parę razy trochę przewinąłem :-). Reasumując: co z tymi dyktafonami było i czemu doktorek w tym fotelu jeszcze na koniec siedział? Dziękuję.
Obawiam się, że tego Ci nikt nie wytłumaczy. To był tak g#wniany film, że chyba nawet nie ma co próbować go objąć rozumem. Ale niech będzie - moja wersja, to romantyczna scena z użyciem nowoczesnej techniki. W końcu spotkały się dwa zagubione dyktafony, a jeden z nich zmienił kasetę na nowej drodze życia...
No żesz cholera! Cały film był beznadziejny, ale ta ostatnia scena i to ujęcie z doktorkiem w fotelu po prostu mnie wytrąciło z równowagi. Jednak Kidawa w tworzeniu badziewia nie miał sobie równych!
Nie będę się wtrącał na ogólny temat twórczości Janusza Kidawy, ale akurat ten film taki zły nie jest. Trzeba go potraktować bardziej jako film obyczajowy z wątkiem sensacyjnym. Moim skromnym zdaniem osnowa obyczajowa filmu jest rewelacyjna, choć rzeczywiście tworzy dość chaotyczną całość. Mnie najbardziej utkwiła w pamięci wstawka baletu awangardowego jako ilustracja sceny hipnozy.
Ten film to taki "Big Lebowski", tylko nie w Pasadenie, Kaliforni a w Warszawie i podwarszawskich dzielnicach willowych.
To była Łódź. :D
No po prostu nie mogę się zgodzić z tym, że nie jest zły. ;) Główną wartością jest to, że można się pośmiać z tego, jak to wszystko zostało zrobione.
Ale dałem ciała z tą Warszawą. Oczywiście masz rację, to była Łódź. Z tym, że to akurat w tym filmie nie ma znaczenia, jakiekolwiek średnie lub duże miasto w Polsce by się nadało.
Ja ten film (czy chyba bardziej scenariusz) cenię za autentyczne pokazanie banalności przestępczości na średnim szczeblu. Tu nie ma ani emocjonulących walk i strzelanin ze szczebla ulicy ani widowiskowych prywatnych jachtów i samolotów na najwyższym szczeblu. Tu jest to standardowe: śledztwo zostało zaniechane z braku dowodów i z nadmiaru możliwych poszlak..Jedyna szansa na rozwiązanie to jakiś przypadkowy unikalny element łączący wątki, tak jak w tym filmie.
Może nie wyszło z tego kino atrakcyjne, ale wyszło kino autentyczne.
Tutaj pewnie można by jeszcze wstawić komentarz feministyczny o tym jak kobiety zostają wmieszane w działąlność przestępczą. Ja tylko napiszę, że jest w tym filmie dobrze pokazane, ale nie będę wchodził w detale.
Film nie jest taki zły. Od biedy można go podciągnąć pod thriller. Obstawiam, że główną sprawczynią była żona Biela, która zahipnotyzowała męża, by ten dokonał zabójstwa. Z którego dyktafonu poszło nagranie prowokujące Biela do samobójstwa, oczywiście nigdy się nie dowiemy. po to się przecież robi filmy :-))).
Nieuważnie oglądałeś. O ile scena z siedzącym doktorkiem nie wnosi (chyba - przynajmniej ja tego nie widzę) nic, to drugi taki sam dyktafon - ma ogromne znaczenie. Była scena, w której Biel dostaje telefon z budki i na zniekształconym nagraniu z dyktafonu głos mówi mu, że wie co zrobił i że musi umrzeć. Ostatnie sceny poddają pod wątpliwość to czy autorem wiadomości był Miazga. Równie dobrze mogła to być żona zabójcy, która także miała taki sam dyktafon. Zresztą scena wcześniej sugerowałaby, że to żona dzwoniła do Bieli - gdyż niejasno tłumaczy się z posiadania dolarów. Więc musiały to być pieniądze ze schowka.
Ta scena wręcz sugerowała, szczególnie po wyznaniu o posiadaniu dolarów, że nagranie puściła żona Biela. Do tego na przesłuchaniu w komendzie MO, sam Miazga, był bardzo zdziwiony, w jaki sposób wpadli na trop Biela. Mnie dziwi sama jego śmierć. Wpadł w dół z wapnem czy co to było? Ja te samobójstwo miało wyglądać, bo nie zauważyłem żadnych szczegółów.
Oczywiście, że to była żona Biela. Psycholog raczej nie nazwałby Biela zboczeńcem.
Wiem, że minęło kilka, a nawet kilkanaście lat od niektórych komentarzy, ale jestem świeżo po seansie, więc chętnie odpowiem. Tak jak napisali przedmówcy: zbliżenie na magnetofon i użyta muzyka w tej scenie jednoznacznie stwierdzają, że osobą, która groziła telefonicznie Bielowi (i która poniekąd doprowadziła do jego śmierci) jest jego żona. Podobnie z pieniędzmi - mieliśmy wcześniej scenę, kiedy widziała ona schowek pod podłogą; kiedy mąż zniknął na dłuższy czas (a wiedziała, że nie jest na wsi, bo jak twierdzi "gdyby pojechał na wieś, to by mnie zawiadomił jak zawsze" to zabezpieczyła dla siebie pieniądze.
Natomiast nikt nie wyjaśnił koniec końców ostatniego ujęcia, czyli Konrada siedzącego w fotelu i odpalającego fajkę. Długo myślałem po zakończeniu o tych finałowych scenach i około godzinę po seansie do mnie trafiło - Konrad, kiedy leży w łóżku z żoną Biela mniej więcej w połowie filmu mówi, że zapali, kiedy będzie pewien swojego uczucia! Więc ostatnie ujęcie jest po prostu prozaicznym dopełnieniem historii (miłosnej?).
Tak więc mamy w zawiły sposób wytłumaczony średnią bądź co bądź intrygę (choć podoba mi się argument z banalnością przestępczości jednego z przedmówców). Jednak z bardziej intrygujących pytań na które nie mogę znaleźć odpowiedzi dręczy mnie jedno - dlaczego Marian Biel na początku filmu wkłada ucięty łeb gęsi do sejfu?
Tak czy siak film jest, podobnie jak z resztą zdecydowana większość gatunkowych produkcji Iluzjonu, słaby, bardzo dziwny, źle poprowadzony, momentami nudny, momentami absurdalny, ale zdecydowanie na swój anormalny sposób wyjątkowy.