PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1019}

Lot nad kukułczym gniazdem

One Flew Over the Cuckoo's Nest
1975
8,5 426 tys. ocen
8,5 10 1 426289
8,6 97 krytyków
Lot nad kukułczym gniazdem
powrót do forum filmu Lot nad kukułczym gniazdem

Zacznę może od tego, że nie rozumiem tego nadmiernego zachwytu tym filmem. Możecie na mnie wieszać psy, nazywać półinteligentem lub możecie mnie określać innymi filmwebowymi słowami ale i tak mam to gdzieś. jestem trochę zaskoczona chyba nie tyle filmem co opiniami na temat tego filmu. Film po prostu mi się nie podobał być może dlatego, że za dużo się naczytałam. Widzę tu komentarze, arcydzieło, genialny - ludzie rozpływają się w zachwytach nad tym filmem, niemal sraczki mają dostać z zachwytu a ja się pytam nad czym się tak zachwycacie? W żadnym komentarzu nikt nie pisze co jest takie cudowne w tym filmie, no poza tym, że co chwile pada tekst o doskonałej grze aktorskiej co jest rochę to dziwne bo 3/4 użytkowników ocenia filmy typu"kopciuszek roztańczona historia" albo "hannah montana" na 10 a tu nagle wszyscy jakby się krytykami filmowymi stali i trzęsą się nad filmem chyba tylko dlatego że wypada. Ja osobiście nie ocenię tego filmu bo nie chce mu zaniżać średniej ale moim zdaniem coś tu nie gra bo film obrósł taką legendą a w rzeczywistości dupy nie urywa. Prawda jest taka, że bardzo się wynudziłam i cały film czekałam na coś co sprawi że będę mogła dać temu filmowi 10 i zachwycać się nim jak inni.
ps. i tak wiem, że napiszecie że nie dorosłam do takich filmów mimo iż obejrzałam na prawdę sporo filmów i nie jestem nastolatką jak zapewne niektórzy stwierdzą...

ocenił(a) film na 8
gowniarz_wyniosly

Haha, różnica to jest w twoim umyśle, jesteś na bakier z kulturą i logiką.

ocenił(a) film na 10
Mowiacy_do_reki

Do Ciebie, to mi pod tym względem jeszcze daleko.

ocenił(a) film na 8
gowniarz_wyniosly

Skoro mama ci tak powiedziała, to trzeba jej wierzyć.

ocenił(a) film na 10
Mowiacy_do_reki

Nudzisz mnie już koleś.

ocenił(a) film na 8
gowniarz_wyniosly

Dopiero? Ty mnie od samego początku.

ocenił(a) film na 10
iwona1510005

czlowieku wroc do polskich seriali tam wszystko proste jasne i debilne, ogladaj do woli , a tu nie wypisuj pierdół

riko62

jeśli chciałeś mnie postraszyć to Ci nie wyszło. Żenada, sapiesz na każdego kto ma inne zdanie od Ciebie, współczuje.

ocenił(a) film na 10
iwona1510005

ja sapie tylko na tych ktorzy wypisują bzdety , no chyba ze musisz to robic

riko62

a Ty tu robisz za jakąś rade nadzorczą? albo masz jakieś uprawnienia do oceniania kto pisze bzdety a kto nie?

ocenił(a) film na 10
iwona1510005

nic na to nie poradze ze wypiujesz glupoty, dzisiaj zlotopolscy nie zapomnij, potem tam sie produkuj

riko62

a ja nie poradzę nic na to, że kompletnie mnie wali co masz do powiedzenia w tej kwestii. Skoro tak polecasz tych złotopolskich to może zobaczę...

ocenił(a) film na 10
iwona1510005

o wlasnie ogladaj i sie zachwycaj , i pisz sobie ale nie w tym miejscu , z ogladaczami polskich debilnych seriali lepiej sie zrozumiesz, nie pisz juz tu wiecej

riko62

matko co za troll. "nie pisz już tu więcej" buahahaha ale się uśmiałam.

ocenił(a) film na 9
iwona1510005

Uwaga: mogą wystąpić spoilery!

