pokoju wszedł Kristoff. Anna rzuciła mu się w ramiona. Na to Elsa uśmiechnęła się lekko. Teorytycznie Elsa powinna być bardziej dojrzała od Anny… ale ona miała Kristoffa. Razem układali plany na przyszłość. A co z nią? Nie miałą nikogo na oku. I chociaż miała Annę, to głęboko w sercu czuła się samotna. Ale i tak na razie nie miała żadnych planów odszukania tzw. drugiej połówki. Niewiele osób sprostałoby jej wymaganiom. Z zamyślenia Elsę wyrwali Kristoff i Anna.
- No, słucham… opowiadajcie! - powiedział z entuzjazmem Kristoff.
- Wow… zdyszany jesteś.
- Dziwisz się?! Pzyszedłem najszybciej, jak mogłem…
- Spokojnie, oddychaj…
- Dobrze… no słucham. Jestem strasznie ciekawy. - Elsa i Anna opowiedziały mu wszystko. O smokach, o tajemniczej wyspie, o wikingach zupełnie innych od tych innych. Kristoff wszystkiego słuchał uważnie. I choć było w jego oczach niedowierzanie, to po chwili potraktował tą historię jako dobry materiał na książę. Gdzieś w środku zaczął szczerze wierzyć w każde ich słowo.
- No i co ty na to?! - spytała się na końcu Anna.
- Cóż… niesamowita historia…
- Nie wierzysz nam?
- Ha! Bez rozpędu! Jeśli ta opowieść nie jest prawdziwa, to na pewno dobrze przemyślana.
- Ja bym to nazwała abstrakcyjną.
- Ja bym to nazwał prawie niemożliwą… ale ufam waszej dwójce. Straszne trudne do uwierzenia… ale wam ufam. Taki jest sekret silnych więzi: zaufanie - uśmiechnął się.
- Masz całkowitą rację. Na zaufaniu buduje się wszystko.
- Co macie zamiar teraz zrobić? Obiecałyście mu, że to nie wyjdzie na światło dzienne. - ‘Śmieszne imię, swoją drogą...’
- Obiecałyśmy mu też, że to nie wyjdzie poza Arendelle do nikogo. Mam mały pomysł, jak to rozegrać - wtrąciła Elsa. - Ale i to będzie sporo ograniczać swobodę integracji ze smokami…
- Integracji? Chcecie się… integrować ze smokami. Arendelle ze smokami to by nie było Arendelle.
- Spokojnie - odpowiedziała Anna. - Elsa pracowała ostatniemi miesiącami całymi dniami. po prostu 24/7.No… może nie 24 - uśmiechnęła się Anna.
- Zasłużyła na dłuższy urlop. Gdzieś tak z miesiąc…
- Miesiąc?! - wykrzyknął Kristoff.
- Przecież… gdy ludzie się dowiedzą, że z dobrej woli
- Spokojnie… moja reakcja też taka była, gdy usłyszałam propozycje Anny - uspokajała go Elsa. - Ale potem uświadomiłam sobie, że moi doradcy będą dobrze sprawować państwem podczas mojej nieobecności. Trudno mi będzie opuścić Arendelle… ale jednak smoki zaczęły mnie pociągać - uśmiechnęła się. - zapewniam cię, że obywatele wszystko zrozumiają. Martwi mnie tylko to, że tyle dla nich znaczymy… a oni nie mogą się o tym dowiedzieć - westchnęła królowa.
- Więc… więc będziecie co jakiś czas wypływać na tą całą wyspę?
- Na to nie ma szans - odpowiedziała Anna. - władczynie mają jakieś obowiązki. Nawet, jeśli całym państwem nie rządzimy, to i tak powinniśmy się o nie troszczyć. No i obywatele nie byliby zadowoleni z naszej nieobecności. - Kristoff patrzył się na nią przez chwilę.
- Kiedy się nauczyłaś mówić w ten sposób.
- Moja szkoła! - Klasnęła Elsa z uśmiechem.
- Czyli po prostu wyjedziecie na miesiąc, wrócicie i więcej tam się nie wybieracie.
- Znów wyolbrzymiłeś. Może co kilka lat będziemy się tam wybierać. Mamy przecież prawo do wakacji. - powiedziała Elsa.
- Dałaś radę to powiedzieć - uśmiechnęła się Anna.
- Słucham?
- Dałaś radę powiedzieć “Wakacje” - Elsa przewróciła oczyma. - A może wybierzemy się tam na miesiąc miodowy? - spytała Kristoffa delikatnie Anna. Królowa mrugnęła.
- Już… już macie wszystko ustalone?
- Nie do końca… rozmawialiśmy troszkę o tym. Jesteśmy ze sobą już sporo czasu. Chcemy się pobrać. - nastała cisza. Anna trochę się bała. - Dostaniemy twoje błogosławieństwo? - Elsa uśmiechnęła się szeroko.
- Anno… zrobiłaś mi sporą niespodziankę. Nie znam za bardzo Kristoffa… - popatrzyła się na niego. - ...ale myślę, że ty go znasz. Jeśli uważasz, że jesteście dla siebie przeznaczeni, to dam wam moje błogosławieństwo. - ‘Ufff!’ - pomyślała Anna. - Anna, co ci jest?
- Och… widać było?
- Tak, widać było - uśmiechnęła się.
- Bałam się, że się nie zgodzisz… że będzie, jak z Hansem…
- Z Hansem znałaś się dzień. Kilka godzin. I dostałaś nauczkę na całe życie. Wątpię, byś popełniła ten sam błąd po raz drugi. - Anna uśmiechnęła się szeroko.
- Dzięki. Naprawdę dzięki za słowa otuchy. - chwilowa cisza - pomożesz nam planować ślub?
- Ej, zaraz… ja? W ogóle się na tym nie znam.
- Mówiłaś niedawno, że jesteś zmartwiona tym, iż nie robisz mi ostatnio żadnych prezentów. - uśmiechnęła się figlarnie Anna. - Poza tym, jak już mówiłam, wolę, gdy ktoś wkłada w serce w to, co robi i mu nie wyjdzie ładnie niż taką sytuację, gdy ktoś robi to z innego powodu i wyjdzie mu pięknie. Zachowuje u siebie głównie informacje o intencjach - uśmiechnęła się szeroko Anna. Elsa odwzajemniła uśmiech.
- Dobrze… skoro się nie martwisz o bałagan, to nie ma sprawy! Pomogę wam.
- YEY! To będzie wydarzenie zaplanowane tylko i wyłącznie przez naszą trójkę! Czyż to nie piękne?
- Może masz rację - odpowiedział Kristoff. - wątpię, by to było wydarzenie tak obfite w ozdoby jak śluby innych państw europejskich… ale tym się przecież wyróżniamy, nie? Oryginalnością.
- Masz rację - odparła Elsa. - Ten ślub… to planujecie kiedy zrobić?
- Jeszcze nie wiemy, ale niedawno.
- Kogo zapraszacie?
- Na pewno ciebie - zachichotała Anna - Oprócz tego Kaja, Gerdę, znajomych strażników, kilku twoich doradców i… - zawahała się. - ...możemy zaprosić Czkawkę? - Anna odwróciła się do Kristoffa. Ten był trochę zmieszany.
- W ogóle go nie znam…
- To fakt. Może z nami polecisz na tą wyspę. - Kristoff nie wiedział, co powiedzieć. Ale uznał to za propozycję nie do odrzucenia. - To będzie zaszczyt - uśmiechnął się.
- YEY! Nasza trójka to najszczęśliwsi ludzie świata! - krzyknęła wstając. Złapała rękę Elsy i Kristoffa prawie przewracając ich na podłogę. Ale uniknęli tego i po chwili zostani dosłownie wkręcenie przez Annę.
- Spo… kojnie! - wykrzyknęła Elsa z uśmiechem na ustach. Ale Anna dopiero po chwili się uspokoiła.
- Dobrze… to ja idę z Kristoffem kilka rzeczy poustalać i porozmawiać na osobności. Nie masz nic przeciwko?
- Nie mam nic przeciwko. Czekam na jakiekolwiek zadanie - uśmiechnęła się.
- Trochę trzeba będzie załatwić! - wykrzyknęła w stronę wychodzącej Elsy.
- Zrobi się! - i zamknęła za sobą drzwi. Miała zamiar iść do swojej komnaty, by położyć się spać. Jednak po chwili uznała, że popatrzy się na nocne niebo. Jednak z tej strony zamku było to niemożliwe - pod bramami ciągle stał radosny tłum. ‘Co ich tak tam trzyma?’ - pomyślała Elsa. Postanowiła przejść się na drugą stronę zamku. Gdy się zbliżała, poczuła zapach kwiatów. Oj tak. Coraz bliżej do spokojnego ogrodu królewskiego. W końcu była na miejscu. Ogród królewski był miejscem niesamowitym. Nie było to miejsce, w którym celem było napchanie jakichkolwiek egzotycznych gatunków. Przede wszystkim miejsce miało być ciche, spokojne, miłe dla oczu i dla nosa - piękne zapachy nie mogły tworzyć nijakiej mieszaniny, były dobrane w taki sposób, by zapachy łączyły się w jeszcze piękniejszą woń. Elsa kochała tu przebywać. Ogród powstał jeszcze przed jej urodzeniem, a mimo to wydawało jej się, że wszystko tutaj jest tak, jak ona chce, wszystko w jej guście. Spojrzała się w niebo - było niesamowite. W tę noc żadna chmura nie zasłaniała widoku gwiazd. Królowa swój wzrok z nieba skierowała na horyzont. W miejsce, gdzie leżało Berk. Myślała nad tym, że gdzieś tam daleko przebywają smoki - mityczne stworzenia. Ciągle nie mogła uwierzyć, co się wydarzyło przez ostatnie dni. Zatonięcie statku, odktycie smoków. No i wiadomość o planach Anny i Kristoffa. Cieszyła się, że jej siostra ma coraz lepsze stosunki z Kristoffem. Rozmawiała często z tym człowiekiem i było widać, że nie jest ani trochę jak Hans - wręcz przeciwnie. Nagle rozmyślania Elsy przerwał Kaj
- Wasza Wysokość! Znaleziono okręt.
- Już?!
- Tak, właśnie dotarła do nas wiadomość.
- Wiadomo już, czy zatonięcie było celowe?
- Jeszcze nie. Badania dopiero się zaczną. Wkrótce będziemy wiedzieć, czy był to atak na panią.
- Dobrze… dziękuję ci. Możesz odejść - Elsa jeszcze chwilę została sama w ogrodach ze swoimi myślami. Potem wróciła do komnaty Anny. Zastała przy drzwiach Gerdę.
- Witaj, Gerdo - uśmiechnęła się. - Czy Kristoff już poszedł?
- Poszedł dokładnie minutę temu - odpowiedziała Gerda. - Księżniczka prosiła, żeby jej nie przeszkadzać. Przygotowuje się do snu.
- Dziękuję. Ty też powinnaś już pójść spać. O tej porze zwykle śpisz.
- Śpię wtedy, gdy wy - uśmiechnęła się.
- No to już, idź! Ja sama czuję się nieco... - ziewnęła - ...śpiąca. - przymróżyła oczy, które dosłownie jej się kleiły. - Dobranoc, Gerdo
- Dobranoc, Królowo. - Elsa wzięła kąpiel, przebrała się i poszła do Anny. Zapukała.
- Już, już! - dopiero po chwili otworzyły się drzwi
- No, co tam robiłaś?
- Dopiero się przebrałam.
- Troszkę czasu ci to zajęło - uśmiechnęła się Elsa.
- Tak… ale po takim czasie bez kąpieli musiałam się dobrze umyć… - spojrzała się na swoje zmarszczone palce - ...może nawet zbyt dobrze.
- No to dobranoc, Anno.
- Dobrej nocy, Elso - odpowiedziała Anna. Po kilku minutach siostry leżały w łóżku. W królewskich łóżkach zasnęły bardzo szybko.
Czkawka za to nie mógł spać. Nurtowały go te dwie kobiety. Ciągle miał wątpliwości. Chciał nie obudzić się jutro i zobaczyć całą flotę dążącą w ich stronę. Byłby to widok przypominający starcie z Drago. Widział moc Elsy - wiedział, że ona też pewnie nie jest akceptowana przez większość państw Europy. Sądził, że go rozumiała, wiedziała, jak to jest być ofiarą religii. Ale ciągle nie mógł wyrzucić z siebie myśli co do ostatnich wydarzeń. Starał się najbardziej, jak mógł, by ten sekret nie wypuścić poza Arendelle. Ale teraz, gdy ktoś już go zna, miał poczucie, że nie dotrzymał swojego obowiązku. W każdym razie po chwili zasnął.
U sióstr od wczorajszego dnia wszystko układało się wspaniale. Anna wstała obudzona przez promienie słońca na jej twarzy. Uśmiechnęła się szeroko - ‘Zaczyna się nowy dzień!’ - pomyślała. Otworzyła oczy i zobaczyła swój pokój pomalowany jaskrawymi barwami. Uwielbiała, w jaki sposób kolory łączą się z porannym słońcem. Wstała i podeszła do lustra - ten sam widok, co zwykle. Rudowłosa kobieta z królewskim szlafrokiem i strasznie chaotyczną fryzurą. Ziewnęła rozciągając się i poszła przygotować się na dosyć dłuigi dzień. Dziś siostry miały załatwić tą całą sprawę ze strażnikami. Potem wygłosić przemówienie. Dla Elsy nie będzie to męczące, ale dla Anny - to coś nowego.
Elsa już dawno stała na nogach. I znowu postanowiła zacząć od papierkowej roboty - podpisała kilka listów, sama parę napisała, ale - co uważała za najważniejsze - obrała nowy kierunek w reformowaniu państwa. Zaczęła myśleć i tworzyć nowe projekty mające na cel - jak zaproponowała Anna - zmniejszenie obowiązków królowej. Sądziła, że Arendelle było już wystarczającą potęgą i prawo zostało jak najlepiej podporządkowane w stosunku do obywateli. Teraz musiała pomyśleć o sobie. Ostatnio z jej iniciatywy powstało tyle ustaw, że sama się w tym gubiła. Musiała podporządkować wszystkie dotąd ustanowione prawa. To była ciężka praca, ale Elsa podeszła do tego pogodnie i nie ustąpiła w pracy, nawet, gdy były jakieś trudności. Gdy wysyłała kolejny list, do jej gabinetu wpadła Anna.
- Cześć! - powiedziała przełamując ciszę w gabinecie, co trochę napięło nerwy Elsie. Potem się rozluźniła i westchnęła.
- Oj, Anno…
- No co?! Staram się zobaczyć, co porabia moja siostra.
- Nawet się nie przebrałaś… założę się, że przed minutą się obudziłaś - uśmiechnęła się.
- Ty, jak widzę, dużo wcześniej.
- Tak. Jak już ci mówiłam, poprawić kilka rzeczy w prawie, dzięki czemu będę miała mniej do podpisywania.
- Bardzo się z tego cieszę. Będziesz mogła spędzać ze mną więcej czasu - uśmiechnęła się
- Tak, to prawda. Już wcieliłam w życie jedną z ustaw. Teraz doradcy będą mieli stałą władzę, gdy znowu nie spodziewanie… - pauza - ...znikniemy.
- Oby więcej takich sytuacji nie było - gdy Elsa poprosiła Kaja, by wysłał kolejny list - Anna podeszła do biurka. - Hmmm… naprawdę musisz pisać ten cały wstęp… z tego co widzę kilka oczywistych spraw, żeby usanowić nowe prawo?
- To niestety konieczne…
- To zmień prawo, by twoje ustanawianie praw było łatwiejsze. Na spokojnie mogłabyś zaoszczędzić połowę czasu.
- Może i masz rację - uśmiechnęła się. - Ale na razie zakończę pisać to, co zaczęłam. - Siostry nagle usłyszały pukanie do drzwi.
- Kto tam? - spytała Elsa.
- Tu Kaj, Wasza Wysokość. Znów… znów Olaf chce wejść - Anna przewróciła oczyma.
- Przecież mówiłyśmy, że jego możesz wpuszczać bez zmartwień.
- Dobrze… już go wpuszczam.
- No tak! Olaf! Zupełnie o nim zapomniałam!
- Niestety ja też - odpowiedziała Elsa. - Po chwili zobaczyły bałwanka z małą chmurką nad sobą.
- Hej! Gdzie was wcięło? - spytał się. Chciał już przejść przez drzwi, gdy zorientował się, że jego chmurka była zbyt duża, by się zmieścić. Siostry zaśmiały się. Elsa machnęła ręką i chmurka błyskawicznie się zmniejszyła. Miała mniej naturalny kształt, ale ciągle przypominała chmurkę. - Ach! Od razu lepiej! - uśmiech ponownie pojawił się na twarzy bałwanka. Anna dłużej nie czkekała. Klęknęła, uścisnęła Olafa, wstała i zakręciła nim.
- Ju-huuuu! - krzyknął Olaf. Elsa natomiast po wszystkim podeszła do niego, uklęknęła i delikatnie go przytuliła.
- Och… - odezwała się Anna. Gdy scena się skończyła, Olaf spytał ponownie:
- No, jesteście? A gdzie byłyście?
- Powiedzmy, że wybrałyśmy się na małe wakacje. - zaśmiały się. - Spotkaliśmy smoki.
- Smoki?! - spytał Olaf. - Takie… takie, takie… - zaczął mimikować na swoim ciele dziwne kształty, które miały przypominać smoki.
- Tak, właśnie takie - uśmiechnęła się Elsa.
- Och… niesamowite… - powiedział patrząc w okno. - Latałyście na jakimś? Och, nie! Albo i tak! Zabierzcie mnie tam ze sobą.
- Zabierzemy, gwarantujemy. Jesteś na prawdę sympatycznym bałwankiem. Na pewno cię tam polubią. - odpowiedziała Anna.
- No to co! Idziemy! - krzyknął biorąc siostry za ręce. Podskakiwał.
- Olaf, spokojnie - zachichotała Elsa. - Jeszcze nie teraz.
- A kiedy będziemy mooooogliiiiii?
- Zobaczymy - uśmiechnęła się.
- YEY! Ale fajnie! Lecę powiedzieć Svenom! - krzyknął i wybiegł z gabinetu.
- Nie, Olaf! Czekaj! - ale było już za późno. Olaf radośnie biegł przed siebie nie zważając na krzyki Anny.
- Anno, spokojnie - uspokajała ją Elsa. - Niech się nacieszy - uśmiechnęła się.
- No dobrze… to co, idziemy do Teodora? Trzeba coś zrobić, w końcu za tydzień przyleci tutaj smok.
- Byle obleciał Arendelle dookoła. Nie mam ochoty uspokajać moich ludzi.
- Zmieniasz temat.
- No dobrze… chodźmy. Trzeba to w końcu zrobić.
Siostry po dłuższej chwili dotarły do gabinetu Teodora. Zapukały.
- Kto tam? - odkrzyknął Teodor przez drzwi.
- To ja, Elsa. Przyszłam z siostrą. - Teodor podszedł do drzwi i otworzył je.
- Zapraszam do środka - uśmiechnął się do Elsy. - Ciebie też - przestawił wzrok na Annę. Był dosyć wysokim, wysportowanym mężczyzną. Jednak by odpowiadać za bezpieczeństwo królowej samemu, to nie wystarczy. Miał bardzo szybką reakcję, doskonale orientował się w otoczeniu, był świetnym strategiem, i - co najwważniejsze - uważał Elsę za najwybitniejszą władczynie i chciał jej służyć. Chwalił się swoim podwładnym, że jest jej całkowicie oddany, co zresztą kilka razy udowodnił. Jedyne, co Elsie się nie podobało, to to, że był strasznym chwalipiętą. Ale w sytuacjach poważnych potrafił zachowywać się przykładnie.
- Witaj, Teodorze! Dawno cię nie widziałam - powiedziała Anna siadając na krześle.
- Cóż… to prawda. Co nie można powiedzieć o królowej. - ukłonił się lekko przed tym, jak usiadł. - Tak więc co was do mnie sprowadza?
- Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że podziwiam cię za stosunek, jakim dażysz naszą dwójkę. Widziałam rozmiary operacji ratunkowej, którą kierowałeś. Jest mi z tego powodu bardzo miło - uśmiechnęła się lekko Elsa.
- To mój obowiązek.
- Opowiedziałeś się po naszej stronie i próbowałeś namówić doradców na dalszą organizację wypraw.
- Tak właśnie było - powiedział dumnie.
- Ale przychodzimy tu też z innego powodu.
- Słucham więc.
- Wierzył pna kiedyś w smoki? - Teodor się zaśmiał.
- Jeśli mi Wasza Wysokość rozkaże, to uwierzę. - ‘Och, chyba do końca nie przemyślałeś tej wypowiedzi...’ - pomyślała Anna. Siostry opowiedziały mu o wszystkim, co się wydarzyło. A właściwie tylko o ogólnych rzeczach. Tyle, by zrozumiał o co chodzi. W miarę zbliżania się do końca opowieści Teodor coraz bardziej poważniał. Gdy siostry skończyły, zapadła cisza.
- Więc… mam uwierzyć w historię o smokach i pozwolić im lądować przy zamku?
- Tak. Zamek jest tak wielki, że nikt z zewnątrz tego nie zauważy. Teraz mam tylko pytanie. A właściwie dwa. Czy zrobi pan to, o co proszę i czy pan w to wszystko wierzy?
- Jest mi z tym bardzo ciężko - odpowiedział. - nie byłem poważny, gdy mówiłem, że uwierzę w smoki gdy…
- Ależ nie! - przerwała Elsa. - zna pan prawo. Nikogo nie przymuszam - Teodor uśmiechnął się lekko.
- Za to panią wielbię.
- W...wielbi pan?
- To prawda, że nie zmusi pani mnie, bym w to uwierzył. Sam staram się to jakoś ułożyć w głowie. Ale uwierzę wtedy, gdy zobaczę na własne oczy.
- Z tym nie będzie problemu. Ale musi się pan śpieszyć, bo zapewne smok szybko odleci - uśmiechnęła się Elsa.
- Nie ma problemu.
- To jednak nie wszystko. Zatrudnia pan do wojsk w zamku stawiając twarde kryteria.
- Jednym z nich jest szacunek do waszej dwójki - uśmiechnął się.
- Chodzi mi o coś innego… zauważyłam ciekawą rzecz. Większość żołnierzy nie wierzy w Boga oraz ŻADEN nie jest tak religijny, jak inni obywatele Arendelle.
- Tak, wynika to z moich obserwacji. Jak królowa wie, ustalałem te kryteria przez długi czas. Chciałem, by były jak najlepiej dopracowane, ponieważ zależy mi na bezpieczeństwie. To zmusiło mnie do męczącego rozmyślania. W końcu zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy - nie można być całkowicie oddanym dwóm bytom. Jeśli masz wybierać między królową a Bogiem… to co wybierzesz? Właśnie dlatego wprowadziłem to kryterium. Czyż to nie wspaniała myśl.
- Zaskakujące - wtrąciła Anna.
- Jak to się mówi…? Ma pan jaja - zachichotała Elsa.
- No dobrze. To niech pan porozmawia o tym z żołnierzami.
- Będzie ciężko… ale na pewno to zrobię. Zasięgnę rady psychologa, pomoże mi przekonać strażników oraz przewidzi reakcję ogółu na smoka.
- Jest pan nieoceniony - uśmiechnęła się Elsa. - do następnego razu - siostry wstały i udały się do wyjścia.
- Do następnego razu - ukłonił się.
Wódz wioski legendarnych wikingów nie mógł długo spać. Musiał wcześnie wstawać i męczyć się z takimi zjawiskami jak chęć leżenia w łóżku przez jakiś czas. Ale Czkawka był… inny, jak by to powiedział jego ojciec. Zawsze wstawał bardzo wcześnie. Naprawdę BARDZO wcześnie. Zwykle wódz musiał o 6:00 być gotowy do wysłuchania próśb swoich podwładnych. Dla Czkawki - bułka z masłem. o 5:00 się budził, pół godziny - kiedy już chęć leżenie w łóżku przez cały dzień minęła - wstawał i przygotowywał się do dnia. Valka wstawała mniej więcej wtedy, co on, z nią również nie było problemu. Oboje kochali wschody słońca i poranny powietrze. Widać było, że jest strasznie podobny do matki. Czkawka obudził się jak zywkle - o 5:00. Albo gdzieś w tych okolicach. Otworzył delikatnie oczy. Kiedy obraz przestał być rozmyty, ujrzał on to, co zwykle - mordkę swojego najlepszego przyjaciela. Fascynowało go, ile snu potrzebujue przeciętny smok. Taki Szczerbatek - jest na nogach przez prawie całą dobę. Może nie spać przez strasznie długi czas. A po tym długim czasie starczy mu 5 godzin snu - i znów jest pełen energii. Ale zwykle śpi dużo krócej. Zadziwiające jest to, jak szybko te smoki uzupełniają hormony podczas snu i jak szybko je tracą.
