No wreszcie nie żałuję wydanych pieniędzy w kine!
Film Mad Max: Na drodze gniewu nie jest "wiernym" naśladownikiem poprzednich części, bo te powstały na przełomie lat 80', więc nie będę się starał zestawiać dwóch epok w kinematografii, ale wymienię czym nowy Mad Max zasłużył u mnie na 9/10.
Po pierwsze: Brak zbędnego gadania. Wszelakie rozmowy były wyważone i bardzo konkretne, przez co nie zanudzały widza pozwalając mu skupiać się bardziej na obserwowaniu zachowania postaci, niż rozpraszać potokiem bezsensownych informacji.
Po drugie: Świat i odwzorowanie postapokaliptycznego świata gdzie ludzie są zmuszeni do walki o paliwo jest po prostu genialnie przedstawiony. Z jednej strony mamy bezdroża, pustynię nękaną przez burze piaskowe czy formacje skalne dające uczucie, że świat jest jedną wielką beznadzieją. Stroje głównych bohaterów jak i postaci drugi i trzecioplanowych były wykonane w najmniejszych detalach, gratka dla fanów serii Fallout. Bronie też niczego sobie, tu z jednej strony wybuchowe włócznie, tu wystrzeliwane haki, piły tarczowe... pomysłów mieli co niemiara.
Po trzecie: Walka jest wartka, szybka, dynamiczna. Trzyma w napięciu, a kolejne sekwencje zostały przemyślane - nie ma schematu odgrzewanego kotleta, walki są naprawdę ekscytujące i nie powtarzają się. Kolizje aut i pojazdów są przepięne - PO PROSTU DESTRUKCJA!
Po czwarte: Fabuła jest jaka jest - sami się przekonacie. Nadaje sens całej akcji, ale nie dominuje - po prostu dobrze skleja bohaterów.
Po piąte: Bohaterowie - Tom Hardy wybronił się z roli i zagrał Maxa wzorowo (charakterem przypominając mi Clinta Eastwood'a). Mnóstwo przeciwników to świry i o takich świrów mi chodziło!

Podsumowując dałem ocenę 9/10 i jestem usatysfakcjonowany za film pełen akcji, w świecie gdzie rządzi paliwo, śmierć, krew, gnaty oraz szaleństwo.