Straszna kupa...aktorzy prowadzeni fatalnie,nawet Żebrowski gra jak nienormalny, muzyka koszmarna- przenaiwna, niewspółczesna, hippisowska, niewiarygodna, narkomani w niczym nie przypominaja narkomanow, przerysowani, a scena zwiastująca sex księdza, który wpierw przyznaje się do choroby ( to nie zniechęciło partnerki) a potem do bycia księdzem ( to owszem zniechecilo, widac Aids mozna olac, w odroznieniu od duszpasterstwa) wywolala salwy smiechu na sali i rumience ze wstydu u rezysera!
Jeden z gorszych filmow jakie ostatnio widzialem. Mialem wrazenie jakbym ogladal jakis podrzedny serial telewizyjny albo jakis film polski zdecydowanie nieponadczasowy z lat siedemdziesiatych.
Film krecony w 2005 roku a jednoczesnie powielajacy absurdalny stereotyp narkomana dajacego sobie w zyle (scena wbijania strzykawek w trumne...), ktory moze jeszcze ze dwie dekady temu mogl miec cos wspolnego z rzeczywistoscia, przy jednoczesnej charakteryzacji owych "hardcorowcow" dajacych sobie w "kanal" w sposob kompletnie takowych nieprzypominajacy...
Scena, w ktorej Zebrowski wyznaje, ze ma Aids, a jego partnerka tym bardziej nabiera ochoty na sex z nim tez mnie "rozwalila". Chcesz zeby "laska" sie na ciebie "napalila"? Powiedz jej, ze masz Aids...
Nie bardzo tez rozumiem dlaczego posadzenie pietruszki przez Zebrowskiego w klasztorze mialo byc tak wielkim wyzwaniem?
Piosenka z tekstem, ktory mogloby ulozyc dziecko ze szkoly podstawowej w koncowej scenie filmu tez delikatnie rzecz ujmujac nie jest mocnym punktem tej produkcji.
Kiedy w napisach koncowych zobaczylem, kto jest rezyserem tego "dziela", az musialem sprawdzic czy to faktycznie "ten" Andrzej Seweryn, a jak zobaczylem kto odpowiada za sciezke dzwiekowa, to juz w ogole zaczalem watpic w przyciaganie ziemskie.
Miedzynarodowej klasy aktor (tym razem jako rezyser) + swiatowej klasy kompozytor muzyki filmowej, a zrobili w sumie taki gniot...
Ja bym osobiscie "Kto nigdy nie żył..." pokazywal jako parodie gatunku "familijno-ckliwego, obyczajowego, bardziej telewizyjnego niz kinowego", a szkoda, bo chociazby taki film jak "Pogoda na jutro", tez niby familijny, ckliwi i bardziej telewizyjny niz kinowy pokazuje, ze mozna...
ja jeszcze dodałabym, że jest to (pewnie niechcący) parodia filmów "oazowych", naiwnie prowadzony wątek przemiany duchowej, pogodzenia z losem, plus ostatnia scena, w której wszyscy tańczą i śpiewają wywołała we mnie usmiech politowania
młody zakonnik grający z przesadnym wczuciem na bębnie, ci wszyscy ludzie tańczący jak w transie, na środku osiedla - czy to spotkanie ruchu hare kriszna? nie, to katolickie chrzciny...
żenada, jak tekst piosenki
temat ważny, dający możliwości zostal potraktowany płytko
zanim obejrzalam ten film, znając zarys historii i tytuł myślałam że bedzie to film w stylu "tylko ten, kto nie zna życia uważa że nie popełnia błędów i pochopnie ocenia innych", spodziewałam się czegoś nienajgorszego, niestety było trochę o czym innym i o wiele gorzej
Oaza jak najbardziej. To bylo tez moje jedno z glownych skojarzen. Tak jak by jakas grupa oazowa skonczyla amatorski, przyspieszony kurs robienia filmow po czym zabrala sie do krecenia "tego czegos"...
miałam wrażenie że reżyser/scenarzysta kierowali się dziwnie pojętą poprawnością polityczną wprowadzając wątek romansu księdza - dziewczyna nie odrzuca go, bo ma AIDS (nieładnie byloby pokazywać taka nietolerancję) ale że jest czysta moralnie i dobra ma wątpliwości czy powinna uwodzić księdza
w każdym razie wyszło to dziwnie i motywacja wydaje mi się pokręcona
taaaak :) cala sala w kinie pekala ze smiechu, mialo byc tragicznie wyszlo komicznie. Mysle, ze scenarzysta/rezyser/producent zwyczajnie polasili sie na pieniadze, ktore kosciol ma, stworzyli film zgodny z naukami, przekonaniami kleru, nawet kosztem jakosci filmu ( czego nie rozumiem, bo jest na pewno milion innych sposobow by zrobic film piekny i wartosciowy, slowem doskonaly, a jednak funcjonujacy w zgodzie z klerem), prawdopodobnie otrzymali spore wsparcie finansowe, ale nie byli dosc inteligentni by to odpowiedni sposob wykorzystac robiac klasycznego gniota. Nie to jednak mnie przeraza najbardziej, gdyz jak widac z przykladu Wajdy, mozna zrobic film, ktory jednoczesnie gwarantuje pieniadze na realizacje lub wielki szum i slawe ( w zaleznosci pod kogo ten film jest robiony- pod publike czy pod polityczne uklady ) oraz wysoka wartosc artystyczna- piekna kompozycje obrazu, muzyki i wspanialej gry aktorskiej przy zachowaniu wartosci intelektualnej filmu. Najbardziej przeraza mnie wysoka ocena tego filmu, wrecz wierzyc mi sie nie chce.
