(...) „Like Me” stara się być dojrzalszy niż inne filmy o wpływie technologii na codzienność: nie uświadczymy w nim latających emotek czy tekstów z Messengera, które w magiczny sposób pojawiają się nad głowami uzależnionych od telefonu postaci (vide: „Tragedy Girls”). To projekt traktujący o samotności, zepsuciu obyczajów, o tym, jak sztuczne jest „życie” prowadzone w sieci. Nie wiemy, dlaczego Kiya obsesyjnie brnie w świat social mediów; nie wiemy od czego może uciekać. Film nie został skonstruowany w oparciu o tradycyjne techniki narracyjne – może pochwalić się ciekawymi bohaterami, ale niekoniecznie ciekawą historią. Kiya porywa faceta po pięćdziesiątce (Larry Fessenden), po trosze go męczy, a trochę w sobie rozkochuje – ot, cała fabuła „Like Me”. Życie youtuberów wydaje się nam puste i film Mecklera też taki bywa. Niektórzy nazwą go osiągnięciem art-house’u, inni – ładną wydmuszką.
Pełna recenzja: #hisnameisdeath