Jeszcze jeden przykład popłuczyn po "Piątku 13". Fabuła jest tutaj bliźniacza względem tej wykorzystanej w (bez porównania lepszym) "Burning". Nie przebierając w słowach: "Madman" to niskobudżetowy gniot, w którym nie uraczymy choćby odrobiny napięcia czy suspensu. Akcja wlecze się niemiłosiernie, sceny zabójstw są nieciekawe, a aktorstwo to czysta amatorszczyzna. Półtorej godziny nudy i wałkowania w nieskończoność najbardziej ogranych gatunkowych klisz. Jedynie dla najbardziej wytrwałych miłośników filmów spod znaku "backwood slasher".