W moim przekonaniu atrybutami filmu są: aktorzy, muzyka i osadzenie w czasie i miejscu - lata 70-te USA. I to synergia tych trzech czynników przyczyniła się do tego, iż film czaruje. Chylę czoła nad muzyką, gdyż w thrillerze jest to kluczowe medium jakim buduje się napięcie, niepokój. Kołyszące sekcje orkiestrowe przewijące się w tle, ostre i gwałtowne pojedyńce akordy pianina i narastające, przeciągłe dźwięki trąbki. Rewelacja, która zapada w pamięć. Dustin Hoffman i Roy Scheider dobrani do ról według emploi. W swoich szczytowych formach, na fali sukcesów z wcześniejszych filmów. Mają "flow" i "flavour".
Mnie zapadła w szczególności scena wyścigu-pojedynku Babe z innym biegaczem. Niepokój skomponowany został przez muzykę, szybkie tempo kolejnych scen, odgłosy zmęczonych oddechów, rytm kolejnych kroków i wyśmienita przebitke z Etiopijczykiem.
Niestety film obejrzany po raz kolejny nie zachwyca fabułą. Ostatnie sceny i finalne rozstrzygnięcie wydają się zbyt trywialne w stosunku do tej ciężkiej intrygi z diamentami.
Rekapitulując, film mimo niedoskonałości fabuły ogląda się ze szczerą przyjemnością.
Polecam!