Nędza. Film zakłada, że pies jest z gruntu zły, zniechęca do tresury a z treserki robi kretynkę. W ogóle nie widac, by coś ich z nim łączyło, jego obecnosć wiąże się z wszystkim, co złe. Zarówno pies jak i dzieci są jakby mimochodem. Główni bohaterowie również. Oglądając ten film czułam się, jakbym czytała nędzny artykół w "Życiu na goraco". Nie rozumiem tak wysokiej oceny.
Widać, że nie miałaś do czynienia z psami rodzaju Retriever, albo po prostu jesteś z gatunku kotolubnych.
Jestem psiarą jakich mało, zajmuję się hodowlą chińskich grzywaczy. Wiem, jakie potrafią być psy, broją, niszczą buty, jeden zjadł mi stanik, bywają nieznosne, ale łączy mnei z nimi więź. Film tej więzi nie pokazuje. Mówi: "są sobie ludzie, kupują psa, on niszczy i jest głupi jak but a oni są durni i nie potrafią go zsocjalizować i zostawiają szczeniaka na pierwsza noc samego w garażu, potem rodza dzieci a pies jest jeszcze bardziej wkurzajacy a potem starzeje się i umiera a oni płaczą". Ja jako widz się z tym psem nie zżyłam zupełnie. Pomysł fajny, ale wykonanie zupełnie mi się nie podobało.
Zgadzam się w 100%. Nie było pokazanej żadnej więzi między panem a psem. Jak zostawiał go na noc w klinice, to nawet nie trzymał go za łapę, ani nie ucałował przed wyjściem, tylko zarzucił jakimś patosem, obrócił się na pięcie, nie spojrzał na schorowanego pupila i wyszedł.
Może aktorzy nie zżyli się z psem, tak samo jak ja. Nie czułam do tego psa nic. Tylko biegał, oni na niego krzyczeli, a on biegał.
Pies do przesady broił, nie wiem, czy to miało być zabawne, ale te nienaturalnie przewracające się za nim rzeczy, których nawet nie dotknął były irytujące.
Nie poczułam żadnych emocji przez cały film, aż oczywiście do ostatnich scen. Ale wystarczyło obejrzeć ostatnie 10 min bo wcześniejsze 100 min nie wnosiło NIC. Możliwe, że nawet bez tego 100-minutowego preludium bardziej był przeżyła końcówkę.