Szczególnie w kwestii postaci. Co scenę bohaterowie zachowują się tak, jakby wcześniej nie zostali przedstawieni, żadnej konsekwencji w prowadzeniu postaci.
W ogóle bohaterowie to największy problem filmu. Oni po prostu są. Z nikim innym poza Vincentem nie można nawiązać jakiejś emocjonalnej relacji. Matka chłopca, rosyjska prostytutka, ojciec chłopca, żona Vincenta. Oni wszyscy wydają się być istotnymi postaciami w filmie, jednak zostali poprowadzeni tak, jakby byli tylko statystami.
Poza tym cała historia wydawała mi się być sztuczna. Nie jednokrotnie przychodziło mi na myśl: "przecież ludzie się tak nie zachowują". Motyw z żoną Vincenta był klasycznym przykładem wyciskacza łez i nie miałbym z tym żadnego problemu, gdy nie to, że został potraktowany po macoszemu.
Kwestia przedstawienia Vincenta jako świętego jest jasna już na początku filmu. Nie przeszkadza mi ta koncepcja, uważam tylko, że została potraktowana trochę zbyt pretensjonalnie.
Film do zobaczenia z rodziną na kanapie. Niestety tylko.