Oglądałem ten film kilka dobrych lat temu, a i ostatnio mi wpadł w ręce, więc pomyślałem- w zasadzie czemu nie. Jedynie umocniłem się w przekonaniu, że film mimo kilku niedociągnięć, których można się uczepić, na ten przykład - jak 2 metrowy czerwonoskóry człowiek dobiegnie do Kanady niezauważony? Tudzież panel od wody, który po wyrwaniu zamienia się w gąbkę. ;) Film ma, mimo zdawałoby się nudnej tematyki, świetny klimat na który składa się kilka czynników, przede wszystkim gra aktorska (DeVito w roli małego świra, bezkonkurencyjny) i świetny pierwowzór, którym podobnież była książka (nie czytałem, więc osobiście nie potwierdzę). Nie mam zwyczaju utożsamiać się z bohaterami czy sytuacjami, które widuję na ekranie, a jednak czułem niepohamowaną ulgę, gdy Nicholson podduszał Fletcher. Wiadomo, każdy rozumie, to co i jak chce rozumieć, jednak dla mnie- "Lot nad kukułczym gniazdem" - sama przyjemność z oglądania.

Przy okazji- nieźle się uśmiałem pilotując ten temat. Tak trzymać. :)

ocenił(a) film na 9
Geckon

Prawie wszystko się zgadza, ale pisząc o braku konkurencji dla DeVito mocno przesadziłeś...:) No chyba, że miałeś na myśli jedynie rolę małego świra to przepraszam.

ocenił(a) film na 9
Kamileki

Jeśli chodzi o małych świrów, to w tym filmie DeVito to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. ;) A tak na poważnie, szczerze- strasznie się śmiałem, gdy Martini doprowadzał "kolegów po fachu" do agonii nerwowej swoją głupotą.

ocenił(a) film na 9
Geckon

DeVito stworzył idealną postać takiego dużego dziecka hehe.

ocenił(a) film na 10
Geckon

Agree ;)

ocenił(a) film na 8
iwona1510005

Filmu nie oglądałam. JESZCZE. Polecam przeczytać książkę, ciężko ją zdobyć, ale warto, właśnie skończyłam czytać. Zapada w pamięć. I daje niezłego kopa, ma moc i jest odzwierciedleniem rzeczywistości =) Polecam, jak Cię nie przekona, zwracam kasę =)

Wikuu

oooo uważaj bo przyjmę zakład. A tak poważnie nie wiem czy ma sens czytanie książki po obejrzeniu filmu, jak uważacie?

ocenił(a) film na 10
iwona1510005

Napewno. Żadnej książki nie da się w 100% przełożyć na ekran.
Przeczytanie tego dzieła da Ci inne spojrzenie na cały ten temat i morze nawet na cały ten film ;).
Po za tym film jest bardziej adaptacją książki niż ekranizacją z tego co udało mi się wywnioskować na różnych postach ;).

ocenił(a) film na 8
iwona1510005

Nie zakładam się, nawet nie powiedziałam, że się zakładam.
Owszem, ma. Choćby nawet po to, żeby porównać. Dlaczego niby nie oglądać? Bo wiesz jak się skończy? Kiepski argument...

ocenił(a) film na 8
iwona1510005

Obejrzałam film i teraz mogę się w pełni wypowiedzieć. Na wstępie pragnę nadmienić, że film mnie nie powalił... Może jest to spowodowane moim nastawianiem? Po przeczytaniu tylu pozytywnych recenzji, oczekiwałam nie wiadomo czego a tu cóż... film jak film. W książce narratorem jest Wódz, oczywiście na ekranie byłoby to niewygodne, więc ta kwestia została zmieniona. I tu mamy problem. Ponieważ to Wódz wprowadza nas w tą atmosferę, w to, co się tam dzieje. A w filmie? Nie czytając książki może być ciężko ze zrozumieniem fabuły. Pominięte konteksty, te najważniejsze refleksje, które dają do myślenia. Np. o tym "byciu dużym" i "małym", w ogóle nie zwróciłabym na to uwagi nie czytając książki.
Także, jedynym ratunkiem, abyś do końca nie zwątpiła w ten film i nie straciła szacunku do Kena Kesey'a jest przeczytanie książki. Przeczytaj, bo warto, a nikt nie jest w stanie przełożyć książki na ekran =)

ocenił(a) film na 10
iwona1510005

10 / 10 i bez komentarza, milczenie jest złotem.


