Film wrył mi się w pamięci, bo oglądałam go od środka i nie widziałam drastycznego początku. Widziałam więc tylko sielską, małomiasteczkową atmosferę. Macocha i jej córka gnębią sierotkę - dziewczątko na wychowaniu rodziny. Do miasta przyjeżdża na białym koniu przystojny kawaler, a macocha z miejsca podsuwa mu swoją rozpieszczoną jedynaczkę, on jednak woli sierotkę. I ciągnie się ta baśń aż do pewnego posiłku filmowego "księcia" z "kopciuszkiem". Od tamtej chwili krew się leje, a superkawaler zmienia się w bestię.