Horrorów, których akcja dzieje się w metrze powstało tak naprawdę niewiele. Jak choćby świetny
Lęk i całkiem dobry Nocny pociąg z mięsem. Samo miejsce akcji już na sam początek przywołuje
dreszcze, zwłaszcza u osób cierpiących na klaustrofobię. Wąskie tunele, ciemność, zatęchłe
powietrze. Aż się prosi o umiejscowienie planu filmowego horroru. W 1972 roku Gary Sherman,
debiutujący reżyser i scenarzysta, zgromadził ekipę filmową z dwoma bardzo znanymi wtedy
aktorami (Donald Pleasence i Christopher Lee) na czele. Nakręcili film mocny, mroczny, pełen
przemocy i wręcz zezwierzęcenia. Film, z którego cenzura brytyjska kazała wyciąć kilka scen, a w
USA poleciał tylko w grindhouse'ach.
Opowiada on historię dwojga studentów mieszkających w Londynie (David Ladd i Sharon Gurney).
Pewnej nocy wysiadając z metra widzą nieprzytomnego człowieka leżącego na schodach. Gdy idą
po pomoc do konstabla, mężczyzna znika. Okazuje się, że był to wysoko postawiony urzędnik
państwowy, w związku z czym sprawa powolutku rusza na lokalnym komisariacie. Prowadzą ją
zmęczony życiem inspektor Calhoun (Pleasence) i jego pomocnik, sierżant Roberts (Norman
Rossington).
Jedna scena z tego filmu zapadnie każdemu w pamięć. W zasadzie jest to jedno ujęcie trwające
kilka minut. Pokazuje ono pomieszczenie wewnątrz tunelu metra, a dokładniej to, co się w nim
znajduje. Kamera powoli i systematycznie dokumentuje pokój kanibala. Niedojedzone zwłoki,
obżarte części ciała, larwy i brud. Jakieś proste narzędzia i naczynia, lampę naftową i w końcu
samego kanibala kucającego nad umierającą partnerką. Jest ta scena z jednej strony obrzydliwa,
ale poniekąd jest także przejmująca. Podobnie z samym złoczyńcą. W pewnym momencie nawet
zaczyna się mu współczuć (pod warunkiem, że zobaczy się dramat człowieka za fasadą brudnego i
zadżumionego kanibala).
Raw Meat jest filmem trudnym w odbiorze, momentami niespiesznym, często z artystycznym
zacięciem kina niezależnego. Ujęcia kamery są czasami długie i mogą niektórych widzów odrzucić
bardziej niż wciągnąć. Nie jest to jednak mankament filmu, gdyż potęguje surową wymowę dzieła
Shermana.
Po seansie podróż metrem już nigdy nie będzie taka sama, zwłaszcza jeśli kiedyś będzie mi dane
poruszać się w ten sposób po Londynie po zmroku...
Zapraszam na mój blog o horrorach zapomnianych (na moim profilu FW)