Wyjątkowo kiepski film - nadinterpretowany bez sensu poniżej. ODRADZAM! Bełkot.
Tak oczywiście, nie ma tu rozbudowanej fabuły, która wiedzie do wstrząsających wniosków - widzę, że szanowny pan lubi taki filmy. Trzeba jednakowoż zaznaczyć, iż nie każdy obraz musi koncentrować się na fabule. Mamy tu do czynienia z niezwykle psychologicznym filmem, który dotyka pierwotnych instynktów. Z jednej strony widzimy surowe reguły religijne reprezentowane przez postać genialnie zagraną przez Frasera, a z drugiej w jakiejś mierze hippisowską otwartość reprezentowaną przez Callie. I ten właśnie konflikt jest przyczyną dramatu, którego epicentrum stanowi zakończenie filmu - niesamowite zakończenie...
Ok. Dostrzegł Pan w tym - moim zdaniem bełkotliwym - filmie jakieś przesłania. Ale to naprawdę wymaga ogromnie natężonej dobrej woli - to dostrzeżenie konfliktu wrażliwości hippisowskiej i religijnej. Tzn. to tam jest, ale bardzo automatycznie rozegrane. Przepraszam, że rażę uczucia, ale trochę dobrego i wyrafinowanego (Bergman, Tarkowski, Antonioni) w życiu widziałem - i to nie ta liga, nie ten gatunek rafinady.