- Co tam mordko? Chcesz jeść? - Szczerbatek odpowiedział mruknięciem. Czkawka uśmiechnął się. Przetarł oczy i głośno ziewnął. Nie zorientował się, ale usłyszała to Valka, która dziś wyjątkowo obudziła się wcześniej. Czkawka delikatnie wstał i spojrzał się na kosz - nie mam pojęcia, po co mam łowić ryby na zapas, skoro i tak zawsze chcesz świeże. - Szczerbaty przekręcił oczyma. - nie polecisz sam, co? musisz mnie męczyć? - uśmiechnął się.
- Nikt cię nie musi męczyć - powiedziała Valka wnosząc do pokoju pieczoną rybę i położyła ją na stole. Uśmiechała się. Zza pleców jednak wyjęła surową rybę. - nie zapomniałam i o tobie - rzuciła mu ją. - Poprosiłam rybaków, żeby dostarczali nam ryby codziennie pod dom. - Czkawka usiadł na łóżku, a Valka obok niego - Nie będziecie musieli się męczyć - Czkawka nagle przestał przeżuwać rybę i spojrzał w okno otwierając szeroko oczy. - Coś powiedziałam nie tak? - Czkawka przeszedł wzrokiem na nią.
- Właśnie nie! Być morze o tym nie wiesz, ale to świetny pomysł - powiedział.
- Naprawdę? - uśmiechnęła się szerzej. Nie było to spowodowane tym, że wpadła na dobry pomysł, a tym, że zyskiwała w oczach syna. Chciała naprawić te kilkanaście lat, które straciła.
- Tak! Przecież możemy łowić codziennie rano ryby i do wszystkich domów zawozić świeże.
- To rzeczywiście dobry pomysł. Teraz rano codziennie mamy przez te ryby bałagan.
- To się zmieni - Valka uśmiechnęła się.
- Będziesz dobrym wodzem… - objęła go lekko. - ...to pewne.
- Nie… raczej nie.
- Na pewno będziesz - uśmiechnęła się szerzej/
- Doprawdy? W jednym tygodniu zdradziłem naszą największą tajemnicę, a na ten pomysł wpadłaś ty - zaśmiał się.
- Ale! To ty go rozwinąłeś - wstała. - Muszę coś sama zjeść. Od dłuższgo czasu nic nie jadłam. Ale przemyśl to. Jestem pewna, że poradzisz sobie z tą funkcją. - wyszła z uśmiechem na twarzy. Szczerbatek popchnął go lekko.
- No nie, ty też przeciwko mnie?! - ponowne szturchnięcie. - Na pewno nie będę lepszy od ojca…
- Już jesteś! - Krzyknęła Valka z innego pokoju. - Stoick był mocno utwierdzony w tym, że smoki trzeba zabijać. Do dziś byłby Stoickiem, którego pamiętam, gdyby nie ty. Zmieniając ojca zmieniłeś wodza. Zmieniając wodza zmieniłeś wyspę. A zmieniając wyspę… - weszła do pokoju z jedzeniem. - zmieniłeś wszystko. I to na lepsze. - Czkawka uśmiechnął się. - Twoje wsparcie… jest po prostu nieocenione.
- Wiesz, że wiele dla mnie znaczysz. Od śmierci Stoicka wszystko. - Czkawka westchnął.
- Ciągle mi go brakuje… ale to chyba normalne.
- Doskonale wiem, co czujesz.
- Patrzy na nas - uśmiechnął się. - na pewno cieszy się z tego, że wygraliśmy. Że nie poddaliśmy się Drago.
- To pewne. - uśmiechnęła się Valka. Zauważyła, że Szczerbatek niezręcznie się temu przyglądał. - Hej, Szczerbaty. Nie martw się, tobie na pewno też wybaczył - jej uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- Dobrze.. chodźmy. Na to był czas. Ale muszę już iść. Przemyć się w strumyku… ubrać się. Muszę zdążyć na 6:00.
- Maż ponad 40 minut - odpowiedziała Valka. - Sam widzisz, że jesteś odpowiedzialny za ten urząd.
- Masz rację… ale to nie znaczy, że do niego pasuję.
- Pożyjemy, zobaczymy - uśmiechnęła się. Czkawka zaraz po tym wybiegł z domu. - Ale ja wiem swoje… jesteś moim synem… na pewno tu pasujesz - wyszeptała. Usłyszała z boku mruknięcia Szczerbatka, co przypominało śmianie się. - Asz ty! Choć, musisz zjeść coś jeszcze. Widać, że nie zadowoliłeś się całym koszem ryb - powiedziała wychodząc z nim na zewnątrz. Wskoczyła na grzbiet i krzyknęła - Pora obudzić tą wioskę! - Szczerbaty przewrócił oczyma. W przeciwieństwie do Valki lekko się odbił i spokojnie leciał nad brzeg. Dwa dni temu Valka miała ostatni kontakt z Elsą. Ku jej zdziwieniu strach przed Europą szybko minął. Szczerbatek łowił z Valką bardzo wcześnie, gdy nie było godzin szczytu. Prawdziwe piekło zaczynało się około siódmej. Wtedy prawie każdy ze swoim smokiem łowił ryby. Nic dziwnego, że Czkawka chciał to zmienić.
Właśnie, Czkawka. Zupełnie zawiodła go orientacja - bał się, że nie ogarnie się na godzinę szóstą, a wszystko zrobił i zostało mu jeszcze 20 minut. Na szczęście z rąk nudy wyrwała go Astrid. Gdy ten podszedł do drzwi swojego domu, usłyszał ją.
- Hej, przystoniaku - pocałowała go w policzek. - Jak minęła noc.
- Cóż… to trochę.. krępujące pytanie…
- Miałam na myśli, jak spałeś - mrugnęła. - Opowiadałeś wczoraj o tej Elsie, jak nie wiem co…
- To ciekawy temat, nie sądzisz? - Astrid podrapała się po głowie.
- Może nie tyle ciekawy co znaczący dla nas.
- O właśnie - uśmiechnął się i popatrzył na brzeg. Potem jeszcze dalej i zobaczył Szczerbatka z Valką. - Szkoda, że cały świat tak nie ma. Przyjaźń ze smokami to przecież taka wspaniała rzecz….
- To fakt. Ale nie zmienia to faktu, że ci z południa wolą się bić, umierać zamiast popijać ze smokami herbatkę.
- No niestety, taką mają kulturę…
- Chyba jej brak.
- Tak, tu się zgodzę - uśmiechnął się Czkawka. - To jak, pomożesz mi dziś z tymi sprawami? Mama dała mi nowy pomysł.
- Jaki?
- Wszystkie smoki się przepychają w jednej godzinie, by zjeść świeżą rybę. A co, jeśli zwiększyć liczbę rybaków tak, by łowili wystarczająco ryb około ranka i na czas dostarczali do wszystkich domów?
- Nie głupie…
- No jasne! Świetny pomysł! A tak w ogóle… - rozglądał się. - ...gdzie Chmurosmok? Mam wrażenie, że mama ostatnio go zaniedbuje…
- Jest tu - wskazała na swoją lewą.
- O, faktycznie - uśmiechnął się. Po chwili spojrzał na Szczerbatka. - Chciałbym teraz sobie polatać…
- Zazdrosny?
- Jeśli mam być szczery… - Astrid zaśmiała się.
- No, dawaj! Bierz smoka twojej mamy i zrób jej smaka.
- Wiesz, że to tak nie działa…
- Czyżby - uśmiechnęła się wpychając Czkawkę na grzbiet Chmurosmoka - Daj znać, gdy zyskasz pewność, że jednak tak. Ja idę nakarmić Wichurę. - Pobiegła. Czkawka został sam.
- Tak… mam jeszcze 15 minut. Zdążę go nakarmić. - powiedział i odleciał.
Dni mijały. I na Berk i w Arendelle niewiele się zmieniło. I to obie strony nurtowało - siostrom (a szczególnie Annie) wydawało się, że ostatnia przygoda zmieniła ich życie. Ale koniec końców życie toczyło się tak samo - oczywiście następnego dnia miał przylecieć smok z Berk… ale jak bardzo zmieni to ich życie? Nie bardzo. Siostry chciały poznać świat smoków, ale w sytuacji, jakiej były, było to niemożliwe. Na szczęście miesiąc miodowy Anny i Kristoffa miał wszystko zmienić… na miesiąc. Na 30 dni, To dużo czy mało? By potem spędzić całe życie starym sposobem. To niestety nie była dobra wizja. Ale… kto wie? Może pewnego dnia Arendelle w jakiś cudowny sposób przekona swoich ludzi na przyjaźń ze smokami? To oczywiście marzenie, nie jest to możliwe. Między innymi dlatego, że Arendelle to potęga handlowa. Jak ukryć coś przed Europą będąc w środku całej gospodarki. Nie jest to możliwe. W każdym razie następnego dnia siostry siedziały w królewskich ogrodach. Nie miały pojęcia, kiedy smok przyleci… nie zostało to ustalone. W każdym razie był z nimi Teodor. Wciąż nie wierzył w smoki. Ale Elsa wiedziała, że to dobry człowiek - dał wolne wszystkim strażnikom mającym po tej stronie zamku wartę. Powód? Teorytycznie zaakceptowali i przyjęli wieści o smoku, ale praktycznie? Tego jeszcze psycholog nie rozgryzł, więc Teodor nie mógł ryzykować. Ale czemu odwołał strażników, skoro sam nie wierzy w smoki? To zaufanie do królowej? A może maskowanie pod pretekstem stwarzania pozoru wiary w smoki. Powodów może być wiele, sam Teodor nie wiedział, jak to wytłumaczyć. Ale w końcu on sam wiedział, że na pewno nie ma to na celu działanie przeciwko królowej. Cisza trwała od dłuższej chwili. W końcu przerwała ją Anna.
- Siedzimy tu już cały dzień… a smoka ani widu ani słychu.
- Cierpliwości księżniczko. Potrzeba czasu.
- O ile wiem, sam nie wierzysz w historię o smokach.
- To prawda. Ale ufam waszej dwójce - uśmiechnął się. - Nie mogę zmusić siebie, bym w to wierzył. Ale staram się właśnie tak zrobić. Poza tym… - spojrzał się w górę - ...już wkrótce albo w nie uwierzę, albo całkowicie odwrotnie…
- Rozumiem - wtrąciła Elsa. - Ale spokojnie, to już nie potrwa długo.
- Jak to?
- Spójrz - Elsa wskazała palcem wyżej. Teodor wytrzeszczył oczy. Noc była czarna, ale jednak troszkę zmieszana z mocno ciemnym niebieskim. Dzięki temu można było zobaczyć kształt nadlatującego zwierzęcia. Nikt jeszcze nie widział, co to za smok, poruszał się on powoli. Po chwili trójka zaczęła słyszeć machanie skrzydłami, a potem te dźwięki nasilały się.
- Tak myślałem - powiedział Teodor. - Wiedziałem, że nie kłamiecie… - jeszcze bardziej wytężył wzrok. Kiedy smok był coraz bliżej zaczął przyspieszać. Sekundę przed lądowaniem siostry poznały smoka - był nim Szczerbatek. Gdy wylądował, Teodor odsunął się od niego. Nie spodziewał się takiej wielkości, z daleka wyglądał na mniejszego. Anna spojrzała się na niego.
- Witaj ponownie - uśmiechnęła się. Szczerbaty popatrzył się na Elsę. W jej oczach widział ciągle strach przed nim. Ale widział też to, że Elsa całym sobą próbowała z nim walczyć. I to w najtrudniejszy możliwy sposób. Podeszła deliktanie do smoka i stanęła przed olbrzymim zwierzem twarzą w twarz. Uśmiechnęła się lekko, ale smok wyczuł, że szczerze. Wyjęła delikatnie dłoń i powoli dotarła do Szczerbatka. Pogłaskała go lekko. Szczerbaty zamknął oczy
- Masz… masz bardziej gładką skórę niż myślałam… - smok otworzył oczy i popatrzył się na nią dziwnie. Jednak nie odsunął się. Na twarzy Elsy pojawił się rumieniec. Była skrempowana. Pytanie zdecydowanie nie było na miejscu. Królowa powoli ruszyła w stronę grzbietu smoka z jego prawej strony, a Anna - z lewej. Elsa zauważyła tam wiadomość przywiązaną do siodła. Odwiązała ją i przeczytała.
- O czym ta wiadomość mówi? - spytała się Anna.
- Pyta nas, czy przypadkiem nie chciałybyśmy wybrać się do nich na wyspę. Ale po słowach użytych w liście i wcześniejszych opowieściach Czkawki sądzę, że to tylko z grzeczności…. ten, kto pisał ten list wyraźnie chciał, byśmy to rozpoznali.
- Jest jeszcze jedna rzecz - powiedziała Anna.
- Jaka?
- Encyklopedia - Anna wskazała na to, co ona znalazła. Liścik związany z encyklopedią był cieplejszy. Podpisano “Czkawka”. Było w nim napisane, że właśnie przysłał do nich główne informacje o smokach. Jeśli chcą, mogą się zagłębić w ten świat. W liście mówił, że nie powinien im tak ufać, ale coś te kobiety w nim pobudziły. Siostry rozmyślały, ale zanim cokolwiek powiedziały, smok przypatrzył się kartce trzymanej w drugiej ręce przez Elsę - był to zdecydowanie papier lepszej jakości. Pismo było staranne napisane. Podpisano: “Elsa i Anna”. Był to list, który siostry napisały wcześniej. Ale teraz jeszcze chciały coś do niego dopisać. Małą, ale znaczącą notkę. Fatygowały się przedtem, by napisać to w runami, ale - jak widziały w liście nadesłanym przez Czkawkę - wikingowie znali nie tylko swoje pismo. Po dopisaniu kilku rzeczy przywiązały wiadomość do siodła. Elsa już się trochę oddaliła sygnalizując smokowi, by już leciał - przebywała przy nim już dłuższy czas i zaczynała się czuć niepewnie. Anna jednak przez jeszcze jedną chwilę została. Pogłaskała go po głowie, jednak wkładając w to więcej emocji niż Elsa. Szczerbatek odpowiedział jej przyjaznym mruknięciem. W końcu jednak nadszedł czas rozstania. I Szczerbaty odleciał. Nie wiedział czemu, ale przestał traktować to, co robi jako przymusową pracę gołębia pocztowego…
A na dole Teodor się zapytał siótr:
- Niesamowite emocje… - wziął wdech - ...zachowyłałyście się, jakby to było normalne!
- Uwierz mi… było ciężko. - odpowiedziała Elsa.
- Mów za siebie! Miałam wrażenie, że tylko ja ratuję te spotkanie przez sztywnością - ziewnęła. - No dobrze… dobranoc. - powieidziała i pobiegła do zamku.
- Dziwny charakter… - skomentował Teodor.
- Tak - Elsa uśmiechnęła się - Zgodzę się. To co, teraz już wierzysz?
- Już nigdy nie zwątpię w twoje słowo, królowo - uśmiechnął się.
- Dziękuję. Więc… dobrej nocy!
- Dobranoc, królowo.
Szczerbatek leciał znów w stronę Berk. Co jakiś czas spoglądał na kartkę, którą dała mu Elsa. Był strasznie ciekawy, co tam było napisane, i jeszcze ciekawszy - czy było to prawdą. Choć do tego drugiego tracił wątpliwości - Nocna furia ma wyostrzone zmysły. Przy ostatnim spotkaniu z siostrami był niemalże pewien, że Anna nie byłaby w stanie go okłamać. Z Elsą było trochę inaczej, choć też widział, że stara się przezwyciężyć strach przed smokami. Nie mógł zrozumieć, czemu ludzie tak strasznie boją się smoków. Na pewno smoki nig
Szczerbatek leciał znów w stronę Berk. Co jakiś czas spoglądał na kartkę, którą dała mu Elsa. Był strasznie ciekawy, co tam było napisane, i jeszcze ciekawszy - czy było to prawdą. Choć do tego drugiego tracił wątpliwości - Nocna furia ma wyostrzone zmysły. Przy ostatnim spotkaniu z siostrami był niemalże pewien, że Anna nie byłaby w stanie go okłamać. Z Elsą było trochę inaczej, choć też widział, że stara się przezwyciężyć strach przed smokami. Nie mógł zrozumieć, czemu ludzie tak strasznie boją się smoków. Na pewno smoki nigdy nie zaglądały do dzieł Europejczyków, więc nie mogły wiedzieć, czemu są nielubiane. Dlatego Szczerbatek miał w głowie tylko jedną rzecz. A właściwie trwającą ponad 300 lat wojnę między wikingami a smokami. Na Berk od samego początku przyjaźni ze smokami było wiadomo, że przeszłość wikingowie zostawili i nie mają zamiaru do niej wracać. W końcu siostry nie mogły wiedzieć o tej rzeczy, prawda? Przemyślenia trwały. I tak aż do końca lotu na Berk. Jedyne rozwiązanie, jakie znalazł to wygląd. Szczerbaty musiał przyznać, że smoki wyglądają groźnie. Oczywiście na Berk wszyscy się z nimi przyjaźnią, ale w razie niebezpieczeństwa potrafią zareagować. Szczerbatek wyglądał bardzo groźnie. Jeśli ktoś go zobaczył z bliska i dowie się, że są dziesiątki gatunków smoków większych od niego to to również robi wrażenie. W końcu jednak smok zdał sobie sprawę, że przez te rozmyślanie tylko się przemęcza, bo nic prócz tego nie przychodziło mu do głowy. Ryknął i zaczął pikować w stronę Berk. Była noc i Czkawka spał, ale Szczerbatek jakoś specjalnie się tym nie przejmował. Czkawka był w środku i usłyszał pukanie. Początkowo nic nie robił. Potem usłyszał ponowne pukanie. Wyciągnął ręce przed siebie i ziewnął.
- Kto to może być o tej porze…
- No widzisz… podobnie się czułam, gdy Szczerbatek… - Valka otworzyła przymróżone oczy szerzej.
- A, tak… Szczerbatek pewnie wrócił. - wciąż zaspany, ale jednak entuzjazm mu się zwiększył. Ostrożnie podszedł do drzwi i otworzył je. Potem nastąpiło dokładnie to, czego się spodziewał. Smok rzucił się na niego i zaczął go lizać. - Ach… O Odynie... - nie był wystarczająco silny, by wykrztusić coś więcej lub by bawić się ze swoim smokiem. Kiedy Szczerbatek już się nacieszył, Czkawka wstał i spojrzał się na strój nocny. - Będę musiał go zmienić… no niestety. Tak zawsze jest, gdy nie widzimy się… powiedzmy 3 godziny. - uśmiechnął się, oczy wciąż połowicznie zamknięte. - Wiedziałem, że… - ziewnięcie - ...że nie będziesz czekał do rana. Dlatego kazałem przynieść rybakom ryby. Przynieśli je wieczorem, jakieś 2 godziny temu. Mogą być? - Szczerbatek popatrzył się na otwarty kosz. Ostrożnie podszedł i powochał. Zaczął łapczywie jeść. - Widzę, że jakość jest zadowalająca - uśmiechnął się. - Dobranoc, mordko… mam nadzieję, że dasz mi zasnąć. - Szczerbatkowi brakowało trochę Czkawki. Ostatnio był pochłonięty funkcją wodza niż zwykle. Ale był posłuszny i lubił, gdy wstawał wypoczoczęty. To zawsze go cieszyło. Dlatego nie wydając żadnych hałasów położył się i zasnął. Czkawka przeczytał list. Od razu rzucił mu się w oczy profesjonalny zapis run. Potem zaś ujrzał jakąś dopiskę w języku Arendelle. ‘Widać była pisana na szybko’ - pomyślał. Po przeczytaniu Valka spytała się go.
- Coś się stało? Wyglądałeś na zaskoczonego po przeczytaniu.
- Tak, trochę... okazało się, że - pauza - że księżniczka chce tu zrobić miesiąc miodowy. - Cisza.
- Ale… co? Jak to?
- Nie mam pojęcia… jest tu tak napisane - popatrzył się na kartkę. - mówią też, że nie obrażą się, jeśli odmówimy.
- To może być trik mający przekonać nas, że nie jesteśmy dla nich obcy.
- To raczej dopisek zwykłej serdeczności - powiedział Czkawka. - ale sądzę, że nie obrażą się na 100%.
- Co chcesz zrobić? Pozwolisz, żeby Berk w 1 dzień z tajemniczej wyspy zmieniło się w miejsce dla młodych par? - Czkawka chciał powiedzieć coś na rozluźnienie…
- Cóż… mówiłem, że jestem słabym wodzem. - ...ale jak widać nie wyszło.
- Ty tak na poważnie?
- Nie wiem, nie wiem mamo… gubię się w tym wszystkim.
- Czkawka… - Valka usiadła na łóżku. - To twój wybór. Wszystko zależy od ciebie, jesteś wodzem. Ale jeśli nie ufasz tej dwójce… nie radzę ci ich tu zapraszać.
- Być może jestem zbyt ufny. Ale… ja byłem przez kilka dni z Anną i Elsą. Nie jestem do końca pewien, co z Elsą, ale Anna polubiła smoki. To mogę powiedzieć na 100%. A jeśli nie jestem w stanie tego powiedzieć, to Szczerbaty mnie poprze. Prawda? - smok mruknął przyjaźnie. - A ślub dotyczy właśnie jej.
- Ja… ta to wszystko rozumiem. Ale proszę cię tylko o to, byś podjął słuszną decyzję. - ponownie nieznośna cisza.
- Masz świętą rację… ale nie mogę przecież podejmować decyzji, gdy jestem niewyspany, prawda? - uśmiechnął się. - Dobranoc, mamo.
- Dobranoc, Czkawka.
- Dobranoc, mordko. - Valka uśmiechnęła się.
- Dobranoc… mordko. - po kolejnym przyjaznym mruknięciu zapadła cisza i wszyscy zasnęli.
Dni mijały. Czkawka na początku nie mógł się zdecydować, co odpisać siostrom. Ale ku zdziwieniu całego otoczenia - zgodził się na warunki, o których była mowa w liście. Gdy Anna to przeczytała, podskoczyła z radości. Stwierdziła, że to będzie najpiękniejszy miesiąc miodowy w jej życiu. Potem oczywiście się poprawiła, bo chodziło jej o najpiękniejszy miesiąc miodowy NA ŚWIECIE. Zabrzmiało to trochę komicznie. Czkawka nie miał łatwego życia - niektórzy wikingowie atakowali go za decyzję, którą podjął. Ale na szczęście to ustało. A w Arendelle? Mimo ciężkiej pracy nad przygotowaniem do ślubu atmosfera była bardzo przyjemna. Wszystko miało być dopięte na ostatni guzik, więc siostry razem z Kristoffem męczyły się z przygotowaniami. Chociaż… męczyły się? Ściśle rzecz biorąc sprawiało to całej trójce przyjemność, więc chyba nie można tak powiedzieć :)
Dzień ślubu - STRASZNA pogoda. Przygotowania ślubu trochę trwały. Tak długo, że nastała zima. Mroźna, bezwzględna, strasz… wait, what? Nie. Mamy tu królową śniegu, nie ma opcji. *Reverse*
Dzień ślubu - piękna pogoda. Przygotowania ślubu trochę trwały. Tak długo, że nastała zima. Jednak nie była to taka zima, jak zwykle. Nie było zimno, ani lodowato. Temperaturę z łatwością dawało się znieść w sukni ślubnej. Wszędzie dookoła leżał bajkowy śnieg, odbijając słońce w taki sposób, że czasami raziło w oczy. Jednak zykle był to widok przyjemny dla oka - nie było żadnej mgły. Niebo było bezchmurne, co pozwalało, by słońce całkowicie objęło Arendelle. Gdy ktoś zbliżał się do państwa statkiem, mógł zobaczyć, jak jasno i bajkowo wygląda teraz elita handlowa. Ślub odbywał się jednak poza miastem, na wzgórzu. Ustawiono tam ławki. Daszki nie były potrzebne, gdyż Elsa zadbała o brak opadów po ustawieniu ławek. Wszyscy już w nich siedzieli - na każdej twarzy szczery uśmiech. Widząc to Elsa też się uśmiechnęła. Jednak nie mogła wiecznie nacieszać się widokiem swoich poddanych. Od tego oderwał ją ksiądz wchodzący na wzgórze. Gdy tylko usłyszano, jak wchodził na górę, każde oczy skierowały się w jego stronę. W końcu dotarł. ‘Niby niepozorne wzgórze, a jednak z bliska takie strome…’ - pomyślał ksiądz. Ale w sumie sam się o to prosił. Sam chciał wejść na wzgórze z drugiej strony.
- No! Dotarłem! - powiedział na głos. - Mam nadzieję, że się nie spóźniłem.
- Jak w zegarku - odpowiedziała delikatnie Elsa. Wstała i podeszła do niego. - Witam księdza. - podała mu rękę. - bardzo nam miło.
