Zakończenie tego filmu (nad którym nie będę się rozwodzić, bo jest zamieszczone w streszczeniu) to jedno z najlepszych, najbardziej zapadających w pamięć the endów noirowych klimatów. Zostawia widza zupełnie wytrąconego z równowagi, chyba właściwie tylko końcówka "Osławionej" Hitchcocka podziałała na mnie podobnie. Po za tym oczywiście warto zobaczyć też pozostałe 100 minut ;)
Przypomina mi "M jak morderstwo" Hitchcocka.
Jeśli masz przegrać, przegraj z uśmiechem na twarzy!
Dialogi Michaela Wilsona w ogóle palce lizać!
"-Mam spotkanie z podsekretarzem.
-Czy to ktoś ważny?
-Nie ma ważnych podsekretarzy."
Poza tym ze caly film jest świetny, to ostatnia scena byla dla mnie niezwykle ekscytujaca z jednego powodu. Kilka lat przed obejrzeniem “5 Fingers”, widziałam “Die Fälscher” i w momencie kiedy Diello dowiaduje się, że jego wszystkie pieniądze są fałszywe - ja, zdaję sobie sprawę, że to te same fałszywki, które były produkowane w Sachsenhausen! Niezwykły moment, kiedy obejrzany wczesniej film dopełnia wiedzę drugiego filmu. Ahh cudowne uczucie.