Choć w filmie obraz wydaje się rzeczą najważniejszą, w przypadku "Ludzie więdną jak liście" należy zwrócić szczególną uwagę na muzykę rysowaną bezpośrednio na ścieżce dźwiękowej. To zadrapania taśmy, jej pogrubienia i deformacje tworzą ciekawe skale chrobotów, pisków i chrzęszczenia… Z formalnego punktu widzenia zabieg, w którym źródło muzyki pochodzi z wnętrza czy nawet materii filmu, a nie z zewnątrz - jak zwykle ma to miejsce w filmie - w oryginalny sposób nadaje mu "cielesności". Zresztą jak pisał w "Dwutygodniku" Kuba Majmurek: "U Antonisza te maszynowe fascynacje idą dalej niż u wielu surrealistów: w świecie jego kina znosi się opozycja między tym, co biologiczne i maszynowe. Maszynowe metafory wyjaśniają działanie organizmów żywych (tytułowy jamniczek, ludzka świadomość porównywana do projektora filmowego w "Kilku praktycznych sposobach…"). A i same maszyny podlegają tym samym procesom starzenia się, rozpadu, reintegracji w nowych układach, co organizmy żywe. Wszystko tworzy posthumanistyczną, biomaszynową przestrzeń. Na poziomie obrazu "Ludzie więdną jak liście" to swoiste studium przemijania, kalejdoskop pomniejszających i powiększających się form, kształtów, postaci i zmieniających pór roku.