jeśli twoje dziecko najbardziej na świecie kocha filmy, a ty najbardziej na świecie kochasz swoje dziecko, to kup mu cinema speculation - w świątyni, rozdział 15:
The superintendent’s error wasn’t due to malice or faulty detective work, but because the man’s alibi couldn’t be corroborated until after the execution (like Madigan, it’s a mistake the lawman makes at the beginning of the picture that instigates the story to follow).
A w rozdziale poświęconym "Bullittowi" pisze tak: "Natomiast filmy o policjantach były zawsze poważne, bardzo serio i, powiedzmy sobie szczerze, trochę nudne. Niczym się od siebie nie różniły. Policjanci też niczym się od siebie nie różnili: wszyscy pod krawatem, w takich samych tanich ciemnych garniturach, do tego kapelusz pork pie i prochowiec albo płaszcz przeciwdeszczowy. Frank Sinatra w 'Detektywie', Sidney Poitier w 'Nazywam się Tibbs!', Richard Widmark w 'Madiganie' i George Peppard w 'Wahadle' byli dosłownie identyczni. Jednego można by zastąpić drugim w połowie filmu i żaden widz by się nie zorientował. No dobra, może Poitier grający Madigana byłby interesujący, bo Poitier miał wizerunek sympatycznego gościa. Właśnie dlatego wypadłby ciekawiej niż Widmark po raz nie wiadomo który powarkujący na ekranie".
W jednym na pewno nie mogę się zgodzić z Tarantino: "Madigan" może był na serio, ale humor w tym filmie jest też obecny.
fakt, to jest bardzo ogólne stwierdzenie. sam znalazłbym całą stertę przykładów zaprzeczających tej tezie, gdybym tylko trochę w banku pamięci poszperał. pierwszy z brzegu przykład - mamy rok 1968, rok narodzin jednego z moich ulubionych policjantów, który nie jest ani poważny, ani nudny, za to non stop powtarza się, zapomina, zawraca, wozi się z pieskiem, pali tanie cygara i ciągle gada o żonie, a jedyną rzeczą łączącą go z powyższym wizerunkiem policjanta będzie ten przeciwdeszczowy prochowiec. domyślasz się o kogo chodzi?
Ale to już serialowy detektyw, bo pewnie o Columbo piszesz. W sumie od dzieciństwa go nie oglądałem, a mimo to jego postać mam w głowie. Podobnie jest z Kojakiem.
kojak bardziej pasuje do powyższego schematu, ale to już inna dekada - dekada Ulic San Francisco, Starskiego i Hutcha. a stąd rzut berettą do Cagney i Lacey, Dempsey i Makepeace, Gliniarza i Prokuratora, T.J.Hookera, Crime Story i Pocjantów Miami.. rzeczywiście, jakby tak się zastanowić, to telewizja zaoferowała nam dużo bogatszy wianuszek policyjnych figur niż kinematografia..
by the way - piszesz kojak, widzę co? lizak! nie wiem kto wymyślił ten detal, ale wprost genialne to było. łysy od urodzenia telly savalas i jego lizak. nie potrafię sobie przypomnieć żadnego odcinka Kojaka, ale pamiętam lizak.. nie robiłem badań, ale mam podstawy by sądzić, że firma czupa czups sporo zawdzięczała kojakowi w latach dziewięćdziesiątych..