Do 75 minuty to dokument idealny. Twórcy za pomocą obrazu potrafią scharakteryzować bohaterkę, przybliżyć ją widzom, ale stroniąc od jasnych wypowiedzi. Marina Abramović jawi się tu jako inteligentna artystka, która nie zawsze wie czemu służy jej zachowanie, ale gdy już jest czegoś pewna, szczerze potrafi o tym powiedzieć. Co ciekawe, okazuje się ona bliższa zwykłemu widzowi niż się wydaje. Poza sztuką to normalna kobieta, niewiele się różniąca od zwykłych zjadaczy chleba. Nie uważa iż performance jest jakąś "lepszą" formą ekspresji. Z szacunkiem odnosi się do kina, teatru czy iluzji. Umie opowiedzieć o swojej twórczości z dużym dystansem i pewną dozą obiektywizmu. Cenię to. Nawet głupotki, które czasem jej się zdarza strzelić są sympatyczne.
W pierwszych scenach Matthew Akers udowadnia widzowi, że twórczość Mariny nie jest wcale tak prosta i efekciarska jak się większości wydaje. Sam podchodziłem do tego typu przedstawień sceptycznie, ale film zarzucając mnie olbrzymią liczbą argumentów potrafił rozwiać wątpliwości- to jest wielka sztuka. Później następuje rozliczenie się z życiem osobistym bohaterki. Tu nie obyło się bez ekshibicjonizmu emocjonalnego. Każdy stara się bez skrępowania powiedzieć co tak na prawdę czuje i czego żałuje. Spotkanie Ulaya z Mariną jeden wielki wybuch skumulowanych uczuć i moim skromnym zdaniem mogło by stanowić finał tego filmu.
Ostatnie 25 minut ukazuje relacje artystki z odbiorcami. Ten fragment był potrzebny, ale mógłby być krótszy, bo to zdecydowanie najsłabsza część. Jest to niekończąca się seria pochwał w stronę Mariny Abramovic od jej przyjaciół, fanów oraz współpracowników. Ludzie dostają szału, wychwalają ją ponad niebiosa, mnożą interpretacje występu (czasami nawet nadinterpretacje), a w przerwach między wypowiedziami wciąż oglądamy twarze osób odwiedzających wystawę. Mnóstwo motywów się tu powtarza, a sam reżyser nie wiadomo po co ubiera w słowa wnioski, które mogliśmy wysnuć sami z pierwszej części filmu.
Mimo to słabe 8 mogę wystawić z miejsca. Dawno nie widziałem tak dobrego dokumentu. Sugestywny, szczery, świetnie udźwiękowiony... Warto zobaczyć!
Zgadzam się z większością, ale według mnie twórcy dokumentu ostatecznie zbyt mocno poszli w ten ekshibicjonizm. Nie przekonują mnie obrazy artystki pochylającej się nad muszlą klozetową czy sprawiającej wyreżyserowanej scenki spotkania z Ulayem.
Końcówka... tak, rzeczywiście nie poraża. Nie przepadam za takim skrajnym subiektywizmem, dokumentalista powinien wystrzegać się ukazywania w swym filmie tylko jednej strony. Niby był ten motyw z mężczyzną zrzucającym kartki, ale przedstawiony z góry w świetle negatywnym, niestety.