Szybkie pościgi, popisy kaskaderskie, trochę humoru a`la Jeunet, czy Rodriguez. Szkoda, że zabrakło scenariusza. Stara trylogia niby też nie miała wielkiej fabuły, ale broniła się specyficznym klimatem. W nowym Mad maxie nawał akcji blokował właśnie ten klimat, na który czekałem. Szkoda, że głównym bohaterem nie jest tu sam Max, ale Furiosa ( Grindhouse: Death Proof się kłania ) . To on jest sercem serii z lat 80-tych i tutaj też powinien być samotnym wilkiem wokół którego wiruje chaos. 7/10.