Bohater, Cain Burgess (Scott Adkins) drobny złodziejaszek i nawet niezły
karateka zostaje wrobiony przez brata gangstera, i trafia do więzienia.
Tam codzienne więźniowie usiłują go zabić.
Aby przeżyć zmienia się w bezwzględna maszynę do walki (a także... zabijania).
Śmierć chorej matki z którą nie zdążył się pożegnać przelewa czarę goryczy - Cain ucieka z więzienia i wyrusza w miasto dokonać zemsty na bracie, i na tych, którzy go zdradzili.
Już wkrótce trzask łamanych kości i padające trupy wynaczą jego drogę...
Film krwawy, ale i śmieszny, bo wiele scen i dialogów to czysty czarny humor.
Do tego Adkins z metalowymi zębami i poharataną twarzą wygląda niczym Terminator.
I tak też walczy, bezwzględnie i... radośnie (?)...
Niezły film, trzyma do końca w napięciu, a i uśmiech na twarzy wywołać może.
Obejrzenie go nie jest stratą czasu ;)
dokładnie tak. idealny na wieczór do relaksu, ale niezły jakie normalne kino, takie nazwijmy to - angielskie. bijatyki, humor i przemoc na normalnym poziomie ;)
Prawda, Adkins prócz bicia ma też charyzmę i potrafi sensownie wypowiadać kwestie, tutaj faktycznie sporo żartobliwych było nawet. W dużych filmach też się sprawdza - najlepsza część Niezniszczalnych była z nim, tylko zazwyczaj dostaje takie żenujące role, gdzie przegrywa ze szmatą jak w Doctor Strange chociażby, to nie ma sensu tego brać, lepiej w niskobudżetowych produkcjach robić.