"Leśmian" Leszka Barona jest kolejnym dowodem na to, że Polacy nie potrafią kręcić filmów
biograficznych o literatach. Wyjątkiem jest chyba tylko "Wojaczek" Lecha Majewskiego, w którym
reżyser dał porwać się fantazji i stworzył soczysty - choć przekłamany - wizerunek Rafała
Wojaczka. Natomiast "Leśmian" jest filmem po prostu złym, opowiadającym historię "przygłupa
istnieniowego" - to Rymkiewiczowe określenie dotyczy tylko i wyłącznie filmowej kreacji poety - i
kilku otaczających go idiotek. Fabuła w zasadzie żadna. A i odrobiny głębi trudno się w tym obrazie
doszukać.