Pani grająca księżniczkę miała jedną upiętą minę przez cały film, chyba kamienie uczyły ją gry aktorskiej. Efekty na poziomie wytwórni Asylum, więc zaskoczenia raczej nie ma. Zdecydowanie polecam wysokobudżetowego Johna Cartera z 2012, który ma się do poprzednika jak Schwarzenegger do de Vito w "Bliźniakach". Fabuła identyczna tylko zrobiona o niebo lepiej.
Traci Lords zamiast "miny" miała swego czasu inne walory do pokazywania, gdzie mimika twarzy nie była tak istotna, jak mimika innej części ciała.