Czy ten film jest z gatunku romansu?
Bo jeśli tak, to musiał być wizualizacją jakichś dziwnym zaburzeń i dewiacji seksualnych zahaczających o zoofilię. I rozumiem, że ona nie mogła się odnaleźć, została znaleziona nad wodą, miała blizny przypominające skrzela itd. itp. - ale rany rety, ale wygląda to jak jawne naciąganie. Po co? By ukazać, że w końcu znalazła swojego posejdona, cel życiowy? A sama co... jest osamotnioną syrenką żyjącą na lądzie w złym i obrzydliwym świecie?
To się kupy nie trzyma i aż boli jak się to ogląda.
Myślałem, że del toro pociśnie temat, ale uprawiają wokół tego filmu jakieś niebywałe czarymary, aż żal.