Dziwi mnie trochę otoczka, która narosła na tym filmie, począwszy od Złotej Palmy, kilku nominacjach do Oscarów w najważniejszych kategoriach, skończywszy na miejscach na współczesnych listach "najlepszych amerykańskich filmów w historii kina" sporządzanych przez AIF.
Altmanowi udała się w roku 1970 rzecz niezwykła - po serii filmów wojennych z konającymi i oddającymi życie za ojczyznę żołnierzami, on wojnę zdusił w zarodku, wypierając poza obiektyw kamery. Zastąpił ją pozorną sielanką i zblazowanymi bohaterami, dla których pobyt na obrzeżach linii frontu spokojnie mógł być substytutem pobytu w kurorcie (szczególnie podobała mi się scena, w której żołnierze koniec wojny przyjmują z nutą przygnębienia).
Niemniej patrząc z dzisiejszej perspektywy film szału już nie wywołuje. A i z tego co wiem to fani serialu, też kręcą na niego nosem...
Moja ocena - 6/10