- Nie, to mi bardzo miło. Dziękuję pani, że mogę uczestniczyć w tak ważnej uroczystości. - po chwili ksiądz był już przygotowany i stał za ołtarzem, a Elsa wróciła na swoje miejsce - siedziała w pierwszym rzędzie. W końcu nadszedł czas, by na salę weszła para. Drzwi z tyłu się otworzyły. Wszystkie oczy od razu odwróciły się do tyłu. - w drzwiach pojawił się mężczyzna ubrany w elegancki strój. Nie był na czarno, lub na biało - miał na sobie podobny ubiór, gdy Kristoff i Anna pierwszy raz się pocałowali. Miał być to symbol, ale jednocześnie ubiór nie był zły. Za to Anna… to zupełnie inna sprawa. Nosiła śnieżnobiałą suknię ślubną. - olśniewała. Para powoli ruszyła w stronę ołtarza. Na ten znak wszyscy wstali i z uśmiechem na ustach wpatrywali się w parę. Gdy byli już niedaleko, Anna odchyliła głowę i spojrzała się na Elsę - niestety z zewnątrz nie było widać twarzy Anny, która była zasłonięta przez welon. Królowa uśmiechnęła się do niej i lekko przytaknęła. Anna natomiast musiała opanować emocje - teraz musiała być sama finezja, płynność i opanowanie. Nie mogła sobie pozwolić na błąd w takim dniu. Dlatego powoli i płynnie odwróciła głowę do księdza, który również się ciepło uśmiechał. Gdy Kristoff i Anna stali przed ołtarzem do siebie odwróceni, ksiądz zaczął krótką przemowę. Wszyscy ponownie usiedli. Elsa przypatrywała się Annie i Kristoffowi. ‘A więc tak to wygląda...’ - uśmiechnęła się. Teorytycznie powinien być to najpiękniejszy dzień w życiu człowieka. I rzeczywiście, wszystko wyglądało pięknie.
- Możesz pocałować pannę młodą. - Kristoff delikatnie odsłonił twarz Anny. Ta jednak już długo nie wytrzymała. Objęła jego szyję i głęboko go pocałowała. - Elsa uśmiechnęła się wtedy jeszcze szerzej. Właśnie wtedy jej siostrę i człowieka, któremu ufała połączył jeden z siedmiu sakramentów - małżeństwo. Wszyscy w jednej chwili wstali i zaczęli klaskać. Elsa w tej samej chwili się popłakała. Jakby była matką Anny, dla której te wydarzenie jest czymś niemożliwie szczęśliwym. Anna w końcu przerwała pocałunek i popatrzyła się na ludzi, którzy teraz klaskali jeszcze głośnej. Potem spojrzała się na Elsę. Mogła ujrzeć na jej policzkach łzy - łzy szczęścia. Jedna chwila, ale takie emocje…
- Po zejściu ze wzgórza wszyscy wybrali się do zamku - czekał tam darmowy, dobrej jakości posiłek dla wszystkich gości. Wszyscy byli dopuszczani, nieważne, czy bogaci, czy żebracy. To był wielki dzień w historii Arendelle. Na przyjęciu Kristoff i Anna byli nierozłączni. Cały czas trzymali się razem. I rozmawiali z tymi samymi osobami. Wkrótce dołączyła do nich Elsa trzymając w prawym ręku kieliszek wina. Anna przytuliła mocno siostrę. Potem błyskawicznie zmienił jej się nastrój.
- Hej! Czemu dopero teraz przyszłaś?
- Nie mam pojęcia - uśmiechnęła się. Podniosła kieliszek wyżej - zdrowie pana młodego i panny młodej - wszystkie 3 kieliszki spotkały się i każdy wypił część wina.
- Wspaniałe przyjęcie, Elso - powiedział Kristoff.
- Dziękuję… ale ty też planowałeś tą imprezę, prawda?
- Oczywiście, ale tą część przygotowałaś ty. Jestem zdania, że od dzisiaj możemy być rodziną… - uśmiechnął się. Elsa zrobiła to samo.
- Niech więc tak będzie. - impreza trwała bardzo długo. Gdy Elsa spoglądała na swoich poddanych, zdawało jej się, że są bardzo zadowoleni. Tak też było. Na pewno część powodu tego zadowolenia był sam fakt o ślubie księżniczki. Ale też na pewno wpływała na to pogoda. Elsa była z siebie dumna. Nie dość, że sama podporządkowała pogodę, to jeszcze dodatkowo pomogła w planach do ślubu. Naprawdę była zadowolona. Niestety wszystko się kiedyś kończy. Wieczorem ludzie zaczęli powoli rozchodzić się do swoich mieszkań. Aż w końcu nie było nikogo, prócz sióstr, Kristoffa i służby. Elsa z daleka widziała, jak dwójka ze sobą rozmawia, żartuje, śmieje się. Postanowiła, że ponownie do nich podejdzie. Jednak zauważyła, że Kristoff żegna się z Anną. Ciągle była dosyć daleko, więc krzyknęłą:
- Hej! A ty dokąd?
- No cóż… do domu! Jeśli tego nie wiesz, też go mam - uśmiechnął się.
- Zostań tu - zaproponowała Elsa. Kristoff mrugnął. Anna rozszerzyła oczy.
- Mówisz poważnie?! - spytali naraz. Na to Elsa uśmiechnęła się szeroko.
- Nie widzę przeszkód. Jesteś teraz mężem księżniczki. Więc można powiedzieć, że jesteś… księciem. - Kristoff był trochę zakłopotany. ‘Ciągle nie jest przekonany’ - pomyślała Elsa.
- A będzie mógł wprowadzić Svena? - spytała Anna.
- Cóż… będzie trochę sprzątania… ale czego nie robi się dla rodziny. - uśmiechnęła się. Kristoff podszedł do niej i mocno ją uścisnął. Było to trochę dla niej niewygodne, ale jednak również go przytuliła. Po chwili dołączyła się Anna. Gdy puścili siebie nawzajem, Elsa spytała się Anny:
- Anno, pokarzesz Kristoffowi, gdzie co jest?
- Oczywiście!
- To dobrze. Ja… ja idę już spać. Za dużo emocji, jak dla mnie.
- To dobranoc. - powiedziała Anna.
- Dobranoc - dodał Kristoff.
- Dobranoc - odpowiedziała Elsa. - Elsa umyła się i przygotowała do snu. Zasnęła w mgnieniu oka, mimo, że na początku towarzyszyło jej sporo emocji. Z Anną i Kristoffem było podobnie. Służba na dole sprzątała, ale na górze nic nie było słychać. Po wszystkim zamek wyglądał tak, jakby nic się nie stało. Cała trójka musiała wypocząć. W końcu czekał ich dosyć aktywny miesiąc miodowy. Wypłynąć mieli już za 3 dni.
3 dni później…
Elsa tym razem obudziła się później. Nawet później, niż Anna. Było to spowodowane papierkową robotą poprzedniego dnia. Królowa miała już mniej obowiązków, ale i tak musiała wszystko ustalić. Nawet, gdy obudziła się tak późno, była strasznie zaspana. ‘Jeść...’ - to była pierwsza wiadomość, jaką dał jej organizm. Wstała więc powoli i ruszyła do jadalni. Jej włosy proste jak spaghetti. W szlafroku ledwo się poruszała, jej oczy odbierały obraz w taki sposób, że ledwie widziała, gdzie idzie. Były prawieże zamknięte. W każdym razie doszła do jadalni. Tam zastała Kristoffa i Annę.
- No, wreszcie się obudził nasz śpioch! - powiedziała Anna.
- Witajcie… - ziewnęła. - jak się spało?
- Wyśmienicie! Ale…. widzę, że tobie trochę gorzej.
- Tak… to fakt - odpowiedziała siadając na krześle obok.
- Chyba nigdy nie widziałem cię tak zmęczonej - skomentował Kristoff. - Ale nie martw się! Dziś ja robię śniadanie. A raczej robi je służba, ale według mojego przepisu.
- Ocho… już się boję - uśmiechnęła się lekko Elsa.
- Widzę, że ciągle oczy ci się kleją. Nie chcesz ich przetrzeć? Umyć? - Elsa przetarła oczy.
- Do jedzenia starczą takie. Jestem głodna, jak nie wiem, co.
- Nie zapominaj, że dziś płyniemy na Berk!
- Ach, tak… Berk… faktycznie. - westchnęła Elsa. - ta papierkowa robota mnie wykończyła.
- Właśnie widzę! Zwykle budzisz się kilka godzin wcześniej.
- O! No proszę! Jest i mój posiłek - wskazał Kristoff na służbę, która podawała do stołu. Była to zupa. Podobna do tej, co jadła Elsa na statku. Wszyscy zaczęli jeść. Anna tylko trochę krzywiła minę, Elsa to zauważyła.
- No co? O co ci chodzi?
- Zupa na począżtku była dobra… potem taki trochę dziwny smak…
- Mówisz? Nic nie czuję.
- Dla głodnego każdy posiłek jest dobry.
- Masz rację - uśmiechnęła się Elsa. Po posiłku wstała i wybrała się na wyższe piętro. - Idę do łazienki.
- Mam prośbę. Założysz tą swoją lodową suknię? Tą, co trzymasz w szafie. - spytała Anna.
- Bardzo chętnie… ale nie rozumiem, po co.
- Ślicznie w niej wyglądasz - odpowiedziała delikatnie Anna. - Na pewno na wyspie zrobisz niezłe wrażenie.
- Dobrze, jak chcesz - uśmiechnęła się Elsa.
- Aaaa… i jeszcze jedno.
- Tak?
- Kto będzie na statku… wiesz, smoki to niecodzienny widok.
- Na statku kapitanem będzie Teodor, a on jest w stanie zebrać odpowiednią załogę.
- Tak, jest w stanie. - Gdy Elsa odeszła, Kristoff się spytał:
- Teodor?
- To ten od ochraniania królowej. Mówiłyśmy ci przecież - Kristoff sięgnął pamięcią do ostatniego lata.
- A, tak… faktycznie.
- A ty w czym zamierzasz popłynąć?
- No… w tym, co teraz na sobie noszę.
- Nie przesadzaj… cały na czarno? Ubierz coś bardziej… no, żeby nie wyglądać jak sztywniak. To jest za bardzo eleganckie. I czerń prezentuje bezduszność, a to do ciebie nie pasuje. Ubierz się… na zielono? Nie, nie! Na niebiesko! Ciemny niebieski!
- Sądzisz, że będzie pasowało/
- No jasne! W głowie mam twój obraz.
- Nie wiem, czy znajdę coś odpowiedniego…
- W garderobie jest coś w sam raz na ciebie. Choć, pokażę ci. - I tak dwójka zakochanych poszła przygotowywać się do miesiąca miodowego. W tym czasie Elsa była już przebrana, umyta i bardziej pobudzona niż przedtem. Przeglądała się lustrze, by sprawdzić czy ładnie wygląda. Była skromna, ale i szczera. Uznała, że wygląda piękniej niż w innych sukniach. Tę suknię wkładała na specjalne okazje, m.in. takie jak ślub Anny. Nie dziwiła się, że siostra poprosiła Elsę, by włożyła ją na jej miesiąc miodowy. Elsa i tak sama by to zrobiła - tylko, że uświadomiła sobie to dopiero teraz. Dosyć długo się przygotowywała, chciała wypaść jak najlepiej. Kristoff i Anna zdążyli się już przebrać. A właściwie tylko Kristoff, bo Anna mu tylko pokazała, co powinien założyć. Czekali przy wyjściu. No i wtedy Elsa zaczęła schodzić po schodach. Annę i Kristoffa zamurowało. Co prawda księżniczka widziała ją niedawno w tej sukni… ale wydawało jej się, że jest za każdym razie piękniejsza. Widząc to Elsa uśmiechnęła się figlarnie. Ale zaraz się opanowała, zmieniła wyraz twarzy i zaczęła majestatycznie schodzić ze schodów - gdzieś w niej krył się mały diabełek, który lubił widzieć Annę i Elsę w takiej sytuacji. W końcu Elsa zeszła i stanęła obok nich. Zakłopotany Kristoff mrugnął i po chwili przerwał ciszę:
- Hmmm…. - podrapał się po głowie - ...to co… idziemy?
- No to chodźmy! - odpowiedziała Elsa i ruszyła przed siebie. Za nią nowe małżeństwo. Trochę zszokowane, ale pozytywnie. Cała trójka wsiadła do powozu i podjechała do portu. Nie było już czym się martwić - okazało się, że wcześniejsze zatonięcie nie było spowodowane przez żadnych spiskowców, była to wina jednego z marynarzy. W każdym razie teraz wjeżdżając do portu Elsa pokazała statek, którym będą płynąć.
- No! Przynajmniej nie będziemy mieli kolejnego wieloryba…
- Tak, takie wielkie statki przynoszą pecha. Tamten był olbrzymi i kontrolowała ich zaledwie garstka marynarzy - odpowiedziała siostrze Elsa - nic dziwnego, że nie wszystko było w 100% sprawne.
- Ci doradcy w ogóle nie myśleli… - wtrącił Kristoff
- Po prostu popełnili błąd. Wcześniej nie miałam do nich żadnych zastrzeżeń. Widać przygotowywanie wypraw morskich nie jest ich mocną stroną.
- Ja bym wam nie dawał jakiegoś wielkiego statku, podczas gdy będzie w nim piętnastu ludzi.
- Siedemnastu - poprawiła do Elsa.
- No dobra, siedemnastu… - Kaj otworzył drzwi.
- Jesteśmy na miejscu. Statek jest gotowy do odbicia.
- Dziękuję. Załoga skompletowana? Została potwierdzona przez Teodora?
- Wszystko w najlepszym porządku.
- Dziękuję - odprała Elsa. Wszyscy ruszyli w stronę statku.
- A jednak ciągle czarno widzisz podróże statkiem, prawda?
- No… tak, to prawda. - Królowa westchnęła. - Ale… no czemu tu się dziwić… - wtedy poczuła rękę Anny na swoim ramieniu.
- Wiem, co czujesz. - wyszeptała Anna. - Ale teraz nam się uda - Księżniczka mocno uścisnęła dłoń Elsy. - To co, idziemy.
- Chodźmy… - odparła królowa. Cała trójka weszła na statek. Tam spotkali Teodora. Na ich widok od razu poprawił mu się humor.
- Witaj, królowo - ukłonił się.
- Witaj, Teodorze - uśmiechnęła się. - Czy wszystko jest gotowe? - Teodor odpowiedział uśmiechem.
- Wszystko jest na swoim miejscu.
- Dobrze, dziękuję. Możemy odpływać? - spytała się. Teodor na początku nic nie mówił.
- Wydaje się pani nerwowa. czy wszystko w porządku.
- W jak najlepszym - odpowiedziała Elsa. - po prostu chcemy już wypłynąć. Podróż potrwa kilka dni… - ‘Podczas, gdy na smoku trwałaby godzinę’ - pomyślała Anna, ale nie powiedziała tego Elsie - nie były same, poza tym nie chciała przerywać rozmowy - ...a my chcemy tam dotrzeć jak najszybciej.
- Rozumiem. Proszę mi wybaczyć - Teodor podbiegł do swojego oficera i rozkazał mu odbicie od portu. - Tylko uważajcie na lód! - przypomniał Teodor.
- Moja siostra zajmie się lodem - Anna mrugnęła do Elsy. Teodor zaś tylko się uśmiechnął.
- Z pewnością, gdyby tylko mogła stać na dziobie przez kilka dni.
- To wyczerpuje temat - wtrąciła Elsa. - Dobrze. Chodźmy więc do naszych kajut.
- O, już się robi! - odpowiedział Teodor i zawołał jednego z marynarzy. - Zaprowadź ich do kajut. - marynarz posłuchał i poprosił całą trójkę, by poszli za nim. W drodze marynarz pozwolił sobie na przerwanie tej ciszy:
- Kapitan kazał przygotować kajuty specjalnie dla was. Zostały udekorowane i przemeblowane - siostry popatrzyły się na siebie.
- Aż tak? - wyszeptała Anna. Elsa wzruszyła ramionami.
- Miał przygotować kajutę dla waszej dwójki… ale widocznie to samo zrobił z moją.
- Przygotował ją dla naszej dwójki - zaśmiała się Anna. - robi się ciekawie.
- Bardzo śmieszne… - skomentowała Elsa.
- Tutaj kajuta dla sir Kristoffa i księżniczki Anny. - wskazał marynarz.
- Tutaj dla królowej. - Ta kajuta była naprzeciw poprzedniej. - Życzę miłego pobytu. - dopowiedział marynarz i żwawym krokiem oddalił się.
- No to… rozpakowujemy się i spotykamy na górze za pół godziny? - spytała Anna.
- Jak chcesz… może znów będą mieli strawę górniczą.
- Tym razem mamy Kristoffa - odpowiedziała Anna zamykając za sobą drzwi.
- O tym nie pomyślałam - rzekła Elsa na głos i też weszła do kajuty. Zaczęła się rozpakowywać znów poczuła to dziwne uczucie. Gdzieś czuła, że statek w każdej chwili może zatonąć, mimo, że teraz na podróż był lepiej przygotowany. W każdym razie wyrzuciła tę myśl z głowy i kontynuowała wyjmowanie rzeczy. Gdy Elsa wszystko po królewsku przygotowała, zaczęła wchodzić na górę. Już się przyzwyczaiła do bujania na statku. Weszła do jadalni, gdzie już czekali na nią Kristoff i Anna oraz cała załoga. Jeden z marynarzy rozdał strawę górniczą. Elsa była trochę zdziwiona.
- Nie minęło pół godziny, a ty już zdradziłeś przepis i już zdążyli to przygotować?
- To bardzo prosty przepis - odpowiedział Kristoff. Elsa wyjęła napełnioną łyżkę zupy i powoli wsadziła do ust.
- Faktycznie, bardzo dobre - uśmiechnęła się.
- Miło mi to słyszeć. A co ty powiesz? - spojrzał się na Annę.
- Jest świetna! Nawet lepsza od tej, którą miałyśmy poprzednio.
- Dzięki. - uśmiechnął się. Po skończonym posiłku Teodor zaproponował toast za Kristoffa i Annę, “by dobrze im się żyło”. Elsa nie mogła odmówić, gdyż szczerze sobie tego życzyła. Na szczęście to był jeden, jedyny toast - jeden kieliszek, nic więcej. Elsa nie należała do osób, które piją dużo alkoholu. Porównując do innych piła go bardzo mało. Nie była osobą, która ma tzw. “twardą głowę”. Szybko zaczynało jej się robić niedobrze po większej ilości alkoholu. Na szczęści nikt, kogo można było spotkać w jej towarzystwie jej do tego nie namawiał. Była tylko jedna używka, którą lubiła pić - mianowicie herbata. Właśnie zachciało jej się pić… ale postanowiła, że na razie sobie odpuści. Namówiona przez marynarzy wypiła 2 kieliszki wina - o 1 za dużo. Po takiej ilości jednak nic nie odczuwała. Musiałaby wypić jeszcze najmniej jeden. Ale i tak wyszła na zewnątrz, by pooddychać morskim powietrzem. I ujrzała znów to samo - ten sam widok, który poprzednio widziała na statku. Historia się powtarzała. Tylko kiedy przestanie? Przed zatonięciem, czy po zatonięciu. Wszystko było tak, jak wtedy - z wyjątkiem jednego - nie było obok Anny. Księżniczka teraz spędzała mnóstwo czasu z Kristoffem. Elsa czuła, że jej siostra robi wszystko, by spędzać i z nim i z nią dużo czasu, jednak było to dla niej ciężki. I to martwiło Elsę - psycholog o tym mówił. Elsa potrzebowała czyjegoś wsparcia przez dłuższy czas z powodu izolacji. Najlepiej by było, gdyby wsparcie dawała jej siostra. Królowa czuła, że faktycznie go potrzebuje. I je dostawała. Więc czemu Elsa się martwiła? Według niej Anna męczy się, by spędzić z nią tyle czasu, ile chce. Teraz ma męża i też musi sporo czasu przebywać z nim. Przez Elsę Anna ma jeszcze mniej czasu. Rozmawiała o swoich przemyśleniach z siostrą, ale Anna upierała się, że wcale nie sprawia jej to problemu. Owszem, ma bardzo mało czasu, ale czas spędzony z nią to czysta przyjemność. Wtedy, gdy Anna to do niej mówiła, wszystko wydawało się zakończone. Ale teraz ta myśl do niej powróciła. Nagle usłyszała, jak drzwi z tyłu się otwierają. Odwróciła się i zobaczyła śmiejącego się Kristoffa i Anną. Na ten widok uśmiech wskoczył także na jej twarz. Potem Elsa popatrzyła się w dół - na wodę, która poruszała się dosyć szybko. Anna właśnie przed wejściem szukała siostry wzrokiem. Zobaczyła, że samotnie stoi przy barierce. Trochę ją to zasmuciło. Odwróciła się do Kristoffa.
- Kristoff… był naprawdę wspaniale.
- To co… idfziemy pod pokład? - Anna uśmiechnęła się.
- Idź… zaraz do ciebie dołączę. - Więc Kristoff zszedł na dół. Wzrok Anny wrócił do Elsy. Zbliżyła się i stanęła przy barierkach obok Elsy.
- A co tak moja ulubiona królowa patrzy się na morskie fale? Wypatrujesz delifonów. - Elsa uśmiechnęła się.
- Tym razem są tam - poruszyła głową - daleko. Anna wytężyła wzrok.
- Gdzie? - Elsa zmarszczyła brwii.
- Tu - wskazała palcem.
- A, faktycznie… - niestety Annie wzrok całkiem się rozmawywał. Elsa kasnęła kilka razy, po czym spytała:
- Ile wypiłaś? - to Annę trochę rozkojarzyło. Wiedziała, że Elsa się o nią troszczy i że incydent z delfinami pokazał jej, że Anna była w stanie upojenia.
- No… troszkę więcej niż ty… ale przecież wiesz, że ja nie reaguję na alkohol, jak ty!
- Wiem, Anno… ale mimo to nie wolno ci przesadzać. Nie masz żelaznej wątroby.
- Gdybym miała, to by nie działała - Elsa zaśmiała się.
- Na szczęście jeszcze nigdy nie przesadziłaś z alkoholem… mówię, że nie przesadziłaś mocniej.
- Częściowo dzięki tobie.
- Moja siostra alkoholiczka? Nie uwierzyłabym.
- Ja też nie. Ale wszystko jej możliwe. Nigdy nie mów nigdy.
- Dobra...robi się coraz później. Za 3 dni o tej porze będziemy na wyspie.
- Okej! To ja lecę do Kristoffa.
- Poczekaj! Nie biegaj! Spokojnie, przejdź się powoli.
- A, tak… chyba masz rację….
- Dzięki - uśmiechnęła się królowa. Po chwili Anny nie było widać, a po dłuższej chwili - nawet słychać. Oprócz cichych, zagłuszanych przez drzwi poczynań marynarzy słychać było fale i morskie zwierzęta. Cudowna atmosfera. Po godzinie Elsa stwierdziła, że starczy. Poszła więc do swojej kajuty (było już ciemno) i zasnęła.
Na statku nastał poranek. Elsa powoli odzyskiwała przytomność delikatnie otworzyła oczy - zobaczyła przed sobą drewniany, niski sufit kajuty. Ruszyła głową i rozejrzała się. Stwierdziła, że statek jest w jednym kawałku. Odetchnęła. Wstała i spojrzała na siebie - wczoraj położyła się w lodowej sukni. ‘Nic dziwnego, że nie mogłam spać...’ - pomyślała. Faktycznie, podczas spania cały czas coś ją uwierało. I jeszcze należy dodać do tego hałasy z góry - sufit jej kajuty był jednocześnie podłogą jadalni, a tam przez cały dzień trwała impreza. ‘Czy wszyscy marynarze tak mają?’ - pomyślała. ‘Pewnie znów wstałam późno’ - spojrzała na zegarek. ‘Aj, Elsa, co się z tobą…’ - i nagle usłyszała pukanie do drzwi.
- Kto tam? - drzwi otworzyły się i do kajuty weszła Anna.
- Jest i nasz śpioszek! - powiedziała głośniej.
- A co z tobą? Jak się czujesz?
- Nie musisz się o mnie martwić. Żadnej różnicy.
- Masz naprawdę twardą głowę…
- To miał być komplement?
- Powiedzmy. - Elsa leżała na plecach, ale teraz podniosła się trochę i podparła rękoma.
- Widzę, że ciągle nie wyspana. Pomogę ci jakoś - zaproponowała Anna wchodząc do kajuty.
- Nie, nic nie potrzebuję - odpowiedziała Elsa wstając z łóżka.
- Na pewno. Zaraz będzę znacznie bardziej przytomna. - uśmiechnęła się. Po tym skierowała się w miejsce, gdzie leżał grzebień - A teraz idę się przebra… AŁ! - nieświadomie uderzyła głową w żyrandol. Anna zachichotała.
- Może jednak ci pomóc?
- Nie, poradzę sobie. - Anna weszła głębiej. - Poważnie! Nie jestem małym dzieckiem - szybszym krokiem skierowała się do półki.
- Hmmm… no dobrze, jak chcesz. Będziemy na ciebie czekali na górze z Kristoffem.
- Znów imprezka do rana?
- Mam nadzieję że nie, bo znów się nie wyśpisz. Ostatnio jakoś wstaję wcześniej, niż ty.
- I to mnie niepokoi.
- Nie martw się, to tylko przypadki.
- Tak, masz rację.