użytkownik usunięty
iwona1510005

Hm, wypowiem się odnośnie pierwszych kilku komentarzy, bo nie chce mi się wtrącać w cudze kłótnie, jestem zbyt leniwa. ;) Może jest to trochę lekceważące z mojej strony, ale trudno.
Mi się film średnio podobał, ale nieraz zauważyłam, że na niektóre filmy nie wolno ,,podnieść ręki", bo Cię zjedzą. :D Może to kwestia formy? To, co w książce (nie czytałam, ale pewnie się za nią zabiorę) czyta się fajnie, w filmie dłuży się i nudzi. Zgaduję, że bez żadnego ryzyka niezrozumienia fabuły mogłabym co ok. 5-10 minut robić sobie przerwy w oglądaniu, nie pauzując go. Niewiele bym straciła.
[SPOILER]
Co do konfliktu na linii McMurphy-Ratched - nie powiem, by jakakolwiek postać była tu zdecydowanie pozytywna lub negatywna i tu akurat film jest realistyczny. McMurphy jest typowym cwaniaczkiem, kryminalistą niezdolnym do wzięcia odpowiedzialności za własne czyny oraz mający w dupie to, jakie konsekwencje poniesie ktoś, kto jemu pomagał. Znamienną jest scena, kiedy pyta pacjentów ,,czemu mnie podpuszczaliście, jeżeli wiedzieliście, co mi grozi?" oraz jego zdziwienie, gdy dowiaduje się, że skąd mieli wiedzieć, kiedy oni są tam z własnej woli. Sam McMurphy jednak nie wziął pod uwagę, że on bardziej podpuszczał pacjentów, niż oni jego. Pozytywnym jest fakt, iż chciał im uświadomić, że gdyby chcieli, mogliby doskonale funkcjonować poza szpitalem i ich dolegliwości to tak naprawdę w większości kwestia ich myślenia o sobie i obaw oraz kompleksów. Prawidłowo przeprowadzona terapia grupowa zapewne nawet by pomogła wielu z nich. Jednak McMurphy, sam ucząc ich, że istnieją zasady (grania, obstawiania) nie potrafi zrozumieć, że jego samego też obowiązują zasady - zasady życia w społeczeństwie. Tu przypominał mi trochę swoją postawą dzieciaki, które piszą na murkach ,,CHWDP" i ,,JP na 100%", ale kiedy ukradną im rower, to z płaczem lecą na pały. Siostra Ratched z kolei jest osobą złośliwą, kierującą się swoimi sympatiami i antypatiami w podejmowaniu decyzji, nadużywającą środków mających pomóc komuś, zlecając je jako karę. Niektóre z jej decyzji rzeczywiście były racjonalne, jak chociażby o stałym rozkładzie zajęć (który jednak bez wielkiej szkody mógł być czasowo zmieniony, żeby część pacjentów mogła obejrzeć rozgrywki), liczeniu się ze wszystkimi pacjentami, muzyce czy racjonowaniu papierosów (ile zakład, że kiedy Martiniemu zabrakłoby w ogóle jakichkolwiek fajek, miałby - nieuzasadnione - żale do personelu?), natomiast terapia grupowa (coś, co z założenia powinno pomóc pacjentowi się otworzyć i zobaczyć, że na problem można spojrzeć z wielu stron, a więc nie jest nierozwiązywalny) była przez nią używana niemal jako narzędzie do torturowania i upokarzania pacjentów. Tak ogólnie nie rozumiem, czemu pielęgniarka prowadziła takie zajęcia, WTF? Od tego jest psycholog. Zresztą, m.in. właśnie szantaż emocjonalny, jaki zastosowała (kierując się, a jakże - źle pojętą lojalnością wobec matki Billy'ego) spowodował, Billy się zabił. Jednak z kolei nie sposób tutaj nie dostrzec roli McMurphy'ego. Przekupił tego pielęgniarza na nocnej zmianie, który jednak i tak zrobił mu przysługę, iż nie wziął po chamsku kasy i nie zaprowadził go prosto do oddziałowej (bo, tak przy okazji, oddziałowa to była ta babka, która przyszła w nocy sprawdzić, czy wszystko w porządku na oddziale, a nie siostra Ratched). McMurphy chciał zrobić ucieczkę ,,w wielkim stylu" mając gdzieś, jakie konsekwencje poniesie przez to personel i pozostali pacjenci. Przewrócił oddział dosłownie do góry nogami i zniszczył życie pielęgniarzowi (który na pewno po takiej akcji na jego dyżurze został zwolniony z wilczym biletem). Fakt, pielęgniarz miał wolną wolę, ale cóż, chciał ,,być w porządku", to mu się oberwało. Sam McMurphy poniósł ,,karę" dość okrutną i nieodwracalną, jednak nie była ona czymś, czego nie mógł się spodziewać. Doskonale sobie zdawał sprawę z tego, gdzie jest, wiedział, że obowiązują pewne normy, które nawet mocno naciągnięte i przy największej życzliwości kogokolwiek z personelu, nie pozwalałyby na dokonanie aż takich szkód. Naiwnością z jego strony było myślenie, że to wszystko skończy się dla niego dobrze. Właśnie dlatego powiedziałam, że jest cwany, nie inteligentny. Siostra Ratched i bez bycia złośliwą jędzą nie mogłaby pozwalać pacjentom na robienie wszystkiego, co im się podoba, ona była tam zatrudniona po to, by egzekwować zasady obowiązujące w szpitalu. Ona musi mieć autorytet i nie może po prostu pozwolić sobie na naruszenie autorytetu.
Podsumowując - McMurphy był anarchistą, jednak do wtedy, kiedy było mu to na rękę, jego postępowanie nieraz wskazywało na dość dziecinne myślenie. Ratched wykazywała jednak opanowanie i konsekwencję w swoich dobrze przemyślanych działaniach i głównie tym ,,wygrała". O ile w ogóle można powiedzieć tutaj o zwycięstwie.

