To byłby cudowny film, gdyby wręcz nienaturalne zaangażowanie ginekologa. Wyskakiwał prawie w każdej scenie, a już dla mnie apogeum była końcowa scena zbiorowego śpiewu. Chciałam zachować powagę, ale jego występy muzyczne wywołały w sali kinowej salwę śmiechu i zażenowania.
Sceny z ginekologiem to całkowite, totalne wręcz nieporozumienie. Żenada, sentymentalizm i kicz. Takie akcje były dobre w filmach z lat czterdziestych.
Haha zeby tacy byli naprawde ginegolodzy ooo no niestety to tylko w filmach bo prawdziwi to zimni chirurdzy eee
Byłam święcie przekonana, że Magda zwiąże się z ginekologiem,zwłaszcza,kiedy ten przed operacją wyznał jej, iż nie układa mu się z żoną. Wizualnie bardzo do siebie pasowali. Ich zażyłość i bliskość znacznie przekroczyła granicę : pacjent - lekarz, na miejscu Arturo byłabym trochę zazdrosna o tak piękną kobietę, jaką była Magda.