Dzień mijał spokojnie. Elsa przy okazji postanowiła zrobić coś pożytecznego - sprawdzała pracę marynarzy. Czy ich umiejętności spełniają normy. Okazało się, że Teodor zatrudnił świetny zespół. Robili wszystko profesjonalnie i idealnie, jakby na tym statku spędzili całą wieczność na tych samych stanowiskach. Anna i Kristoff podziwiali widoki. Fale układały się w niesamowity kształt, który fascynował. Delfiny były znacznie bliżej, niż poprzedniego dnia. Czasem zbliżały się na odległość mniejszą nić 10 metrów. I te dźwięki, które wydawały… były wspaniałe.
- Elso, no chodź tu! Te widoki są wspaniałe! Czemu siedzisz po tamtej stronie? Tam prawie w ogóle ich nie ma! - Elsa uśmiechnęła się figlarnie w inną stronę.
- To według was jest piękny widok? Podejdźcie tutaj… - Anna i Kristoff popatrzyli się na siebie zdziwieni. Od razu podbiegli do Elsy. - Popatrzcie tutaj… - nastała cisza. Cierpliwie się patrzyli na mgłę. Nagle z mgły zaczęła wyłaniać się ziemia. Okazało się, że była to piękna góra powoli wyłaniająca się z mgły. Za nią było jeszcze widać wschodzące słońce. Pomarańcz dodawał uroku górze, gdy ta odsłoniła się w pełni. Statek zbliżył się jeszcze bardziej i cała trójka podziwiała piękno góry.
- Niesamowite… - skomentowała Anna. - ...skąd wiedziałaś?
- Znam trochę geografię - uśmiechnęła się.
- Na pełnym morzu takie coś?!
- Nieźle, nie?
- Tak, ale… Jezu, jakie piękne miejsce! - Kristoff kiwnął głową.
- Tak… jedne z piękniejszych na świecie - powiedziała, gdy statek przypływał obok. Piękne wodospady odbijające poranne słońce niżej wyglądały jeszcze piękniej. Całość było pięknością samą w sobie. - Nie znajdziesz takich widoków w książce.
- Byłoby ciężko. - chwila ciszy.
- Co dzisiaj zamierzacie robić? Musimy czymś zająć ten dzień i następny, i…
- Ćssssssi… napawamy się pięknem. - odparła Anna. Gdy góra zniknęła za horyzontem, Anna odpowiedziała. - Będziemy łowić ryby?
- Tak, czyżby…
- Jasne, że tak! Marynarze powiedzieli nam, że to świetne miejsce na połowy.
- Może złapiecie rekina?
- Aj! Bez przesady... - Elsa się zaśmiała.
- Mogę z wami?
- Zawsze możesz - uśmiechnęła się ciepło Anna. - Nie chcę żebyś siedziała sama w kajucie.
- Dobrze…to co zaczynamy? - spytał Kristoff.
- Dajcie mi chwilę. Zmienię suknię.
- Ty ją zmieniasz? - zdziwił się. - Myślałem, że topisz i robisz sobie nową…
- To już nie byłaby ta sama suknia. A tak wiem, że była ona ze mną na Lodowym Wierchu czy w dniu, gdy opanowałam swoją moc. To taki… symbol.
- Dobrze, wszystko rozumiem. - Elsa zniknęła pod pokładem.
- No choć! Trzeba wziąć wędki! - popędzała Anna Kristoffa.
- Poczekaj… mam tu dwie od Oakena.
- Nie wyrzucił cię znowu?
- Nie… nic z tych rzeczy. Nawet obniżył cenę.
- Serio? Jaki piękny jest ten świat…
- ...ale jest jeden, mały problem.
- Jaki?
- No… taki, że to są wędki najwyższej klasy. Elsie byłoby przykro, gdybyśmy takie mieli, a ona zwykłą, mar…
- Czyżby? - Prerwała Elsa. Anna i Kristoff odwrócili się w jej stronę. Miała na sobie biały strój, a w ręku trzymała długą wędkę. Wyglądała jak nowa. - Też mam odpowiedni sprzęt - uśmiechnęła się.
- Och… - Anna właśnie coś sobie przypomniała. - ...hej! Już wiem, gdzie chodziłaś pół roku temu!
- Brawo, odkryłaś mój sekret. To co teraz?
- To nie fair! My nigdy nie łowiliśmy!
- Więc pora to zmienić.
- Uch…
- Poza tym… nie liczcie na jakieś wielki połowy, o tej porze roku to raczej niemożliwe.
Godzinkę później…
- JEST! Już czwarta! - krzyknęła Elsa.
- A ja nie mam ani jednej… dziwne, robię wszystko, jak w podręczniku!
- Pomóc wam?
- Nie… nie trzeba. Sami się nauczymy… ty też miałaś takie problemy. Na pewno. Prawda?
- Nie miałam aż takich, że nie złowiłam ani jednej ryby… ale to było lato, więc się nie liczy.
- A, właśnie… coraz chłodniej się robi…
- Zmierzamy na północ, to normalne…
- Nie mogłabyś jeszcze trochę bardziej ocieplić klimatu?
- Nie jest od ciepła.
- Ale możesz odwołać zimno!
- Nie chcę ryzykować… nie wiemy jeszcze do końca, jak działa pogoda. Ale wiemy, że jeśli przesadzę, to zrobią się anomalie pogodowe.
- Acha… czyli jednak lepiej nie.
- Tak… lepiej nie :) Oczywiście będziemy musieli się ciepło ubrać, bo nie chcę psuć tej zimy na wyspie… może to jakiś ważny element…
- Tak, to jasne. Rozumiemy. - Elsa zwróciła swój wzrok na fale. Potem na horyzont. - byli na morzu. słońce coraz wyżej.
- Jest! Mam pierwszą! - usłyszała krzyk Anny i zobaczyła, jak Kirstoff pomaga jej wciągnąć rybę na statek. Zdyszana księżniczka spojrzała się na swoją rybę, a potem na ryby Elsy. - Większa niż którakolwiek twoja! - Królowa uśmiechnęła się.
- Widzisz? Warto było poczekać. - Kristoff kasnął kilka razy, lekko zatkał sobie usta dłonią i szybko wymówił:
- Szczęściepoczątkującego. - Anna przewróciła oczyma.
- Czyżby?
- Ale co? Nic nie mówiłem?
- Tak, jasne…
- Zanim się jeszcze pokłócicie chcę powiedzieć, że idę do swojej kajuty. Odpocznę trochę.
- Odpoczniesz? Po czym?
- Nie spałam zbyt długo.
- Fakt. Idź się położyć. Kristoff jeszcze trochę połowi.
- Ej! Czemu ja?!
- Bo jeszcze nic nie złowiłeś.
- Ale… - Anna spojrzała się na niego pytającym wzrokiem.
- No dobra… niech ci będzie…
- Będzie z ciebie wędkarz - wtrąciła Elsa schodząc na dół. Chciała znaleźć ciche miejsce i pomyśleć o tym, jak najprawdopodobniej zostaną przyjęci…
...a na Berk Czkawka uspokajał swoich ludzi. Astrid i jego najbliżsi już się nie awanturowali. Nie za bardzo podobało im się, że księżniczka znanego państwa przyjeżdża do nich na miesiąc miodowy.
- Co to w ogóle ma być?! Jeszcze sto lat temu Europejczycy nie powiedzieliby o nas nic miłego, a teraz?! Mieliśmy się od nich trzymać z daleka! - Czkawka uspokajał ich i uspokajał. Lud w końcu zrozumiał, że to dzięki przełamaniu schematów smoki są teraz przyjaciółmi wikingów. Jednak nie chciało im się wierzyć, że podobnie będzie z Arendelle. Poza tym z niewiadomych przyczyn wszystkim dookoła wydawało się, że księżniczka jedzie tu tylko po to, by wykorzystać wyjątkowość Berk. Czkawka miał wciąż nadzieję, że uda się przekonać siostry, by zapoznały się bliżej ze smokami. ‘Minęło pół roku, a oni ciągle niezadowoleni...’. Westchnął, gdy lud się rozszedł. Ze spuszczoną głową skierował się do swojego domu. Valka współczuła mu. Był wodzem woski, a taki czuje się najtrudniej w takich sytuacjach. Pobiegła więc za nim i złapała go w połowie drogi.
- Czkawka… posłuchaj.
- Wiem, wiem… może i masz rację. Nie poradzę nic na to, że jestem taki ufny.
- Nie o to mi chodziło.
- Wiem, że nie o to. Ale to naprawdę myślisz, prawda?
- Człowiek inaczej myśli zależnie o sytuacji.
- Tak, wiem.
- Po prostu chodzi mi o to, że… - zawahała się. - chcę… chciałabym cię jakoś pocieszyć, jak to matka pociesza syna. Ale nie wiem jak…
- Nie ma żadnego argumentu, którego już nie powiedziałaś. - nastała cisza.
- Co teraz zamierzsz robić?
- Polatam ze Szczerbatkiem… w czasie takiego lotu zapominam o wszystkich problemach…
- Mogę z tobą? We dwójkę będzie nam raźniej. - uśmiechnęła się. Czkawka popatrzył się na nią. Po kilku sekundach na jego twarzy również pojawił się uśmiech.
- Jasne, że możesz…
- Chodź! - powiedziała i pobiegła w górę. Czkawka się zaśmiał i popędził za nią. Gdy dotarł do smoka, okazało się, że Valka nie czekała - już przygotowała swojego smoka.
- Musisz… tak szybko… biec?! - wykrztusił z siebie słowa.
- Popraw kondycję - odpowiedziała.
- Tak, masz rację… dobry pomysł - powiedział biorąc głębokie wdechy. Po chwili spojrzał się na Szczerbatka. - Gotowy? - Smok odpowiedział entuzjazmem. - To świetnie! - wskoczył na grzbiet.
- Lecimy! - krzyknęła Valka i wystartowała błyskawicznie.
- Ej? To tak?! - Szczerbatek odbił się z całych sił i popędził w stronę Chmurosmoka. Po dosłownie pięciu sekundach dogonił go. Zastał tam śmiejącą się Valkę.
- Wiedziałam, że podejmniesz za mną pościg… ale czy to jest twoja maksymalna prędkość?
- Nie… hej, co? Zaraz… nie leciałaś zbyt szybko…
- No chyba nie myślałeś, że z taką prędkością Chmurosmok się męczy? - krzyknęła i odbiła mocno w lewo. Czkawka zwrócił się do Szczerbatka.
- No, kolego… to nie przelewki. Pokażmy temu przeciętnemu smokowi, jak się bawi Nocna Furia w powietrzu - Smok mocno ryknął. - I to jest to! Za nim! - Szczerbaty odbił w lewo pod impunującym kątem. Skupił swój wzrok na smoku Valki. Włożył mnóstwo siły w przyśpieszanie. - Tak jest! Róny lot! To jest to! - Furia zachęcana przez okrzyki przyjaciela nabierała na prędkości.
Valka leciała czując silny wiatr na swojej twarzy. Odwróciła się - nie było za nią Czkawki. Nagle usłyszała głośny ryk przed smokiem. Zdziwiona obróciła się. - Szczerbatek podleciał od dołu, zrobił beczkę okrążając Chmurosmoka i wyrównał lot z nim. Valka spojrzała na Czkawkę - zobaczyła twarz z połowicznie zamkniętymi oczami i figlarnym uśmiechem.
- Tak się lata. - Valka przewróciła oczyma.
- Prawie wygrałam…
- Prawie! - wyjął notes - to będzie… hmmm… 3 kartki… na każdej 50… plus… 163 zwycięstwo! YEY!
- A ja ile razy wygrałam.
- Och! Ummm… - spojrzał się na notes ponownie. - Około… dokładnie 162 - zarmienił się.
- Ej! Co to ma znaczyć?! - Zaśmiała się i mrugnęła do Szczerbatka. Czkawka spojrzał się na swojego smoka. - To ty?! - smok nagle uznał otaczające go chmury za dziwnie interesujący przedmiot i zaczął coś nucić. Czkawka westchnął. - Osz… no dobra. Szczerbaty! Hej, spójrz na mnie! - Smok wreszcie spojrzał się na pana. - Ten zobaczył, że Valka poleciała dalej i wyszeptał:
- Jutro tak na poważnie… - Szczerbaty patrzył się w niego coraz głębiej.
- Jesteśmy jednością… - uśmiechnął się. Podobnie do momentu, gdy starał się wyrwać smoka spod wpływu Alfy. - ...żadnego ukrywania! Lecimy razem. Jako jedność. Nie ma okłamywania. - Szczerbaty przytaknął - naprawdę poczuł się teraz dziwnie. Nie chciał, by Czkawka miał o nim inne zdanie. Na szczęście wyglądało na to, że jednak tak się nie stanie. Za to postanowił, że nie będzie już nic ukrywał przed Czkawką. W końcu więź, jaka ich łączyła była mocna. Naprawdę mocna.
Naprawdę, naprawdę mocna.
Valka i Czkawka latali w powietrzu coraz to rozmawiając o tym, jak bardzo podobnie się czują w powietrzu. Nagle kobieta spytała:
- A… co z tą Elsą? Obawiasz się jej? - przez chwilę Czkawka nie odpowiadał.
- Nie… raczej nie. Spędziłem z nią trochę czasu i sądzę, że wiem, jak się czuje…
- Przepraszam, że poruszyłam ten temat. Chciałam po prostu wiedzieć, jakie ty masz do tego odczucia.
- Słyszałem opowieści od Barda i czytałem książki o “Wielkiej Królowej Śniegu”. “Historia Arendelle”. “Prawdziwe opowieści”. Wszystko to przeczytałem od deski do deski. Ona jest… inna…
- Książki i opowieści to nie wszystko. Nie możesz być wszystkiego taki pewien.
- Wiem, po prostu… po prostu chcę powiedzieć, że czuję się pewnie.
- Jak na pierwszy i ostatni raz to bardzo dziwne…
- W takim razie to oznaka, że marne są szanse, by coś nieplanowanego się wydarzyło - uśmiechnął się.
- Oj! Czyżby już się zaczynało? - Valka wskazała na punkt w oddali. Czkawka zwinnie wyciągnął z torby sprzęt ze szkłami powiększającymi. Przypatrzył się.
- Tak! To bez wątpienia duży statek - przełknął ślinę. - Nie widzę tylko, czy jest on z Arendelle…
- Dowiemy się za niecałe pół godziny - Valka odpowiedziała i nakazała Chmurosmokowi lecieć w dół. Szczerbatek też się zaczął denerwować. - No dobra, mordko… czas na powitanie se starymi znajomymi… leć… w dół. - Smok posłusznie skierował się w stronę domu wodza. Czkawka miał mało czasu, by ogarnąć swój lud i siebie samego.
Tymczasem Kristoff wytężał swoje oczy na statku spoglądając na wyspę.
- O, patrz! Tam leci jeden! - wskazała palcem Anna. Kristoff zobaczył latające zwierzę w powietrzu.
- Niezwykłe…
- No, teraz mam pewność, że wierzysz?
- Hej! Nie ufałaś mi?
- Nie powiedziałam tego… - Kristof popatrzył się na nią podejrzliwie. Ale po chwili nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Razem z Anną.
- Wiem, że to wasz miesiąc miodowy… ale spróbujcie zmienić nastrój - odezwała się Elsa.
- Co? Czemu?
- Wikingowie nigdy nie lubili ludzi z zewnątrz. Nie zakładali z nami sojuszy. Jeśli już, to tylko za sporą opłatą.
- Widziałam Czkawkę i mogę zaprzeczyć.
- On akurat był… inny.
- Inny?
- Nie czytałaś listów od niego? Albo tego podręcznika, co nam przysłał?
- Nie.
- No to wszystko jasne.
- Ale… ja… to miał być nasz… to miał być najlepszy miesiąc miodowy na świecie! mamy spędzić go w smutku?!
- Anno… nie powiedziałam nic takiego. Przecież jak zostaniemy z Czkawką i jego znajomymi, to na pewno będziemy mogli bawić się na całego. - uśmiechnęła się.
- Też mi pociecha…
- Wikingowie mają straszne zdanie o Europie. Pokażmy się z jak najlepszej stronie, to może zlikwidujemy ten dystnans - mrugnęła.
- Poważnie? Myślisz, że to coś da?
- O, uwierz mi, uczyłam się psychologii.
- Ja mówię poważnie.
- Anno - Elsa spojrzała się jej głęboko w oczy i ciepło się uśmiechnęła. - Naprawdę! - powiedziała to w taki sposób, że Anna uwierzyłą na słowo. Na jej twarzy również zagościł uśmiech.
- To dobrze… postaramy się zachować mniej żywiołowo. Prawda, Kirstoff?
- Tak… trudno, ale trzeba się trochę poświęcić…
- A jak zobaczą twoją chęć do zapoznania się ze wszystkim na tej wyspie, to… ufff! - wtrąciła Elsa.
- Oby tak było. Chcę mieć tu samych przyjaciół.
- Będzie o to trudno.
- Dobijamy do brzegu! - krzyknął Teodor. Statek przycumował. Otworzyło się wejście. Przez ułamek sekundy było widać poważne i agresywne twarze wikingów, którzy tworzyli ściany krótkiej drogi, którą mieli się poruszać goście z Arendelle. Jednak, gdy zobaczyli, jakie piękności wychodzą ze statku oniemnieli. Część z nich patrzyła się na zmianę na Elsę i na Annę. Inna część spoglądała tylko na jedną z nich, na tą, którą uważali za piękniejszą. Nagle z przejmującej ciszy powstał szept. Brzmiało to jakby każdy człowiek chciał przekazać jakąś plotkę szeptem swojemu sąsiadowi. I mniej więcej tak to wyglądało. Siostry i Kristoff zatrzymali się na środku dziwiąc się reakcją wikingów. Na końcu ścieżki zobaczyli Czkawkę - obok niego Valka i Astrid. Czkawka tego nie okazywał, ale brak widoku Elsy i Anny przez pół roku zaskutkował ponownym szokiem. Dla niego dziewczyny ZNÓW wyglądały jak ktoś, kogo nikogo w życiu nie widział. Astrid to wyczuła.
- Denerwujesz się… mocniej, niż powinieneś. - Czkawka przełknął ślinę.
- Nie będę obijał w bawełnę. One są po prostu - nie odrywał wzroku od sióstr. - ...piękne. - Nie miał pojęcia, co właśnie zrobił. Wywołał… niemała zazdrość, to lekko powiedziane. W każdym razie. Powiedziała tylko jedno:
- Wieczorkiem sobie porozmawiamy.
- Nie wątpię - odpowiedział drażniąco. - to jeszcze bardziej rozjuszyło burzę w Astrid. Ale zrobiła dobrą minę do złej gry. Wszyscy podeszli do wodza. Szepty z tyłu nagle się skończyły.
- Tylko pamiętaj… żadnych uścisków. Nie wiadomo, jak na to zareaguje… jest w końcu wodzem. To jest bardziej oficjalna rzecz niż prywatna - powiedziała cichutko Elsa w stronę Anny. Wódz podszedł. Anna wyciągnęła rękę uśmiechając się. Czkawka też się uśmiechnął, przyjął rękę i delikatnie oraz szybko uścisnął ją. Potem zrobił to samo z Elsą. Przyszedł w końcu czas na Kristoffa.
- Jak się nazywasz?
- Mam na imię Kristoff. - odpowiedział
- Kristoff! Witam na wyspie - uśmiechnął się serdecznie i również go uścisnął.
- Trochę to rutynowe - wyszeptała Anna do Elsy.
- To musi tak wyglądać. Ale jest poruszony mocniej, niż ci sie wydaje.
- Skąd to wiesz?
- Każdy ruch gałek ocznych oznacza jakąś myśl. Jego poruszały się dosyć szybko. To oznacza, że towarzyszą mu jakieś konkretne emocje. Po prostu nie na miejscu jest teraz je okazywać.
- I wszystko jasne! Nigdy nie przestajesz mnie zaskakiwać… skąd masz taką wiedzę?!
- Siedziałam kilkanaście lat zamknięta w pokoju. Co miałam robić? Do dyspozycji miałam tylko książki. Żeby zapomnieć o bólu, jakim czuję, naprawdę przykładałam się do ich czytania.
- Cóż… przynajmniej coś dobrego też z tego wynikło. Choć to i tak nic w porównaniu z wadami.
- Muszę ci przyznać rację… - westchnęła. Po oficjalnych przyjemnościach Czkawka poprowadził siostry z Kristoffem do swojego domu. Reszta osady się rozeszła. Jak się można było domyślić, zaczęły się rozmowy o królowej…
Wódz wpuścił wszystkich do domu. Przez chwilę rozglądali się po wyposażeniu. Astrid patrzyła się wprost na siostry. Tłumiła sobie gniew… jeśli tak to można nazwać. Chociaż to było inne uczucie. Prawdopodobnie… zazdrość…
- Wiem, że nie są to jakieś super luksusy… ale… mam nadzieję, że wam starczy. - powiedział Czkawkę. Na to siostry się mocno zdziwiły.
- Słucham? Chcesz, żebyśmy tu z tobą mieszkali?!
- Wiem, że wystrój…
- Nie… nic z tych rzeczy! Wystrój jest wspaniały! Tylko… czemu chcesz nas ugościć?
- Bądźmy szczerzy… nikt was tu nie przyjmie. - Valka podeszła do Czkawki i szepnęła mu na ucho:
- To nie jest dobry pomysł…. sam to przed chwilą ustaliłeś…
- A mamy wybór? Każdy inny wiking ich wyrzuci! - Astrid nie mogła się powstrzymać, ale zaczynała się złowieszczo uśmiechać. Właśnie wpadł jej do głowy pomysł. Bardzo kuszący pomysł… - ...dlatego uważam…
- Ja ich przygarnę - wystąpiła dumnie.
- Co? Astrid?! - Zdziwił się Czkawka.
- Tak, ja - powiedziała niewinnie.
- Nie.... jeśli myślisz…
- To bardzo dobry pomysł! - poparła Valka.
- Nie… no co wy… jak…
- Tak… poznamy się lepiej! - przerwała Anna.
- Nie, zaraz! Wy nie…
- Oj, na pewno się o to postaram. - odparła Astrid.
- Ale... przecież…!
- Misiu, jednak nie musimy zostawać na rozmowę… zaopiekuję się nowymi gośćmi, dobrze?
- A…
- Tak, przychodź wieczorem. - Valka podleciała do syna śmiejąc się.
- O Odynie… wiesz, jak to wyglądało… - znów się zaśmiała. - Wszyscy cię wystrychnęli na dudka...
- Wiesz… jakoś… wcale nie pomagasz…
- Dobrze... przepraszam cię… - Valka się uspokoiła. - ...ale przyznaj, że wyglądało to komicznie.
- Tak, częściowo.. ale… to nie fair!
- Zobaczysz, jeszcze wyjdzie z tego coś dobrego.
- Ona jest zazdrosna!
- Skoro mówisz, że ta królowa i cała reszta jest lepsza od tych, które wikingowie widzieli wcześniej… raczej tak być nie powinno.
- Tylko w przypadku zawiązania między nimi jakiejkolwiek przyjaźni.
- Ja na twoiim miejscu bym się bała…
- Niby czego?
- Ta Anna jest całkiem zabawna i wnioskuję, że lubi robić ludziom psikusy. Z Astrid jakoś się dogada. Przewiduję koalicję przeciwko tobie.
- Ale mamo...
- Oczywiście tylko dla zabawy.
- ...co ty wygadujesz.
- Ja bym tak zrobiła.
- CO?!
- spokojnie… tylko taki żarcik…
- Zrobiłaś się bardziej zabawna ode mnie…
- Być może…
Tymczasem Astrid biegła pod górę, do swojego domu. Na początku droga była łatwa - wystarczyło schodzić. Ale potem nagle Astrid przyśpieszyła kroku i zaczęła wbiegać pod górę. Siostry odpadły w połowie drogi.
- Nie mam… już… siły - sapała Anna. Gdy Elsa mogła mówić, odpowiedziała na jednym wdechu:
- Pomóc ci? - Astrid była już na górze i tylko spojrzała na nie.
- No proszę… pierwsze wrażenia nie za ciekawe… - wpadła do swojego domu i rozejrzała się dookoła. - Jest tu tyle ciekawych rzeczy do zrobienia… zanim ta dwójka wejdzie na górę, ja zrobię małe porządki… mam co najmniej 5 minut. - Elsa i Anna powoli wchodziły.
- A gdzie Kristoff?
- On… chciał skorzystać z… - sapnęła. - ...z tolety…
- Hej! Jestem! - krzyknął z tyłu. - Tak się nie robi! - przemknął obok siósrt i pobiegł dalej.
- Twój dostarczyciel lodu jest w formie… - Astrid z drugiej strony dosłownie wyrzuciła łóżka. To był jeden z jej szalonych pomysłów, po których miała sporo do zrobienia.
- Świetnie! Zostało tylko łóżko dla mnie. Chociaż… też wyrzucę… żeby nie było.
- Rozmowę przerwał jej Kristoff.
- Hej! Witaj! Nazywam się Kristoff! - uścisnął rękę zaskoczonej Astrid. I to dosyć żywo.
- Fajny masz tu podbieg! - skomentował spoglądając za siebie. - Idealny na rozgrzewkę!
- Roz... grzewkę powiadasz…
- Tak, dokładnie. Ty musisz być Astrid. Anna o tobie mówiła.
