PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=12228}

Kto się boi Virginii Woolf?

Who's Afraid of Virginia Woolf?
7,9 19 195
ocen
7,9 10 1 19195
8,6 20
ocen krytyków
Kto się boi Virginii Woolf
powrót do forum filmu Kto się boi Virginii Woolf?

Film Nicholsa to film dziwny, niepokojący, wzbudzający niejednokrotnie odrazę to głównych bohaterów z którymi trudno się zidentyfikować, a których jak na ironię wszyscy jesteśmy wiernymi kopiami. Przejdę od razu do próby interpretacji tego filmu (pod względem technicznym prezentuje się niemal doskonale).

Dwa małżeństwa, jedno z dużym stażem, drugie świeżo upieczone. Jedno lustrzanym odbiciem drugiego z przed lat. Wieczór który przyjdzie im spędzić to istna szkoła "przetrwania", bowiem przyjdzie im przećwiczyć wszystkie możliwe kombinacje uczuć i zachowań jakie tylko w małżeństwie pojawić się mogą miłość - nienawiść, prawda - kłamstwo, pożądanie - zazdrość, wyrozumiałość - mściwość, radość - cierpienie, pewność - strach wreszcie zrezygnowanie - nadzieja.
O tyle o ile w tym misz-maszu młodzi są zupełnymi idealistami (łącza się z tymi pierwszymi), ci drudzy bawią się tymi cechami względem siebie i względem młodszego małżeństwa, pokazując im już na "dzień dobry", że małżeństwo to "śmietnik" gdzie może się znaleźć niemal wszystko.

I tak się dzieje niemal od samego początku, gdzie pojawia się wzajemne dogryzanie i brak pozorów względem nowych gości, tylko od razu rzucenie ich na głęboką wodę i co najważniejsze sprytne sprowadzenie ich do swojego poziomu. George i Marta zdają się nie mieć już siły i pola do wzajemnego wyniszczania się, więc potrzebują niszczyć swoją toksycznością innych, nawet nieświadomie, tak silne jest u nich zderzenie obu stron wymienionych cech. Co prawda jest jeszcze siła która napędza ich rywalizację, ale o tym później.
Gry, które prowadzą są uzewnętrznieniem ich wzajemnej porażki która, staje się przez to lepsza do zniesienia. Stąd fikcja, wyimaginowany syn, dogryzanie sobie i wygląda to tak jakby sprawiało im to przyjemność, a wręcz było istną rywalizacją. To świat który stworzyli sobie wzajemnie. Z jednej strony się nienawidzą,czego nie ukrywają, z drugiej ta nienawiść i wzajemna pogarda jest motorem napędowym ich wzajemnego przywiązania. Zdają się być w miejscu w którym powrót do normalności wydaje się niemożliwy.

Uderzająca jest również swojego rodzaju analiza kłótni małżeńskiej, w której sypią się najgorsze oszczerstwa, największe żale i wyrzuty, niespełnione nadzieje, a co najważniejsze to wzajemne obarczanie się za niepowodzenia, których sami są sobie winni. Dopiero przyznanie się do tego daje rezultat zwrotny. Ale tak działa ten mechanizm, Nichols daje nam jakby wskazówkę, że ta druga osoba z którą dzielimy życie jest nie tylko do kochania ale i do nienawidzenia, bo to ściśle się ze sobą łączy. I jak gorąco wyznajemy sobie miłość, tak gorąco potrafimy się nienawidzić. Oba uczucia mają tę samą energię, tyle, że przeciwstawne wartości. A gorzkie jest to, że naprawdę niewiele potrzeba aby od błahostki przejść do "wojny totalnej".

Film naładowany jest praktycznie co chwila nową emocją, dlatego nasunęło mi się, że George i Marta to uosobienie tego całego kotła uczuć który przewija się w każdym związku, a którego ofiarą jest młode małżeństwo które po raz pierwszy ujawnia swoje negatywy: kłamstwo, brak szacunku, nienawiść, zdrada. Coś przez co "starzy" znają, zdaje się, od podszewki (np. George doskonale wie, że "młodszy" będzie chciał zagrać w "posuwanie cudzej żony" ;).

Akcja nie bez powodu dzieje się w nocy, bo jest to symbol właśnie tego ciężkiego czasu, ale po nocy przychodzi dzień co również jest zaakcentowane w ostatniej scenie, swoją drogą niezwykle optymistycznej, bo pokazującej nadzieję, i ten uścisk dłoni, pierwszy i szczery przez cały film, pokazując nam, ile złego musiało się wydarzyć aby doszło do tak prostego gestu wzajemności i jaka jest cena aby za niego płacić, cena przyznania się do własnego błędu, cena spojrzenia szczerze w samego siebie, ale o tym jeszcze za chwilę.

Sam gest moim zdaniem można interpretować jako nadzieję na poprawę, wsparcie mimo niepowodzeń z drugiej, że ludzie są na siebie skazani niezależnie od tego jakiego stopnia toksyczności dotknie ich relacja. Chwilę przed tym dochodzi jednak do epicentrum, do pewnego przełomu...do prawdy, dopiero ona pozwoliła na osiągnięcie bohaterom refleksji nad samym sobą. Czy o prawdę naprawdę jest tak ciężko?

Na bazie tego wszystkiego wypada w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie tytułowe "Kto się boi Virginii Woolf?", otóż Nichols odpowiada nam zarazem....wszyscy. Warto zwrócić uwagę kiedy ta piosenka jest śpiewana w filmie. Dobitniej podkreśla odpowiedź.
Bowiem, jest to strach przed refleksją nad samym sobą, przed przyznaniem racji drugiej stronie, przed życiem tak jakie ono jest, a nie pozorami które większość sobie tworzy i wtedy cytując Martę "nie wiadomo już co jest prawdą a co fikcją". Dlaczego tak się dzieje? Bo ludziom łatwiej żyje się, tak jakby oni chcieli żyć, a nie tym co życie im daje. Przyznanie się do prawdy życiowej to niekiedy przyznanie się do porażki, dlatego łatwiej jest wypominać błędy i porażkę drugiej osobie niż widzieć swoją własną.

Tak więc niekiedy porażka to słabość i tutaj wypada mi uzupełnić wspominany wcześniej zestaw cech o kolejną parę, siła - słabość. O tyle, o ile te wyżej mogą objawiać się u każdego obustronnie, o tyle nikt nie chce być słaby, ale każdy chce być silny. I tacy też są George i Marta, na tym też bazuje ich rywalizacja na sile, ale w ostatniej scenie kiedy widzimy wreszcie pogodzenie się z prawdą (niemożność posiadania dzieci co dotyka obu), pojawia się wreszcie słabość, uzewnętrzniona, a zaraz za nią nadzieja. I myślę, że to wniosek który warto z tego filmu wyciągnąć, aby nie podzielić losu Georga i Marty.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones