Zaczyna się film. Widzimy napisy początkowe i słyszymy całkiem niezły kawałek muzyki. Zdjęcia posiadają bardzo ładny filtr i jest w nich coś niezwyczajnego.
Muzyka się kończy, a mnie zaczyna denerwować używanie przez operatora obiektywu ze zmienną ogniskową! Jedzie on nim, stojąc w miejscu, jak szalony. Pokazuje bohaterów z daleka zaburzając poczucie przestrzeni. Do tego gwałtowne ruchy i notoryczne gubienie pierwszoplanowych obiektów nieprzyjemnie się ogląda. Jakby tego było mało pan Stine nie potrafi obierać punktów centralnych i eksponować punkty, na które widz ma skupić wzrok. Sposób fotografowania nie do przyjęcia!
Rozpoczyna się film, poznajemy bohaterów, których ja znam już z serialu telewizyjnego. Tutaj nie budzą oni tak wielkiej sympatii, nie przywiązujemy się do nich. Kreacje aktorskie są wyróżniające się. Scenariusz bardzo dobry, reżyseria wybitna. To właśnie praca Altmana sprawiła, że film ten jest taki dobry. To jego obserwacje i sugestywne ich pokazywanie, opisywanie za pomocą filmowych wydarzeń sprawiły, że M*A*S*H to jedna z lepszych komedii wojennych.
Ja śmiałem się rzadko, głównie z dialogów, a humor prezentowany przez Altmana jest czarny, miejscami smolisty.
Całość nie nudzi, jest dość oryginalna i porządnie wykonana. Nawet zdjęcia i ciągłe najazdy po pewnym czasie stają się znośne i pozytywnie wpływają na jakość tego dzieła.
8/10
Widzę, że znasz się na technice operatorskiej;)
Mnie film rozbawił jak żaden ostatnimi czasy; bohaterowie jednak - w przeciwieństwie do ciebie - są moim zdaniem sympatyczni (chodzi mi o "Sokole oko" oraz jego luzackich kumpli). Do tego Altman zaserwował nam wiele celnych spostrzeżeń dotyczących ludzkich przywarów, jak zakłamanie, bigoteria czy błędne pojmowanie własnej orientacji seksualnej. Nie mam wątpliwości, że bez ręki tego nieżyjącego już, niestety, artysty, "MASH" nie byłoby tym czym jest. A jest to rewelacyjny film i nawet średnie zdjęcia nie umniejszają jego wartości. Ale zgadzam się, że mogły być lepsze:>
W drugim zdaniu napisałem "w przeciwieństwie do ciebie" - chodziło mi o to, że mamy przeciwne zdanie co do bohaterów filmu, a nie o to, że jesteś niesympatyczny:P
Moja wina.
Nie napisałem, ze bohaterowie nie są sympatyczni. Po prostu ci z serialu, o tym samym tytule, byli mi bliżsi.
Zdjęcia są strasznie przebajerowane, ale mają jeden duży plus: są elementem charakterystycznym tego filmu, po którym łatwo go poznać.
A reżyseria... to właśnie siła tego tytułu, bez której niewiele osób by dzisiaj o nim pamiętało.
Znów nic, tylko się podpisać pod Twoją opinią, co też niniejszym czynię. Pozdrawiam. :)
Cóż począć z tym filmem? Technicznie - okropne, nie można nawet powiedzieć o awangardzie filmowej. Po prostu źle wykonany.
Fabularnie - bardzo średnio. Zbiór gagów i wymian słownych (moim zdaniem - ogólnie) na niskim poziomie. Kojarzy mi się to z początkami komedii filmowej, gdzie pod szkielet fabularny dodawano zabawne sytuacje, a jak wiadomo każdą, w takim przypadku, można wpleść w "główny wątek".
Aktorstwo - średnie. Nonszalanckie postacie nie wymagały, zapewne, od aktorów wielkiego zaangażowania, najpewniej dobrze bawili się na planie, co widać, ale kreacje nie mogą być nazwane wyróżniającymi się.