w większosci zgadzam się z tym co napisałaś, zwłaszcza z tym, że są filmy na temat których nie można mieć własnego zdania. pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 10

A więc Ratched versus McMurphy? Zdaje mi się, że zamierzeniem autora książki (nie czytałam, ale w końcu jest to pierwowzór, więc do tego się odnoszę)nie był podział głównych bohaterów tego sporu na protagonistów i antagonistów, tylko ukazanie ludzkiej osobowości w każdym jej aspekcie. Z tego względu nie są oni wyidealizowani, u każdego ukazana jest ta mroczniejsza część ludzkiej natury (przecież nic nie jest tylko czarne i białe) . Nie da się jasno określić, kto jest bohaterem pozytywnym, a kto złem wcielonym, kiedy ktoś postępuje zgodnie ze swoimi etycznymi przekonaniami (niekoniecznie aprobowanymi przez społeczeństwo, ale bynajmniej własnymi).

Nakreślę swój sposób myślenia. McMurphy jako zatwardziały nihilista (mogę pokusić się o stwierdzenie, że w dzieciństwie cierpiący na zaburzenia opozycyjno-buntownicze, które z czasem przerodziły się w zaburzenia zachowania, co mogło być skutkiem braku stabilizacji w relacjach rodzinnych, ale również jedną z przyczyn wkroczenia na kryminalną ścieżkę), skazany za rozboje i gwałt miał większy wpływ na postępy pacjentów niż prowadzący ich lekarze. Jak ktoś już napomknął, Mac zauważył w nich ludzkie istoty, a nie numery. Nie przeczę, że był lekkomyślnym cwaniaczkiem, który całe życie się migał i liczył na farta, ale w całym tym wszystkim jego postać była jakoś rozkosznie przesympatyczna, że przykrym stało się dla mnie, że koniec końców karma do niego wróciła :]

