Przyznam, że miło mnie zaskoczył ten film. Zaskoczył, bo niewiele jest filmów nakręconych po 2000 roku, które w ogóle podobają mi się. Film bardzo krwawy i jeśli miałbym go porównać z jakimś innym, równie krwawym filmem, to na myśl przychodził jedynie "John Rambo" z 2008 roku, gdzie krew się lała w podobnym stylu, ale nie było jej AŻ TYLE! Zresztą, w obu filmach główny bohater używał wielokrotnie maczety (może Rodriguez właśnie wzorował się na "Rambo 4"?). Poza tym świetny dobór obsady. Miło było zobaczyć tylu znanych aktorów w jednym filmie, ale aż żal mi się ich zrobiło bo znam ich głównie z filmów z lat 80 i 90 a tutaj byli już podstarzali i mieli siwe włosy. :( Jak na przykład De Niro, Jeff Fahey i Don Johnson. Również ciekawa rola Stevena Seagala - chyba po raz pierwszy widziałem go w roli bad guy'a. Choć mam wrażenie, że Seagal próbował naśladować np. Michaela Madsena sposobem mówienia i aktorstwem. Poza tym mam wrażenie, że Rodriguez też trochę nagrał film w podobnym stylu do "Desperado". Wiele elementów było podobnych, nawet kilku aktorów (właściwie to chyba tylko dwóch - Cheech Marin i Dany Trejo). Mam wrażenie, że Rodriguez uznał "Desperado 2: Pewnego razu w Meksyku" za nieudany film i spróbował powtórzyć nakręcenie jakiegoś filmu z wątkiem zemsty meksykańców.
Ogólnie film oglądało się bardzo dobrze. Może chwilami nudził gdy zwalniał i fabuła była jakby do przewidzenia, czego nie mogę powiedzieć o "Desperado", który jest wręcz genialnym filmem i mogę go oglądać wiele razy i mi się nie nudzi. "Maczeta" to dobry film, krwawy i męski, ale przyznam, że chyba poprzestanę na jednym seansie i jak na razie nie planuję drugiego. No, może kieeeedyś. Film oceniam na 7/10.