Jedno uderza w filmie - brak tych podstawowych więzi i prób zrozumienia drugiego człowieka - w tym wypadku ojca i syna, a po tragedii - męża i żony ponieważ pomiędzy członkami rodziny rozciąga się przeogromny parawan religijnych zakazów i nakazów. Reżyser w dużej części skupia się na na początku obrazu na ukazaniu wrażliwości dziecka - jego świata - pełnego empatii oraz zrozumienia aby skonfrontować ten świat z bezdusznymi i mocno automatycznym światem religijnych dogmatów ojca. W moim odczuciu dziecko zginęło - bo ojciec tracił z pola widzenia najprostsze rzeczy - nie potrafił zając się własnym synem, zabrakło mu wyobraźni i intuicji bo był zbyt skupiony na pedantycznym wykonywaniu religijnych rytuałów.
Nie do końca uważam film za wariacje na temat Izaaka i Abrahama - bardziej to film który stawia pytanie o to jak religia zwłaszcza taka judaizm odwraca naszą uwagę od rzeczywistości oraz zwykłej ludzkiej wrażliwości. Uderza w filmie ten brak uczuć i życiowości bohatera - który łamie się dopiero pod koniec, a jego zachowanie pokazuje że żyjąc w tym świecie nie należy skupiać się na innym - wyższym - bo można wiele przez to stracić - czasami nawet coś nam najdroższego.
Ogólnie nie jest to arcydzieło, ale film ciekawy, wart uwagi - ma taki spokojny, melancholijny, klimat.