Ratched natomiast prezentowała postawę zupełnie przeciwstawną; respektowanie zasad, ale też chłodny, analityczny umysł. Z racji pełnionej funkcji była zobowiązana egzekwować przestrzeganie regulaminu przez pacjentów i jest to fakt niezaprzeczalny. Inaczej przedstawia się fakt, że jej ambicja w połączeniu ze stołkiem, jaki zajmowała spowodowała swego rodzaju dewiację. Mianowicie im bardziej wzrastał jej autorytet, tym większą odczuwała potrzebę, żeby kontrolować kuracjuszy w obawie przed jego stratą. Stąd to całe pogrążanie ich na nowo w chorobie (albo (nie)celowe niestosowanie terapii, która prowadziłaby do ich wyleczenia). Zagadką dla mnie pozostaje czy był to celowy wybieg czy może podświadomość jej tak nakazywała? Jestem jej przeciwniczką, gdyż jej przerost ambicji pośrednio doprowadził do śmierci Billiego. Straciła nad sobą panowanie, gdyż jej pozycja stała się zagrożona. Miała wgląd w kartotekę medyczną, znała przyczyny jego próby samobójczej, na Wielkiego Latającego Potwora Spagetti – sama prowadziła jego terapię! Wiedziała, że jest niestabilny emocjonalnie i mimo wszystko zamiast wykrzesać z niego ikrę - stłumiła jego na nowo nabytą pewnośc siebie w zarodku. Jawnie podcięła mu skrzydła, przecież chłopak był podatny na krytykę i jako pracownica zakładu dla obłąkanych musiała zdawać sobie z tego sprawę.

Wiem, że sama sobie zaprzeczam, ale zadaję sobie pytanie: kto w tej całej historii jest czarnym charakterem? Nie wiem czy sugerować się motywami czy patrzeć na efekt końcowy. McMurphy początkowo chciał oszukać system, ale skończyło się na tym, że stał się jego ofiarą. A Ratched? Przykładna pielęgniarka, w służbie społeczeństwu, w kluczowym momencie ma krew na rękach.

BTW. Nie wiem czy w dyskusji brali udział fani "House M.D.", ale chyba już wiem, który film zainspirował scenarzystów do napisania wątku o pobycie Gregorego w szpitalu psychiatrycznym ;D (bodajże 5 sezon). Rzuca mi się w oczy lekkie podobieństwo.

ocenił(a) film na 10
LokiSzoki

Polać jej, dobrze gada!

"Zdaje mi się, że zamierzeniem autora książki (nie czytałam, ale w końcu jest to pierwowzór, więc do tego się odnoszę)nie był podział głównych bohaterów tego sporu na protagonistów i antagonistów, tylko ukazanie ludzkiej osobowości w każdym jej aspekcie."

Myślę, że nie chodzi tutaj o szersze spojrzenie na ludzką naturę (osobowość). Spojrzałem na ten film jakbym oglądał wielką dyskusję, której efektem miała być odpowiedź na pytanie: Czym jest normalność? Czym jest szaleństwo?. Gdyby chodziło o ludzką osobowość, tytuł i miejsce akcji i cała ta otoczka psychiatryka nie miałaby w tym momencie większego znaczenia (mógł to być przecież równie dobrze np. posterunek policji, więzienie, miasto, ulica itp itd). I powiem Wam, że to chyba jedyny film, który tak przeraźliwie trzęsie takimi forami internetowymi jak Filmweb.
Po wielu wypowiedziach wielu użytkowników stwierdzam, że dane "szaleństwo" jest w cholerę niewymierne. "Lot..." pokazał mi jak cienką granicą stanowi dla człowieka normalność i jak potrafi być przesuwana przez różnych ludzi o danych poglądach. Jest ponad 6 miliardów ludzi na świecie i mogę śmiało powiedzieć, że tyle samo jest różnych "szaleństw i normalności" :).

"kto w tej całej historii jest czarnym charakterem?"