- Naprawdę? A co takiego? - przy wypowiedzeniu tego zdania przyjęła taką minę, że Kristoff zrozumiał, o co jej chodzi.
- Nic złego, jeśli o to pytasz.
- Przeszkodziłeś mi trochę w “porządkach”... - ‘smocza kość!’ - ...ake nic nie szkodzi… - ‘nic! W ogóle!’
- Bardzo się cieszę. O, Anna i Elsa dochodzą! - ‘psia kość’ - zacisnęła oczy i pięści. - Dobra… 1:0 dla was‘. Potem się rozluźniła. ‘Chociaż… może i nie...’
- Niestety, ale nie mogłam znaleźć starych łóżek! - powiedziała. - Jest tylko jedno, w którym śpie…
- Nie szkodzi! - wtrąciła Anna. - By the way… masz świetną kondycję.
- Dzięki. Jestem zdania, że każdy opwinien taką mieć.
- HA! Ja tak samo! Jak wrócę do Arendelle, pobiegam sobie na wybiegu.
- Po co tyle czekać - uśmiechnęła się złowieszczo. - Dookoła wyspy jest świetny tor…
- Ale chyba nie dla początkujących…
- Nigdy tacy nim nie biegali. Ale sądzę, że początkujący da sobie radę - ledwo powstrzymywała śmiech od wejścia w paradę do jej rozmowy.
- Dobrze… - spojrzała się za okno - och, już wieczór!
- Idziecie tak wcześnie spać?
- Skąd! Dopiero za pół godziny!
- Ach, tak… doprawdy to wielka różnica…
- Ale nie martw się, nie będziemy ci przeszkadzać! Sami sobie zrobimy kolację. Kristoff robi świetne zupy! - Elsa korzystając z nieuwagi Astrid podeszła do przypraw i przyjrzała się nim oraz naczyniom, w których się znajdowały. ‘Dobrze… tu małe wgniecenie, to będzie cynamon… tu mamy wygięte ucho. W środku jest sól’. Odchodząc od przypraw Elsa jeszcze raz spojrzała się w tył, by być pewna, że zapamiętała naczynia i przynależne do nich przyprawy. Znała się na psychologii i znalazła wiele oznak przekonujących ją, że Astrid coś planuje.
- Na prawdę, nie ma problemu! Dosłownie zasmakujecie gościnności wikingów!
- Możemy zobaczyć nasze kwatery? - spytała Elsa.
- Oczywiście! To tutaj! - wskazała na drzwi. Siostry z Kristoffem weszły do środka. Zobaczyły ponury pokój i materace grubości 5 centymetrów.
- Doskonale. Dziękujemy - odpowiedziała spokojnie Elsa. ‘Zaraz… co?!’ - pomyślała Anna. Kristoff mógł spać w niewygodach. Czyżby Elsa też potrafiła? A nikt nie pomyślał o niej…
- Rozumiem. To wam… pasuje, tak? - spytała nieco zdziwiona Astrid.
- Tak, dziękujemy. Możesz nas na chwilę zostawić samych?
- Nie ma problemu! - powiedziała i wyszła. Oczywiście po tym przystawiła lewe ucho do drzwi.
- Chodźcie tu - Elsa wyszeptała. - Muszę coś wam powiedzieć…
- Wiedziałam! Wiedziałam, że coś planujesz! - szepnęła głośniej Anna.
- Nie chodzi o mnie! To ta… dziewczyna Czkawki coś knuje. Widzieliście, jak się zachowuje?
- Trochę dziwnie… ale to nie przez to, że ma niechęć do nas?
- To na pewno też. Ale czuję, że chcę wam - i przy okazji mnie - zrobić niezapomniany miesiąc miodowy.
- Naprawdę?
- Tak! Zacznijmy od tego, że teraz stara się coś wyłapać z naszej rozmowy - wskazała na cień na drzwiami.
- Spostrzegawcza jesteś…
- Będziemy się bronić! Pokażę waszej dwójce, że nie jestem taka sztywna, jak kiedyś. Zabawimy się!
- I taką Elsę lubię - odpowiedziała Anna.
- O! Patrzcie! Mucha lata! - krzyknęła Elsa, tym razem głośno.
- Co? Gdzie?! - patrz, tu!
- Co?! - Anna próbowała znaleźć muchę. Astrid tylko przycisnęła ucho do drzwi. ‘Co...’ - pomyślała sobie. Elsa wzięła coś w stylu młotka - leżało obok szafki z butami.
- Usiadła na drzwiach! - Astrid zdążyła tylko otworzyć szeroko oczy. Elsa z całej siły uderzyła pseudomłotkiem w drzwi tworząc potężny dźwięk mocno kłujący ucho Astrid. Ledwo wstrzymała krzyk.
- Aj… aj… - poleciała do kuchni, gdzie trzymała olejki. W pokoju zaś siostry z Kristoffem przez jeszcze długi czas nie mogli przestać się cichutko śmiać. Każdy z nich wiedział, że to nie w porządku… ale jakoś nikt się tym za bardzo nie przejmował. w końcu jednak miny spoważniały.
- Dobrze… teraz na poważniej - powiedziała Elsa.
- Znam pozycję, w której wygodnie możemy zasnąć na twardym podłożu.
- No proszę! Ale masz wiedzę! - skomentował Kristoff. - Jesteś naszą tajną bronią.
- Mam nadzieję, że każdy z nas dołoży cegiełkę. Ale teraz najważniejsze. Idziemy do kuchni zjeść. Pamiętajcie - postarajcie się nie śmiać. I bodźcie ostrożni.
- Jasne… ale trudno będzie zachować kamienną twarz.
- Spróbujcie o tym nie myśleć. Nie znam lepszego sposobu…
- Dobrze… to idziemy! - Astrid właśnie pozamieniała naczynia napisami. ‘Będzie wojna...’ - myślała całkowicie nabuzowana. Po chwili drzwi od pokoju sióstr i Kristoffa otworzyły się i wyszli goście.
- Astrid! Szkoda, żę tego nie widziałaś! Tam była olbrzymia mucha! - zaczęła Anna.
- Tak… rzeczywiście, żałuję…
- Ale Elsa ją załatwiła! Ten precyzyjny zamach… a gdybyś tylko wiedziała, jak mocno…
- Możemy już o tym nie mówić? Nienawidzę tych much… i nie lubię o nich rozmawiać.
- Dobrze, jak chcesz.
- Tu macie zupy. A tu przyprawy. - Elsa przyjrzała się przyprawom. Dokładnie tak, jak podejrzewała - Astrid zamieniła napisy. Nic się nie zgadzało. - Smacznego! - powiedziała Astrid.
- Dzięki. ‘Przyda się...’ - pomyślała Elsa. - Spróbuję najpierwzupy bez dodatków. Zobaczę, czy będzie mi smakowała.
- Tak, dobry pomysł - odpowiedziała Anna i wzięła cąłą łyżkę zupy połykając ją. Nagle w gardle zaczęło coś jej bulgotać. Nigdy tego nie czuła, ale teraz było to gorszy uczucie od uczucia wymiocin, które czuła, że zaraz wydali. Szybko poleciała do najbliższego okna. by załapać powietrza. Elsa nie spodziewała się, że Anna będzie tak nieostrożna… ale to w sumie miała być dla nich zabawa, nie?
- Hmmm… moja siostra za bardzo przyzwyczaiła się do królewskich dań… - westchnęła sztucznie. - niestety… muszę ją od tego oduczyć…
- Chętnie ci w takim razie pomogę. A skoro uważasz się za nauczycielkę, sama powinnaś dać dobry przykład - wskazała na zupę. Elsa spokojnie przytaknęła. Kristoff zaś po reakcji Anny,nie wiadomo dlaczego stracił apetyt. Elsa wzięła pół łyżki zupy i po chwili połknęła jej zawartość. nie dziwiła się reakcji Anny - odczucie było straszne. Na szczęście, jej język nie był jeszcze aż tak znieczulony, by nie mogłaby wyczuć smaku. Albowiem wyczuła charakterystyczną przyprawę.
- Ufff… na naprawdę… ciekawe danie - miała ochotę się rozpłakać. ‘Dobra, Elsa… spokojnie… tu trzeba mieć strategię’ - popatrzyła się na przyprawy - ‘To złagodzi ten smak. Jeśli dobrze pamiętam, tu nie jest sól, ale….’ - wzięła naczynie z napisem sól. - tak, wystarczy trochę przysolić… - ledwo mówiła. “Posoliła” swoją zupę i dała naczynie Kristoffowi dyskretnie do niego mrugając. Kristoff zrozumiał i potraktował swoje jedzenie mniej więcej tą samą ilością przyrawy. Potem Elsa zrobiła to samo z zupą Anny. Dwójka wymieszała i delikatnie wzięła kolejną łyżkędo ust. Zupa okazała się o niebo lepsza. I tak była o wiele gorsza od dań króloewskich… ale przyprawa, która wzięła Elsa złagodziła smak zupy stokroć.
- No… od razu lepsze! - powiedziała Elsa. Astrid uśmiechnęła się jeszcze szerzej. ‘Długo już nie wytrzyma...’ - ale ku jej zdziwieniu Elsa i Kristoff znosili tą zupę. Po dziesiątej łyżce Astrid mogłaby przysiąc, że odpadł im język. W końcu do stołu wróciła Anna.
- O rany… nie wytrzymałam…
- Masz, doprawiłam ci. Spróbuj teraz - odpowiedziała jej Elsa. Anna z niesmakiem na ustach popatrzyła się na zupę. Upadła na krzesło i wzięła szybko kolejną łyżkę.
- Och! Mmmm... - smakowała zupy - ...dobre! Czym to przyprawiłaś?
- Wystarczyło trochę “soli” - uśmiechnęła się do siostry.
- Powinnaś zostać kucharką! - skomentowała Anna.
- W rzeczy samej! - poparł Kristoff. - Poprawiłaś smak tej zupy. - Astrid miała mocno zaciśnięte ręce na krawędziac stołu. Musiała wymyśleć coś, co by zwaliło siostry z nóg. Tylko… co takiego? Na razie wymyśliła tylko maraton dookoła wyspy. ‘Od tego się nie wymigają… nie będzie żadnych sztuczek...’ - pomyślała. ‘Wojna trwa, bitwa po bitwie.’ Po skończonym posiłku Anna powiedziała:
- Zupa nie była najgorsza. My już pójdziemy ogarnąć się do spania. Do jutra!
- Do jutra… - odpowiedziała ponuro Astrid. Gdy została sama, znów wzięła olejki i zaczęła sobie smarować ucho. Cały czas gniewnie patrzyła się na drzwi, za którymi zniknęły siostry z Kristoffem. Nagle z tyłu usłyszała Czkawkę.
- Hej, Astrid. Przeszedłem… - zauważył ucho Astrid.
- O Odynie… co jest? Kto ci to zrobił?
- Twoi goście…
- One?!
- Tak, one… - zapadła chwilowa cisza. - Nie spodziewałem się… nie wiedziałem…
- Chyba nie można je winić…
- Nie?
- Zaczęłam ich trochę zaczepiać. Ta cała królowa zaczęła wariować i odpowiedzieli mi czymś mocniejszym. - Czkawka się uśmiechnął. A po chwili zaśmiał - Tak to cię bawi?!
- Wiedziałem, że nie dadzą tak sobą pomiatać… oj, szykuje się ciekawe widowisko…
- Widowisko? O czym ty mówisz?
- Nie widzisz tego? Ta cała Anna lubi tak samo dobrą rozrywkę jak ty. Być może to jest jej wizja miesiąca miodowego. Przekomarzanie się z tobą… ja bym nie zaczynał, ale z tego co widzę, ta trójka wie, co robi…
- To jeszcze nie koniec!
- Nie wątpię. Ale nie szalej… nie chciałbym, by ktoś z nich przyszedł do mnie i poskarżył się, że ma bliznę na ręce. Albo gdziekolwiek.
- Może się bez tego obejdzie… - powiedziała pod nosem Astrid.
- Słucham?
- Powiedziałam, że zrobię księżniczce najbardziej widowiskowy miesiąc miodowy na świecie.
- ...nie przesadzając.
- Dokładnie…
- No to do jutra! Widzimy się po południu. Mam nadzieję, że przyjdą z tobą zadowoleni. - udał się do swojego domu.
- Tak, to pewne. Już to widzę. Na jutro przygotuję tej trójce inne śniadanie. Tym razem bardziej wybuchowe. - pomyślała i ułożyła swoje usta w złowieszczy uśmiech. A i tak przez ten cały czas nie odrywała wzroku od drzwi…
Ranek na Berk. Był on piękny. Dookoła leżał śnieg, a słońce tylko trochę zwiększało temperaturę. Pomarańczowe światło przechodziło pomiędzy domami dając znać wikingom, że wstał już nowy dzień. Szczerbatek leżał i spał obok swojego pana. Słońce również go obudziło. WIększość ludzi teraz poszła i zobaczyłaby, jaka jest pogoda… ale Szczerbaty podszedł do Czkawki zobaczyć, czy jeszcze śpi. Robił tak codziennie. Zawsze zastawał go śpiącego. I zawsze wtedy go szturchał - jak teraz. Czkawka przez chwilę nie otwierał oczu, ale potem otworzył je. Cały proces pozostawał niezmienny - wódz zawsze nad rankiem widział swojego przyjaciela. Zamknął mocno oczy i ziewnął przeciągając się.
- Jak się spało, mordko? - Szczerbatek coś tam mruknął pod nosem.
- Powinieneś wstać i pójść do Astrid. - do środka weszła Valka. - ci rybacy strasznie wcześni przychodzą.
- Dlatego zdążyłaś zrobić już śniadanie? - odpowiedział siadając na łóżku.
- Tak, dlatego. - rzuciła rybkę Szczerbatkowi.
- A… dlaczego mam pójść do Astrid? Czyzby…. przedobrzyła?
- Nic o tym nie wiem. Ale na twoim miejscu bym ją kontrolowała. Zostało w niej coś z dzieciństwa. Jest zazdrosna, więc na pewno się na czymś wyżyje… albo na kimś…
- E tam - machnął ręką. - tylko je trochę pomęczy… zresztą… byłem u niej wczoraj wieczorem - zaśmiał się, przypominając sobie ostatni wieczór w domu Astrid.
- No coś ty? - podeszła Valka wyczuwając, że jej syn ma coś ciekawego do powiedzenia.
- Astrid zrobiła tej trójce zupę z jakimiś dziwnymi dodatkami. Podobno nie dało się jej jeść. A oni nie dość, że przyprawili tą zupę tak, by była smaczniejsza… i ją oczywiście zjedli… to potem w jakiś sposób uderzyli ją w ucho… chociaż nie! Było spuchnięte, a ona trzymała na stole olejek absens. Więc to musiało wynikać z nadmiernego hałasu.
- Ciekawe…
- I to jak! Od razu wiedziałem, że nie mogą być tacy głupi… wiedziałem, że muszą potrafić się obronić.
- Czyżby ten miesiąc miodowy miał polegać na wojeńce spowodowanej przez Astrid?
- Zobaczysz, pogodzą się. To pewne. Tylko, jak Astrid bardziej je pozna.
- No nie wiem…
- A ja wiem! - rzucił rybkę Szczerbatkowi. - Będzie tak jak z naszą dwójką. - poklepał Szczerbatka. Valka się uśmiechnęła.
- Dobrze… przygotuj się. Dziś będziesz miał ciężki dzień. Sporo wikingów będzie pytało o wczorajszy dzień.
- Nie bądź taka opiekuńcza. Poradzę sobie ze wszystkim. Daję radę od prawie roku.
- Harujesz jak wół… bez przerwy.
- A ta królowa Elsa? Tak samo, tylko, że ona robi to jeszcze dłużej.
- Jak widzisz, właśnie zrobiła sobie niemały odpoczynek.
- Też sobie zrobię… ale nie teraz. No i nie zapominajmy, że miałem już 2 wyprawy,
które mnie zwalniały z obowiązków.
- I tak nie rozumiesz.
- Masz rację. Wytłumacz.
- Aj, po prostu idź… dołączę do ciebie, jak posprzątam. - weszła do magazynu. - Taki bałagan…
- Poradzisz sobie?
- Tak, poradzę.
- To ja już idę. Wracam za kilka godzin.
- Cześć - uśmiechnęła się Valka
- Cześć - także jej syn.
Czkawka wiedział, że będzie dziś natłok… ale nie spodziewał się aż takiego. Ludzie wypytywali o Elsę, Annę, Kristoffa czy o ogólnokształt miesiąca miodowego. Nastał chaos. Czkawka wrócił do domu bardzo późno. Wchodził pod górkę powoli, ciągle trochę dysząc. Na górze zastał Astrid.
- Cześć, kotku - powiedział w jej stronę. - Jak się czujesz?
- O niebo lepiej. - Czkawka spojrzał na nią podejrzliwie. - No co?
- Mówiłem ci, żebyś nie przesadzała. - Astrid podrapała się po głowie.
- Zrobiłam im mały… maraton.
- Przecież wiesz, że nie są w formie…
- Właśnie dlatego go zrobiłam.
- Nie kłam… widzę przecież, że tylko po to, by je pomęczyć. - Potem oboje usłyszeli głębokie wdechy i wydechy zza skały. Po chwili ledwo zipiąc wyszły siostry. - O Odynie… - Czkawka podleciał do sióstr. Astrid tylko zdziwiła się na tą sytuację. - Nic wam nie jest?! - Siostry nie mogły jednak nic powiedzieć.
- Mówiłem im, żeby tak nie biegły! - wtrącił Kristoff.
- Jes… teśmy! - wykrztusiła Elsa.
- Nic nie mów, oszczezaj siły.
- Nic… mi…
- Cicho! - powiedział Czkawka. Spojrzał na siostry. Jutro będą miały zakwasy. Na 100% odczuwają teraz metaliczny smak. Naprawdę się zmęczyły. - Astrid, przyjdź do mnie wieczorem, okej? Nie teraz… - Astrid stała jak słup soli - no już! - i pobiegła. Valka wyszła i od razu się lekko wystrzyła.
- Och! Co się stało?
- Nic wielkiego… przeceniły swoje możliwości.
- Nic wielkiego?! utro przez cały dzień będą leżały w łóżku!
- Podziękuj Astrid… - Valka chwilowo stała nieruchomo.
- Spodziewałam się, że da im popalić… ale nie, że aż tak.
- Spo… kojnie… nic nam nie jest - powiedziała w końcu Elsa.
- Jeszcze tego nie czujecie - Valka pomogła wstać siostrom.
- Słabo mi… - powiedziała Anna.
- Anno? - Elsa odwróciła się do siostry.
- Odpoczywajcie… spokojnie… lecę po lekarstwa.
- Chyba żadna z was nie wie, co może spowodować pożądny wysiłek. - ‘A niby takie mądre...’ - pomyślał.
- No już - Kristoff pomógł Annie wejść do śrdoka, a Czkawka Elsie. Astrid przypatrywała się temu z dużego dystansu.
- To ich wina… prawda? - mówiła sobie. - ja… tylko żartowałam. Nie mieli mnie przecież doganiać… - patrzyła nie ruszając się, jak mężczyźni wnoszą siostry i zamykają drzwi. Potem nie widziała i nie słyszała już nic. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się, jednak nic nie mogła dojrzeć. Po dłuższej chwili bezwiednie wróciła do domu.
Po około 2 godzinach było już wiadomo, że siostry nie przedobrzyły na tyle, by następnego dnia były widoczne jakiekolwiek efekty przemęczenia. Siedziały w ciszy w domu Czkawki. Atmosfera była bardzo przyjemna. W pomieszczeniu było widać tylko delikatne, pomarańczowe światło. Było to tutaj nieczęsto, Czkawka specjalnie zapalił takie świece. Miał nadzieję, że pomogą siostrom w odzyskiwaniu stanu psychicznego. Jednak miał przesadne myśli - siostry wcale nie wymagały aż takiej opieki. Miło to, było im miło. Łóżko w największym pokoju było zajęte właśnie przez nie. Elsa co jakiś czas spoglądała na Szczerbatka. W towarzystwie smoka czuła się zdecydowanie mniej zdenerwowana, niż przedtem. Mimo to ciągle czuła się dziwnie w jego otoczeniu.
- Narobiłyście nam stracha… - Valka przerwała ciszę wchodząc do pokoju i podając siostrom przygotowaną rybę. - Proszę, to wam pomoże.
- Naprawdę nie potrzebujemy aż takiej opieki! - powiedziała Anna.
- Mylicie się…
- Tak, Anno. Szczeście, że skończyło się tylko na tym - odpowiedziała Elsa - Sama nie wiem, jak tak szybko wydobrzałyśmy…
- Jeszcze się nie ciesz - przerwała Valka. - Ciągle tu siedzicie, a jakikolwiek większy ruch powoduje u was ból - Elsa delikatnie zmieniła swoją pozycję.
- Nie jest tak źle - uśmiechneła się. Zobaczyła, jak Valka bierze do ust rybę i zrobiła to samo. Po chwili Anna również. Cała trójka jadła, gdy Czkawka wszedł do pokoju.
- I jak? - spytał.
- Coraz lepiej. Prawie nie czuję, że coś się stało - odpowiedziała Anna.
- Ach, ta Astrid… - Czkawka usiadł obok. - Łudziłem się, że tym razem nie przedobrzy.
- Nie spodziewałyśmy się takiego wycisku - powiedziała Elsa.
- Spokojnie - wtrąciła Anna. - Na pewno, gdy zobaczy, co z nami zrobiła, to się uspokoi.
- Wątpię - zaczął Czkawka.
- Niby czemu? - nagle odezwała się Valka.
- Ona nie jest już dziewczynką latającą za każdym z toporem. Zmieniła się. Nic nie poradzisz, że czasami pod wpływem różnych sytuacji budzi się w niej młodość. Sam dobrze to rozumiesz.
- Masz rację… - odpowiedział.
- Wrócicie do Astrid? - spytała Valka.
- Oj, nie ma mowy! - zaprotestował Czkawka. - Zostają tu. Nie puszczę ich do niej.
- Teraz już nic nie zrobi…
- Wyrzuciła łóżka przez okno, żadne z nich nie nadaje się do użytku. Zostało tylko jedne, na którym śpi właśnie ona.
- Popieram - wtrącił Kristoff. - Nasz miesiąc miodowy miał wyglądać zupełnie inaczej.
- No widzisz! - rzucił w stronę swojej matki. - Na miesiącu miodowym powinien być luksus. No i chaiałyście nauczyć się czegoś o smokach, prawda? - siostry przytaknęły równocześnie. - W tym miejscu będzie im o wiele lepiej. I tak przez Astrid… jutro nie będą mieli zajęć “praktycznych”. Jeśli już, to teorytyka.
- Przeczytałyśmy tą książkę. Zresztą… przyjechałyśmy tutaj, by uczyć się w miłej atmosferze lotu na smokach, prawda?
- Tak, to prawda… ale jutro nic z tego. Nie ma mowy. Zostajecie.
- No dobra… ty tu jesteś wodzem - skomentowała Anna.
- Tak… - odpowiedział nieśmiało - Dobrze… ja idę spać. Jestem wykończony. W południe był straszny natłok, a potem ten cały wypadek z Astrid… - wyszedł z pokoju.
- Przepraszam, ale wyjdę na chwilę - Valka poszła w stronę Czkawki.
- Oczywiście - odpowiedziała Anna.
- Niezły początek - przerwał ciszę Kristoff, gdy byli sami.
- Nie narzekaj… początek początku był świetny. Tylko środek nie wyszedł. Ale pod koniec początku zaczniemy latać na smokach! Nie martw się, koniec końców skończy się to… wspaniale!
- Wieczna z ciebie optymistka.
- Lubię taką być… i chyba zaraziłam tym siostrę.
- Tak, oczywiście… - odpowiedziała Elsa. - Ja już pójdę spać… wybaczcie, to pewnie brzmi jak jakaś niechęć do rozmowy… ale jestem zmęczona…
- Tak… wiem, co czujesz - odrzekła Anna. - Dobranoc.
- Dobranoc - Kristoff skierował się w stronę drzwi. - Wrócę za kilkanaście minut. - I wyszedł.
Kolejny ranek na Berk. Siostry obudziły się w wielkim pokoju. A właściwie tylko Elsa. Odruchowo napięła mięśnie chcąc usiąść… jednak poczuła ból - Aj.... - pisnęła. Oczywiście przez chwilę zastygła. Potem powoli poprawiła swoją pozycję i usiadła. Popatrzyła dookoła - Kristoff i Anna jeszcze spali. Przez chwilę nie wiedziała, co zrobić. Jednak do pokoju weszła po cichu Valka.
- Witaj, królowo - wyszeptała.
- Elso. Mów mi po imieniu.
- Tak wcześnie się obudziłaś? - spytała.
- I kto to mówi? - uśmiechnęła się.
- Cóż… ja się przyzwyczaiłam do wczesnych pobudek… smoki mnie budziły.
- Znalazłaś sobie niezły budzik, co? My w Arendelle używamy specjalnych maszyn. Nastawia się odpowiedni czas do odliczania i rano nas budzi.