Piszesz, że zdjęcia po pewnym czasie stają się wyróżnikiem tego filmu i przekształcają się na coś w rodzaju argumentu "in plus" - to jest kwestia odporności i wytrzymałości. Mniej więcej po połowie seansu miałem zamiar zająć się czymś innym, dobrze, że tego nie zrobiłem, bo druga część filmu wydała mi się mniej wydumana, a bardziej rozrywkowa (dziwne spostrzeżenie jak na tego typu pozycję).
No i wybitności reżyserii nie mogłem się dopatrzyć. Nie jestem specjalistą, zawsze ktoś może mnie oświecić, wtedy zmienię zdanie.
MASH babo placek.
Wreszcie jakiś wątek, w którym zachowuje się proporcje wobec oryginału i serialu.Wydaje się, że trudność z satysfakcjonującym odbiorem filmu wynika z karkołomnej realizacji. Już sama ścieżka dźwiękowa buduje bariery hamujące percepcję, dźwięk nie podąża za obrazem, jest irytująco polifoniczny(zysk posiadania wersji z napisami jest oczywisty), dochodzą do tego sytuacje gdy postacie filmu mówią jednocześnie, wykrzykują swe kwestie i jeszcze ten radiowęzeł wyszczekujący absurdalne komunikaty. Sposób filmowania jest równie zagmatwany, nierzadko pozbawiony funkcji informacyjnej.Rozmyte zdjęcia, nadmiar planów ogólnych i średnich, kadr jest wypełniony detalami, które widza rozpraszają.Podobnie jest z barwami,wszechobecne odcienie zieleni,stwarzają wrażenie monochromatyczności. Te cechy, same w sobie byłyby wadami filmu, gdyby nie to, że zasadniczy sposób opowiadania przyjmuje charakter epizodycznej narracji, swoisty trademark Altmana, a to z kolei unieważnia powyższe wady. Bo dla podstawowego zamierzenia, każdy z tych epizodów jest istotny, różniący się na poziomie dramaturgicznym, za to mający wspólne niewyosobnione tło. Owszem ta zieleń, ten wojskowy kamuflaż, jest w szyderczy i bezceremonialny sposób konfrontowana z czerwienią krwi zalewającą sale operacyjne, co z kolei obnaża bezsens procedur wojskowych mających chronić, tylko teoretycznie, zdrowie i życie żołnierzy. Kpina z regulaminowego postrzegania rzeczywistości przez niektóre postacie Z drugiej strony, widz obserwuje z dystansu zbiorowy opis zachowań ludzi myślących rozsądnie wtłoczonych w świat skutków wojny, idiotycznych regulaminów. To taki antywojenny, może nawet bardziej drwiący z armii niż antywojenny, a jednocześnie nie histeryczny film, który dał Altmanowi sławę i nagrodę w Cannes.Podobno premiera fantastycznie wpisała się w klimat kontestowania większości amerykańskich instytucji i dała nieźle zarobić producentom, choć samemu Altmanowi niekoniecznie.Na nasze szczęście reżyser jeszcze kilka razy zdyskontował ten sukces. W serialu ostał się jedynie rubaszny humor, osłabiany z sezonu na sezon poprawnością obyczajową. Na poziomie formy to bardzo postny ,,posiłek".Good night and good luck, esforty.
8/10
Wszystko to ma na celu ukazanie chaosu i absurdu wojny - to tak w dużym skrócie. Stąd te wszystkie szybkie, nakładające się rozmowy, jak choćby we wstępie kiedy dowódca coś mówi, a Radar nadaje razem z nim. Często na Filmwebie pojawiają się opnie, że film jest niechlujny, odstręczający - bo chyba taki miał być w założeniu. To miała być satyra na wojnę w Wietnamie bez taryfy ulgowej. Mnie akurat bardzo podobał się ten chwyt z rozmytym pierwszym planem, gdy kamera filmuje kogoś, kto jest w głębokim tle, a na planie pierwszym widzimy jakieś 'obce' elementy. Dzięki temu można odnieść wrażenie, że kamera bardziej podgląda to, co dzieje się w szpitalu niż bierze w tym udział.