Mam wrażenie iż dokument nie oddaje w pełni filozofii Mariny a wręcz ją deformuje. Nie zaprzeczam iż są w jej twórczości rzeczy niezłe w swojej prostocie np. ona łuk strzała i on lub performance z Wielkim Murem Chińskim ale jest tego jak kot napłakał. Nie kupuję jej wręcz surrealistycznego uzewnętrzniania się w imię zbawiania i wpływania na masy. Ktoś kto utożsamia się i jest przedstawiany jako artysta odrzucający szokowanie a jednocześnie tnie się żyletką na scenie jest hipokrytą. Poziom kontrowersji definiuje sobie sama co oznacza że nie ma go wcale (np. Rhytm 10). Dlaczego służby porządkowe ingerowały w jej pracę w MoMA (The Museum of Modern Art) i jakie było jej zdanie na ten temat? Czy pozwoliła na to? Gdzie są trudne pytania o jej "sztukę"? Nie można nazwać dokumentem czegoś co jest laurką ze sklejonymi kilkoma zdaniami pochwał.
Bez swojej publiczności jest nikim i sama tego nie ukrywa. Gdyby ktoś anonimowy podrobił jej występ na środku rynku w Krakowie czy oddziaływanie byłoby to samo? Widz może odnieść wrażenie iż chętni do partycypowania w jej instalacjach to jakiś ułamek z milionów chętnych. I to wołanie o popularność gdy pojawiają się James Franco i Orlando Bloom. Czy oni też czekali w kolejce a może zostali wybrani z tłumu aby usiąść na krześle. Artystka z metką i kodem kreskowym, do kupienia kiedy trzeba.
Biografia powinna być zakończona gołą Mariną wypiętą na stole tak aby każdy mógł wedle uznania ją gloryfikować...całując w pupę.