- Nie znamy się na maszynach…
- Szczerze powiedziawszy coraz bardziej zaczyna mi się podobać was styl życia. - tym zaskoczyła walkę. - Wolałabym jednak żyć bezkresnie na tej wyspie, odcięta od świata trzymając się tylko najbliższych. Bycie królową elity handlowej jest ciężkie.
- Słyszałam, że sama tak zreformowałaś państwo.
- Tak… to jest moim obowiązkiem nałożonym przez Boga…
- Tak… Boga…
- Mam nadzieję, że nie będziemy się sprzeczać w sprawach religijnych. - Valka popatrzyła się na nią. Po chwili uśmiechnęła się.
- Jesteście pierwszymi tolerancyjnymi osobami, jakie widzę z Europy.
- A ten… - Elsa na chwilę przerwała - ...Brad?
- On się nie liczy. - Elsa zaśmiała się.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mimo tylu różnic tak dobrze nam się układa.
- Ja również się tego nie spodziewałam… myślałam, że to będzie inaczej wyglądało. Że relacje między nami będą bardziej sztywne…
- A tymczasem rozmawiamy o tym otwarcie!
- W rzeczy samej - uśmiechnęła się.
- Mmmmmm… - usłyszały cichy pomruk z prawej strony Elsy. To była budząca się Anna. Ziewnęła i powiedziała - Już ranek…?
- Tak, już ranek. - uśmiechęła się siostra. I znów dało się usłyszeć mruknięcie - tym razem był to Szczerbatek. Delikatnie podniósł głowę i potrząsnął ją. Przez pierwszą chwilę wyglądał, jakby bł bardzo zmęczony. Smok już tak miał… budził się otępiały, a po kilku sekundach w pełni powracał do świadomości. Siostry się nieco zdziwiły, myślały, że raczej będzie w pokoju wodza… a tymczasem zastały go tutaj. Gdy smok do niego podszedł, Kristoff również się obudził.
- Umówiliście się wszyscy na budzenie się o tej godzinie? - zdziwiła się Elsa.
- Nie… to raczej zwykły przypadek. - odparł Kristoff. - Idę do Svena… - wstał.
- Svens? Jest na statku?
- Tak… musi mu być smutno, że nie cały czas tam siedzi…
- Przecież sam mówiłeś, że nie wyglądał na załamanego, gdy usłyszał twoje pytanie o…
- Tak, tak… - wtrącił Kristoff. - ...ale trochę mi go brakuje. Od 2 dni się nie widzieliśmy.
- Wczoraj cię tam nie było?! Czemu?!
- No… przez waszą dwójkę…
- Pewnie tam siedzi głodny… biedaczek… - Anna odwróciła się do niego - No już, na co czekasz? Leć! - I Kristoff wybiegł.
- Za bardzo się tobą przejmuje? - spytała Valka.
- Tak… już zaniedbał renifera z mojego powodu. Nie spodziewałam się tego.
Kristoff zszedł do poziomu, na którym był Sven. Jednak zatrzymał się słysząc dziwne odgłosy. I to nie były odgłosy Svena… Kristoff powoli zbliżał się do tego miejsca.
- Hej! To nie fair! - usłyszał znajomy głos. Wszedł i zobaczył Svena bawiącego się z… Olafem. ‘Ale… Olaf tutaj?! Jak to możliwe?!’ - myślał. W tej chwili Olaf zobaczył Kristoffa.
- Hej, Sven! Przyszedłeś dołączyć?
- Ja… nie… skąd tu się wziąłeś? - spytał poirytowany tym, co się działo.
- Tam gdzie wy, ta i ja!
- Ale… statek był dokładnie sprawdzany! Poinformowanoby nas o tym, gdybyś tu był.
- Zbyt przyziemny jesteś. Hej, oddaj marchewkę! - odwrócił się do renifera i podskoczył, by wyrwać mu ją z pyska.
- Okej… coś czuję… że powinienem cię pokazać Elsie.
- Och! Elsa! I Anna! - bałwanek pogrążył się w myślach - tak! Zaprowadź nas. - Kristoff ciągle mocno zdziwiony wyprowadził Olafa i Svena z pokoju i ruszył do domu Czkawki. Było to trudne, gdyż nie chciał, by ktokolwiek zauważył bałwanka. Jednak udało mu się to. Posadził Olafa na reniferze i kazał mu nie ruszać się. Po krótkiej wymianie słów bałwanek zgodził się. Gdy cała trójka szła przez osadę do domu Czkawki, wszyscy wikingowie patrzyli się na nich z dziwnymi minami. ‘Pewnie zastanawiają się, co mi odbiło...’ - pomyślał Kristoff.
- Tak… na Szczerbatku będzie najlepiej -
- Tak… na Szczerbatku będzie najlepiej - odezwał się Czkawka. Smok od razu usłyszał, że jest o nim mowa i podszedł do całej piątki. - Jego najmniej się boicie, prawda?
- To chyba zrozumiałe - odpowiedziała Anna. - Ale… nie ma możliwości, byśmy poleciały dzisiaj… prawda?
- Nie ma szans. Nie będziecie w stanie.
- Ale sam mówiłeś, że popołudniu już nas tak nie będzie bolało!
- Poczekamy do jutra, aż będziecie w pełni sprawne.
- Ale…
- Bez dyskusji - wódz posłał im figlarny uśmiech… ledwo zauważalny i krótki.
- No dobra… ty tu jesteś wodzem…
- No i oczywiście zostajecie u nas. - odwrócił się do Astrid. - No i jak? Zdecydowana?
- Tak… - podeszła trochę nieśmiało do sióstr.
- Sorry… a raczej przepraszam! Nie… nie myślałam, że tak to wyjdzie… - mówiła pod nosem.
- Nic, czego nie da się naprawić - odparła Elsa. - Faktycznie, opinia o tobie nam się obniżyła… ale według mnie powinniśmy spędzać więcej czasu razem. Wtedy może przestaniesz być zazdrosna - Astrid zastanowiła się. Może to była prawda? Może teraz nie mówiła formułki, która niczym by nie zaskutkowała. Może jednak Elsa miała rację - może był sposób na pozbycie się nieuzasadnionej zazdrości. Jednak te rozmyślenia przerwał Kristoff.
- Przepraszam, że przerywam… ale naszło coś nie spodziewanego… - wszedł do pokoju.
- Coś się stało ze Svenem? - spytała Anna.
- Nie… chodzi o to, że…
- Hej! Jestem Olaf i trochę brakuje mi ciepła! - wyskoczył Olaf widząc kilka nowych twarzy przed sobą. Wszyscy prócz Elsy i Anny odskoczyli do tyłu. Szczerbatek odsunął się powoli jednocześnie przypatrując się ostrożnie dziwnemu zjawisku.
- Kto… kto to jest?! - spytała Valka.
- Cześć! Mam na imię Olaf!
- Kim jesteś?!
- No…. - usiósł ręce i popatrzał się na siebie. - ... chyba bałwankiem…. tak sądzę…
- Olaf! - krzyknęła Elsa. - Jak… jak się tu dostałeś? - spytała.
- Pomogłaś mi! - zaśmiał się i podszedł do sióstr. Siostrom właśnie przyszło do głowy, że go nie wzięli na rejs.
- Jakim cudem dostałeś się na statek? Jak wchodziłyśmy, nie było cię tam. Potem podczas podróży też nie otrzymaliśmy takiej informacji.
- Nie było mnie tam - odparł bałwanek.
- Ale… zaraz… jak to?
- Jestem tu dzięki tobie! - Elsa się lekko zarumieniła.
- Słu… słucham? Ja… ja nic nie czarowałam…
- Nie musiałaś! Wystarczy, że tu jesteś - Olaf podszedł jeszcze bliżej. Cała reszta ciągle po drugiej stronie pokoju. Tylko Czkawka ostrożnie zaczął się zbliżać. - Smutno mi było bez was…
- Och, Olaf… - Anna zrobiła krzywą minę - nie chciałysmy cię zostawić… właściwie… to… o tobie kompletnie zapomniałyśmy.
- Teraz już tu jestem! - na twarzy bałwanka znów pojawił się uśmiech.
- Obiecujemy, że już nigdy o tobie nie zapomnimy - uśmiechnęła się Elsa.
- Cóż… to chyba dobrze! - Czkawka zatrzymał się w połowie - nie był pewien, czy iść dalej. Olaf jednak zauważył, że ktoś wyszedł z szeregu.
- Cześć! - spojrzał się na niego - Wooooow… ale masz fajny strój! - patrzył się coraz to na inne części jego ubioru.
- Cześć… Olafie - zaczął nieśmiało Czkawka, ale się uśmiechnął.
- Rozumiem, że to efekt twoich mocy? - Czkawka nie przerwał kontaktu wzrokowego z bałwankiem. Wręcz uklęknął, by jego twarz była na równi z jego.
- Tak… właściwie to częściowo też sprawka mojej siostry - uśmiechnęła się. - Wiking przypatrywał się bałwankowi. Nie mógł uwierzyć, co właśnie widzi. Śnieg poruszał się w strasznie żywy sposób. Nie był statyczny, suchy, jak spora część śniegu na dworze. Sprawiał wrażenie… idealnego. A w dodatku się nie topił…
- Jakim cudem się nie topi?
- Nie zauważyłeś chmurki? I śniegu? - Czkawka potrząsnął głową i spojrzał w górę. Przez swoje zdziwienie i poirytowanie dziwną istotą nie zauważył nawet chmurki i pięknych płatków śniegu spadających na bałwanka.
- Niezwykłe… - odwrócił się do grupki pozostałej w kącie. - Widzieliście to? - Teraz poirytowanie tych osób wzrosło dwukrotnie… ale wszyscy mechanicznie kiwnęli głową - włącznie ze Szczerbatkiem, który jako jedyny z całej grupy powoli zaczynał się rozluźniać. Czkawka popatrzył się z powrotem na bałwanka, który cały czas się do niego uśmiechał.
- Znalazłem go na dolnych piętrach ze Svenem… bawił się z nim. - wtrącił Kristoff.
- Jak mogliśmy o nim zapomnieć… - Elsa przestała się uśmiechać. Anna ponownie zrobiła krzywą minę. Szczerbatek powoli podszedł do bałwanka.
- Wow… - Olaf zwrócił wzrok do smoka i otworzył szeroko usta. - Ale masz wielką DYŃKĘ! - Smok popatrzył się na niego dziwnym wzrokiem z szeroko otwartymi ustami. Elsa zachichotała.
Do końca dnia atmosfera się rozluźniała. Olaf starał się pomagać przy siostrach, choć większa część obecnych próbowała się do niego nie zbliżać.
- Trochę mi głupio Anno… - powiedziała do siostry Elsa. - Miałam nie zapominać o swoich najbliższych. Tymczasem Olaf został, podczas, gdy mieliśmy go zabrać. A do tego nie zauważyłyśmy jego nieobecności…
- Tak, Elso. MY! Cała nasza trójka o tym zapomniała. Ale… czemu? Przecież.. zwykle nie zapominamy o nikim z rodziny
- Nie mam pojęcia - Elsa zapiła się gorącego napoju. Nie wiedziała, co to jest. Wyczuwała niektóre składniki, ale niektórych w ogóle nie rozpoznawała. W każdym razie napój pozwalał jej się zrelaksową. Zaraz potem Anna również wzięła kubek się napiła. Z daleka wszystkiemu przypatrywała się Astrid. Czkawka właśnie miał iść do sióstr, gdy zauważył jej podejrzliwy wzrok. Westchnął. Powoli ruszył w jej stronę.
- Wiesz… mam nadzieję, że kombinujesz, jak im dokopać…
- Co? A nie, nie… skąd…
- To czemu się tak na nią dziwnie patrzysz?
- Tu już nie chodzi o to, że zazdroszczę jej… czy coś takiego… po prostu… - nie wiedziała, jak dokońcyć to zdanie - ...to dobra babka… ale ten bałwanek… nigdy nie widziałam jej mocy… ale teraz widzę, jaka to potęga.
- Spokojnie. Przecież jeszcze nie zrobiła nic złego.
- “Jeszcze”?! Słyszysz, co mówisz?
- Inaczej - czytałem o niej książki i zauważyłem tam, że nie miała łatwego życia…
- Ty i te twoje książki… ciągle nie mogę uwierzyć, że tak po prostu pozwoliłeś im tu przyjechać… - Czkawka westchnął.
- Spróbuj trochę zmienić nastawienie.... większa część wikingów już to zrobiła.
- Tiaaaa, bo niby oczarowała ich swoim wyglądem, co? Widziałam, jak wszyscy się na nią gapili…
- Sama się na nią gapiłaś - przerwał Czkawka.
- W każdym razie połowa jest tak zaślepiona jej urodą, że nie dostrzegają tego, co się kryje w środku!
- A co tam się kryje?
- Nikt tego nie wie - Czkawka popatrzył się na siostry, również nieco podejrzanym widokiem. Rozmawiały z Valką. W pewnej chwili cała trójka wybuchła śmiechem. Czkawka się zaśmiał.
- Chyba nic złego - skierował się do szafek z przyprawami w drugim pokoju. Astrid przewróciła oczyma i weszła pośpiesznym krokirm za nim.
Wieczorem u sióstr było widać było znaczną poprawę. Już chodziły bez większego męczenia się. Same położyły się spać. Tym razem Elsa sama, a Anna z Kristoffem. Czkawka, Astrid i Valka przypatrywały się, jak spały. Mimo, że w pokoju było ciemno.
- Czkawka… mam do ciebie prośbę... - przerwała ciszę Astrid.
- Tak? - nie oderwał wzroku od sióstr.
- Co ty na to, by znów zakwaterowały się u mnie. Nic im nie zrobię, przyrzekam! - Czkawka westchnął. W końcu popatrzył się na Astrid.
- Nawet, jeśli tak będzie, to nie masz wystarczająco łóżek…
- Dokupię! - przerwała Atrid. Czkawka się zaśmiał.
- Zaczęło cię dręczyć sumienie? - uniósł brwii.
- Staram się zrobić to, co mi poleciły - popatrzyła się na siostry. - Spróbować nawiązać przyjaźń. - Chwila ciszy.
- Nie zachowuj się tym razem jak mała dziewczynka, co? - wódz poczuł sztrurchnięcie. - Widzę, że to niemożliwe - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Nie zapomnialiście o mnie? - wtrąciła Valka.
- Ależ skąd! - popatrzył się na nią Czkawka.
- Ja… po prostu.... - uniosła prawą rękę. Dopiero teraz było widać, że trzyma w ręku książkę. - Czytałam o tej dwójce. Zdecydowanie zrobili dużo dobrego dla świata… ale z drugiej strony nie mamy wiele wspólnego.
- Oj, z tą Anną na pewno znajdziesz wspólne termaty. I to dość szybko…
- To znaczy, że się zgadzasz?
- A w zamian…? - Astrid uniosła powieki. Czkawka kiwnął głową - Jasne. Jeśli obiecasz, że nie doprowadzisz ich do takiego, albo gorszego stanu… - Astrid zacisnęła pięść.
- No dobra… zobaczymy, jak nam się ułoży.
- Podziwiam te kobiety za to, że w ogóle chcą cię znać.
- No coś ty? Przecież ja tylko…
- Nie kończ - Astrid uśmiechnęła się. - Pamiętaj tylko, że bez zgody ich zgody się do ciebie nie wprowadzą.
- Oczywiście. - odpowiedziała.
Rano siostry PONOWNIE obudziły się wypoczęte. Elsa otworzyła oczy jako pierwsza. Spojrzała się na Annę, a potem na Kristoffa. Ziewnęła i usiadła na łóżku. Poruszała trochę nogami i rękoma. Okazało się, że nie odczuwa już żadnego bólu. Uśmiechnęła się.
- Pssst! Anno - obudziła siostrę. Ta przez chwilę nie ruszała się. Potem otworzyła jedno oko. Zobaczyła przed sobą swoją siostrę.
- Ach... Elso, po co… - ziewnęła przecierając oczy - ...budzisz mnie tak wcześnie?
- Zapomniałaś? Dziś mamy latać na smokach. - chwila ciszy.
- Już cię to nie smuci, co?
- Może być… ostro… - Elsa zaśmiała się.
- Elso… widzisz gdzieś tu słońce?
- Nie, nie widzę.
- Ty codziennie wstajesz o tej porze?
- W lato wygląda to ciekawiej - uśmiechnęła się. - Poza tym… i tak obudziłam się wcześniej, niż zywkle.
- Wcześniej?
- Tak, wcześniej. ...i wiesz co? Mam pomysł. Zróbmy śniadanie.
- Wszystkim? Czy tylko dla nas?
- Wszystkim. Założę się, że nikt jeszcze się nie obudził.
- Może masz rację… - wstała i podeszła do lustra. - ...a moje włosy w takim samym stanie, jak każdego ranka…
- A moje to nie? - Anna w lustrze przyjrzała się włosom Elsy. Nie były już całkowicie proste, ale za to trochę pogmatwane.
- To nic w porównaniu z moimi…
- Dobrze! To ty doprowadź się do porządku, a ja zrobię coś do jedzenia - ruszyła w stronę kuchni.
- Wiesz, jak zrobić coś jadalnego z tych wszystkich składników, które są w szafce?
- Nie - odpowiedziała beztrosko i zniknęła za drzwiami.
- Aha… - Anna odwróciła się i zaczęła czesać włosy. Gdy skończyła, przysunęła się jeszcze bliżej - ‘Trochę brudne… i nawet krzywe. Nie jest tak dokładne, jak nasze lustra… ale cóż!’ - Przyjrzała się swoim włosom. ‘Powinno być dobrze.’ - jeszcze raz sprawdziła, czy włosy są dobrze uczesane. Potem zostawiła grzebień i poszła do kuchni. - ‘Elsa aż tak długo robi jedzenie?’ - Księżniczka po wejściu do kuchni zobaczyła Elsę, która patrzyła się ze skrzywioną miną na wielki talerz… czegoś.
- I jak ci wyszło? - spytała.
- Nie wiem, czy próbować tego, czy nie…
- Czyli marnie. Daj, ja spróbuję. - wyrwała z ręki Elsy łyżkę, zanurzyła ją w “czymś” i wsadziła do ust. Elsa popatrzyła się na nią pytającym wzrokiem. Anna przez chwilę nie wiedziała, co zrobić. Połknęła w końcu i powiedziała - Cóż… jakby to powiedzieć…
- Po prostu. Jest do bani. Ach, Anno… nigdy się nie nauczysz, prawda? Trzeba było to zrobić powoli…
- Tak… - prawie nie czuła języka. - ...będę pamiętała. - Tym razem to Elsa wzięła trochę… “czegoś” do ust. Przez chwilę poczuła charakterystyczny smak. Zaczęła czegoś szukać.
- Gdzie to było… - przechodziła wzrokiem pomiędzy naczyniami.
- Czego szukasz?
- Przyprawy, która złagodzi smak. O, jest - wzięła jedno z naczyń i wysypała zawartość do… do “czegoś”. Wymieszała. Anna ciągle patrzyła na to ze skrzywioną miną.
- Teraz wygląda to jeszcze mniej apetycznie…
- Zobaczmy - Królowa wzięła do ust trochę... trochę zupy. Teraz było można to tak nazwać. Uśmiechnęła się. - Teraz można to jeść! - powiedziała Annie.
- Daj, spróbuję - wyrwała łyżkę i ponownie skosztowała zupy… albo pierwszy raz skosztowała zupy.
- Anno, powoli…
- Teraz to jest naprawdę dobre! - skomentowała ciągle mając w jamie ustnej jedzenie. - Jak to możliwe, że jeden składnik naprawia całe danie?
- Raczej jest odwrotnie. Jeden składnik psuje całe danie. A ten - pokazała na flakonik - zneutralizował działanie takiego oto składnika.
- Przecież teraz to jest pycha!
- Anno… proszę cię… poczekaj na innych.
- No! Już się bałam, że będę musiała zjeść cały ten talerz.
- Zaraz… ktoś powiedział, że nie? - Anna otworzyła szeroko oczy.
- Przecież… - nie potrafiła dokończyć.
- Anno… jadłaś już z tego talerza, tak samo jak ja. Nie byłoby w porządku, gdyby inni z niego jedli, prawda?
- Ty też stąd jadłaś. Mam jeść po tobie?
- Przeszkadza ci to? - Elsa uniosła brew.
- Nie… nie przeszkadza. Ale… jest dla mnie tego zbyt dużo - spojrzała się na talerz. - Może zjemy to razem?
- Nie wiem, czy nie będzie za mało…
- Nawet jeśli, to dolejemy!
- No dobrze… prawdopodobnie to najlepsze rozwiązanie. Wlej zupę pozostałym.
- Ale… nie umiem jej zrobić!
- W tym większym talerzu jest tego masa. Nic nie musisz robić.
- Aha…
- Albo… na twoim miejscu dodałabym trochę przyprawy z tego flakonika…
- Okej, nie ma sprawy! - Elsa wyszła z kuchni. ‘Teraz ja muszę coś z sobą zrobić...’ - pomyślała, gdy podeszła do lustra.
Czkawka również obudził się wcześniej niż zwykle. Nawet dokładnie wtedy, gdy Valka. Prawdopodobnie dlatego, że smok w tym samym czasie obudził dwójkę tym samym odgłosem.
- Ach… - westchnął Czkawka. - Na litość… - spojrzał przez okno - ...która godzina? Jeszcze… jeszcze nawet słońca nie widać… - Valka zaś była przyzwyczajona do wstawania o takiej porze.
- Nic nie poradzisz… trzeba wstawać. - kiedy przygotowywali się do dnia, usłyszeli pukanie.
- Kto tam? - spytał Czkawka.
- Hmmm… Olaf! - doszedł głos zza drzwi. - Zaraz… jak to brzmiało? - powiedział sam do siebie drapiąc się po głowie - A, tak! Elsa zaprasza was na rymowanie… a raczej na śniadanie! Tak, śniadanie… jakoś tak to szło… - Czkawka przekręcił oczyma.
- Dobrze… zaraz będziemy. Przekażesz to jej?
- Się wie! - Czkawka mrugnął.
- Eeeee… Olaf… - brak odpowiedzi. - Czy one robią śniadanie? - ciągle brak odpowiedzi. - Olaf, jesteś tam jeszcze?
- Tak, a co?
- Czy to siostry robią śniadanie.
- Tak, a co?
- Hmmm… nie wiem, czy dadzą radę…
- Tak, a co?
- Och… nic już.
- Czekam! - krzyknął Olaf i pobiegł do kuchni.
- Co za bałwanek… - skomentował Czkawka.
- Ma swój urok. - dodała Valka.
- Idą! - krzyknął Olaf wybiegając zza rogu.
- Okej… - Elsa jeszcze raz rzuciła okiem na stół. - Chyba wszystko jest dobrze.
- Gdyby nie było, któraś z nas by to zauważyła - Odwróciła się do Elsy. Ta wpatrywała się w Olafa. - Co tak się w niego wpatrujesz?
- Nie wydaje ci się dziwne, że nikt z nich nie narzekał na chmurkę Olafa?
- Nieby czemu? Pozwala mu wytrzymywać w gorącej temperaturze, a dodatkowo śnieg, który z niej pada znika nic nie brudząc. - Elsa spojrzała się na nią kiwając głową. Usta Anny ułożyły się w figlarny uśmiech. - Ciekawe, dlaczego… - Elsa uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Nie mam pojęcia…
- No już! Gadaj!
- Nic nie wiem! - Elsa podniosła ręce do góry lekko nimi machając na znak poddania się. - Mówię poważnie.
- Ale… serio?
- Nie myślałam o tym, by śnieg znikał i nie zostawiał po sobie śladów. Nie spodziewałam się takiego… takiego…
- Uzupełnienia! - przerwał Olaf wchodząc na krzesło
- Dokładnie. Uzupełnienia - Elsa podeszła do Olafa. - Chyba nie będziesz z nami jadł, prawda?
- Pewnie chce z nami posiedzieć dla towarzystwa… prawda, kolego?
- Tak - odparł siadając na krzesło.
- Cześć - siostry usłyszały głos. Odwróciły się i zobaczyły Kristoffa. - Nie mogłyście spać, co? - spytał z ciągle przymrużonymi oczyma.
- Ona nie mogła - Anna wskazała na Elsę. - Zaraz cała gromada się tu zbierze… to pewne. Zaraz… smok będzie to jadł?
- Nie będzie - Valka wyszła z pokoju. - Spokojnie… zaraz powinni przywieźć nam ryby.
- No proszę… wszystko macie zorganizowane! Jak nie-Wikingowie. - dało się usłyszeć pukanie do drzwi.
- To pewnie ryby - Valka podeszła do drzwi.
- Zaraz… kiedy tu się zebrało tyle osób? - wyszeptała Anna do Elsy.
- Niedługo jeszcze przyjdzie Czkawka ze Szczerbatkiem. Patrząc na to, jak szybko się tu zagęszcza, będą tu za chwilkę… krótką chwilkę.
Astrid stała przed drzwiami. Sama nie wiedziała, czemu przychodzi tu tak rano. Gdy zobaczyła, że w środku zaczyna się robić głośniej, postanowiła zapukać. Nie wiedziała, czemu, ale właśnie zapukała. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Och… Astrid! - w drzwiach stanęła Valka. - Nie spodziewałam się tu ciebie…
- Ja też nie…
- Nie… nie spodziewałaś się tu mnie?