Tak jak już mówiłaś wcześniej obydwie strony konfliktu są bardzo mało klarowne. Właśnie o to między innymi w tym filmie chodzi. Czasami czarny charakter okazuje się być dobrym charakterem i odwrotnie, w wyniku jakichś doświadczeń i przeżyć. McMurphy, jako przestępca, jest tutaj ukazany jako ptak, który za wszelką cenę chce być wolny. Psychiatryk był dla niego wyjściem z paki i od początku główny bohater chciał za wszelką cenę stamtąd uciec. Z początku w ogóle się nie interesował co się w tym ośrodku dzieje. Dokonywał obserwacji. Niestety (a może na szczęście) dopadło go współczucie (które leży w ludzkiej naturze, stąd Mac wzbudza sympatię) i, jak już wspominałaś, chciał im pokazać, że też są wolni. Natomiast siostra Ratched nie potrafiła tego zaakceptować, gdyż właśnie był zachwiany jej autorytet, na który tak mocno pracowała (co można wywnioskować z jej zaangażowania, przecież tez mogła mieć na to wszystko wyrąbane). Można tutaj rozmawiać i rozmawiać z czego to wynika. Można powiedzieć, że w przeszłości, poprzez współczucie życie ją mocno pokopało i postanowiła zrezygnować z "ludzkiej natury" na własne cele. Aczkolwiek w skrócie, z psychologicznego punktu widzenia, niepohamowana chęć dominacji to po prostu głęboki kompleks z np. ciężkiego życia rodzinnego. Kłopot w tym, że Siostra Ratched nie mogła się otworzyć na inny punkt widzenia, natomiast McMurphy to zrobił. Stąd w tym sporze "ludzka natura" przegrywa z samą sobą, bo przecież to człowiek z niej rezygnuje świadomie i rani innych na rzecz własnych dóbr i uczuć, które nie leżą w ludzkiej naturze ale niesamowicie potrafią człowieka rajcować. No chyba nikt mi tu nie zarzuci, że siostra Ratched nie lubiła swojej "pracy"... :)
Oczywiście jest to tylko jeden z punktów widzenia tego sporu. Naprawdę, jakby się uprzeć, jest tego mnóstwo.

Po za tym, myślę, że patrzycie na ten film zbyt racjonalnie ;)
Spróbujcie popatrzeć na to zupełnie inaczej a odkryjecie (mam nadzieję) całkowicie inne punkty widzenia...

Na koniec tani cytat z jednego z bardzo znanych filmów: "The good depends on the point of view" :)

ocenił(a) film na 10
HoShiMin

„Oczywiście jest to tylko jeden z punktów widzenia tego sporu. Naprawdę, jakby się uprzeć, jest tego mnóstwo.”
I agree. Oczywiście, że na swój sposób pojęłam istotę filmu. Piszę "na swój sposób", bo każdy ma inne patrzenie na świat i można wymyślić multum przesłań, dla każdego inne (sama wykminiłam ich kilka). Oto jeden z nich.
Jakiś czas temu sama byłam hospitalizowana w podobnym zakładzie, także widziałam ten "świat" z zupełnie innej strony aniżeli personel takowej placówki czy większość ludzi. Autor chciał nam uświadomić nie tyle, że cienka jest granica między "normalnością" a obłędem, ile fakt, że nie znamy w pełni swego umysłu, a mimo wszystko polegamy na nim w równym stopniu jak na zmyśle wzroku czy słuchu, a je przecież najłatwiej oszukać. Choroba psychiczna może się objawić w późniejszym wieku, np. niektóre postacie schizofrenii czy psychozy albo może być wynikiem jakiegoś traumatycznego przeżycia. Tak jakby chce nas przygotować na takową ewentualność, uświadomić nam, że to, co jest teraz niekoniecznie oznacza, że takim pozostanie. Sama znam przypadki osób, u których choroby psychiczne ujawniły się po (!) 40-50 latach życia zgodnie z obowiązującym przez społeczeństwo i WHO pojęciem zdrowia i normalności.