Co do pieniedzy pozyskanych ze skarbonki koscielnej, jest to oczywiscie prawdopodobna mozliwosc,moje poszukiwanie powodu realizacji takiej tandety, a filmy Wajdowe mam na mysli oczywiscie te zrealizowane do mniej wiecej konca PRLu. Reszta moich wypowiedzi stanowi opinie, z ktorymi nikt nie musi sie zgadzac, zas moze sie okazac pomocna...badz nie...cokolwiek.
A mnie scena "niedoszłego" seksu wcale nie zaskoczyła, ani nie wywołała salwy śmiechu. Zauważmy, że ta "napalona laska" miała depresje po stracie męża (czy też chłopaka), ba! widziała jak jej ukochany umiera w płomieniach. Nie dziwota, że zaczęła się dobierać do nieumytego obdartusa (bez obrazy dla pana Żebrowskiego :D). Koleś nie dość, że wyglądał... chociaż nie... on nie wyglądał :D to jeszcze szedł sobie w środku nocy po ulicy, w deszczu.... Czego można się po kimś takim spodziewać? AIDS nie jest żadnym zaskoczeniem. Dlaczego miałaby się powstrzymać, bo gość jest chory? Przecież najprawdopodobniej to przeczuwała, a jej desperacja byłą wręcz epicka. A teraz: kto by się spodziewał, że ten pan jest księdzem? Kobita biedna zakochana, zdesperowana (jeszcze raz powtórzę dla efektu), on wyglądał trochę jak narkoman (ironia losu?). KSIĄDZ. Też bym była w szoku :D
Cieszę się :D Tak samo sceny pogrzebu nie można brać na serio. Na widok tych strzykawek od razu pomyślałam "gwoźdź do trumny". O ile dobrze pamiętam nie było podanej konkretnej przyczyny śmierci dziewczyny. Nałóg był tym "gwoździem", to wiemy. Ale wcale nie musiała "dać sobie w żyłe", przedawkować itp. Żebrowski (czy też ksiądz Jan, jak kto woli :D) na kazaniu mówi, że rok temu jej rodzice mu dziękowali za "uratowanie" córki, co mogłoby oznaczać, że przestała brać. Mogły ją wykończyć dopiero późniejsze konsekwencje: wyniszczenie fizyczne, depresja... To w jaki sposób mówił o braku wsparcia dla niej, może sugerować to drugie. Może popełniła samobójstwo? Może faktycznie wzięła po długiej przerwie, umyślnie za dużo, bo nie radziła sobie z "tym wszystkim"? Dużo jest takich "wielowymiarowych" scen, zauważmy, że np. w książce dużo może zostać wyjaśnione chociażby przez narratora, w filmie nieraz trzeba używać skrótów czy symboli. Być może to po prostu mój chory umysł szuka wszędzie piękna i głębi :D Tak czy siak, mi osobiście film bardzo się podobał. Owszem, trochę przynudnawy, sentymentalny... ale to już "taki" urok "takich" filmów ;)
Przepraszam, ale nie daje mi to spokoju. Co miałaś na myśli pisząc "bylam pewna, ze zartujesz....juz nie mysle"?
"wielowymiarowych"?
Przecież ta scena płaska, przewidywalna. Z "symboliką" tez Seweryn przeholował... brak subtelności - w zamian czysta łopatologia.
W scenie z Mszy pogrzebowej uderzyło mnie najbardziej to, że z definicji "zła" rodzina została potraktowana z góry zarówno przez księdza, jak i "oazowych narkomanów" - nikt absolutnie nie liczył się z uczuciami rodziców, babć, ciotek i kuzynów... Ten schematyzm podziałał na mnie wręcz dobijająco. To był bardzo zły znak, ponieważ to jedna z pierwszych scen filmu - już w tamtym momencie przestałam mieć złudzenia co do tego filmu!
No, ale już pierwsze ujęcia i wymęczona, nieco głupkowata i chaotyczna piosenka "oazowa" zapowiadały katastrofę....
ale on się nie myli. ja też odniosłam wrażenie, że ten film jest dziwnie przerysowany i karykaturalny. ci narkomani wyglądali jak nie narkomani, żebrowski też trochę spieprzył rolę...