...po Królu Lwie, moim zdaniem. Dlaczego? Bo ma ciekawą, radosną muzykę Silvestri, oryginalną grafikę postaci, zwłaszcza tytułowa Lilo i jej siostra - podoba mi się fantastyczny manieryzm rysowników w kreowaniu dziewcząt o hawajskiej urodzie, i coś obcego większosci współczesnych filmów animowanych - głęboka i adekwatna komplementarność psychologiczna głównych bohaterek. Postacie przypominają człowieka bardziej z charakteru niż z grafiki. Uważam, ze to dużo ważniejsze, niż animacja motion capture. Historia rozbitej rodziny - recenzenci i krytycy wielokrotnie zwracali na to uwagę - wcale niełatwa do przekazania młodemu widzowi, zwłaszcza że to bardzo "niedisneyowskie", została tutaj potraktowana z wdziękiem, głębią, bez trywializacji, bez tanich wzruszeń i przesadnych happy endów. Uważam, że to "literatura wysoka" wśród filmów Disneya. Coś, po czym można z dzieckiem odbyć poważną rozmowę.
Dubbing nie został poddany zabiegowi "swojskości" (specjalność Bartosza Wierzbięty) co mnie ogromnie cieszy, bo o ile w Shreku było to zabawne, o tyle wiele innych filmów animowanych pociąga na dno, czyniąc z nich produkty "dla każdego (wiekowo)" czyli dla nikogo. W świecie Lilo i Sticha nie ma nawiązań do socrealizmu ani niewolnicy Isaury, za to film będzie zrozumiały dla widzów za 10 i 20 lat.
Co mnie zachwyciło najbardziej? Akwarelowe tła, amarantowe niebo w scenach surfingu. W ogóle ujęcia obrazowe, co może brzmi groteskowo - animowana panorama - a jednak te sceny nadają filmowi wyjątkowy przygodowy klimat. W ogóle konwencja akwareli w grafice Lilo i Stich to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Z jednej strony to rewelacyjny pomysł na pomost pomiędzy najmłodszym odbiorcą a autorem, z drugiej strony błogosławiona odtrutka na wszechogarniające 3D. Czasem z przerażeniem myślę "ostatni taki film".
A sam Stich - weselsza wersja E.T. - ma jedną olśniewającą cechę - sposób mówienia w polskim dubbingu, który po prostu rozwala mnie na łopatki. W rankingu najśmieszniej zdubbingowanych postaci animowanych mam go na drugim miejscu przed królem lemurów z "Madagaskaru" a po opiekunce z "Iniemamocnych"
Lilo i Stich to moim zdaniem, animacja wielokrotnego użytku. Na marginesie, lepiej obejrzeć go dwa razy, niż sięgać po kontynuacje - jak dla mnie, totalna porażka i rozkład pierwowzoru.