Wydaje się, że Miller od zawsze marzył o zrobieniu takiego filmu. W pierwszej części mógł zrobić film, jaki chce, jeśli chodzi o tę bezkompromisowość, jednak australijska kinematografia nie pozwoliła mu zrobić filmu z rozmachem. W trzeciej części, już w Hollywood, Miller dostał wreszcie pieniądze, ale miał skrępowane ręce jeśli chodzi o fabułę. To nie był już prawdziwy brutalny Max, lecz wygładzona bajka dla dzieci o przygodach nowego Mojżesza. Teraz dopiero otrzymawszy zadowalający budżet i wolną rękę, stworzył arcydzieło kina akcji, o którym będzie się mówić jeszcze przez długie lata.
Recenzja:
http://mechaniczna-kulturacja.blogspot.com/2015/06/what-lovely-day-mad-max-fury- road.html