- Nie… raczej nie spodziewałam się tu samej siebie. - uśmiechnęła się lekko na chwilkę. - Mogę wejść?
- Jasne! Z tego, co widziałam, jedzenia starczy dla wszystkich… - Astrid przeszła przez próg. Od razu spojrzała się w lewo… a tam zobaczyła siostry narywające do stołu. Nieśmiało powiedziała i pomachała:
- Cześć…
- Cześć! - odpowiedziały obie naraz na dosłownie sekundę odrywając się od naczyń. - Astrid wzięła głęboki oddech i podeszła do sióstr.
- Wiem, że pewnie się nie zgodzicie… ale chyba bym sobie nie wybaczyła… - powiedziała. Czkawka wszystko obserwował z boku. Wiedział, że Astrid czuje się winna całej sytuacji… ale nie spodziewał się, że sumienie będzie ją gryzło tak mocno.
- No jasne, że tak! Ale… - Anna lekko spoważniała. - ...nie będzie następnej szany, jeśli wywiniesz kolejny numer.
- Nie… postaram się kontrolować.
- Męczące sumienie zwycięża nad zazdrością… - wtrąciła Elsa odwracając się do Astrid. Jednocześnie przykuła jej uwagę - ...nierzadkie zjawisko.
- O, ekspertka się znalazła - Czkawkę ogarnęło wielkie zdziwienie. Czy Astrid właśnie to powiedziała? Nie przesłyszał się? Gdy upewnił się, że była to Astrid, oczy zaczęły mu musztardą wychodzić. Astrid sama się mocno zarumieniła zaraz po tym, jak to powiedziała. W jednej chwili nie mogła się ruszyć. Sądziła, że właśnie pogorszyła całą sytuację… jednak ku zdziwieniu Astrid, Czkawki, Szczerabtka… wszystkich właściwie; siostry tylko się zaśmiały.
- Mam za sobą dziesiątki tysięcy godzin nauki, moja droga - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Wydaje mi się, że trochę musisz nadrobić.
- Och… - powiedziała Astrid.
- No! Kto jest głodny!? - krzyknęła Anna. Pierwszy zareaował Szczerbatek. I właśnie wtedy zza drzwi doszedł czyjś głos:
- Ryby!
- Idealne wyczucie… - powiedziała Valka podchodząc do drzwi.
Śniadanie nie odbyło się w napiętej atmosferze. Wręcz przeciwnie - większość ludzi swobodnie rozmawiała. Jedni bali się podejmować tematy, inni tylko próbowali, a jeszcze inni z chęcią rozmawiali. Do tych pierwszych należała między innymi Astrid, która tylko suchała. No i jeszcze jadła. Valka na samym początku nie uczestniczyła w dyskusji, ale okazało się, że z Elsą i z Anną można dyskutować na różne tematy. Jednak trudno mówić o znalezieniu wspólnego hobby, biorąc pod uwagę, że hobby wikingów była głównie przyjaźń ze smokami. Elsa i Czkawka dogadywali się ze sobą pod względem władzy - kiedy już spora część rozmawiała o różnych trmatach, Czkawka opowiedział jej ciekawostki o funkcjonowaniu tego mini-imperium. Przy okazji opowiedział Elsie o kilku problemach z tym związanych, A Elsa starała się choć trochę mu podpowiedzieć. Oczywiście początek ich rozmowy zaczął się słowami “Czy to po królewsku rozmawiać przy jedzeniu?”. Rozluźniło to trochę atmosferę. Na tyle, by Czkawka włożył emocje w opowiadaniu królowej o wiosce oraz na tyle, by Elsa krzywiła minę, gdy ten opowiadał jej o swoich problemach ze strony wodza. No i na tyle, by mu współczuła i postanowiła pomóc. Valka i Astrid usiadły na głowie Anny, wypytywając ich o życiu w z Arendelle. Naturalnie opisy różniły się od tych z innych królestw europejskich. Były przede wszystkim przyjemniejsze dla ucha. W końcu przyjemniej się słucha o pięknych widokach, idealnym systemie i braku konfliktów od słuchania o Francuzach załatwiających się do naczyń czy wazoników. Brad (jakimś cudem tam się dostał) również o tym słuchał. Zakładając, że księżniczka mówi prawdę, porównywał Arendelle do innych państw, które widział. A Anna nie kłamała - jeśli ktoś patrzył jej się głęboko w oczy, mógł zauważyć, jak obraz Arendelle odbija się w nich. Do stołu dołączył też Śledzik. Zaczął opowiadać liczne różne ciekawostki o smokach. Mówił, ile gatunków smoków żyje na wyspie, ile to w wiosce jest udogodnień dla smoków, jak dobrze w tym miejscu się je traktuje. Siostry słuchały uważnie. Sama teoria już je zaciekawiła… więc w takim razie co będzie z praktyką? Wkrótce okazało się, że jedzenia było za dużo nawet, jak na taką dużą grupę ludzi. Na szczęście przyszedł Sączysmark oraz Mieczyk i Szpadka. Sączysmark próbował dobierać się do Elsy. Anna obserwowała to i chichotała pod nosem. Sączysmark chwalił się, mówił o sobie same dobre rzeczy. Elsa słuchała i słuchała. Jednak taktyka Sączysmarka nie przyniosła efektu na Elsie. Więc potem podszedł do Anny. Tym razem to Elsa z zaciekawieniem spoglądała na rozmowę Anny z Sączysmarkiem. Nie mniej zainteresowania okazywał także Kristoff. Z Anną młodemu wikingowi również się nie udało. Mieczyk i Szpadka poraz kolejny pokłocili się o głupią rzecz. Naturalnie przez sekundę trwała mała bijatyka, ale Czkawka ich rozdzielił.
Posiłek i atmosfera była wspaniała, ale kiedyś trzeba było skończyć. Gdy słońce wzeszło wystarczająco wysoko - siostry poszły z Czkawką na zewnątrz, by odbyć lot.
- Sama nie wiem, czy ten miesiąc miodowy to taki zły pomysł… do tej pory było przyjemnie - rozmawiała Astrid z Valką.
- Tak… wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten twój wybryk - Astrid westchnęła. - Wiem, wiem… powiedziałaś, że postarasz się z nimi zaprzyjaźnić. Mam nadzieję, że nie zmyślasz…
- Nie, spokojnie. Idę zobaczyć, co robi Czkawka.
- Jest na zewnątrz, przygotowuje Annę i Elsę do lotu.
- I tak pójdę - szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi. Wyszła. Od razu usłyszała ciche dżwięki z drugiej strony domu. Więc poszła tam.
- ...i pamiętaj, smok reaguje na najdrobniejszą zmianę nachylenia. Troszkę się ruszysz, a on zmieni lot proporcjonalnie do ruchów. Trudno w to uwierzyć, ale jeśli dobrze poruszysz swoje ciało, to on poleci dokładnie tak, jak chcesz. Chodzi o wytworzenie pewnej więzi między tobą a nim. Jeśli ci się uda, będziecie porozumiewali się bez słów. Dosłownie - Czkawka uśmiechnął się.
- Dobrze… - dłęboki wdech. - i w żadnym wypadku nie ruszać tej dźwigni, tak? - spytała Elsa.
- Nie, w żadnym wypadku…
- Mogę się spytać, czemu?
- ...to jest dźwignia do zablokowania pozycji ogona. Jeśli go odblokujesz, Szczerbatek straci kontrolę nad lotem.
- Faktycznie lepiej tego nie ruszać. - zarumieniła się lekko.
- Na takim poziomie jeszcze nie jesteście - uśmiechnął się lekko.
- Hmmm… cześć? - wyszła zza rogu Astrid.
- Cześć! - powitały ją siostry. Czkawka przybił z Astrid piątkę.
- To co… lecicie już? - spytała Astrid.
- Ha, ha, ha… bardzo śmieszne. - Czkawka potrzedł do Szczerbatka. Położył mu rękę i pogłaskał go.
- No, mordko… leć… trzymaj się tam na górze. Tylko nie szalej, jasne? Zwykły, prosty lot…. - powiedział po czym powoli odszedł. - Jesteście gotowe? - spytał Czkawka. Puls zwiększył się u obu sióstr. Anna złapała się Elsy (jeszcze nie kurczowo), a ta Szczerbatka. Obie wzięły głęboki oddech.
- Gotowe!
- No to… lecimy - W chwili, gdy Szczerebatek odbił się od ziemi, dłonie sióstr zacisnęły się jeszcze bardziej. Nawet na chwilę zamknęły oczy. Otworzyły je i postanowiły spojrzeć w dół. Widok był piękny… a zarazem przerażający. Tak więc siostry po chwili popatrzyły się na siebie.
- Nie jest to jednak takie proste… - powiedziała Elsa.
- Damy radę - uśmiechnęła się Anna. Po chwili obie ponownie spojrzały się w dół - zobaczyły tylko chmury. Szczerbatek osiągnął już sporą wysokość.
- Nie jest ci zimno? - spytała Elsa.
- Mam kurtkę… nie jest źle… - odpowiedziała Anna.
- Na pewno? Zawsze mogę coś na to poradzić…
- Będzie dobrze! - odpowiedziała. - A teraz… *głęboki wdech* ...zaczynajmy! - Elsa spojrzała się przed siebie. W tym miejscu było cicho. Na tej wysokości można było słyszeć tylko i wyłącznie wiatr, a widzieć tylko przemykające chmury. Elsa powoli, delikatnie pochyliła się prtzesuwając ciężar ciała na przód. Smok to wyczuł i przechylił się, by potem lecieć w dół pod kątem… mniej więcej 30 stopni. Potem przechyliła się w drugą stronę, smok zaczął lecieć w górę. I tak kilka razy. Dla Szczerbatka zaczęło się to robić coraz bardziej nudne.
- Może teraz zakręty?
- Może i masz rację…
- Tak dla odmiany. - Elsa objęła Szczerbatka jeszcze bardziej. Nie chciała spaść. Powoli przechyliła się w lewo. Smok zrobił to samo majestatycznie skręcając.’O mój Boże...’ - pomyślała Elsa. Gdyby teraz się puściła, nie byłoby ciekawie. Anna pomyślała dokladnie tak samo. Krtólowa napięła swoję mięśnie, by przesunąć się w prawo. Smok to wyczuł i zaczął wyrównywać lot. Gdy leciał w linni prostej, siostry odetchnęły. Szczerbatek mruknął coś pod nosem. Brzmiało to jak chichot.
- Takie to ś-śmieszne? - pacnęła Szczerbatka.
- Anno! Zimno ci?
- Tak trochę… - Elsa westchnęła. - Lądumy już, dobrze? Miałaś rację… w opowiadaniach wyglądało to nieco inaczej.
- Tak krótko?
- Potem się s-spytamy, czy… czy możemy ocieplić klimat - uśmiechnęła się lekko.
- Hmmm… mógłbyś… wrócić? - spytała. Czuła się zmieszana rozmawiając ze smokiem. Ale Szczerbatek od razu wzbił się w powietrze. Wyżej.
- Szczerbatek! Co ty wyrabiasz?! - Smok w powietrzu wybił się na południe. Lecąc prawie płasko nabrał ogromnej prędkości. Wszystko dookoła działo się tak szybko - wiatr prawie zrywał twarze, chmury przemykały przed oczyma. Jednak, gdy smok zbliżał się do wysokości oceanu, wyrównał lot i powoli zwalniał. Siostry były zszokowane tą prędkością. Ale po chwili się uspokoiły. Zobaczyły, że kilka metrów pod nimi jest woda. Woda oceaniczna.
- Elso, zobacz! Lodowiec! - Elsa spojrzała się przed siebie - mała, ledwowidoczna, biała plamka na horyzoncie w ciągu kilku sekund zrobiła się olbrzymia. Na twarzy Anny malował się uśmiech. - Niesamowite… co nie?
- Tak, ale… jeszcze przed chwilą ten lodowiec był na linii horyzontu. A teraz nie widać go z tyłu.
- Niesamowita prędkość…
- Nie jest ci już zimno, mądralo?
- Tuż nad morzem jest mi cieplej, a wiatr… jesteś moją tarczą. - uśmiechnęła się figlarnie. - A ty nie czujesz tego wiatru?
- Czuję…
- Nie jest ci od niego zimno… och, ach, Królowo Śniegu…
- Gdyby nie to, mój stan już by był o wiele gorszy - uśmiechnęła się.
- Zobacz, Szczerbatek schodzi jeszcze niżej. - tak było. Smok był już tuż tuż nad taflą wody nieustannie się w nią wpatrując. Nagle wsadził pysk do oceanu i złapał rybę. - Chyba się nie najadł - wyszeptała do ucha Elsy Anna.
- Zwolniłyśmy - zauważyła Elsa. Jednak widząc reakcję Szczerbatka, dodała - Przepraszam. ZwolniLIŚmy. - dopowiedziała z wyraźnym akcentem na przedostatnią sylabę. Zadowolony smok odwrócił głowę i kontynuował lot. - Teraz lepiej widać wodę… - siostry popatrzyły się w dół.
- Dziwne, co nie? - spytała Anna.
- Co takiego?
- No… teorytycznie bliżej słońca jest cieplej. A tam, na górze było lodowato… - Elsa zaśmiała się.
- Podobny błąd popełniali Grecy. Czytałaś mit o Ikarze?
- Czytałam. Hmmm… faktycznie, masz rację.
- No widzisz. Teraz już wiemy, że nim wyżej, tym chłodniej…
- Czemu w ogóle ty nosisz kurtkę? Jesteś Królową Śniegu! - Fakt, Elsa nosiła prawie identyczny ubiór, co Elsa. Jednak Anna miała zieloną kurtkę, a Elsa mocno-niebieską.
- Powiedz szczerze. Wolisz mnie bez kurtki, czy z kutką?
- No… z kurtką wyglądasz… bardziej ludzko - zachichotała. - Wiesz, o co mi chodzi?
- Musisz nauczyć się wysławiać, Anno. Wiem, o co ci chodzi - uśmiechnęła się. - Właśnie sama odpowiedziałaś sobie na pytanie.
- No, widać już wyspę! - Elsa uniosła brwii i spojrzała przed siebie.
- Tak szybko?
- Widziałaś, jak szybko Szczerbatek leci!
- No ale… az tak? Byłyśmy w powietrzu przez około 10 minut, a w 1-2 wróciłyśmy.
- Imponujące. - uśmiechnęła się. - Na stówkę jeszcze dzisiaj zrobimy jakiś lot. Tym razem ty z tyłu - Elsa popatrzyła się na Annę.
- Czyżby? - księżniczka uśmiechnęła się figlarnie.
- Oj tak… - smok uniósł się wyżej. Siostry przestraszyły się.
- Och… znów lecimy w górę… - Szczerbatek oddalił się od tafli wody i wzbił się na wysokość, na której był dom Czkawki. Podleciał i osiadł. Władczynie powoli zszedły ze smoka i odetchnęły.
- Szkoda, że was nie widzieliśmy tam w powietrzu - powiedział Czkawka.
- Dla takiego wikinga jak ty, nie było tam nic ciekawego…
- Tak? A dla takich osób jak wy? - Siostry popatrzyły się na siebie. Po chwili Anna zabrała głos.
- Powiedzmy, że gdyby nie wstyd i higiena osobista w tej chwili całowałabym ziemię - tym wymusiła chwilowy śmiech na zgromadzeniu.
- Hej! Weżmiecie mnie na kolejny lot?! - spytał Olaf z entuzjazmem. Sczerabtek popatrzył się na niego otwierając szerzej jedno oko. Widząc to Elsa powiedziała:
- Chętnie… ale trzeba na to zgody. Co ty na to? - zwróciła się do Czkawki.
- Czemu nie? Szczerbaty? - Smok popatrzył się na Czkawkę. Ten zaś lekko uśmiechając się delikatnie pochylił głowę w dół unosząc powieki i ciągle spoglądając na Szczerbatka. Smok przewrócił oczyma i przytaknął, prawie niewidocznie. Wybił się i poleciał nad morze. Obserwując sytuację, Anna zwróciła się do Czkawki:
- Twój smok nie wyglądał na zachwyconego. Nie żebym narzekała… ale nie chcę nikogo do niczego zmuszać. - Czkawka zaśmiał się.
- Szanujesz wolę każdego, Anno. Lubię taką postawę. Ale Szczerbaty tak naprawdę nie chce robić za instruktora albo za turystystyczną atrakcję.
- Jakby co, to mój smok może się nadać - niespodziewanie wtrąciła Astrid, do tej pory tylko przyglądając się rozmowie ze szczerym uśmiechem na ustach. Zrobiła to z czystej chęci pomocy i zaprzyjaźnienia się z siostami. Zupełnie, jak nie ona… w każdym razie Sączysmark usłyszał to. Nie chcąc zostać w tyle, wszedł przed Astrid i powiedział:
- Oferuję swojego smoka!
- A ja swojego! - krzyknął Mieczyk.
- Hej! Mów za siebie - wtrąciła Szpadka
- Nie narzekaj! Dwie głowy do dwóch głów! Ten smok będzie idealny!
- To oddaj im swoją połowę, moja nigdzie nie idzie!
- Sama oddaj! - Z boku wszyscy obserwowali kłótnię.
- Więc… oni tak zawsze? - spytała Elsa.
- Tak… niestety...a może stety? Między innymi dzięki temu wyróżniają się z grupy.
- Wolę się nie wyróżniać… nie wyobrażam sobie takiej kłótni z moją siostrą…
- To dobrze - powiedział Czkawka.
- Hej - wyszeptała Elsa w kierunku Astrid. - Twój smok jest pierwszy w kolejce - prawa część jej ust uniosła się wysoko.
- Jasne, że tak - odpowiedziała.
- Możemy jeszcze dziś polatać? - Anna spytała Czkawki.
- Jasne! - Tylko… w trójkę będzie ciężko…
- Tak? No to… może polecę tylko ja i Olaf? - Anna spojrzała się na siostrę - Elso…
- Tylko leć nisko i nie za szybko… tym razem nie będę twoją… jak mnie nazwałaś? Tarczą… - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. - poleciała do domu Czkawki. ‘I tak nie wiem, czemu nie lecisz z Kristoffem’ - pomyślała królowa.
- Kristoff! - krzyknęła wbiegając do mieszkanie.
- Wow, Anno! Za tobą! - odwróciła się.
- Nie zauważyłaś mnie? - ‘Kristoff cały czas stał obok Astrid?!’ - pomyślała. Nie zdała sobie sprawy z faktu, że jej szczęka automatycznie opadła. Ale na szczęście po chwili się otrząsnęła.
- Chyba nie myślałaś, że będę siedział w domu, gdy ty z Elsą będziecie sobie latać w przestworzach? A kiedy moja kolej?
- Niedługo! - dała mu całusa.
- Ten topór masz od dzieciństwa? - Elsa spytała Astrid.
- Tak, zgadza się. - Astrid zaśmiała się na widok Anny, która czasami zachowywała się głupkowato. Przez dłuższą chwilę cała trójka spoglądała się na szczęśliwą dwójkę.
- Wiesz… niechcący usłyszałem… - zagadał Czkawka do Elsy. Przyglądali się rozmowie Anny z Kristoffem. - ...powiedziałaś, że nie wiesz, czemu Anna nie poleciała Z Kristoffem. Jakbyś była wróżbitką. - Elsa zaśmiała się nie odrywając wzroku od Anny. - Jedna moc mi wystarczy. Ale chyba już wiem, czemu Anna najpierw poleciała ze mną…
- Masz na myśli to, że byłaś… “tarczą”?
- To też. Ale bardziej myślałam nad tym, że Anna próbuje nawiązać ze mną kontakt… straciłyśmy tyle lat, jako dzieci… - westchnęła.
- Przypominacie sobie, jak było przed tym… incydentem?
- Tak… i nawet świetnie nam to wychodzi! Och, doskonale… nasze bitwy na śnieżki z Kristoffem… i okazjonalnie służbą jak miała ochotę. Lepienie bałwanów, często z Olafem. Wieczorami częste czytanie książek Annie… - uśmiechnęła się ciepło. - Oj tak, wychodzi nam to świetnie.
- Wszystko tak jak kiedyś? - uśmiechnął się Czkawka.
- No… niezupełnie. Ja mam mniej czasu, z powodu obowiązków. No i pomińmy wspólne kąpiele - zaśmiała się. - aż tak głęboko się nie zagłębiamy.
- Rozumiem… brzmi, jak sielanka…
- Uwierz mi, te momenty właśnie tak wyglądają. Nieraz podczas nich popłakałam się ze szczęścia.
- Czemu mi to mówisz? - spytał się w końcu Czkawka. - nie boisz się, że komuś to bezczelnie wyznam? - Elsa wzięła topór Astrid.
- Nie - popatrzyła się na sekundę na niego z figlarnym uśmiechem, a następnie oddała Astrid broń i poszła do Kristoffa.
- Ostro - skomentowała Astrid. - Niby taka delikatna…. ale jednak jak patrzę się na tę twarz i wyobrażam sobie ją w tej lodowej sukni, jak idzie szybko do mnie… i dodatkowo ma twarz z gniewem patrzącą się prosto w moją twarz - kiwnęła głową.
- Masz bujną wyobraźnie.
- Ale to byłby jednak piękny widok… kto wie, może taką taktykę stosuje przy zawieraniu umów z innymi państwami? Robi na innych wrażenie mówiąc tym samym ‘Lepiej nie próbujcie mnie wyrolować’?
- Tak… to rzeczywiście musi być piękny widok… jak burza nieubłagalnie poruszająca się naprzód… - jego oczy ponownie skupiły się na Elsie rozmawiającej teraz z Anną i Kristoffem. - ...ale teraz wydaja się taka pokojowa, spokojna… założę się, że potrafi zmienić charakter swojego wyglądu w jednej chwili. - Anna podbiegła do Czkawki.
- Skoro nie możemy lecieć w trójkę, to najpierw polecę ja z Olafem, a potem z Kristoffem. Może być?
- Może być - odparł Czkawka. Następnie odwrócił się do Astrid.
- Dobra, ja spadam. - całus - Postaraj się nie zabić sióstr. - zagwizdał na gwizdku o wysokiej częstotliwości, którą mogły usłyszeć tylko smoki. Spodziewał się, że Szczerbatek usłyszy. Następnie popędził w dół, do swojego gabinetu.
- Faktycznie… chęć zawarcia przyjaźni niszczy zazdrość… - powiedziała do siebie Astrid spoglądając na siostry. - ...sama nie wiem, czego chcę bardziej - uśmiechnęła się diabelsko… ale zaraz potem otrząsnęła się. Po dłuższej chwili nadleciał Szczerbatek.
- No dobra… lećcie. I pamiętaj, nie przesadzaj, Anno. - Anna westchnęła.
- Mówiłam ci, że ubóstwiam Boga za to, że dał mi ciebie z powrotem. Za to, że poświęcasz mi tyle czasu… ale wiedz, że nie jestem już dzieckiem.
- Od kiedy - uśmiechnęla się Elsa.
- Od dawna.
- Gdzieś zgubiłaś “nie”. - poklepała Szczerbatka po głowie.
- Leć ostrożnie. - Szczerbatek spojrzał się w niebo, a Elsa odsunęła się. Po chwili wystartowali. Jako, że Szczerbatek wziął sobie do serca prośbę Elsy, minęło trochę czasu, zanim smok znikł za horyzontem.
- Wypijemy coś? - spytał Czkawka Elsy. - Mamy tu dobre napoje… w tym także alkoholowe.
- Nie, dziękuję. Stronię od alkoholu. Mój organizm nie znosi go dobrze.
- Widzę, że uzależnienie jest bardzo małoprawdopodobne - uśmiechnął się. - Mamy sporo wspólnego. Jestem wśród niewielu wikingów nielubiących alkoholu.
- Ja trochę mogę wypić… ale tylko dla towarzystwa.
- Rozumiem. Może coś… rozgrzewającego?
- Nie, dziękuję. Poczekam sobie tutaj na siostrę. - Odruchowo wyczarowała za sobą lodowe krzesło. Gdy usiadła na nim uświadomiła sobie, że nie jest u siebie. Jej policzki stały się czerwone. Popatrzyła się na obserwatorów. Na szczęście ci szybko otrząsnęli się. Nie spodziewali się, że Elsa wyczruje nagle z lodu krzesło… ale czysto teorytycznie mogli się tego spodziewać. Następnie królowa popatrzyła się na Czkawkę. - Nie powinnam tego robić, prawda? Trochę was to pewnie… przestraszyło…
- Nie… już nikt nie taki nie jest - spojrzał się na grupkę z nimi. Kristoff zaś nie wykazywał żadnych emocji. Czkawka nie wiedząc, co powiedzieć przypatrzył się lodowemu przedmiotowi, a następnie powiedział:
- Ładne krzesło - Elsa zaśmiała się.
- Dziękuję.
- Mówię poważnie... - obszedł krzesło. - Doskonałe przywiązanie do detali. Wow…
- Też byś odruchowo takie robił, gdybyś miał taką moc od tylu lat… i od ponad roku próbował się nią cieszyć.
- Jak ty to robisz? Podczas tworzenia myślisz o każdym detalu?