"Kłopot w tym, że Siostra Ratched nie mogła się otworzyć na inny punkt widzenia, natomiast McMurphy to zrobił. "
McMurphy jest postacią dynamiczną. Pod wpływem przeżyć i przemyśleń zmienia się, dojrzewa, odkrywa inny punkt widzenia. Z obserwacji wiem, że lubimy takie osoby, to z nimi najbardziej się utożsamiamy, zwłaszcza gdy prą w „dobrym” kierunku.

"Niestety (a może na szczęście) dopadło go współczucie (które leży w ludzkiej naturze, stąd Mac wzbudza sympatię) i, jak już wspominałaś, chciał im pokazać, że też są wolni. "
Możliwe, ale przypuszczam, że z początku nie była to empatia tylko po prostu uważał ich za zakompleksionych idiotów. Nie pojmował tego, bo to, co dla nich było utrapieniem, dla niego było banałem. Jako osoba, której (jak słusznie zauważyłeś) jedynym celem pobytu w tej placówce była ucieczka od kryminału uważał ich problemy za błahe, więc znajdywał proste, logiczne sposoby rozwiazania ich bez użycia środków farmakologicznych i przedłużającej się w nieskończoność terapii. Wydaje mi się, że każdy inteligentny, charyzmatyczny człowiek (a zauważ, że wśrod pacjentów był bardzo popularny) o takim temperamencie powziąłby jakieś środki, żeby zwyczajnie nie sfiksować. Nie chcę ujmować mu dobroci, bo przez swoje zachowanie z czasem MUSIAŁ odczuć z nimi więź, ale to nie współczucie tylko nuda i rutyna, kórej tak przecież nie lubił, spowodowała jego chęć pokazania im, że mogą być wolni, jeżeli tylko zejmą klapki z oczu i zechcą.

ocenił(a) film na 10
LokiSzoki

To prawda, że umysł człowieka jest dla nas chyba największa niewiadomą (w końcu używamy go tylko, średnio w 4%). Bardzo możliwe, że autor książki chciał podpowiedzieć nam, a może nawet ostrzec nas przed jego potęgą a zarazem delikatnością (bardzo ciekawe są przypadki autyzmu, dla nas to co prawda choroba, ale co potrafią robić dzieci autystyczne jest dla mnie kosmiczne :O). Natomiast nie zapominajmy, że jest to adaptacja (bo ekranizacją nazwać to trudno) reżysera, więc niekoniecznie reżyser chciał pokazać nam to samo co autor książki. Z wielu przeczytanych wypowiedzi wywnioskowałem, że reżyser nie przejął się obrazem książki, bardziej chciał ukazać swoją wersję.

"ale to nie współczucie tylko nuda i rutyna, kórej tak przecież nie lubił, spowodowała jego chęć pokazania im, że mogą być wolni, jeżeli tylko zejmą klapki z oczu i zechcą."
Możliwe, że masz rację, jeśli chodzi o początek filmu jest to oczywiście prawda. Aczkolwiek gdyby nie nacisk Siostry Ratched na Maca, wątpię by główny bohater chciał podważać autorytet pani oddziałowej, a pod koniec robił to nagannie :). Przecież wcale nie musiał podejmować walki, tylko po to by zabić nudę. Za płasko to brzmi na tak rozbudowaną postać jaką jest McMurphy.

Jeśli chodzi o osoby z takich ośrodków, to spotkałem ich bardzo mało. Ale mogę śmiało powiedzieć, że takie ośrodki, które pozornie "leczą" to raczej niszczą człowieka od środka. Dlatego przesłanie tego filmu i książki jest jak najbardziej aktualne.
Cieszę się, że jeszcze wychodzą stamtąd osoby, które nie dają sobie w kaszę dmuchać i dzięki swej twardej psychice i troszku serca, wychodzą z tego bez szwanku ^^

ocenił(a) film na 10
iwona1510005

film rewelacja. Skąd zachwyty ? To proste z głębi wszystkich postaci w tym filmie najprościej rzecz biorąc. Ten film jest jak trip/przygoda/wycieczka przez umysły personelu i pacjentów psychiatryka.