Film Kruk z 1994 roku, z niezapomnianą rolą Brandona Lee, osiągnął status kultowego, nie tylko dzięki swojej mrocznej estetyce, ale także z powodu tragicznych wydarzeń na planie, które doprowadziły do śmierci głównego aktora. W reżyserii Alexa Proyasa powstała unikalna wizja miasta pogrążonego w przemocy i melancholii, idealnie oddająca historię zemsty zza grobu. Jednym z kluczowych elementów filmu, którą pamiętam była ścieżka dźwiękowa, pełna rockowych i metalowych utworów, która doskonale współgrała z mroczną atmosferą świata Kruka.
Nowa wersja tego klasyka miała przed sobą trudne zadanie – dorównać legendzie i sprostać oczekiwaniom fanów. Niestety, po obejrzeniu muszę stwierdzić, że produkcja nie podołała temu wyzwaniu. Zamiast dynamicznej akcji i mrocznego klimatu, otrzymujemy długi, romantyczny wstęp, co może rozczarować widzów szukających intensywnej narracji.
Chociaż w scenach akcji nowy Kruk odwołuje się nieco do stylu serii John Wick, z brutalnymi i dynamicznymi sekwencjami walk, to brak mu jednak głębi emocjonalnej i tego unikalnego klimatu, które charakteryzowały oryginał. Muzyka, będąca jednym z filarów sukcesu pierwowzoru, w remake'u schodzi na dalszy plan i nie wywołuje podobnych emocji.
Aktorstwo w nowej wersji jest poprawne, ale brakuje tu charyzmy, którą emanował Brandon Lee. Dla młodszych widzów, nieznających oryginału, film może stanowić ciekawe widowisko, jednak fani klasyki mogą poczuć tutaj rozczarowanie. Produkcja niestety wydaje się niespójna, będąca mieszanką różnych pomysłów bez wyraźnego celu. Nie jest to film zły, ale dla tych, którzy widzieli wersję z 1994 roku, pozostanie w cieniu swojego poprzednika.