- Kiedyś tak było… ale teraz już automatycznie je tworzę nie myśląc o niczym - Elsa wyczarowała kolejne krzesło. - Proszę, usiądź… czuję się trochę niezręcznie, gdy ty stoisz, a ja siedzę.
- Jeszcze mi tyłek zmarźnie - powiedział z nutką śmiechu.
- Oj, nie… na tym krześle nie - uśmiechnęła się do niego. Czkawka ostrżnie i powoli usiadł. Ku jego zdziwieniu, nie poczuł lodowatego zimna. Dotknął dłonią i przejechał ją po poręczy. Poręcz była niesamowicie gładka. Temperatura lodu zdawała się przekraczać tą na zewnątrz… ale jednocześnie był dziwnie zimna. Zdawało mu się, że poręcz ma minusową temperaturę… ale jednocześnie nie mroziła i nie była nieprzyjemna.
- Niezywkłe, co? - Czkawka spojrzał się na Elsę, by ujrzeć najcieplejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział. Nieco się zarumienił. Na to Elsa się zaśmiała.
- Tak… rzeczywiście… widzę, że nie tylko my cię tu zaskakujemy.
- Staram się… dorównać poziomem.
- Świetnie ci to wychodzi. - Czkawka patrzył się teraz na krzesło. Miało ozdobne spirale oraz płynnie zmieniające swój kierunek elementy. Nale zobaczył, że palec Elsy dotknął jego krzesła. W mgnieniu oka stało się przeźroczyste. Nie tak przeźroczyste, jak szkło, ale można było zobaczyć, co się kryje za nim. Wiking spojrzał się na Elsę.
- To na pewno ciągle jest lód? - Elsa się zaśmiała.
- gdyby sople… i każdy element lodu był tak czysty i miałby taką samą, prostą strukturę w środku… byłby mniej więcej taki. Nie licząc tego, że temperatura tego lodu jest dziwna.
- Nie da jej się zmierzyć?
- Próbowaliśmy przyłożyć do niej termometr. Ale rtęć nie zmieniała swojej pozycji.
- Masz w głowie całą teorię, co?
- Odkryliśmy to… przez przypadek.
- ...przypadek…
- Może jeszcze moja siostra nalegała, bym to sprawdziła. - uśmiechnęła się. Czkawka przytaknął i spojrzał się w niebo. Po chwili dodał:
- Jak tam jest u was w Arendelle?
- U nas? W Arendelle? O co dokładnie się pytasz?
- O wszystko. O to, jak tam się żyje. Chciałbym się dowiedzieć, czy to naprawdę wygląda tak pięknie, jak jest opisane w książkach… bo trudno w to uwierzyć - Elsa zaśmiała się.
- Dokładnie to samo pomyślałam, gdy mówiłeś o utopii ze smokami. Wydawało mi się to całkowicie niemożliwe. A jednak… to co tu widzę przeczy moim myślom.
- Mam szczerą nadzieję, że cię przekonamy do smoków.
- Nawet jeśli… to przecież nie przeniosę ich do Arendelle. Byłoby mnóstwo sprzeciwów. Jako, że Arendelle jest potęgą handlową, jest do niego przyjemna droga morska. Dlatego w przypadku ewentualnej wojny i ataku z morza… źle by to się skończyło.
- A twoje moce? - Elsa popatrzyła się na Czkawkę ze zdziwieniem. - No wiesz… mogłabyś stworzyć armię bałwanów… ich ilość byłaby nieskończona. Czy tak>
- Tak, zgadza się, ale… czy ty mnie właśnie namawiasz na wojnę?
- Nie, skąd! Tylko mówię, że w razie “ewentualnej wojny” nie bylibyście bez szans.
- Dla twojej informacji, gdyby atakowali 24 godziny na dobę, to w ogóle bym nie spała… i w końcu bym nie wytrzymała… skończmy ten temat, dobrze?
- No dobrze… przepraszam za….
- Nic nie szkodzi. Widać, że ty też lubisz dyskusję na temat mojej mocy… dziwne, ja nie znajduję w tym nic ciekawego…
- Jesteś jedyną, znaną osobą, która aktualnie ma zdolności…. hmmm… niezwykłe. - Elsa zarumieniła się trochę tym razem nie patrząc się na Czkawkę. Dopiero po chwili to zrobiła.
- Dziękuję…
- O, patrz! Nadlatują! - Elsa spojrzała się w stronę, gdzie patrzył się Czkawka. Zobaczyłą Szczerbatka powoli zbliżającego się. - Chyba dosłownie wziął sobie twoją radę, by lecieć ostrożnie…
- Cieszę się z tego powodu - uśmiechnęła się. - W końcu… to dopiero pierwsze lekcje, nie? - Czkawka uśmiechnął się szerzej.
- W rzeczy samej…. mam nadzieję, że miesiąc starczy, by przekonać was do smoków. - Elsa popatrzyła się na lądującego Szczerbatka.
- Tak jak ja… teraz, jak na nie patrzę… wydają mi się niesamowite…
- Niech tak zostanie. Szkoda, że tylko miesiąc możecie tu zostać. Odwiedzicie nas jeszcze kiedyś?
- Może damy radę... - Czkawka zmarszczył brwii.
- Widzę, żę masz jeszcze mniej czasu wolnego niż ja. - zaśmiał się.
- Jak spojrzeć na to inaczej… to teraz będę go miała jeszcze więcej. Zaczęłam modyfikować prawo Arendelle w ten sposób, żebym musiała coraz mniej dbać o państwo. Arendelle jest nazywane solidnym imperium… a co to za solidne imperium, które nie jest samowystarczające?
- No cóż… więc jednak jest jakaś większa szansa - uśmiechnął się.
- Tak… ale do tego jeszcze długa droga… - westchnęła. Przypomniały jej się problemy, które miała w Arendelle. Codziennie wieczorem zmęczona kłądła się w łóżku. Mimo zminimalizowania jej pracy ciągle było jej dużo. A skoro państwu coraz bliżej było do utopii, postanowiła zadbać o siebie. Jednak nie było to takie proste. W dodatku otrzymała wiadomość, że Hans prawie wydostał się z więzienie na wyspach południowych, a arcyksiążę p’lanuje na jej zemstę. Ale dobrze wiedziała, że jej doradcy utrzymają państwo w ryzach. Byli doskonale wyszkoleni na takie zadania. W dodatku tylko w jednym celu. Nie chodziło o to, by polepszać państwo. Lub o to, by prezenotwać je na arenie międzynarodowej. Wszyscy zostali wyszkoleni w jednej, tej samej dziedzinie, dzięki czemu znali ją na tyle dobrze, że Elsa mogła się nie bać o Arendelle. Z tych myśli otrząsnęła ją Anna wpadająca do Kristoffa.
- Juhu! - Kristoff uśmiechnął się.
- Aż tak dobrze było?
- Genialnie! Niżej temperatura nie doskwiera… no i naturalnie wrażliwość smoka! Wystarczyło, że niewidocznie się nachyliłam, a on od razu to wyczuwał!
- To wspaniale! Nie mogę się doczekać!
- Chodź! Przelecimy się. - Szczerbatek popatrzył się z niewielkim gniewem na Czkawkę. On uniósł ręce, poniósł powieki i zrobił wyraz twarzy w stylu ‘Ja nic nie wiem!’. Wkrótce Anna razem z Kristoffem polecieli daleko za horyzont. Nie wracali długo. Elsa zaczęła się nawet martwić, ale po niedługim czasie Anna wróciła. Spytana, czemu tak długo ich nie było odpowiedziała, że było bardzo romantycznie. Wrócili dopiero w nocy. Mimo to Elsa ciągle była na dworze i na nich czekała. Jak można było się domyślić, Anna zasnęła od razu, w ubraniach. Kristoff położył się obok niej i tak zasnęli. Tymczasem Elsa i Valka razem robiły kolację.
- Twoja siostra nic dziś wieczorem nie zje? - Valka przerwała ciszę.
- Nie, nie zje. Ale jak ją znam, nadrobi to rano. - kobiety się zaśmiały. - Może kiedyś uda wam się przypłynąć… lub przylecieć do Arendelle?
- Bardzo chętnie… ale jeszcze nie teraz. A skoro o Arendelle mowa… myślisz, że nas zachwyci.
- Cóż… jeśli dobrze podlecicie do zamku, o nikt was nie zauważy. Architektura tam jest wspaniała i oryginalna. Właściwe wszystko tam jest świetne - uśmiechnęła się. - Pewnie myślisz, że się przechwalam swoim królestwem… ale… a zresztą! Sama zobaczysz - uśmiechnęła się do niej.
- Mam nadzieję, że nas zachwyci…
- ...tak jak Berk zachwyciło nas.
- Zachwyciło was?
- W rzeczy samej. Nie licząc maratonu, który z Anną i Kristoffem przebiegliśmy… wszystko było świetne. - nastała chwila ciszy. - A gdzie Astrid? Nie widzę jej od kilkunastu minut.
- Poszła kupić łóżka… - Powiedziała Valka.
- A, no tak… nie ma ich przecież wystarczająco.
- Poszła rano do jakiegoś rzemieślnika i powiedziała mu, że potrzebuje łóżko na dziś wieczór… ten mu odparł, że zrobi, ale za niewielką dopłatą.
- To i tak świetna oferta. - Elsa wzięła łyżkę, by posmakować potrawy. - U nas w Arendelle kilku rzemieślników robiłoby to do rana… albo są leniwi, albo nie tak… “twardzi”, jak wy. Coś mi mówi, że trzeba będzie zreformować jeszcze szkolenia. - zaśmiała się, po czym wsadziła łyżkę do ust. - Świetne! Jedna z lepszych rzeczy, jakich jadłam!
- Pozwól, że się spytam… a jaka była najlepsza?
- Czekolada. - odparła z niewielkim entuzjazmem. Po chwili do domu z wielkim uśmiechem weszła Astrid.
- Łóżko gotowe! - krzyknęła zdyszana. - Jeszcze tylko muszę… posprzątać! I wszystko będzie gotowe! - znikła za drzwiami.
- Od kiedy ona przejmuje sie sprzątaniem - zaśmiała się Valka.
- Od teraz! - odkrzyknął Czkawka z innego pokoju.
Po skończonej kolacji siostry wybrały się do Astrid. Gdy otworzyły drzwi uznały, że są w zupełnie innym domu, niż były wcześniej. Wszystko dookoła lśniło - na pierwszy rzut oka nie było żadnych zabrudzeń. Krótko mówiąc zupełna przeciwność. Anna uśmiechnęła się szeroko w stronę Astrid.
- Miałam pewne wątpliwości… ale to chyba doskonały naszej przyjaźni - wskazała na dom.
- W rzeczy samej. - Elsa przypatrywała się zakątkom domu Astrid, które wyglądały rewelacyjnie. - Nawet nie widać, że robiłaś to na szybko.
- Cóż… to jednak ciężkie robić coś na szybko… i jednocześnie wyśmienicie… - skomentowała Astrid.
- Tobie to się udało... - popatrzyła się na Astrid i uśmiechnęła się. - Chciałam powiedzieć “młoda damo”... ale chyba coś mi się pomyliło - Astrid zaśmiała się.
- A oto efekty tego, że za dużo… królujesz. - powiedziała Anna.
- Muszę się odzwyczaić.
- Oj, musisz! Bo inaczej będę cię nawiedzać w pracy. - Anna delikatnie poruszała nagą stopą po dywanie. Po chwili potrząsnęła głową. - Przepraszam… powinnam zapytać…
- Tak, powinnaś… ale pozwalam. Czujcie się jak u siebie… a nawet jeszcze lepiej. W końcu po to tu przyjechaliście, prawda?
- Zaraz… a gdzie Kristoff?
- Tutaj! - powiedział Kristoff wchodząc do pokoju.
- O, ładnie to tak się ukrywać?
- Chciałem zobaczyć wasze miny po tym, jak ujrzycie efekty Astrid.
- Byłeś tu przedtem?
- Przecież ci mówiłem, że już wychodzę… a ty powiedziałaś, że dobrze. - Anna sięgnęła pamięcią kilkanaście minut wstecz. - Naturalnie pewnie byłaś tak zajęta rozmową, że nawet tego nie zauważyłaś - uśmiechnął się Kristoff.
- Być może… - Anna odwzajemniła uśmiech.
Cała trójka na wyspie była niecały miesiąc. Czkawka obserwował każdy ich postęp w lataniu u smokach, a jego rady okazały się niezwykle przydatne. Po kilku dniach siostry miały oswoić swojego smoka. Wybór padł na ścigacza. Był to smok, na którym z reguły najlepiej latały. Pod koniec miesiąca siostry potrafiły już latać… dosyć nieźle. Nie miały już lęku wysokości i świetnie operowały smokiem. Kristoff odmówił nauki - z jakiegoś powodu nic mu nie wychodziło. Niestety nadszedł dzień rozstania :’(
- Wielka szkoda, że nie możecie zostać tu dłużej - powiedział Czkawka stojąc przy statku, za nim wszyscy ludzie z wioski. No… prawie wszyscy. Nie było jeszcze Astrid.
- Miesiąc… to i tak dłużej, niż sobie wyobrażałam - odpowiedziała Elsa - biorąc pod uwagę całą administrację raczej nie dostałabym aż tyle… “wolnego”. A mam aż miesiąc z powodu miesiąca miodowego Anny… co jest oczywiście oczywiste. - Uśmiechnęła się.
- Zobaczymy się jeszcze kiedyś? - Elsa miała chwilę zawahania.
- Postaram się o to, uwierz mi… ale niczego nie obiecuję.
- Szkoda, by ta cała nauka i znajomości poszły na marne.
- O, ja już dopilnuję, by tak się stało - wtrąciła Anna. - Nie masz o co się martwić! Wyciągnęłam ją na Lodowy Wierch, wyciągnę ją i tu - uśmiechnęła się figlarnie.
- Tak więc pokładam w tobie wszelkie nadzieje - uśmiechnął się Czkawka.
- Skądś znam ten cytat… - zaśmiała się Elsa.
- ...powiedzmy, że się inspirowałem. - odparł Czkawka.
- Hej, chwilka! Czekajcie! - dobiegł głos zza tłumu. Była to właśnie Astrid. Gdy wreszcie przebrnęła przez tłum, krzyknęła - No, zdążyłam… - w dłoniach miała jakąś paczkę przypominającą to, w której zwykle pakuje się prezenty.
- Wow! Prezent! Uwielbiam prezenty! - podskakiwał Olaf. - Mogę otworzyć pierwszy? Mogę?! - pytał się z entuzjazmem w stronę Astrid. Ta troszkę się zarumieniła, ale zaraz odpowiedziała:
- Wo… wolałabym, żebyście go otworzyli, gdy nasza wyspa będzie już za horyzontem… - Och… - Olaf nie ukrywał rozczarowania. Ale zaraz pocieszyła go Elsa.
- I tak otworzysz pierwszy. Do niektórych rzeczy trzeba mieć cierpliwość.
- No dobrze… to ruszajmy! Nim wcześniej, tym lepiej! - Bałwanek podbiegł do Czkawki, Valki i Astrid uściskając im szybko ręce. Potem wbiegł na statek.
- Na więc… tu nasze drogi się rozchodzą - Czkawka podał rękę Elsie. Ta uniosła jedną brew, a po chwili się zaśmiała. Podeszła do niego i deliktanie go obięła. Astrid zdjęła z tego wzrok jak najszybciej, zanim znów wpadnie jej do głowy jakiś głupi pomysł. Jednak poczuła, że ktoś inny ją przytula - była to Anna.
- Do następnego razu, Astrid - powiedziała Anna.
- Do następnego razu - odparła Astrid. Następnie to Elsa przytuliła się do Astrid, a Anna do Czkawki, potem do Valki… itp.
- Ciągle zazdrosna? - zaśmiała się Elsa. - Do zobaczenia wkrótce… mam taką nadzieję. - ‘Oj… szybciej, niż myślisz...’ - pomyślała Astrid. Gdy cała Czwórka weszła na statek, usłyszała za sobą liczne okrzyki Wikingów.
- Miałeś rację… polubili je… - powiedziała do Czkawki Astrid.
- “Je”? - zaśmiał się. - Czemu się tak przejmujesz… mówiłem ci, że nic do nich…
- Taką mam naturę - uśmiechnęła się figlarnie Astrid.
- Tak… nie zmieniłbym jej za nic w świecie… - Statek już odbił od brzegu. Zaczął odpływać. Po kilkunastu minutach znikł za horyzontem. Astrid i Czkawka stali tam wpatrując się w morze. Po chwili zostali tam tylko oni. Nawet Valka poszła. Panowała głucha cisza. Słońce zaczęło zachodzić.
- Więc… co im dałaś?
Na statku Olaf szybko pobiegł do kajuty Anny i Kristoffa - wiedział, że cała trójka tam siedzi. Ledwo wymijał marynarzy. Gdy w końcu wbiegł do kajuty, krzyknął:
- Już czas! Już czas! - cała trójka popatrzyła się na jego ręce - trzymał prezent, który dała Astrid.
- No… punktualnie! - odpowiedziała Anna patrząc za okno.
- Jej! - Bałwanek zaczął odpakowywać prezent. Gdy to zrobił, w pokoju nastała głucha cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Właściwie każdy był zaskoczony. Była to ostatnia rzecz, jakiej się spodziewali. Przez dłuższą chwilę wszyscy spoglądali na siebie.
- Wow! Czy to jest… - Olaf próbował dokończyć zdanie… ale nic nie wychodziło. Elsa przełknęła ślinę. Powoli włożyła ręce do pudełka z zamiarem wyjęcie jednej z rzeczy będących w środku. Po chwili jej ręce wysunęły się powoli, a w dłoniach trzymała… jajo smoka.
THE END
To już wszystko! Jeśli ktoś dotrwał do końca, to serdecznie pozdrawiam :) Zostawcie opinię, wytykajcie mi błędy itp.
Niedługo (czyt. - jakoś za pół roku) pojawi się opowiadanie autorstwa mojego i Ivy. Następnie wspólnie z Filmomanko piszę kolejne opowiadanie.
Biorąc pod uwagę, ile osób aktualnie pisze opowiadania, prócz tego pojawi się ich oprzynajmniej 4 :-D
Przepraszam ,że tak późno ,ale jakoś nie miałem jak przeczytać ,bo to było jeszcze przed świętami :p
Bardzo podobają mi się twoje opowiadania ,ale to to już wogóle , jak dla mnie najlepsze. Bardzo fajnie mi się czytało te dialogi pomiędzy siostrami ,przede wszystkim na początku, wszystko ładnie opisane i krajobraz, i widoki ,i zachowania bohaterów i ogólnie wszystko ,że tak to ujmie ;P Ślub Anny i Kristoffa no rewelacyjny + fajnie ,że wspomniałeś o tym co czuła Elsa gdy Anna I Kristoff wpadli sobie w ramiona ;) Humor też w dobrym poziomie :D
Jedyny minus , no nie ma minusa :P opowiadanie na 6
Dziękuję :)
Właściwie to ma jeden minus - mało opinii pod nim, a to z kolei jest spowodowane długością. Raczej nie napiszę już równie długiego.
No wiesz , długość opowiadania zależy od samej opowieści ,więc jak miałeś taki pomysł na tyle stron ( i jeszcze wszystko fajnie napisane , w miarę unikane powtórzenia ) to z pewnością nie zarzut. Aczkolwiek zdarzają się tacy co nie przeczytają do końca ,bo za długie :) ale tu dużo osób nawet napisało ,,recenzje,,.
O to już znacznie mniej. 30 stron , napisane tak fajnie jak to , to może i ja w 1 dzień przeczytam ;) a na kiedy jest zaplanowane opublikowanie ?
Matko i córko , jak ty szybko piszesz te opowiadania o.O Ja jednego nie mogę skończyć przez 5 miesięcy. ( No ale to już chyba masz taki dryg do tego )
i to jak ;) ale też ta presja ,że może się jednak komuś nie spodobać. No ale co zrobić :P
O proszę, a już myślałem że porzuciłeś te opowiadanie :)
Pamiętaj by mnie też wliczyć w grono osób wyczekujących :P
*siada przy biurku, lekko zsuwajac okulary. Poprawia zbyt ściągniętą spódnicę, siada w pozie nauczycielki *
W naszej szesciostopniowej skali oceniania mogę Ci wystawić jedynie 7+ (dla matematyków ~117% czyli około 12/10)
Następnym razem się postaraj.
*jako ona sama*
TO JEST GENIALNE!!!!! Oby więcej takich opowiadań :-)
Nadal znalazłam kilka literówek. Tresc taka se, wydawało mi się , że stać cię na coś dużo lepszego. Przewidywalne aż do bólu, już wskrzeszenie Julka w Tangled mnie bardziej zaskoczyło.
Ale pisz... może uda ci się kiedyś napisać coś dobrego. Praktyka czyni mistrzem.
Miałeś rację, troszkę mnie poniosło. Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie.
Co do opowiadania. Sama nie wiem. Fabuła- zwłaszcza pomysł z kolejną katastrofą morska, wydaje mi się banalna, skoro ich rodzice zginęli na statku, to one mogą przeżyć, taki ... no każdy tak mógł wymyślić, a od Ciebie oczekuję większej pomysłowości. Opis ślubu Anny i Kristoffa... jeden z lepszych fragmentów, ale naprawdę nie miałeś lepszego pomysłu niż miesiąc miodowy? A skoro dziewczyny już przyjaźniły się z Czkawką to co?tak po prostu go nie zaprosiły? Taka mała niezgodność. Ogółem to nie jest źle, ale widzę duże wpływy Ewy na fabułę... niestety ona ma specyficzne pomysły i ogólnie mimo, że widać że nie ona to pisała to czuć, że to do Ciebie trochę nie pasuje.
Większość pomysłów było moich. Katastrofa morska - no cóż... takiew ydarzenie miało doprowadzić do spotkania dwóch światów. Nie miałem w tej chwili lepszego pomysłu... a właściwie nie wiem czemu tak mi się wtedy podobał. No a przeżyli, bo to nie był aż taki sztorm, jak podczas feralnego dnia śmierci rodziców. Pomysł wśród filmu nieoryginalny, wśród opowiadań... sam nie wiem.
Nie, nie miałem lepszego pomysłu, niż miesiąc miodowy. Ten pomysł ma jedną, zasadniczą zaletę - Siostry mogą przebywać na Berk aż miesiąc. No... niecały, bo jeszcze dojazd :)
Fakt, czemu smok przyleciał wtedy sam? Nie wiem... musiałem podczas pisania op myśleć jednokierunkowo. Jednak, gdyby smok przyleciał byłoby lepiej... wdg mnie.
Ewa dała kilka pomysłów :) Dziękuję za szczerą opinię.
Szybko się wyrobiłeś, jestem pod wrażeniem.
Co do treści, to może zostawię dłuższy komentarz, ale później, na razie powiem, że jest to świetne. I oczywiście czekam na następne. Gratulacje :)
Tradycyjnie były błędy, oj były, były, no ale któż ich nie popełnia? :) Trzeba ćwiczyć i ćwiczyć.
Opowiadanie przeczytane i cóż mogę powiedzieć? Świetna robota, ciekawy pomysł na crossover - mimo że za crossoverami nie przepadam, to ten obiektywnie uważam za naprawdę całkiem niezły :) Mnie się podobało *-*
Bardzo dobre opowiadanie. ;) Chociaż znawczyni ze mnie żadna. ;D
Brawo! Skończyłeś opowiadanie i jestem pod wrażeniem. ;)
A i wybacz, że nie piszę z tobą tych opowiadań. ;(
Jakbyś chciała, możemy jakieś popisać :) Na razie muszę skończyć pisać op z Ivy, a potem zacząć i skończyć z filmomanką. Jeśli masz cierpliwość - ustawiaj się w kolejce :D
Więc co by to rzec... to jest po prostu świetne ^^
Oczywiście można by przyczepić do kilku błędów ale żaden nie przyczynił się do gorszego odbioru końcowego. Przyjemnie i płynnie się to czytało. Sam pomysł na crossover wyszedł dobrze - fanem takowych nie jestem ale ten wyszedł bardzo okay.
Chyba tyle, wystarczy tego wychwalania na dziś :D
Powiem tak czytałem i się uśmiałem potem jak zacząłem czytać już drugą tak jakby część czyli od momentu: "Czkawka spacerował po nowo odkrytym lądzie" Już od razu zaprzestałem czytać bo dla mnie jest trochę dziwny mix Smoki + Elsa i Anna ;x
w takim razie polecam to opowiadanko, także twórczości Anonima
http://www.filmweb.pl/film/Kraina+lodu-2013-651932/discussion/Kolejny+fanfick%21 ,2494092
Fakt... crossover niezbyt trafny, ale to moje 2 ulubione filmy, dlatego takie opowiadanko napisałem :)
http://www.filmweb.pl/film/Kraina+lodu-2013-651932/discussion/Moje+pierwsze+opow iadanie+%3A%29,2533703
A to jakbyś miał ochotę na coś bardziej mrocznego i krwawego. Nie jest zbyt dobre, ja oceniam na mocne 2, jestem surowa dla swoich opowiadań, wiec nie wiem jak ty byś to ocenił